Back to top
Publikacja: 05.11.2023
ELŻBIETA BATORY – POTWÓR CZY OFIARA?
Kultura

Czarna legenda Elżbiety (węg. Báthory Erzsébet), zrodzona – co prawda – za jej życia, ale spopularyzowana w sto lat po jej śmierci powinna co najmniej budzić wątpliwości. Stara rzymska zasada prawnicza „qui prodest” każe badaczom wciąż powracać do pytania, czy jej potworność stworzyli słudzy Habsburgów, bo jej znaczenie i bogactwo przecież kłuło ich w oczy…

BLISKA KREWNA POLSKIEGO KRÓLA

Trudo nam pogodzić się z faktem, że tak wynaturzona kobieta mogła być bliską krewną jednego z naszych najlepszych królów i książąt Transylwanii – Stefana Batorego (węg. Báthory IX. István). Sprecyzujmy więc na początek, jakie było jej pochodzenie. Choć wywody genealogiczne są nużące, a wyśmiał je już choćby Henryk Sienkiewicz w osobie Pani Stolnikowej, ale od starożytności po XX wiek genealogia miała ogromne znaczenie w ludzkich relacjach, o czym niesłusznie zdajemy się od niedawna zapominać.

Sławny ród Batorych, który rozpoczął swą wielką karierę w XIII wieku, gdy protoplasta za zasługi dla króla Władysława IV Kumańczyka (węg. IV. László) otrzymał posiadłość Bátor, od której wzięli nazwisko, z czasem podzieliła się na różne linie, z których najważniejsze były – nazywane od posiadłości Somlyó i Ecsed. Król Stefan pochodził z Somlyó. Ojcem Elżbiety był Jerzy Batory (węg. Báthory György), pastor z linii Ecsed, a matką daleka kuzynka swego męża Anna, córka Stefana Batorego (wojewody, czyli księcia Transylwanii) – ojca naszego króla Stefana (węg. Báthory VIII. István). Elżbieta była więc siostrą naszego katolickiego władcy. W przeciwieństwie do niego była zagorzałą protestantką, więc jej małżeństwo z pastorem Jerzym było jak najbardziej zgodne z jej wiarą, a małżeństwa z bliskimi krewnymi były w ogóle w tamtych czasach rzeczą zwykłą. Zawierane w rodzinie, by nie tracić majątków na wiana, były typowe tak dla ubogich jak i najbogatszych. Słynne hasło Habsburgów „Niech inni wojny toczą, a ty, szczęśliwa Austrio żeń się!” prowadziło przez pierwsze wieki ich wzrastania do łapania okazji przechwytywania dziedzictwa Burgundii, Kastylii, Aragonii, Portugalii itd., ale gdy już Habsburgowie posiedli pół świata, wówczas żenili się w obrębie rodu tak blisko, że np. cesarz Leopold I wziął za żonę kolejno dwie Habsburżanki, a jedna z nich była zarówno jego bratanicą jak i kuzynką. Zbyt bliskie mariaże powodowały oczywiście tak fizyczne, jak i psychiczne deformacje potomstwa. Genealodzy znaleźli wśród przodków pastora Jerzego Batorego osoby chore umysłowo, ale to właśnie ówczesny król Węgier z dynastii Habsburgów, Rudolf został odsunięty od władzy przez swego brata Macieja (węg. II. Mátyás) jako chory umysłowo. A zatem przynajmniej jeden z dwóch braci nie nadawał się do rządów…

PIĘKNA I INTELIGENTNA ARYSTOKRATKA NA TLE EPOKI

Elżbieta przyszła na świat 7 VIII 1560 roku w miejscowości rodzinnej Nyírbátor i od wczesnego dzieciństwa uchodziła za bardzo inteligentną i uzdolnioną wielokierunkowo dziewczynkę. Była też piękna i taką pozostała do śmierci, co ilustrują jej liczne portrety. W roku 1573 – jako trzynastolatka! – została zaręczona z o pięć lat od niej starszym Franciszkiem Nádasdym (węg. Nádasdy Ferenc), a już w dwa lata później (gdy osiągnęła tak zwany „wiek sprawny”) została mu poślubiona. By nie dopuścić do ślubu, z kręgów habsburskich wyszły absurdalne plotki o ciąży, w jaką miała zajść Elżbieta w wieku 10-11 lat, ale nie udaremniły one małżeńskiego sojuszu magnatów. Franciszek był dziedzicem bardzo możnego rodu Drághaffy, więc młodzi wkraczali w dorosłość pełną polityki i nie mogli się od niej odwrócić, by nie stracić fortuny.

Rzeczą zwyczajną wśród arystokracji było w tamtych czasach zarówno trzymanie twardą ręką swych poddanych, jak i zajmowanie się alchemią. Od wieków władcy karali buntowników wymyślnymi karami, by ich publiczne wykonywanie było opowiadane przez tysiące plotkarzy i aby miało walor odstraszający. Dlatego György Dózsa – przywódca chłopskiego powstania w Transylwanii – został ukarany w 1514 roku w Temesvárze upieczeniem żywcem na rozżarzonym do czerwoności tronie z gorącym żelastwem w ręku imitującym berło. Dlatego jej ojciec miał podobno ukarać swego poddanego zaszyciem w brzuchu konia za to, że sprzedał dzieci pogańskim Turkom. Nie jest pewne, czy akurat on tak zrobił, ale wobec wielkich zbrodniarzy w tamtych czasach taką karę stosowano (np. sławnych hersztów band zbójeckich). Dlatego zwykłą rzeczą było w czasach Elżbiety (a w Rosji do XIX wieku) oślepianie jeńców lub obcinanie im nosów i uszu. Oświecona i nowoczesna „Semiramida Północy”, czyli Katarzyna II Wielka, podziwiana przez francuskich filozofów i przeciwstawiana ciemnogrodzkim polskim konfederatom barskim, gdy oni przysięgali przystępując do powstania, że „krzywd żadnych różnowiercom nie uczynią”, karała swych najwyższych urzędników za podejrzenie o zdradę obcięciem uszu, języka, nosa lub warg i co najdziwniejsze… pozostawiała na służbie urzędniczej np. na syberyjskiej zsyłce, by jej nadal służyli i ścigali się w podlizywaniu przez gorliwość w karaniu innych poddanych.

SZYBKA AKCJA I DŁUGIE JEJ UZASADNIANIE

Życiorys Elżbiety po wyjściu za mąż jest słabo udokumentowany. Małżonkowie mieszkali najwięcej na zamku Sárvár. Elżbieta urodziła co najmniej czworo dzieci, które dobrze wychowała, i twardą ręką rządziła poddanymi, gdy jej mąż spędzał z krótkimi przerwami kolejne lata na walkach przeciw Turkom. 4 stycznia 1604 roku zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach – prawdopodobnie otruty lub „leczony” rtęcią przeciw chorobie wenerycznej. W listach do niego Elżbieta wyrażała w tym czasie wiele czułości i troski o niego. Po śmierci męża Elżbieta zamieszkała w Csejte (obecnie Čachtice nad Wagiem na Słowacji). O jej rękę starało się wielu możnych magnatów, co zaprzecza późniejszym opiniom o jej szaleństwie. A podobno miała przez całe swe dorosłe życie być sadystką, wampirem oraz postrachem – szczególnie dziewic, a swój zamek w ogóle zamieniła w jeden wielki kombinat tortur. Nie ulegając jednak podnietom z plotek płynącym, zacznijmy dalszą część artykułu od wydarzenia, które można zatytułować „szybka akcja”, a które przesądziło tak o przyszłości, jak i – co należy podkreślić – przeszłości Elżbiety.

Nocą 29 grudnia 1610 roku wtargnął na czachticki zamek i pojmał Elżbietę Batory jej kuzyn, możnowładca Jerzy Thurzó (węg. Thurzó VII. György). Wywiózł ją do swego pięknego zamku w Nagybicscse (obecnie Bytča nad Wagiem Słowacji) wraz z jej najbliższymi sługami, których podejrzewano o zbrodnicze praktyki. Wszelkie rozważania co do jej przestępczości należy odnosić do szybkiej akcji hrabiego Thurzó. Był on wiernym sługą ówczesnego króla Węgier Macieja II Habsburga (węg. II. Mátyás) i rzec by można zaufanym wykonawcą zleceń specjalnych, jak intrygi, oskarżenia i aresztowania (np. Zygmunta i Gabora Batorych). Elżbieta była natomiast zamożną kobietą, która mogła odegrać ważną rolę w poparciu antyhabsburskich powstańców węgierskich. Dwór wiedeński nie był jej pewny, choć Habsburgowie pożyczali od niej wiele pieniędzy i mało co z nich oddawali… Hrabia Thurzó mógł więc niszczyć Elżbietę dla przypodobania się Maciejowi choćby tylko ze względu na zlikwidowanie długów oskarżonej magnatki. Maciej nie chciał przecież nic jej oddawać, a przejęcie jej majątku dawało możliwości skuteczniejszego uprawiania polityki i panowania nad Węgrami. Zamek w Bytča słynął z pięknej sali renesansowej, w której miały się odbywać wesela kolejnych siedmiu córek, ale jeszcze większą sławę zdobyła poprzez sąd nad sługami Elżbiety. Cały przewód sądowy trwał od 2 do 8 stycznia 1611 roku, czyli od pojmania Elżbiety upłynęło niecałe dwa tygodnie, gdy wszystkie sprawy wyjaśniono tak, aby wydać na nią okrutny wyrok.

Dowodów na tak przerażające dewiacje Elżbiety jak w oskarżeniach po jej porwaniu nie ma, ale – przyjmując, że Thurzó do siły oręża dodał oskarżycielską otoczkę, uzasadniającą wydziedziczenie jej z wszelkich dóbr – należy stwierdzić, że mogła mieć laboratorium alchemiczne, że sprowadziła na swój nowoczesny dwór słynną chorwacką położną i uzdrowicielkę Annę Darvulię, dała podstawy do plotek, że wreszcie trudno się jej było żegnać z urodą, gdy dobiegała pięćdziesiątki i że stosowała jakieś metody kosmetyczne. Przecież plotki buduje się na odrobinie prawdy… Zatem po kolei: laboratoria były wówczas tak modne, że prawie wszyscy władcy je posiadali, a nasz późniejszy król Zygmunt III Waza ze swym alchemikiem Sędziwojem, w pogoni za receptą na wytwarzanie złota, nawet mogli spowodować pożar Wawelu w 1596 roku. Anna Darvulia, leczyła tak, jak to często robiono na placu boju, gdy po bitwach przypalano rany, by nie dopuścić do zakażenia i jej pacjenci mieli ślady po leczeniu jak po torturach. Zapewne też wiele prób ratowania chorych kończyło się niepowodzeniem i stąd wokół zamku przybywało mogił, a przy niefrasobliwości sług, którzy mieli zakopać martwych, a tylko ich porzucali w lesie, wyjaśnia się przyczyna znalezionych tzw. torturowanych. To, co Elżbieta mówiła o swej urodzie, nie oznaczało, że miała kąpać się we krwi dziewic, by zachować jędrność skóry. Z ostatniego oskarżenia zrobiono dość precyzyjną opowieść o mordowaniu młodych dziewcząt tak, aby krew z nich spływała odpowiednim kanałem do wanny Elżbiety. Naliczono sześć i pół setki jej ofiar. Jej służące i ponoć pomocnice w zabijaniu: Dorotea Szentes (Dora) i Ilona Jo oraz karzeł Fritzko potwierdzili wszystkie oskarżenia wobec Elżbiety, ale… właśnie na torturach, jakie im zadano. A więc to nie Elżbieta, ale właśnie jej oskarżyciele posługiwali się torturami. W konsekwencji – a przecież z góry o nie chodziło – Elżbieta została pozbawiona wszystkich dóbr, z których część otrzymał palatyn Thurzó, a sama została zamurowana w komnacie, do której podawano jej żywność przez mały otwór. Po blisko czterech latach zmarła (21 VIII 1614 r.).

Może jeszcze gorsze konsekwencje dla pamięci o niej miała praca pt. „Ungaria suis cum regibus compendio data” autorstwa László Turóczi SI, w której z nieposkromioną wyobraźnią rozpisał się o Elżbiecie Batory, pomnażając jej okrucieństwo w ponad sto lat po jej śmierci (1729 r.).

WIEK ROZUMU, WIEDZY I SPRAWIEDLIWOŚCI

My, żyjący w XXI wieku, słyszymy nieraz, że pozbyliśmy się przesądów, że wiedza wyjaśnia już wszystko itd. Tymczasem Elżbieta wciąż otoczona jest czarną legendą, wciąż opowiada się o niej historie, które stawiają ją na miejscu najgorszej kobiety w dziejach świata. Widownia potrzebuje doznań, podwyższających poziom adrenaliny, ale przecież to była konkretna osoba, która już nie może się bronić i stąd wynika największa nasza odpowiedzialność za to, co o niej mówimy i piszemy. Jej obrony podejmują się coraz liczniejsi badacze dziejów, lecz w kulturze masowej wciąż funkcjonuje jako uosobienie najgorszych zboczeń sadystycznych. Wstydźcie się, pomawiacze!

Piotr Boroń

Borítókép: Wikimedia Commons