Back to top
Publikacja: 24.03.2024
CZARDASZ
Muzyka

Csárdás to forma muzyczna i taniec do tej muzyki. Według specjalistów muzyka oparta została na tańcu. Charakteryzuje ją metrum parzyste 2/4 i rytm synkopowany. Dla każdego słuchacza uderzający jest podział utworu na część wolną (lassú), rozczulającą, która przechodzi w drugiej części w rytm szybki, ognisty (friss, dosłownie “świeży”).

 

ZACZNIJMY OD WRAŻEŃ

Nasz wybitny pisarz i działacz niepodległościowy Zygmunt Miłkowski, znany lepiej jako Teodor Tomasz Jeż, ogłoszony przez Sejm Rzeczpospolitej patronem roku 2024, swą książkę „Szandor Kowacz”, wydaną po raz pierwszy w Wilnie w 1861 roku rozpoczął od słów: „Wiele słyszałem muzyk narodowych, różne widywałem tańce, ale – wyznać muszę – bardziej porywającej muzyki nie słyszałem, tańca szaleńczego nie widziałem nad węgierskiego czardasza. W nim nuta i tancerz zlewają się w jedno. Patrząc na tancerza, zdaje się, że pływa on w tonach, które rozhukane, rozwścieklone – miotają nim jak wicher miota leciuchną łódką. Wypływa z początku poważnie, z wolna sunie ku tancerce i odchodzi od niej, lecz powoli, stopniowo rozognia się, tony owiewają go, porywają, oblicze i oczy rozpłomieniają się jakimś rodzajem zachwytu i już w tańczeniu jego, nie w takt stawiane, regularne widzisz kroki, lecz szalone jakieś rzuty, przypadające do taktu tylko dlatego, że nuta muzyki targa Węgrem…”

GENEZA I ROZWÓJ

Prawdopodobnie powstał na rozległych równinach puszty, tj. bezleśnej formacji roślinnej typowej dla Wielkiej Niziny Węgierskiej, głównie doliny Cisy. Jego nazwa wywodzi się od słowa „csárda”, co oznacza gospodę, do której schodziła się wieczorami na gulasz i wino, a także na „potańcówki” okoliczna ludność. Wśród gości furorę robili pusztańscy czikos (węg. csikós), czyli pasterze stad owiec, bydła i koni, wspaniali jeźdźcy – odpowiednik amerykańskich kowbojów. Wieść niesie, że to oni – jak popisywali się ekwilibrystyką konną – do muzyki, granej przez kapelę (zwykle w składzie: basista, skrzypek i cymbalista) tak tańczyli szybko i zapamiętale ku podziwowi gapiów. Szeroko po Europie roznieśli go Romowie, jako wieczni wędrowcy i miłośnicy tańca.

Czardasz pełnił też na Węgrzech w XVIII i do połowy XIX wieku inną rolę – należał do gatunku muzycznego „verbunkos” to znaczy, że był używany przy werbowaniu do wojska. Nazwa pochodzi od niemieckiego słowa „Werbung”, od którego pochodzi też polskie „werbowanie”. Grupa kilkunastu mężczyzn z sierżantem zaczynała bardzo wolno taniec, a następnie dołączali się do nich niżsi stopniami, stażem lub wiekiem i przechodzili do ostrego tańca, stukając obcasami.

Za klasyka czardasza uchodzi romski skrzypek i kompozytor János Bihar (1764–1827), po którym pozostały osiemdziesiąt cztery kompozycje. Był nadwornym muzykantem wiedeńskiego cesarza i umilał zabawy gościom „tańczącego” Kongresu Wiedeńskiego w latach 1814-15. Dzięki niemu czardasz spodobał się licznej arystokracji z całej Europy. Równocześnie z nim żył nieco mniej sławny, lecz również zasłużony dla czardasza József Kossovitz (zm. 1819).

Wielkie zasługi dla podniesienia czardasza do miary klasyki położył Ferenc Erkel dyrektor Węgierskiego Teatru Narodowego w Peszcie, założonego w 1837 roku, który jako kompozytor wplatał czardasze do oper, a jako dyrektor dbał usilnie o najatrakcyjniejsze dla widzów wykonania.

KALMANOWSKI TRIUMF

Z końcem XIX wieku czardasz przestał być domeną Węgrów: Imre Kálmána, Franza Liszta (autora „Czardasza makabrycznego” z 1881 roku i „Czardasza obscenicznego” z 1884 roku oraz niektórych pozycji zbioru pt. "Rapsodie Węgierskie") oraz Béli Bartóka (który nawet w swoim utworze „Kontrasty” z 1938 roku pierwszą część zatytułował „Verbunkos”), czy Niemców bliskich Węgrom jak Johannesa Brahmsa (autora „21 tańców węgierskich” ze słynnym Nr 5 fis-moll  lub g-moll na orkiestrę, znany najszerzej z genialnej sceny golenia z filmu Charlie Chaplina „Dyktator”) i Josepha Haydna (który w „Cygańskim rondzie” jedną z części nazwał w 1795 roku „Verbunkos”), czy podobnie Johanna Straussa syna (ze słynnym czardaszem w „Zemście nietoperza”), ale komponowali w jego rytmie Włoch Vittorio Monti, Hiszpan Pablo de Sarasate, a nawet Rosjanin Piotr Czajkowski.

Choć czardasz w XX wieku znany był już nie tylko w Europie, to jednak do największej jego popularyzacji wyniósł go Imre Kálmán swoją operetką „Księżniczka czardasza”, w której zawarł nie tylko światowe przeboje w rytmie czardasza, ale także której libretto, autorstwa Leo Steina i Béli Jenbacha, opowiadało nie tylko o romansie, ale i sławiło ten taniec. W roku 1916, mimo iż Austro-Węgry pogrążone były w wielkiej wojnie, dosłownie oszalały na punkcie tej operetki i czardasza w ogóle, a po wojnie „Księżniczka czardasza” podbiła świat. Śpiewali ją wspólnie ci, którzy jeszcze niedawno do siebie strzelali, a w nocnych lokalach rozmnożyły się pokazy brawurowego tańca, skutecznie rywalizującego z jazzem.

NAD WISŁĄ

W Polsce czardasz pojawił się za sprawą wędrownych Romów i brzmiał w operetce, ale doceniony został powszechnie za sprawą filmu. Trafił między innymi do wyśmienitej komedii „Manewry miłosne” z Tadeuszem Żabczyńskim i Lodą Halamą w rolach głównych, a ta – jak mawiano wówczas „aktorka o najzgrabniejszych nogach” – dała popis czardasza w pięknej scenie. Plotkowano przy tym, że twórcy filmu osadzili akcję wśród huzarów głównie dlatego, że ich buty właśnie do czardasza nadawały się najlepiej. Pytano: „Czy doprawdy cały film musiał służyć jednej scenie?” To było przed wojną. A dziś?

„DASZ CZAR!”

Wspaniała krakowska śpiewaczka Ewa Warta-Śmietana, gwiazda obu półkul, przychodząc z pomocą debiutującym artystom, założyła fundację i nazwała ją „Czardasz”. Pisząc więc ten artykuł, poprosiłem ją o dwa słowa wspomnień o motywach takiego nazwania i usłyszałem: Nie tyle ja wymyśliłam nazwę, co sama mi się narzuciła, bo gdy jeszcze studiowałam „poważny” śpiew, nie lekceważyłam operetki, a po studiach marzyły mi się występy także na bardziej „frywolnych” deskach (śmiech). Któregoś dnia ćwiczyłam w sali Akademii Muzycznej czardasza Rozalindy z operetki „Zemsta Nietoperza”, gdy niespodziewanie wszedł do sali znakomity dyrygent Tomasz Chmiel z pytaniem, „czy to Ty śpiewałaś”?  Speszyłam się, a on zaproponował mi udział w koncercie operetkowym na rzecz odbudowy gmachu Filharmonii Krakowskiej (zniszczonego w pożarze w grudniu  1991 r. – przyp. red.).  To był mój debiut operetkowy, do którego mam wielki sentyment. Gdy potem na zaproszenie Chińskiego Ministerstwa Kultury oraz Ambasady RP w Pekinie odbyłam tournée po Chinach, występując w największych i najbardziej prestiżowych salach koncertowych: Pekin – Forbidden City Concert Hall (Zakazane Miasto), Meizhou – Miejskie Centrum Sztuki Liang Sheng Ludu Hakka, Qingdao – Qingdao Concert Hall i posypały się propozycje (dochodziło do dwóch koncertów w ciągu dnia), wtedy znajomi śpiewacy z zazdrością zauważali, że mam szczęście, a oni choć nie są ode mnie gorsi, mają problemy by zaistnieć w swoim zawodzie. Dlatego też założyłam fundację, by m.in. pomagać młodym adeptom sztuki wokalnej w starcie zawodowym.  Pierwszym przedsięwzięciem Fundacji był Festiwal imienia primadonny Operetki Krakowskiej Iwony Borowickiej, która debiutowała w Krakowie partią Hrabiny w operetce „Hrabina Marica”. Na marginesie podam, że brawurowo  zaśpiewała i zatańczyła słynnego czardasza Maricy.

Logo Fundacji zaprojektował i opisał w 2002 roku Wojciech Jan Śmietana. Warto zacytować choć fragment: „Forma logo w kształcie liry z podstawą dynamiczną pod względem wielokierunkowego ruchu (…). Poszczególne linie w swym rozwoju (jako kwiaty – ptaki) stanowią o zwartości a zarazem o ekspansywności formy, na wzór czardasza. Pozostałe elementy są pomyślane jako uczytelnienie istniejącego założenia muzycznego przez wprowadzenie dodatkowej symboliki tańca. Są to: monogram czardasza „CZ” – w miejscu otworów pudła rezonansowego i podstawka skrzypiec jako symbol wybrzmiewania, z literami pomyślanymi jako esencja ruchu tanecznego („Z” z przyklękiem). Główka (ślimak) skrzypiec – perfidnie przedstawiona w postaci basowego klucza…

Zapytałem jeszcze Ewę Wartę-Śmietanę, co ją kiedyś na początku urzekło w czardaszu i bez namysłu odparła: Wszystko zaczęło się od nazwy, bo przecież zachodzi tu węgiersko-polska gra słów. „Czardasz” można rozumieć też jako zachętę „Dasz czar!” i to jest takie ujmujące…”

PRZYSZŁOŚĆ

Skomercjalizowany w kinematografii i przez to w opiniach miłośników czystej formy „zwulgaryzowany”, czardasz cieszy się odrodzeniem na Węgrzech dzięki ruchowi Táncház. To fenomenalne zjawisko prawdziwego i najczęściej nieformalnego organizowania się Węgrów w grupy etniczne celem osobistego przeżywania stylu życia i zabaw przodków, to dbałość o tożsamość, nawiązująca do dawnego zwyczaju spotykania się w tzw. domach tańca (to dosłownie znaczy Táncház), które dawniej były rozsiane gęsto na terytoriach zamieszkałych przez Madziarów, a szczególnie w regionie Mezőség (na Równinie Transylwańskiej). Ruch Táncház przybiera różny charakter, bo w Transylwanii wiąże się z demonstrowaniem politycznej więzi z macierzą, a np. w stanach Zjednoczonych funkcjonuje jako grupy folklorystyczne Csűrdöngölő (w New Jersey), Tisza Ensemble (w dystrykcie Washington), Kárpátok (w Los Angeles), Életfa (w Nowym Jorku i New Jersey) i Csárdás (w Cleveland). Organizowane są też coroczne zjazdy folklorystyczne, jak Ti Ti Tábor (w stanie Washington) i Csipke (w stanie Michigan), gdzie instruktorzy z Węgier i Transylwanii uczą wielkie tłumy, jak poprawnie tańczyć czardasza. Zjazdy Táncház odbywają się regularnie w Warszawie, Londynie i na całym świecie, gdzie tylko są większe skupiska emigranckie Węgrów. Zazwyczaj towarzyszą im kiermasze strojów i innych wyrobów ludowych oraz choćby skromne poczęstunki (a nawet biesiady) z typowymi węgierskimi potrawami. Przyszłość czardasza jawi się więc bardzo optymistycznie. Nie brak chętnych do słuchania tej muzyki i nauki tańca, a towarzyszą temu nie tylko smakowania estetyczne, ale i uczucia patriotyczne.

Proszę wreszcie wybaczyć autorowi osobisty wątek, ale moje spotkanie z czardaszem nastąpiło w przedziwnych, ale i znaczących okolicznościach, bo w przerwie pewnego ludowego koncertu, ktoś z kapeli zaczął się bawić improwizacją przeboju wszechczasów „Love me tender” Elvisa Presleya i zaraz całe trio trzaskało go w rytmie czardasza. I może to świadczy, że tkwią w nim nieograniczone możliwości, bo, jak śpiewa Silva:

„Czardasz

Strugą ognia wlewa się do żył […] 

Ech, poniesie czardasz do kresu sił.

Żyje w nim szum węgierskich drzew,

Oddech gór i wodospadów śpiew. [...]

Dziarska w nim madziarska krew”.

                                                                                                                

Piotr Boroń

Zdjęcia: Wikimedia Commons