Back to top
Publikacja: 13.05.2023
WĘGIERSKI SIMPLICISSIMUS
Kultura

– to dosłownie Najprostszy, ale słuszniej określić go Prostaczek. To bohater tytułowy XVII-wiecznej powieści przygodowej, mającej coś z szekspirowskiego żołnierza samochwały, a wręcz będącej pierwowzorem wolterowskiego „Kandyda”. Dla nas najważniejsze, że opisującej przygody łowcy przygód wśród Węgrów.

 

Wewnętrzna okładka pierwszego wydania

JEDEN Z WIELU

Wiek XVII charakteryzowała niestałość i niepewność jutra wielu ludzi, ponad głowami których przewalały się liczne wojny z trzydziestoletnią na czele. Zrodziły one postawę poddawania się temu, co los przyniesie, a przy sporym szczęściu wśród mrożących krew w żyłach przygodach można było na starość wspominać, co udało się przeżyć. Tradycja różnego rodzaju samochwałów sięga starożytnego Rzymu, komedii plaucjańskiej, ale w czasach nowożytnych doczekała się odpowiedników w większości europejskich państw. Celowali w tym pisarstwie Niemcy, ale mieli swych prostaczków Hiszpanie, Francuzi, Włosi i Anglicy. Echem w innej formie będzie Zagłoba, a jeszcze innej Szwejk.

W roku 1683 ukazały się dwa wydania „Prostaczka Węgierskiego” pod typowo długim dla baroku tytułem „Ungarischer oder dacianischer Simplicissimus: vorstellend seinen wunderlichen lebens-lauff und sonderliche begebenheiten gethaner reisen, nebenst wahrhafter beschreibung des vormals im flor gestandenen, und öfters verunruhigten Ungerlands, sodann dieser ungarischen nation ihrer sitten, gebräuch, gewohnheiten und führenden kriege…”, który możemy przetłumaczyć jako „Simplicissimus węgierski lub dacki: przedstawiający jego cudowny bieg życia i szczególne wydarzenia z podróży, które odbył, wraz z prawdziwym opisem niegdyś kwitnących i często niespokojnych Węgier, a następnie tego narodu węgierskiego, jego obyczajów, zwyczajów i wojen…” A to jeszcze nie cały tytuł… Być może autorem „Węgierskiego Simlicissimusa” był niejaki Daniel Speer – muzyk z Wrocławia. Być może zatem da się jeszcze kiedyś ustalić jego więcej związków z Polską.

Pierwsze nowoczesne wydanie tego dzieła (choć bez przypisów i komentarzy) ukazało się staraniem pesztańskiego lekarza Jana Chrzciciela Seiza w 1854 roku w Lipsku. Był on zagorzałym przeciwnikiem suwerenności Węgrów i do swych przyjaciół wyrażał intencje, że chciałby, aby edycja utworu nieprzychylnie nastrajała czytelników do narodu węgierskiego. Następnie odnotowano cały wysyp kolejnych wydań, które jednakże były bądź to cenzurowane przez Niemców, bądź skracane z myślą, że w ten sposób uniknie się dłużyzn opisów przyrody, które by mogły zniechęcić młodzież do czytania.

 

AUTOR O SWYM POCHODZENIU

Jak często z powieściami bywa, nie mamy pewności, czy podmiot liryczny został całkowicie zmyślony, czy też w jakimś stopniu zawiera wątki autobiograficzne piszącego.

Podmiot liryczny zaczyna więc od tego, że osierocony całkowicie w wieku siedmiu lat poszedł na wychowanie do stryja o twardym ręku. Umieszczony został w konwikcie wrocławskim, by tam korzystać z nauk szkolnych i zostawił szeroki a piękny opis tego miasta jako europejskiej nowoczesnej metropolii. Podał informacje nawet o urządzeniu rady miejskiej i przepisach obowiązujących szynkarzy, którzy mogli w jego czasach prowadzić wyszynk tylko co drugi dzień.

Przełomowym w jego życiu stało się zapoznanie z pewnym polskim szlachcicem, który zatrudnił go u siebie na dworze, a chwaląc chęci do nauki języka polskiego, sfinansował mu dalsze studia.

 

Zamek Thököly w Kieżmarku

PODRÓŻ NA POLSKI SPISZ

Simlicissimus wyrósł więc na żwawego i obytego w sprawach światowych młodzieńca. Nasłuchawszy się o południowych i wschodnich krajach, postanowił wyruszyć z przyjaciółmi, by je zwiedzać. Tak trafili na Spisz (węg. Szepesség). Po drodze z Cieszyna doświadczyli różnorodności wyznań religijnych i aby być dobrze przyjmowanymi przez miejscowych, śpiewali po drodze pieśni religijne takie, jakiego wyznania były wioski. Najbardziej uradował ich jakiś polski szlachcic z wielkim gestem, który postawił wszystkim studentom po kuflu piwa i pożywił ich w karczmie sowicie. Pożegnawszy go, pełni energii pomaszerowali więc w stronę Kieżmarku (węg. Késmárk), ale gdy byli już niedaleko usłyszeli bębnienie charakterystyczne dla zamykania bram miejskich na noc. Niechybnie zostali by poza murami, gdyby nie równie jak oni spóźnieni mieszkańcy Kieżmarku, którzy poprowadzili ich ku tak zwanej „grubej baszcie, gdzie dyżurowali słudzy hrabiego Thökölyego i wpuszczali maruderów przez mostek zwodzony do miasta. Ponieważ jednak miasto było w zatargu z Thökölym, więc złośliwie spychali z mostka niektórych nieszczęśników, a Simplicissimus jako pechowiec znalazł się wśród nich. Na dodatek porwał za sobą jednego z ludzi hrabiego, a tamten o mało co nie utopił go w złości. Uratowany z topieli przez mieszczan, stal się bohaterem opowieści, a ludzie zabiegali o spotkanie z nim. Napatrzył się więc ich pięknym i bogatym strojom, a nabrał przekonania, że Niemcy i Węgrzy zamieszkują tu w jednakowych proporcjach. Szczególnie podziwiał drogie jedwabne przepaski damskie, wysadzane turkusami i perłami. Dowiedział się, że choć zwierzchnictwo nad Spiszem ma od czasów cesarza Zygmunta Luksemburskiego (węg. Luxemburgi Zsigmond) król polski za pośrednictwem starosty to jednak ludność mieszczańska ma prawo wybrać swojego jakby starostę, którym właśnie jest jakiś szewc. Łakomie chwytał ciekawostki o dziwach natury jak np. tę o dziwnym źródle pod Spiskim Domem hrabiego Csakyego (węg. Csáky), które podobno latem zamarza a zimą płynie. Spod Spiskiej Kapituły ma tryskać zaś woda, która po jakimś czasie zmienia się w kamień, z którego można budować domy. Powędrowawszy dalej na Górne Węgry usłyszał jak przezywają tam Kieżmarczan, nazywając ich „prosiorobami”, bo tamci często dogadzają sobie wieprzowym pieczystym.

 

OPISANIE WĘGIER W OGÓLNOŚCI

Dość niespodzianie, bo po różnych szczegółowych opisach przygód na Spiszu autor przechodzi w Rozdziale XIII do iście wstępnej charakterystyki Korony Świętego Stefana. Oddajmy mu więc głos: „Od dawnych czasów było to wielkie, teraz małe już królestwo, podzielone niegdyś na pięć części: Chorwację, Dolne Węgry, Słowację albo kraj Wendów, Spisz i Górne Węgry. W kraju tym pod ziemią leżą szlachetne kamienie, złoto, srebro, miedź, żelazo i inne kruszce, sól kamienna, saletra, koperkwas i inne materiały. […] w Dolnych Węgrzech i miejscami w Górnych jest też mocne, słodkie wino, zwłaszcza w okolicach Tokaju, które nad hiszpańskie bywa przedkładane. Wszędzie tu wielka mnogość owocu, rosnącego też w lasach. I często się zdarza, że bydło tuczy się śliwkami i kasztanami”. Piękne opisy obfitują w fantazje, a chęci zrobienia wrażenia na czytelnikach są u autora „Simpicimissimusa” niepohamowane, bo jakże inaczej określić podaną przez niego wiadomość, że rzeki „Cisa i Bodrog pełne są ryb, tak, że w rzece jest trzy czwarte wody, a jedna czwarta ryb.” Przechodząc do opisu wielkiej niziny, która „zaczyna się za Koszycami” podaje, że „lud tego kraju nie jest tak butny jak inne, nie zmienia wciąż swego dawnego stroju (jak inne narody), trwa chętnie przy starych swych obyczajach i obcy jest wszelkim nowinkom. Wszyscy do wojaczki chętni i łatwo się narażają. Ich zwyczaje i ceremonie pełne są uprzejmości, ale lud ten jest przeciwnikiem nadmiernego komplementowania. Jest twardej natury i jada chętniej proste niż wyszukane potrawy. Lubuje się w kolorze czerwonym, białym, zielonym, lazurowym i niebieskim. Niewiasty są niebrzydkie i noszą piękne, ozdobne stroje, nie zmieniając mody. Nie obwieszają się klejnotami ponad to co przystoi. Mężczyźni są dorodni i chętnie noszą wielkie wąsy, ale nigdy nie spotyka się u nich długich włosów”. Dalej narzeka, że wiele tam niegdyś wspaniałych, ale później zburzonych zamków, a także band zbójeckich. Odnosząc się do religii, stwierdza: „kto urodził się Węgrem i tylko tej mowy używa, choćby jakąkolwiek religię wyznawał, w sercu swym oddany jest kalwinizmowi, choćby się tego zapierał. Nie dadzą się też Węgrzy przymusić do innej wiary, lecz tej wiary są wierni aż do śmierci i prawie albo wcale nie boją się żadnych tortur. […] wolą raczej głowę postradać niż miały inne narody nimi rządzić. […] w fechtunku nic im nie przeszkadza, ich ubranie jest bowiem lekkie, krótkie i wygodne. Jako broni używają szabli, pałasza, a często czekana, zakładanego za pas z tyłu. Większość przytracza sobie do siodła hegeszdér, czyli włócznię służącą do przebijania pancerza”.

Simpicissimus jako Niemiec nie może się nadziwić, że Węgrzy (jak Polacy) nadużywają określenia „Pan” i „Pani” – nawet w stosunku do ludzi, którzy są ewidentnymi biedakami, ich życie polega na ciężkiej pracy w polu i przy trzodzie, a elegancko ubierają się tylko w niedziele i święta. Tak to akcentują swą godność…

 

Rynek w Lewoczy

ZNÓW O SZCZEGÓŁACH

Podróż do Lewoczy (węg. Lőcse) potraktował Simlicissimus z największą powagą, bo to przecież stolica Spiszu, „położona wysoko na skale”. Najbardziej zainteresowały go jarmarki, na które – jak podkreślił – wielu kupców zwozi rodzynki, a „sześćdziesięciu do stu chłopa z Górnych Węgier zwozi szafran”. Przybywają tu nawet Grecy z Turcji. W Lewoczy Simlicissimus zachwycił się sztuką gry na trąbce i postanowił doskonalić się w tej umiejętności u mistrza z Sabinowa. Tam zachwycił się nie tylko muzykalnością mieszkańców, ale i licznymi suszarniami śliwek. W Preszowie (węg. Eperjes, obecnie słowacki Prešov) Simlicissimus trafił na publiczne okrutne egzekucje trzech hersztów rozbójniczych, ale i dowiedział się, że to miasto wzięło nazwę od wielkiej ilości poziomek, które wkoło rosły, a ludzie sycili się nimi jak inni mięsem. Następnie powędrował w poszukiwaniu przygód przez Koszyce (węg. Kassa) do Tokaju, gdzie właśnie zapędził się jakiś oddział turecki i plądrował okolicę. Zaciągnął się zatem do zaimprowizowanego wojska jako dobosz i pod naporem przeważających liczebnie Turków skrył się w zagajnik, gdzie (podobnym szczęściem jak Zagłoba) odnalazł tureckiego konia, więc powrócił ze zdobyczą w swoje szeregi, witany szyderczo przez towarzyszy: „erdek as nimetek – co znaczy – ten pludrak ocalał”. Zasmakował więc w wojnie przeciw Turkom i strawił na niej szmat czasu, walcząc przeciw baszy Egeru i zwiedzając inne węgierskie kraje, co zasługuje na osobne streszczenia.

 

Piotr Boroń

 

Źródło zdjęć: Europeana, Wikimedia Commons