Back to top
Publikacja: 04.12.2022
Święty polityk
Wybitne postacie

Dla wielu brzmi to jak oksymoron, ale może tym bardziej warto zapoznać się z życiem polityka o węgiersko-polskim pochodzeniu, który choć nie uratował świata, to zachowywał się do tego stopnia przyzwoicie, że może być dla innych wzorem.


Piotr Boroń


Msza św. w intencji beatyfikacji sługi Bożego Janosa Esterházyego w kościele bł. Władysława z Gielniowa w Warszawie 14 marca 2021 roku. Fot. PAP/Tomasz Gzell


János Esterházy (1901–1957) to jeden z najboleśniejszych przykładów tego, jak tragiczną ofiarą właśnie konfliktów różnych punktów patrzenia może stać się nie tylko sam człowiek, lecz także pamięć po nim. Jako arystokrata był znienawidzony przez socjalistów. Jako patriota otrzymał najbardziej schematyczny stempel faszysty. Jako Węgier ze Słowacji – cokolwiek by zrobił – skazany był na krytykę przez ludzi, którzy entuzjastycznie parli do przebudowy granic środkowoeuropejskich. Wielkie młyny historii mielą losy jednostek, które stają się ich ofiarami, bo nie poddają się tak zwanym procesom. Systemy polityczne w końcu umierają, a kościelny autorytet moralny może dać – poprzez wyniesienie na ołtarze – swą ponadczasową pieczęć na imieniu bohatera. Każda beatyfikacja czy kanonizacja to nie tylko określenie, czy dana jednostka może zaliczać się do grona wyróżnionych. To może przede wszystkim rozstrzygnięcie jakiegoś problemu moralnego, zwrócenie uwagi na zjawisko, którego wynoszony na ołtarze jest przykładem. Postępujący obecnie proces beatyfikacyjny człowieka, który w ścierających się zjawiskach masowych trzymał się – jakże osamotniony – Bożego punktu widzenia, może mieć zasadnicze znaczenie w przywróceniu właściwej optyki naszemu postrzeganiu otaczających nas zadań, którym mamy stawiać czoła. Oczywiście János Esterházy wpisuje się w zjawiska masowe, ale na jego przykładzie widać wyraźnie, że człowiek może zachować wewnętrzną wolność zawsze – choćby miał zapłacić za to najwyższą cenę.

Żyjemy w czasach, gdy jednostka ma być nie tylko częścią składową zjawisk masowych, lecz także może jeszcze bardziej organizmem jednostkowym, konsumentem, materiałem ludzkim, który w stosunku do władzy różnych odpersonalizowanych gremiów, zwanych często, jak w skądinąd skompromitowanym ZSRR, rządzącymi radami, wobec których jest np. mieszkańcem w wieku produkcyjnym. János Esterházy to postać, do której te przymiary w ogóle nie pasują. Jeżeli chcemy go zrozumieć, to musimy uświadomić sobie jego stosunek do relacji z Bogiem i do rodzinnego dziedzictwa. Według pierwszej determinanty czuł się jednostką w pełni odpowiedzialną za swoje postępowanie. Traktował swoją bytność na ziemi jako kilkudziesięcioletni egzamin, czy nadaje się do życia w wieczności przy Bogu w niebie. Z kolei dziedzictwo rodzinne było wpisaniem się w odpowiedzialność przed historią, mając na względzie postawy przodków, które były dla niego otwartymi księgami, z których czerpał poczucie odpowiedzialności historycznej. Same fakty, że jego przodkowie zapisali się w dziejach chrześcijańskich Węgier już w XII wieku, a potem byli nagradzani przez cesarzy najwyższymi godnościami za niezłomną walkę w obronie Europy przed islamem, stawiały wysoką poprzeczkę jego wyborom życiowym. Jego antenaci, właściciele rozległych dóbr na terenie obecnej Słowacji (dawny węgierski Felvidék), czyli terenach ekspansji tureckiej, słynęli z dzielności w postawach wojennych. Jego przodek (Paweł) otrzymał w 1687 roku tytuł książęcy, a inna linia nosiła dziedzicznie tytuły baronów i hrabiów. Przez 30 lat ich nadwornym kompozytorem w XVIII wieku był Joseph Haydn, uświetniający życie towarzyskie pałacu Esterháza nad Jeziorem Nezyderskim (węg. Fertő-tó).

Otrzymał imię po ojcu, a jego matka – z domu Tarnowska – była Polką z najlepszym rodowodem historycznym. János wśród przodków miał wzór rycerstwa europejskiego Zawiszę Czarnego – najwybitniejszego z naszych hetmanów Jana Amora Tarnowskiego (który nie przegrał w swym życiu ani jednej bitwy, a zwycięstwo w 1531 roku pod Obertynem jest przerabianym w akademiach wojskowych wzorem wykorzystania taktyki walki w taborze), Stanisława Małachowskiego – marszałka Sejmu Wielkiego i współtwórcę Konstytucji 3 maja oraz dziadka Stanisława Tarnowskiego – rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego i przywódcę tzw. konserwatystów krakowskich. Ślub jego rodziców w Krakowie (1898) był też jakoby symbolicznym uwieńczeniem przyjaźni polsko-węgierskiej, bo jego przodkowie z obu stron bardzo przyczynili się do naszych najlepszych relacji.

GOSPODARZ I POLITYK

Żarliwą religijność i domowe wykształcenie zawdzięczał (po śmierci ojca w 1905 roku) matce Elżbiecie Tarnowskiej – w opinii współczesnych, najpiękniejszej Polce swoich czasów. Znał doskonale kilkanaście języków obcych, grał doskonale na fortepianie, był bardzo wrażliwy na sztukę, biegły w historii, wysportowany i ciekawy świata. Matka Elżbieta jako wdowa pozostała nie tylko wierna filozofii życiowej, którą poznała u męża, ale zastosowała się do jego wskazań, by dzieci wychować na dobrych Węgrów. Przeprowadziwszy się do rodzinnego majątku w Nyitraújlak (obecnie słowackie Veľkie Zálužie) na Felvidéku, umiała zadbać o jego unowocześnienie i lepsze plony. Jej dwór postrzegany był jako wzorcowa siedziba rodowa z domową kaplicą, tradycjami i ładem moralnym, a ona sama jako dobroczyńca dla okolicy, co w okresie napięć narodowych było rzadkością.

Tymczasem nad ich losem przetoczyły się ogromne przemiany systemu wersalskiego, który wraz z traktatem w Trianon rozdzielił ich dobra rodzinne pomiędzy pięć różnych państw. Oni sami pozostali w Czechosłowacji. Jako 19-latek János ukończył gimnazjum, a następnie wyższą szkołę gospodarczą w Budapeszcie (1924), a powróciwszy do rodzinnych dóbr, zajął się gospodarowaniem, jak na ziemianina przystało. W 1931 roku włączył się w działalność polityczną. Najpierw jako przewodniczący Ligi Węgrów w Czechosłowacji (węg. Csehszlovákiai Magyar Népközösségi Liga, CMNL). W roku następnym wybrano go na przewodniczącego Krajowej Partii Chrześcijańsko-Socjalistycznej (węg. Országos Keresztényszocialista Párt, OKSP), z której ramienia został wybrany do Zgromadzenia Narodowego Republiki Czechosłowackiej. Opowiadał się za autonomią Słowacji w ramach Czechosłowacji i bronił praw mniejszości węgierskiej, która od XI wieku zamieszkiwała Felvidék w swoich siedzibach rodowych. W 1936 roku wszedłszy do Zjednoczonej Partii Węgierskiej (Egyesült Magyar Párt, EMP), zradykalizował swoje działania na rzecz oderwania od Czechosłowacji terenów Słowacji i Rusi Zakarpackiej, zamieszkanych przez Madziarów i przyłączenia ich do państwa węgierskiego. Podczas rozbioru Czechosłowacji jesienią 1938 roku osobiście witał wojska węgierskie, prowadzone przez regenta Węgier Miklósa Horthyego, które zajmowały słowackie Koszyce (węg. Kassa). Założywszy w państwie słowackim Partię Węgierską na Słowacji (Szlovenskói Magyar Párt, SMP) starał się chronić interesy Węgrów podczas wojny. Osobiście pomagał w ratowaniu Polaków i Czechów, ściganych przez Niemców i ich słowackich kolaborantów. To on towarzyszył gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu w ewakuacji z Ungváru (obecnie ukraiński Użhorod) do Budapesztu i zorganizował jego spotkanie z regentem Horthym. Zasłynął również z obrony ludności żydowskiej, którą Słowacja wysiedliła ze swego terytorium w 1942 roku, czym sprowadził na siebie ataki polityczne ludobójców. Ratował Żydów i być może nawet kilkuset zawdzięczało mu ocalenie. W 1944 roku protestował przeciw zajęciu Węgier przez wojska niemieckie.

WIĘZIEŃ W „WYZWOLONEJ” CZECHOSŁOWACJI

Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Słowację Stalin powierzył tam rządy swojemu agentowi Gustávowi Husákowi, który negocjował z różnymi opcjami politycznymi utworzenie porozumienia ponad podziałami. Rozmawiał też z Esterházym, ale gdy doszło do kontrowersji w sprawie wysiedlania Węgrów, zadenuncjował go w kwietniu 1945 roku, po czym wydano go funkcjonariuszom NKWD, którzy wywieźli go do Moskwy (20 VIII), do centralnego więzienia na Łubiance. Stamtąd trafił z wyrokiem (z 11 IV 1946 r.) 10 lat do obozu dla więźniów politycznych na Syberii (w Kniaź-Pogoście, Rakpasie i Sangorodok-Protoku). Tam o mało nie zginął z wyczerpania, a podczas krytycznej zimy 1947 roku ratował go regularnie jakiś nieznany z imienia polski profesor z Grodna, do którego docierały paczki żywnościowe i ich zawartością dzielił się ze współwięźniami, którzy byli najsłabsi. Strażnicy więzienni uważali Esterházego za księdza, ponieważ widzieli, że był bardzo uduchowiony. Miał odbywać karę łagru do 1956 roku, gdy jednak Słowacki Trybunał Narodowy w Bratysławie skazał go zaocznie na karę śmierci, ZSRR deportował go i w 1949 roku znów znalazł się w rodzinnym kraju, wycieńczony trudami zesłania i podupadły na zdrowiu. Karę śmierci zamieniono mu na dożywocie, a niektóre źródła wydają się wskazywać, że przejściowo znalazł się w jednej celi z Gustávem Husákiem, który najpierw go zadenuncjował, a potem, w ramach walk na szczytach partii komunistycznej, sam był oskarżony o odchylenie prawicowe (podobnie jak w Polsce Władysław Gomułka). Przesłuchiwany i prześladowany do końca życia, zmarł 8 marca 1957 roku w zamkowym więzieniu o zaostrzonym rygorze w Mirovie. Dopiero w 2017 roku można było urządzić mu pogrzeb, wierząc, że przekazane przez władze państwowe Czech prochy różnych ofiar komunizmu zawierają też jego szczątki.

NADZIEJA NA DOCENIENIE CZŁOWIEKA PRAWEGO

„Pragniemy, otwierając ten trybunał poświęcony badaniom życia i dokonań sługi Bożego Jánosa Esterházego, pokazać go jako wielkiego, w gruncie rzeczy ciągle nieznanego żołnierza wielkiej sprawy Bożej” – powiedział 25 marca 2019 roku abp krakowski Marek Jędraszewski, otwierając jego proces beatyfikacyjny. Nie ma jednak zgodności wszystkich hierarchów kościelnych co do rehabilitacji pamięci Jánosa Esterházego, a żywe do dziś emocje narodowe dzielą jego pamięć. Z szacunkiem wspominany jest przez Polaków i Węgrów oraz państwowe czynniki obu tych państw. Żydowska Liga Defamacyjna także nagrodziła go za ratowanie ludności żydowskiej podczas wojny. Miejmy nadzieję, że proces wyniesienia Jánosa Esterházego na ołtarze ukaże całą potęgę jego wiary i głębię rozważań, które uczyniły z niego człowieka niezłomnego.