Back to top
Publikacja: 05.09.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

– Wygramy kolejne wybory, dalej będziemy prowadzili dobrym kursem polskie sprawy. Tak, by nikt już nigdy Polakom nie zaciągnął hamulca – zapewnia na łamach tygodnika „Sieci” szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki. Co jeszcze znajdziemy w poniedziałkowych gazetach?


Morawiecki i Krasnodębski o sytuacji Polski

W wywiadzie dla „Sieci” premier tłumaczy, że w wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę, „świat drży w posadach”, a Kremlowi zależy, aby te napięcia doprowadziły do upadku polskiego rządu. – Częściowo to naturalne napięcia w tak trudnej wojennej sytuacji i po pandemii, ale w ogromnej części to także efekt gry Kremla, który wykorzystuje wszelkie możliwe środki do wzbudzania niepokojów, wprowadzania naszych państw i demokracji w stan chaosu […]. Putin chce klęski obozu propolskiego – my musimy zapewnić temu obozowi kolejną kadencję rządów. To jest dziś polska racja stanu – tłumaczy Morawiecki. Polityk zapewnia też, że Warszawa zdecydowanie stawia na wzmocnienie armii, tak, „by nikt nawet nie pomyślał o ataku na Polskę”. Szef rządu porusza też kwestię sporu na linii Polska-UE, w ramach którego unijne instytucje chcą zmusić Warszawę do podporządkowania się Brukseli. – Wcześniej czy później i tak wszystkie pieniądze [z KPO – przyp. red.] dostaniemy. Teraz zaś jesteśmy w pewnym procesie. Słyszymy różne głosy, w Unii też jest partia pokoju i partia wojny, też są harcownicy i poważni politycy. Wkrótce przedstawimy Komisji Europejskiej wnioski o wypłatę środków – podkreśla szef rządu.

Również na łamach „Sieci” o napiętych relacjach z Unią Europejską mówi europoseł PiS Zbigniew  Krasnodębski. Jak zwraca uwagę polityk, wojna na Ukrainie, podobnie jak pandemia COVID-19, „zostanie wykorzystana do tego, by jeszcze bardziej scentralizować Unię i pozbawić państwa takie jak Polska możliwości wpływania na decyzje”. – W przemówieniu wygłoszonym na Uniwersytecie Karola w Pradze kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział jasno, jak to będzie wyglądało: Unia zgodzi się na rozszerzenie, ale za cenę pogłębienia integracji. To z kolei oznacza wzmocnienie pozycji Francji i Niemiec, odejście od zasady jednomyślności i finalnie skokową degradację znaczenia Polski – wskazuje prof. Krasnodębski, podkreślając potrzebę obrony unijnych traktatów. – Nerwy na wodzy. Negocjowanie. Używanie tych narzędzi, które mamy, w tym także weta. I działanie zgodnie z dewizą Maxa Webera, że polityka to jest borowanie twardych desek. Wiertła są kruche, deski grube, ale w końcu przychodzą efekty. Wszystko pod jednym warunkiem: nie można się bać – podsumowuje europoseł, pytany o kierunek, w którym powinna iść polska dyplomacja.

Reparacje od Niemiec

Pierwsze strony gazet zajmuje temat reparacji wojennych. – Zapadła decyzja o wystąpieniu o reparacje wojenne i odszkodowania za to, co Niemcy uczynili w Polsce w latach 1939–1945 – poinformował w 83. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Suma oczekiwanego odszkodowania od Niemiec wynosi 6 bln 200 mld zł. „Mimo głośnego raportu Polska wciąż formalnie nie wystąpiła do Niemiec o reparacje. Dla Berlina temat jest zamknięty. To nie zmienia faktu, że jakaś forma zadośćuczynienia jest możliwa” – relacjonuje „Dziennik Gazeta Prawna”, zwracając uwagę na dotychczasowy brak oficjalnych działań ze strony Warszawy. „Członkowie rządu nieoficjalnie przekonują, że publikacja nie jest ostatnim krokiem, a jedynie początkiem dalszych działań i rozmów z Berlinem, dlatego są przygotowywane kolejne kroki dyplomatyczne. Nie wiadomo jednak, czy ograniczą się one do przekazania noty dyplomatycznej przez ambasadora w Berlinie, czy zostaną zaangażowane znacznie wyższe szczeble, z ministrami i premierem włącznie” – czytamy. Sceptycznie do działań rządu podchodzi dziennik „Rzeczpospolita”, który pisze na pierwszej stronie: „Berlin mógł udzielić wsparcia humanitarnego dla żyjących jeszcze polskich ofiar drugiej wojny światowej lub wziąć udział w odbudowie Pałacu Saskiego. Spór o reparacje to oddala”. Jak bowiem tłumaczą  w rozmowie z „Rz” źródła rządowe w Berlinie: „To jest inicjatywa kontrproduktywna. Polskie władze uderzają tam, gdzie nie ma drzwi, a jest tylko ściana. Bo drzwi są gdzie indziej”. Zdaniem rozmówcy gazety, w wyniku przedstawienia przez Warszawę tak konkretnych żądań, zgoda Berlina byłaby jednak traktowana jako „ustępstwo pod presją polskich władz”. „I to ustępstwo dalece niewystarczające. Polska inicjatywa prowadzi więc do usztywnienia stanowiska Niemiec” – czytamy. „»Raport o stratach wojennych poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej« to porażające studium niemieckiej nienawiści i działania hitlerowskiej fabryki śmierci. Śmierci zadanej nie tylko fizycznie narodowi polskiemu, ale także państwu polskiemu, jego infrastrukturze, wartościom, materialnemu dziedzictwu” – pisze natomiast na łamach „Sieci” Wojciech Biedroń, podkreślając, że ustaleń wynikających z raportu „wymazać się nie da”, „podobnie jak niemieckiej winy”.

Rosja pod presją

Dziennikarze analizują również sytuację Moskwy, która zmaga się z konsekwentnymi działaniami państw Zachodu. „Grupa G7, zrzeszająca najbogatsze kraje demokratyczne, osiągnęła w piątek porozumienie polityczne w sprawie limitu cen na rosyjską ropę i produkty naftowe. Jak wskazują rozmówcy DGP, mechanizm ten może być najboleśniejszym ekonomicznym ciosem w agresora od początku wojny w Ukrainie” – czytamy w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. „Podporządkowanie się limitowi ma być warunkiem dostępu do usług firm z krajów G7 umożliwiających transport ropy. Będzie to istotne zwłaszcza z punktu widzenia ubezpieczeń dostaw morskich – ponad 90 proc. tego rynku jest kontrolowane przez kraje »siódemki«. Jeśli – jak liczą na to zwolennicy projektu – większość rynku, także poza Europą, podporządkuje się wytycznym G7, Rosja będzie musiała obniżyć ceny albo pogodzić się z ograniczeniem na długie lata swoich mocy produkcyjnych” – tłumaczy dalej Marceli Sommer.

W tygodniku „Do Rzeczy” Piotr Włoczyk pisze, że chociaż Moskwa przekonuje świat, że świetnie radzi sobie z sankcjami, w rzeczywistości jednak wielki program „zastąpienia importu” okazuje się niewydolny, kolejne sektory gospodarki dogorywają, a inżynierowie muszą sięgać po rozwiązania z lat 80. „Chociaż sankcje faktycznie nie uderzyły w Rosję tak szybko, jak to przewidywało początkowo wielu ekspertów, to jednak upadek rosyjskiej gospodarki jest coraz bardziej widoczny. W opublikowanym w lipcu raporcie na temat skuteczności sankcji eksperci z Uniwersytetu Yale ocenili, że »rosyjska produkcja gwałtownie wyhamowała bez perspektywy na odrobienie strat biznesowych«” – czytamy. Dziennikarz zwraca również uwagę, że zgodnie z opinią ekspertów z Yale, jeżeli Zachód nie ugnie się i utrzyma sankcje, to Rosja „nie ma szans zawrócić znad gospodarczej zapaści”.