Back to top
Publikacja: 22.05.2019
Unia od Nowa

 


 

Kulturalna kontrrewolucja w Unii Europejskiej staje się coraz bardziej możliwa. Chociaż prawicowe partie nie wszystko łączy

 

Przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego wyraźnie widać istnienie dwóch przeciwstawnych obozów w całej Unii. Po jednej stronie lewica, liberałowie i centroprawica, które przymierzają się, w obliczu skurczenia się frakcji Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D) oraz Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w przyszłym Parlamencie Europejskim do wspólnego działania typowego do tej pory dla samych socjalistów z S&D i „chadeków” z EPL. Z drugiej strony, siły takie jak polski PiS i węgierski Fidesz, zaliczone przez zwolenników Stanów Zjednoczonych Europy do eurosceptycznych, prawicowych populistów (zwanych także w języku lewicy „skrajną prawicą”) –  podobnie jak włoska Liga, francuskie Zjednoczenie Narodowe (RN) itp. – proponują inną Unię, w której większą wagę miałyby państwa narodowe w duchu zasady subsydiarności (pomocniczości) wpisanej do traktatu lizbońskiego. Jeśli wierzyć sondażom, to socjalistom i ludowcom rzeczywiście potrzebni będą liberałowie z frakcji ALDE dowodzonej przez progresistę i federalistę Guya Verhofstadta, aby zapewniać sobie większość. Wszystkie trzy frakcje w swojej większości popierają działania Komisji Europejskiej skierowane przeciwko Polsce i Węgrom oraz dążą różnymi metodami do stopniowej federalizacji Unii Europejskiej, np. poprzez mechanizm obowiązkowej relokacji nielegalnych imigrantów lub ostatnio usiłując wprowadzać nowy mechanizm mający powiązać fundusze europejskie z oceną przestrzegania praworządności i „wartości europejskich” w krajach członkowskich. Frans Timmermans i Manfred Weber, będący kandydatami odpowiednio S&D i EPL na stanowisko przewodniczącego przyszłej Komisji Europejskiej, są zwolennikami takiego mechanizmu, który oddałby w ręce Komisji nowe potężne narzędzie nacisku na rządy krajowe. W połowie stycznia Parlament Europejski przyjął właśnie ten mechanizm (polscy posłowie SLD, UP i PSL wstrzymali się od głosu, posłowie PO głosowali za, posłowie PiS głosowali przeciw). Musi go jednak jeszcze zatwierdzić Rada, co może nie być już takie proste. Problem w tym, że powiązanie funduszy z oceną praworządności jest najlepszą receptą na pogłębienie podziałów i mnożenie konfliktów między Brukselą a państwami członkowskimi oraz między rządami poszczególnych krajów Unii. Jednym słowem, federalistyczne zapędy komisarzy europejskich oraz niektórych liderów narodowych, na czele z francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem, mogą doprowadzić do rozsadzenia Unii Europejskiej od środka lub co najmniej do jej dalszego osłabienia, którego byliśmy już świadkami w minionej dekadzie (vide kryzys grecki, kryzys euro, kryzys migracyjny, w sprawy normalnie zastrzeżone dla krajów członkowskich itp., itd.).

Unia narodów

W Unii, której chcą PiS i Fidesz, instytucje unijne działałyby tylko w obszarach, w których obecne traktaty europejskie przyznają im kompetencje, a w obliczu obecnych nadużyć instytucji europejskich najlepsza byłaby nawet reforma traktatów w celu przywrócenia dawnego kształtu Unii Europejskiej jako Europy narodów. Jednocześnie na zachodzie kontynentu ewolucja partii dotąd uważanych za antyunijne i dzisiaj także zaliczanych do prawicowych „populistów” powoduje, że mogą być one brane pod uwagę jako potencjalni sojusznicy. Dlatego też mnożą się ostatnio spotkania: Włocha Matteo Salviniego z Węgrem Viktorem Orbánem w Mediolanie oraz z Jarosławem Kaczyńskim w Warszawie czy Jarosława Kaczyńskiego z Hiszpanem Santiago Abascalem z Vox oraz z liderką włoskich narodowców (sprzymierzonych z Ligą Salviniego na poziomie samorządów) Giorgią Meloni. Salvini z poparciem Francuzki Marine Le Pen próbuje tworzyć szeroki europejski sojusz zwolenników Europy narodów, mający docelowo obejmować potencjalnie także PiS i Fidesz. Ważnym krokiem w tym kierunku miała być konferencja zwołana 8 kwietnia przez Salviniego w Mediolania  z udziałem przedstawicieli trzech prawicowych frakcji w europarlamencie: ENF (do której należą m.in. włoska Liga, francuski RN i austriacki FPÖ), EFDD aktualnie pod przywództwem Brytyjczyka Nigela Farage’a (gdzie zasiada także poseł niemieckiej AfD) oraz EKR, skupiającej zwłaszcza polski PiS i wciąż jeszcze brytyjskich torysów. Spotkanie pod hasłem: „Ku Europie zdrowego rozsądku” odbyło się bez udziału PiS, którego frakcja EKR była reprezentowana przez Partię Finów (lub Prawdziwych Finów) i Duńską Partię Ludową. Zarówno Salvini, jak i Le Pen podkreślali w ostatnim czasie, że liczą na współpracę z PiS i Fideszem w celu obrony Europy narodów i zatrzymania brukselskich zapędów. Ba, Le Pen twierdzi nawet, że odeszła od postulatu frexitu pod wpływem dojścia do władzy ruchów politycznych podzielających wizję jej partii na Węgrzech, w Polsce, w Austrii i we Włoszech. W związku z tym, twierdzi Francuzka, pojawiła się możliwość reformy Unii Europejskiej. O współpracy w Parlamencie Europejskim liderka RN mówiła w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” opublikowanym 20kwietnia: „Chciałabym, abyśmy byli jedną grupą, ponieważ wtedy będziemy wpływowi w europarlamencie. W naszym interesie leży, aby podążać w tym kierunku. Polacy z PiS i Węgrzy z Fideszu powinni należeć do naszej frakcji, ale wiem, że to nie jest proste zadanie”.

Wychodzić czy reformować

Jak wiadomo, jedną z głównych przeszkód jest stosunek RN do Rosji i do Władimira Putina. Ten sam powód pod adresem Salviniego akcentowała włoska prasa, tłumacząc brak przedstawicieli PiS 8 kwietnia w Mediolanie. I to samo można zresztą powiedzieć o austriackim FPÖ i o niemieckiej AfD. Warto jednak zaznaczyć, że ani Salvini, ani Le Pen nie postulują wyjścia ich kraju z NATO (Le Pen w programie prezydenckim z 2017 r. postulowała jedynie powrót do sytuacji sprzed prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego, kiedy od czasów de Gaulle’a Francja nie była już w strukturach militarnych NATO) i obaj liderzy uważają USA za ważnego sojusznika. Ich stosunek do Rosji nie różni się zbytnio od jej postrzegania przez Viktora Orbána i Fidesz ani nawet od stanowiska włoskiej czy francuskiej centroprawicy lub co najmniej części centroprawicy. Jeśli PiS może współpracować z Fideszem na forum europejskim pomimo odmiennego stosunku do Rosji, to współpraca z Ligą i RN powinna także być możliwa, o ile cele, które te partie stawiają sobie w Brukseli, nie będą sprzeczne z wizją europejską Warszawy i Budapesztu. Jednym słowem, PiS i Fidesz mogą znaleźć wspólny język jedynie z ruchami politycznymi, które nie dążą do rozwiązania Unii Europejskiej ani do opuszczenia tejże Unii przez ich kraje. Takimi ruchami są dzisiaj m.in. włoska Liga, francuski RN, austriacki FPÖ, hiszpański Vox i niemiecka AfD. Co prawda Liga, RN i AfD nie wykluczają możliwości opuszczenia Unii, ale uznają dzisiaj tę możliwość jedynie za ostateczne rozwiązanie na wypadek, gdyby reforma Unii od środka okazała się niemożliwa. Rozważany (w przypadku Ligi i RN) lub wprost postulowany (w przypadku AfD) jest powrót do walut narodowych, które mogłyby ewentualnie istnieć równolegle z euro (co proponowała także przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi we Włoszech centroprawicowa Forza Italia byłego premiera Sylvia Berlusconiego. Jest to istotna różnica w porównaniu z holenderskim PVV Geerta Wildersa czy holenderskim Forum na rzecz Demokracji Thierry’ego Baudeta, która to partia utworzona dopiero w 2016 r. wyprzedziła wszystkie inne partie holenderskie w tegorocznych wyborach samorządowych, z poparciem na poziomie 14,5 proc. (wobec 7 proc. dla PVV): te dwie partie opowiadają się wprost za wyjściem Holandii z Unii. Ponadto w swoim programie wyborczym do europarlamentu francuski RN postuluje likwidację Komisji Europejskiej, a niemiecka AfD chce likwidacji Parlamentu Europejskiego. Te pomysły mogą być nie do pogodzenia z wizją PiS czy Fideszu. Chociaż należy również przypomnieć, że Szwedzcy Demokraci zupełnie niedawno, w obliczu trudności związanych z wynegocjowaniem warunków brexitu, zawiesili własny postulat organizowania referendum w sprawie opuszczenia Unii przez Szwecję, a i tak w europarlamencie zasiadali cały czas w tej samej frakcji EKR co PiS.

Bez większości

Jednakże podziały i odmienna wizja Unii Europejskiej mogą bardzo osłabić wpływy „populistów” w przyszłym Parlamencie Europejskim oraz w Radzie. Nawet gdyby prawicowi „populiści” mieli zdobyć większość w obu organach, co miałoby przełożenie także na skład Komisji Europejskiej, mogłoby to nie wystarczyć, aby uratować Unię Europejską przed jej dalszym osłabieniem i ewentualnym rozpadem. Jak wynika natomiast z sondaży, takiej większości i tak mieć nie będą, choć mogą mieć liczniejsze reprezentacje niż do tej pory. Najbardziej optymistyczne prognozy dają partiom zasiadającym obecnie we frakcjach EKR, EFDD i ENF mniej niż jedną czwartą miejsc. Nawet jeśli Brytyjczycy wezmą udział w tych wyborach – a wszystko wskazuje na to, że może je wygrać nowa Brexit Party Nigela Farage’a – trudno oczekiwać, że będą zajęci czymś innym niż brexitem. Trudniej jednak będzie zwolennikom nakładania sankcji na Polskę i Węgry zebrać potrzebne dwie trzecie głosów, nawet gdyby chcieli znów uciec się do wybiegu będącego jawnym nadużyciem, tak jak w przypadku głosowania w sprawie Węgier we wrześniu 2018 r., kiedy to wykluczono głosy wstrzymujących się z kalkulacji wyniku  głosowania.  

Na pewno zatem zwolennikom federalizacji Unii i narzucenia lewicowo-liberalnego światopoglądu oraz obowiązku przyjmowania nielegalnych imigrantów wszystkim krajom członkowskim będzie trudniej w europarlamencie, nawet jeśli wsłuchają się w apel socjalisty Fransa Timmermansa. Ten na portalu Euractiv 9 kwietnia postulował, by wszyscy progresiści zasiadający w przyszłym Parlamencie Europejskim, włącznie ze skrajną lewicą i z Zielonymi, stali murem przeciwko „skrajnej prawicy”, ponieważ – jak to ujął – „ma ona odmienną wizję człowieczeństwa i społeczeństwa”. W istocie partie takie jak Vox, Liga, FPÖ, RN i AfD czy Duńska Partia Ludowa, Szwedzcy Demokraci lub jeszcze Prawdziwi Finowie to partie względnie (na tle krajowej konkurencji) konserwatywne i prorodzinne, przywiązane do wartości chrześcijańskich lub tradycyjnych oraz do tożsamości narodowej, podobnie jak PiS i Fidesz. Wszystkie są przeciwne masowej imigracji i chwalą stanowisko Grupy Wyszehradzkiej w kwestiach nielegalnej imigracji i relokacji imigrantów. Wątpliwe jest, że ziszczą się marzenia Salviniego i Orbána o sojuszu centroprawicowej EPL z prawicowymi „populistami”. Po spotkaniu z austriackim wicekanclerzem Heinzem-Christianem Strachem z FPÖ w Budapeszcie 6 maja węgierski premier Viktor Orbán znowu nawoływał na wspólnej konferencji prasowej do budowania szerokiej koalicji prawicy i centroprawicy w Parlamencie Europejskim na wzór austriackiej koalicji „populistów” FPÖ z centroprawicowym ÖVP kanclerza Sebastiana Kurza. Podobne zdanie wyraził szef centroprawicowej partii włoskiej Forza Italia, która należy do EPL i z której wywodzi się obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani. W wywiadzie opublikowanym 12 maja w „La Stampa”, Silvio Berlusconi stwierdził bowiem, że nadszedł czas, aby zrezygnować z sojuszu z lewicą, przez który Europa biurokratów zastąpiła Europę narodów. Zamiast tego „EPL powinna zbliżać się do liberałów, do konserwatystów i do tzw. populistów”, uważa Berlusconi, którego partia utrzymuje sojusze z Ligą i narodowcami na poziomie samorządowym we Włoszech.  Jednak nawet jeśli do takiej koalicji nie dojdzie i nawet jeśli przyjąć, że partie „populistyczne” będą mogły w przyszłym europarlamencie jedynie skuteczniej niż do tej pory przeszkadzać lewicowo liberalnej większości wzrost ich znaczenia w poszczególnych krajach ma duże szanse w dłuższej perspektywie blokować federalistyczne plany ludzi pokroju Emmanuela Macrona, Fransa Timmermansa i Guya Verhofstadta oraz doprowadzić do ograniczenia nadmiernych ingerencji Komisji Europejskiej i tym samym uratować Unię Europejską przed coraz częstszymi i ostrzejszymi sporami oraz ewentualnym rozpadem. I tak we Włoszech wszystko wskazuje na to, że Liga zdominowała krajobraz polityczny na długo. Ze stabilnym poparciem na poziomie ok 30 – 35 proc. Może liczyć na to, że w razie rozpadu koalicji z lewicowymi populistami z  lewicowymi populistami z Ruchu Pięciu Gwiazd stanie na czele prawicowej koalicji po przyspieszonych wyborach. Według sondaży we Francji RN Marine Le Pen utwierdza od wielu miesięcy swoją pozycję głównej opozycji do prezydenta Macrona i jego lewicowo-liberalnej partii. RN może nawet wygrać majowe wybory europejskie. Notowania prezydenta i jego rządu, po chwilowej hossie związanej z udaną komunikacją wokół „wielkiej debaty” jako odpowiedź na protesty żółtych kamizelek, znowu lecą w dół. W Niemczech Angela Merkel, która od razu odrzuciła propozycję Viktora Orbána dotyczącą sojuszu EPL z prawicowymi „populistami”, sama utrzymuje się u władzy tylko dzięki nowej wielkiej koalicji centroprawicy i socjaldemokratów. Tym samym AfD stała się główną siłą opozycyjną w parlamencie. W obu krajach (we Francji i w Niemczech) sytuacja ta wytwarza dużą presję na rządzących, zwłaszcza że w społeczeństwie przeważają poglądy umiarkowanie eurosceptyczne i wyraźnie antyimigracyjne. W Austrii i Danii natomiast wzrost populistycznej prawicy, czyli odpowiednio FPÖ, który zasiada we frakcji ENF razem z Ligą i RN, oraz Duńskiej Partii Ludowej, która zasiada razem z PiS w ERK sprawił, że kraje te sprzeciwiają się d kilku lat polityce imigracyjnej i federalistycznym zapędom Brukseli. różnice w biznesie – Przed nami szansa na to, że skład Parlamentu Europejskiego się odmieni. To jest także duża szansa dla naszego kraju – mówił Jarosław Kaczyński pod koniec kwietnia na spotkaniu wyborczym PiS. W 12-punktowej Deklaracji europejskiej Zjednoczonej Prawicy ogłoszonej na początku marca mowa jest o działaniach na rzecz powrotu Unii Europejskiej do wartości, „które głosili jej twórcy i które miały stać się jej fundamentem”. Jest także mowa o obronie rodziny i o ochronie granic zewnętrznych Unii oraz o potrzebie „likwidacji podwójnych standardów w traktowaniu państw w ramach Unii Europejskiej”. Są to dziedziny, w których partii Prawo i Sprawiedliwość jest dużo bliżej do prawicowych „populistów” niż do zachodnioeuropejskiego mainstreamu. Inaczej może być w kwestiach takich jak „równe traktowanie polskich firm na europejskim rynku”, rozumiane np. w kontekście pracy delegowanej, czy „silna polityka spójności jako podstawy szybkiego i solidarnego rozwoju UE”. Partie broniące idei Europy ojczyzn mają bowiem to do siebie, że otwarcie bronią interesów narodowych, a interesy narodowe poszczególnych krajów nie muszą być zbieżne. Jednakże większość tzw. populistów zgadza się dzisiaj co do istoty: Unia Europejska jest potrzebna, ale musi pozostać europejska i demokratyczna, co jest możliwe tylko pod warunkiem utrzymania wartości chrześcijańskich jako wspólnego mianownika europejskości, pielęgnowania tożsamości narodowych i obrony granic zewnętrznych oraz pod warunkiem, że zgodnie z zasadą subsydiarności jak najwięcej decyzji jest podejmowanych przez krajowe rządy i parlamenty. Kontrrewolucja kulturalna w Unii Europejskiej, którą ogłosili Viktor Orbán i Jarosław Kaczyński w 2016 r. w Krynicy, staje się zatem mimo wszystko coraz bardziej możliwa. Bez takiej kontrrewolucji nie tylko Unia Europejska, lecz także sama cywilizacja europejska będzie zagrożona, gdyż – jak to powiedział węgierski premier Viktor Orbán w 2015 r. – „nie będzie możliwości powrotu od Europy multikulturowej do Europy chrześcijańskiej czy do świata kultur narodowych”.

 

Olivier Bault 

Tekst ukazał się w DoRzeczy nr 21/2019