Back to top
Publikacja: 05.05.2020
Wywiad z prof. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim
Polityka


„Jak każde niepodległe państwo mamy przed sobą rozmaite wyzwania w starciach interesów politycznych z innymi graczami na arenie międzynarodowej. Takie starcia powodują koszta, napięcia zarówno materialne, jak i psychologiczne” - mówi prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z Jakubem Maciejewski w tygodniku „Sieci”.

(…)

Nie było wyboru…

Gdybyśmy nie stawali w obliczu tak dramatycznych sytuacji, toby powstania nie wybuchały. Dylemat nie brzmiał: bić się czy nie bić, tylko np. w 1863 r. czy iść na 25 lat do armii rosyjskiej, walczyć z Czeczeńcami i Czerkiesami na Kaukazie w mundurze rosyjskich sołdatów, czy też iść do Kampinosu z kosami, biorąc udział w powstaniu.

Taka interpretacja zdarzeń zupełnie zmienia sposób patrzenia na „polskie szaleństwo”.

Ależ to powinno być oczywiste, że ludzie idą ginąć z bronią w ręku, kiedy nie mają innego wyjścia, kiedy muszą się bronić, bo najwyższe dla nich wartości, ale także sposób życia, są zagrożone. Albo będą ryzykować życie w interesie tyrana zaborcy, albo w sprawie własnej i własnego narodu. Dla mnie symbolem niemożności oszczędzenia krwi jest tablica w kościele świętych Piotra i Pawła w Wilnie, ufundowana przez rodziców synowi, który poległ w rosyjskim mundurze, walcząc z Węgrami w 1849 r. Ilu Polaków oddało życie w wojnach naszych zaborców? Ta krew, a nie krew powstańcza, była polską krwią rozlewaną nadaremno.

Jakie postawy polityczne widoczne są więc dzisiaj, gdy nie ma aż tak dramatycznych wyborów?

Jak każde niepodległe państwo mamy przed sobą rozmaite wyzwania w starciach interesów politycznych z innymi graczami na arenie międzynarodowej. Takie starcia powodują koszta, napięcia zarówno materialne, jak i psychologiczne. Innymi słowy to obywatele RP muszą być mentalnie zdolni do wchodzenia w spory polityczne z innymi podmiotami i ponosić tego koszty w nadziei na osiągnięcie sukcesów.

Ale w tych starciach trudno o sukcesy.

Jak w każdej grze raz będziemy wygrywali, raz przegrywali albo wynik będzie niewyraźny. Natomiast twierdzenie, że sukcesy będą bez kosztowe albo że jakiś zewnętrzny podmiot z ogólnohumanistycznych względów zajmie się naszymi interesami lepiej niż my sami, jest szalenie naiwny.

(…)

Wróćmy do polskich spraw/swar. Tych najbardziej aktualnych. Czy wybory prezydenckie w ustalonym wcześniej terminie są zagrożeniem dla życia i zdrowia Polaków?

To jest narracja jednego z obozów politycznych, który musi udramatyzować skalę pandemii. Jest to o tyle trudne, że Polska na tle innych krajów Europy zachowuje się ponadprzeciętnie skutecznie. We Włoszech, Hiszpanii czy w tak dobrze zorganizowanym kraju jak Wielka Brytania COVID-19 zbiera ogromne żniwo, więc opozycji w Polsce pozostaje snuć rozmaite teorie spiskowe o ukrywaniu zgonów czy umyślnie niskiej liczbie przeprowadzanych testów. To by musiało oznaczać, że istnieje cała struktura zakonspirowanych lekarzy, którzy ze szczególnej sympatii do obozu rządzącego zaniżaliby statystyki, a dzielni śledczy z „Gazety Wyborczej” i TVN nikogo nie złapali za rękę, bo tak dobrze ten spisek jest zorganizowany.

Taka wizja, zabawna zresztą, nie ma pokrycia w faktach. Żadne ABW nie wyrywa laptopów redaktorom tygodników, którzy coś wyśledzili, na polecenie rządu nie są przejmowane gazety, jak to miało miejsce za czasów Donalda Tuska w przypadku dziennika „Rzeczpospolita”.

(…)

Czyli pana zdaniem możemy być spokojni o jakość przeprowadzonych wyborów?

Jedynym poważnym zagadnieniem jest techniczna wykonalność tej procedury. Proste porównanie do wyborów korespondencyjnych w Monachium nie jest adekwatne – tam mieliśmy do czynienia ze zwartym skupiskiem ludzi na zurbanizowanym, dobrze skomunikowanym terenie. To samo wyzwanie rozciągnięte na 38 mln obywateli w całym, zróżnicowanym infrastrukturalnie kraju, jest już znacznie trudniejsze do przeprowadzenia.

Z drugiej strony rząd nie jest tu pionierem, nie musi zaczynać od zera – są doświadczenia Korei Południowej, Szwajcarii, niektórych stanów Ameryki Północnej. Można o tym dyskutować, ale podejmowanie tematu o fałszowaniu wyborów jest niemającym oparcia w jakichkolwiek faktach pomówieniem. A takie przesłanki mieliśmy za Platformy Obywatelskiej, kiedy pracownicy PKW jechali na „wymianę doświadczeń” do Moskwy. Na Mazowszu odbywało się głosowanie samorządowe, gdzie wzdłuż granic administracyjnych cudownym trafem wygrywało PSL, przy jednoczesnym dużym procencie głosów nieważnych. Pamiętna kompromitacja PKW, która w 2014 r. nie mogła przez prawie tydzień policzyć głosów, a w Szczecinie wybory prezydenckie wygrał człowiek, który nawet nie kandydował…

 

Wywiad w całości ukazał się w tygodniku „Sieci”  nr  18/2020