Back to top
Publikacja: 01.11.2022
Przywracanie pamięci o żołnierzach Wielkiej Wojny
Historia

Rozmowa z Mirosławem Majkowskim, przewodniczącym Związku Gmin Fortecznych Twierdzy Przemyśl, prezesem Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej X D.O.K., reżyserem i organizatorem widowisk historyczno-teatralnych.


Fot. archiwum Mirosława Majkowskiego


Razem z partnerami, między innymi z Węgier, Instytut Historii i Muzeum Wojny w Budapeszcie, Związek Gmin Fortecznych Twierdzy dokonał ważnego odkrycia nie tylko dla lokalnej historii. Jak do niego doszło?

Kiedy trzy lata temu zostałem przewodniczącym Związku Gmin Fortecznych Twierdzy Przemyśl, rozpoczęliśmy projekt przywracania tożsamości żołnierzom poległym podczas Wielkiej Wojny w Twierdzy Przemyśl, bo jeszcze do niedawna znaliśmy tożsamość zaledwie trzydziestu kilku poległych. Rozpoczęliśmy poszukiwania w państwowym archiwum we Lwowie, skąd uzyskaliśmy fotokopie przedwojennych polskich dokumentów i na ich podstawie byliśmy w stanie określić liczbę pochowanych na przemyskich cmentarzach i ustalić wiele nazwisk poległych żołnierzy.

Podczas weryfikacji dokumentów z lwowskiego archiwum natrafiłem na rysunek cmentarza wojennego. Co ciekawe, była tam adnotacja o pochowanych żołnierzach armii generała Denikina, jednego z głównych dowódców antybolszewickich sił podczas wojny domowej w Rosji, która wybuchła zaraz po pierwszej wojnie światowej. Ale bardziej zainteresowało mnie to, że wskazany był cmentarz, po którym w Przemyślu nie było śladu, który najpewniej został starty z powierzchni ziemi. Zacząłem drążyć temat i docierać do kolejnych dokumentów, co nie było proste, ponieważ Sowieci, zajmując Lwów w 1939 roku, przetrząsali archiwa w poszukiwaniu interesujących ich zasobów i zrobili straszny bałagan, wymieszali całą dokumentację. Pomimo tego udało mi się odnajdywać kolejne dokumenty potwierdzające, że na działce przylegającej do tzw. cmentarza ukraińskiego, działce, na której dziś nie ma nic oprócz trawy i dwóch drzew, znajduje się cmentarz z okresu pierwszej wojny światowej. Zacząłem docierać do nazwisk pochowanych tam żołnierzy, mnóstwo z nich to nazwiska węgierskie. I tak zaczęła się próba dotarcia do tego, co wiemy teraz – że na działce przylegającej do cmentarza, na którym pochowani są żołnierze ukraińscy internowani w obozie w Pikulicach w latach 1919–1920, jest jeszcze jeden cmentarz. I to niebagatelny, bo spoczywa na nim około 3,5 tys. żołnierzy.

Wtedy ruszyły prace archeologiczne?

Wtedy skontaktowałem się z Podkarpackim Urzędem Wojewódzkim, bo to wojewoda sprawuje opiekę nad cmentarzami wojennymi, i od pracowników pani wojewody dowiedziałem się, że już wcześniej mieli oni informację, że w tym miejscu może znajdować się cmentarz wojenny, ale nie była ona potwierdzona żadnymi dowodami, że wiedza ta pochodzi jedynie z jakichś ustnych przekazów. Gdy pokazałem twarde dowody, radość była ogromna i mogły ruszyć prace archeologiczne.

I co zaczęły one odkrywać?

Pierwsze, co rzucało się w oczy i na co od razu zwrócił uwagę archeolog po wykonaniu przekroju pionowego, to to, że górne warstwy stanowiły nawiezione śmieci i gruz. Pod nimi był wyraźny ślad po spychaczu, po zepchniętej ziemi, a następnie warstwa pierwotna, w której zaczęły ukazywać się jamy grobowe.

Zbiorowe?

Tak, ponieważ jest to tak zwany cmentarz zbiorczy. W okresie międzywojennym państwo polskie było biedne, nie stać go było na utrzymywanie tak wielu nekropolii – tylko wokół Przemyśla było 46 cmentarzy wojennych – więc dokonywano komasacji gruntów, a jednocześnie ekshumowano ciała z tych małych cmentarzyków i przenoszono je na tzw. cmentarze zbiorcze. Jednym z takich właśnie cmentarzy był ten, który udało nam się odnaleźć.


Fot. archiwum Mirosława Majkowskiego


Zaskakujące, że taki cmentarz mógł w ogóle „zaginąć”. Co jeszcze ukazały prace archeologiczne?

Po zdejmowaniu kolejnych warstw dotarliśmy do mogił. Żołnierze chowani byli zwykle bez trumien, bardzo często, aby zaoszczędzić miejsce, „na przekładkę”, czyli w jednej mogile grzebano dwóch żołnierzy w taki sposób, że jeden miał głowę w nogach drugiego. Nie prowadziliśmy prac na całości działki, tylko na około jednej trzeciej, ale to wystarczyło, by potwierdzić z całą pewnością, że znajdował się tam cmentarz z czasów pierwszej wojny i że jest to ten cmentarz, który został zinwentaryzowany przez Polaków zaraz po wojnie, do której to inwentaryzacji dotarliśmy we Lwowie.

Czyli nie było żadnych wątpliwości, że spoczywają tam obrońcy Twierdzy Przemyśl?

Żadnych. Co potwierdzały nie tylko dokumenty, lecz także odnajdywane przez nas przedmioty, np. guziki z mundurów austro-węgierskich. Tuż obok cmentarza jest zwalisko gruzu. W nim odnaleźliśmy kamień nagrobny z piaskowca, na którym wyryte są imię i nazwisko węgierskiego żołnierza. Cmentarz jest wielonarodowy, ale bardzo znaczna część spoczywających tam żołnierzy to Węgrzy. Co nie może dziwić, bo przecież bojowa część załogi Twierdzy Przemyśl składała się z Węgrów. Mam na myśli 23. Dywizję Piechoty Honvedu i dwie brygady Landsturmu. To właśnie głównie te jednostki były wykorzystywane do działań ofensywnych w czasie Wielkiej Wojny i poniosły największe straty. Stąd tak dużo węgierskich nazwisk w naszej wirtualnej księdze poległych.

Proszę zatem przybliżyć nam historię tych walk, w których na polskiej ziemi polało się tyle węgierskiej krwi.

Załoga Twierdzy Przemyśl pierwotnie miała liczyć około 80 tys. żołnierzy, jednak już w trakcie działań wojennych we wrześniu 1914 roku dowództwo austriackie doszło do wniosku, że takie siły mogą być niewystarczające, więc skierowano tutaj Węgrów. Wybrano ich nieprzypadkowo, jednostki składające się z żołnierzy węgierskich były bowiem jednymi z najbardziej bitnych, można było na nich stuprocentowo polegać. Dowództwo austriackie im ufało, czego nie można powiedzieć np. o Rusinach.

Węgrzy stworzyli taką „straż pożarną” Twierdzy Przemyśl. Szczególnie 23. Dywizja Piechoty Honvedu używana była do działań ofensywnych. Zwłaszcza podczas drugiego oblężenia Twierdzy Przemyśl. Na samym jego początku mamy walki na odcinku północnym i ofensywne wypady sił węgierskich z Twierdzy. Od 5 do 23 grudnia 1914 roku ciężkie walki toczą się z kolei na odcinku południowym, a obsada Twierdzy próbuje przebić się do armii polowej. Ponosi duże straty, ale jednocześnie odnosi spektakularne zwycięstwo – węgierski 8. pułk piechoty z 23. Dywizji przebija pierścień okrążenia w kierunku na Birczę i otwiera drogę wyjścia z twierdzy. Ale do połączenia z armią polową dojść nie może, bo ta utknęła pod Sanokiem. Zabrakło dosłownie 60 km. Zwycięstwo okupione ciężki stratami zostaje zniweczone, a załoga Twierdzy cofa się do niej, co niewątpliwie wpływa na morale żołnierzy.

Później do kolejnych ciężkich walk dochodzi na północ od Twierdzy, gdzie znajdują się wzgórza mające kluczowe znaczenie dla obrony tego odcinka. Gdyby Rosjanie je zajęli, mogliby ustawić na nich artylerię i ostrzeliwać centrum miasta. Gdy udało im się zdobyć część pozycji austriackich, rzucono na odsiecz Węgrów z Twierdzy. Ich zadaniem było odbicie utraconych na rzecz Rosjan pozycji. Znów ponieśli ciężkie straty, idąc w stronę okopów wroga, pod ogień karabinów i artylerii.

Ostatecznie Twierdza Przemyśl skapitulowała.

Załoga Twierdzy podczas drugiego oblężenia broniła się od listopada 1914 roku do 22 marca 1915 roku. Walczyli nie tylko z Rosjanami, ale również z głodem. Twierdza miała zapasy zaledwie na dwa i pół miesiąca pełnego wyżywienia załogi, a obrona trwała znacznie dłużej. Niemal wszystkie konie – a były ich w Twierdzy 23 tysiące – zostały wybite i przerobione na konserwy mięsne, co było możliwe, bo Twierdza dysponowała własnymi rzeźniami i zakładami przetwórczymi. Brakowało wszystkiego – nie tylko jedzenia, lecz także zimowego umundurowania, a zima przełomu lat 1914 i 1915 to były występujące naprzemiennie albo razem w różnych konfiguracjach: deszcz, porywisty wiatr, śnieg, lód, mróz. To wszystko przyczyniło się do tego, że dowódca Twierdzy wydał rozkaz do kapitulacji, a 118-tysięczna załoga trafiła do rosyjskiej niewoli.

Przemyśl jest zapewne ważnym dla Węgrów miejscem na mapie Polski.

Oczywiście. W większości naszych fortów Węgrzy zostawiają swoje słynne wianuszki w narodowych barwach. W ubiegłym roku odsłanialiśmy wspólnie z naszymi węgierskimi partnerami tablicę ufundowaną przez rząd węgierski ku czci projektanta cmentarzy wojennych w Przemyślu Ferenca Szabolcsa. Są dwa takie ważne miejsca dla Węgrów w Polsce, biorąc pod uwagę historię Wielkiej Wojny, mianowicie Limanowa i Przemyśl.

Bratankowie do dzisiaj traktują Przemyśl jako bramę Węgier i tak samo traktowali to miasto żołnierze węgierscy podczas pierwszej wojny światowej. Wiedzieli, że gdy Przemyśl padnie, to rosyjska armia przerzuci się w Karpaty, może być w stanie przebić się przez linie austriackie i wejść na równinę węgierską. Oni broniąc Przemyśla, bronili Węgier.

Mówił pan wcześniej o przywracaniu poległym tożsamości. Ile nazwisk udało się zidentyfikować? I jak ich upamiętniacie?

Wspólnie ze studentami UMCS stworzyliśmy wirtualną księgę poległych, w której mamy już ponad 16 tys. rekordów, z czego znaczna część to Węgrzy. Dzięki naszej działalności rodziny dowiadują się, gdzie spoczywają ich przodkowie. Często wcześniej mieli tylko ogólne informacje o śmierci krewnych w walkach w tym regionie.

Mówimy tu o pamięci, przywracaniu tożsamości, dochodzeniu do prawdy… To chyba dobry moment, by zapytać: Jakim cudem cmentarz „zniknął”? Kto, kiedy i dlaczego mógł chcieć zatrzeć po nim ślad?

Cmentarz został zrównany z ziemią na początku lat 90. Nagrobki z jego pierwotnej części zostały przeniesione na stronę ukraińską. Strona ukraińska następnie starała się o pozyskanie tej działki na stworzenie tam cmentarza, na który przeniesiono by szczątki członków OUN-UPA z terenów południowo-wschodniej Polski. Nasze prace i odkrycia skutecznie to udaremniły.

Dla odmiany, pomówmy o przyszłości. Co stanie się z tym miejscem?

Miasto złożyło zamówienie na zrealizowanie dokumentacji projektowej do odbudowy cmentarza. Będzie ona miała charakter raczej symboliczny, mianowicie teren zostanie ogrodzony, powstanie jakiś pomnik, odpowiednie tablice upamiętniające poległych, z podkreśleniem poległych Węgrów. Później złożymy wniosek do wojewody o sfinansowanie prac, ale zdaję sobie sprawę z tego, że wojewoda nie ma wiele środków w puli przeznaczonej na cmentarze wojenne. Będziemy szukać finansowania.

Może pańskie słowa przeczytają osoby, które mają możliwości, by pomóc w upamiętnieniu poległych.

Również mam taką nadzieję. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc w znalezieniu finansowania na odnowienie tego cmentarza. Nie chciałbym prowadzić tej inwestycji latami, tym bardziej że cmentarz ten będzie jedynym w okolicy Przemyśla wojennym cmentarzem otwartym, co oznacza, że będą na nim przeprowadzane pochówki. Cały czas znajdujemy pojedyncze groby z okresu pierwszej wojny światowej, w tej chwili mamy kilka, ale wstrzymujemy się z ekshumacją, bo nie mamy gdzie pochować poległych. Także dlatego ten cmentarz jest tak ważny.

Rozmawiał Radosław Wojtas