Back to top
Publikacja: 08.03.2024
STULECIE OPERETKI „CLO-CLO” FRANZA LEHARA
Muzyka

W swych czasach był mistrzem operetki. Znany lepiej jako twórca „Wesołej wdówki”, „Carewicza” i „Krainy uśmiechu”, błysnął też w Wiedniu 8 marca 1924 roku premierą radosnego dzieła „Clo-Clo”, do którego libretto napisał inny Węgier. Ale równocześnie już toczył się proces Adolfa Hitlera, który w prima aprilis usłyszał wyrok pięciu lat więzienia, z których odsiedział pół roku, tworząc zupełnie niewesołą książkę swego życia („Mein Kampf”), która miała też przemożny wpływ na dalsze losy Lehára.

AUSTRIACKIE GRANIE WOJSKOWE

Franz Lehár (węg. Ferenc Lehár) urodził się 30 kwietnia 1870 r. w Komárnie w muzykalnej rodzinie. Nazywano go Lanzi, bo nie wymawiał litery „R”. Jego ojciec (Ferenc Lehár senior) był kapelmistrzem w 50. regimencie piechoty i zasłynął jako kompozytor do dziś popularnego przeboju wojskowego pod tytułem „Oliosi-Sturmmarsch”. Jego matka Christine (z domu Neubrandt, córka mydlarza, paradującego świadomie w węgierskim stroju narodowym) grała chętnie i pięknie na fortepianie. Zdolny chłopiec, który miał szczęście usłyszeć na żywo koncert Ferenca Liszta, uczył się więc muzyki początkowo w domu rodzinnym, a gdy rodzice odkryli w nim wielki talent, posłali go w wieku dwunastu lat do czeskiej Pragi, gdzie funkcjonowała trzecia akademia muzyczna imperium Habsburgów. Zdał tam brawurowo i dostał się do mistrza Jozefa Foerstera, by doskonalić grę na skrzypcach. Z Akademią związany był też Antonin Dworzak (cz. Antonín Leopold Dvořák), który miał zwyczaj powierzać prawykonanie utworów co tylko przez niego napisanych, ale jeszcze nie wysłuchanych zespołom uczniowskim. Spotkanie takie wykorzystał kiedyś Lehár i wykonał przed nim swoją sonatę na skrzypcach. Musiał zrobić duże wrażenie na mistrzu, skoro ten zdecydowanie polecił mu porzucenie instrumentu i poświęcenie się komponowaniu. I zaczęło się…

Pomnik Lehára w Komarnie Foto: Gábor Wiandt/Flickr

SZCZYT SŁAWY I POWODZENIA

Najpierw jednak przeszedł twardą szkołę pracy z wieloma orkiestrami, które organizował na użytek wojska (także w Budapeszcie). Komponował dla nich a potem dyrygował. Wreszcie spróbował sił jako twórca opery i premiera jego dzieła („Kukułka”) w roku 1896 w Lipsku… poniosła wielką klapę. Nie zniechęciwszy się jednak, poszedł w stronę lżejszego repertuaru i na wzór Jacques’a Offenbacha i Johanna Straussa zaczął komponować operetki. W czasach, gdy sukcesem przestała być pochwała arystokratycznej a wąskiej publiczności, a stała się frekwencja średniozamożnych był to właściwy krok, a że talentu miał wiele, więc już w listopadzie 1902 roku Wiedeńczycy zasmakowali w jego twórczości, wyrażonej trzyaktówką „Wiedeńskie kobietki”, a w 1905 roku podbił cały świat „Wesołą wdówką” (węg. A víg özvegy…). Premiera tej operetki potoczyła się anegdotycznie jak „Cyrulika sewilskiego” Gioacchina Rossiniego, bo widownia nie dopisała, pierwszy bis pojawił się dopiero w drugim akcie (dziś słynna aria „Pieśń o Wilii”), a dyrektor teatru zapowiedział po spektaklu, że maximum, na co może liczyć to 50 przedstawień. Ferenc Lehár zaprosił więc odtwórczynię głównej roli Mizzi Günther do kawiarni, by osłodzić ciastkiem gorycz nieudanej premiery, ale oto dosiadł się do nich Oskar Strauss i jak najmilszy prorok pogratulował i zapowiedział wielkie powodzenie. I rzeczywiście, około trzydziestego spektaklu nastąpił przełom, a entuzjazm widowni sięgnął zenitu. Wychodzący z  Theater an der Wien śpiewali tłumnie najlepsze kawałki chóralnie jak pod mediolańską La Scalą przeboje Giuseppe Verdiego, a pod rzymskim Teatro Argentina przeboje Rossiniego. W rok po wiedeńskiej premierze zachwyciła się „Wesołą wdówką” także Warszawa, a po niej Londyn i Waszyngton. Gdy nastała epoka filmu dźwiękowego powstała ekranizacja w reżyserii Ernsta Lubitscha z Jeanette MacDonald i Maurice’em Chevalierem w rolach głównych. Ferenc Lehár szedł triumfalnym pochodem przez świat i już myślał o następnych przebojach operetkowych, które zawarł między innymi w „Cygańskiej miłości”, „Królowej tanga” i „Tańcu Libelli”.

 

Przedstawienie „Clo-Clo” z 2022 roku

„CLO-CLO”

8 marca 1924 roku w wiedeńskim Bürgertheater tłum widzów oczekiwał na premierę nowej operetki. Tym razem miało to być wspólne dzieło Ferenca Lehára i Béli Jenbacha (właściwie Béli Jacobowicza). Librecista był nie mniej sławny niż kompozytor, bo miał już za sobą triumfy w rodzaju „Księżniczki czardasza”, pisanej dla innego sławnego węgierskiego kompozytora Emeryka (węg. Imre) Kálmána. 

Lekka treść operetki przypada gustom widowni, a streszcza się następująco: Tytułowa bohaterka to niezbyt ciężkich obyczajów francuska kokotka, która od okazji do okazji spędza rozkoszne chwile w Paryżu z panem burmistrzem Perpignan. Jego żona Meluzyna znajduje kiedyś w jego kieszeni liścik „Drogi Papciu, przyślij mi szybko trochę forsy…” i podejrzewając, że to jego zatajona córka, wybacza mu przedślubną miłostkę, nalega, by zamieszkała z nimi. Tak się staje, zaś Clo-Clo oczarowuje wszystkich znajomych „Papcia”, a jest ich niemało, bo spieszą do burmistrza z jubileuszowymi prezentami. Przybywa i Maxim – najbliższy z kochanków Clo-Clo i ogarnia go zazdrość. Jej szalbierstwa wychodzą na jaw i Clo-Clo trafia do więzienia, gdzie dalej gwiazdorzy, a widząc, że już koniec romansu, pan burmistrz powraca skuszony do Meluzyny, a wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Po zakończeniu spektaklu owacjom nie było końca, a nawet recenzenci wychwalali „niesrogie moralnie” przedstawienie, a szczególnie fakt, że Ferenc Lehár stworzył dzieło, „do którego sam się uśmiechał”. Za pochwałami szedł sukces kasowy i przyjaźń współtwórców sukcesu. W następnym roku na sceny trafiła operetka „Paganini” (o miłości skrzypka wszechczasów do księżej Lukki Anny Elizy), a w 1927 roku wystawili „Carewicza”, a warto wspomnieć ważne polonicum, bo Béla Jenbach wykorzystał do libretta dzieło Gabrieli Zapolskiej. W 1929 roku Ferenc Lehár triumfował w Berlinie, prezentując premierę „Krainy uśmiechu”. Tymczasem rósł w siłę inny fascynat muzyki, który – co prawda – wolał monumentalne dźwięki niemieckiego Ryszarda Wagnera, ale wychwalał także węgierskiego kompozytora Lehára.

Ówczesny plakat sztuki „Idealna żona” źródło: Getarchive.net

MIŁOŚNIK CIĘŻKIEJ MUZYKI I RASY NIEMIECKIEJ

Gdy Ferenc Lehár cieszył się sukcesem „Clo-Clo”, aresztowany i sądzony za pucz monachijski Adolf Hitler oczekiwał na wyrok, który ogłoszono chyba nie przypadkiem w Prima Aprilis, bo wysoki sąd zamiast ukarać łajdaka, przysłużył mu się pięcioletnim wyrokiem, który lewarował wschodzącego z niebytu polityka, marzącego podobno wówczas najbardziej o możliwości otrzymania autografu od Benito Mussoliniego. Gdy Ferenc Lehár pracował ze swym żydowskim kolegą Bélą Jenbachem nad nową operetką, Hitler pisał „Mein Kampf”, a gdy węgierski kompozytor triumfował 10 X 1929 roku w Berlinie, szef NSDAP zaczynał zbierać polityczne owoce wielkiego kryzysu gospodarczego, by w następnym roku zdobyć 107 miejsc w Reichstagu, a w 1931 roku stać się pierwszą siłą niemieckiego parlamentu po zbudowaniu koalicji. Powyższe zestawienie dat nie jest przypadkowe, gdyż dwa tory różnych ludzi miały się zejść w jeden, gdy 12 marca 1938 roku Führer doprowadził do przyłączenia Austrii do Niemiec (tzw. Anschluss). Odtąd austriaccy Żydzi mogli się poważnie obawiać o swój los, a Lehár był nimi otoczony. Jego żonie co prawda darowano życie, a do dziś nie wiadomo, czym, przypłacił to Ferenc Lehár. Wiemy natomiast z pewnością, że dotąd wesoły kompozytor stał się milczący, a nawet powstrzymywał się od komentarzy politycznych. Wiemy też, że Béla Jenbach ukrywał się w piwnicy jednej z wiedeńskich kamienic, a w 1943 roku zmarł na raka w ogromnych bólach i ciemnościach swej skrytki. Był Żydem, który przeszedł na katolicyzm, by ożenić się w 1914 roku z aktorką Anną Brandstätter. Podczas II wojny światowej dla Niemców miało znaczenie to, że z pochodzenia był Żydem. Podobny los spotkał wielu przyjaciół Ferenca. Tak on, jak i jego żona, przenieśli się do Bad Ischl. Pod niemieckim panowaniem wystawianie dzieł żydowskich było zakazane, a przecież libretta pisali Ferencowi głównie Żydzi. Leharowie żyli więc, handlując nutami i choć nie dosięgła ich faszystowska kula, to jednak czuli się w izolacji towarzyskiej i jakby w areszcie domowym. Ich dni były smutne, a ciężary psychiczne podkopały także zdrowie fizyczne Ferenca. Opera Królewska w Budapeszcie zaprosiła go do dyrygowania „Cygańskiej miłości”, a on ją nieco przerobił i tak powstało ostatnie dzieło jego życia – „Garabonciás Diák” (pol. Wędrowny czeladnik). Dyrygowanie przypłacił pogorszeniem zdrowia i powrócił do swego domu podupadły. Paradoksalnie, to właśnie wówczas w Stanach Zjednoczonych Ameryki Mártha Eggerth i Jan Kiepura święcili triumfy, śpiewając utwory Lehára. 

I jeszcze jedno: w okresie hitlerowskim Opera Berlińska bardzo obniżyła swe artystyczne loty. Poziom przedstawień był żenujący!

                                                                                                  

Piotr Boroń

Zdjęcie na okładce: Wikimedia Commons