Back to top
Publikacja: 24.10.2022
Premier Viktor Orbán: Ukraina została zaatakowana. W takiej sytuacji ustępują dawne kłótnie narodowe
Wojna w Ukrainie

– Przede wszystkim chcę jasno powiedzieć, że Rosja zamierza wymusić zmianę statusu quo na Ukrainie siłą i z pogwałceniem prawa międzynarodowego. Ukraińcy się bronią, bronią swojego kraju i jego suwerenności. Nie ma wątpliwości, że Europa jest również po stronie Ukraińców z moralnego punktu widzenia. Uważamy także, że suwerenność i niezależność Ukrainy jest ważna. To jednak nie jest tylko kwestia moralna – powiedział węgierski premier Viktor Orbán w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla "Budapester Zeitung". Szef rządu w Budapeszcie ostrzegł jednocześnie, że z każdym dniem rośnie niebezpieczeństwo, iż konflikt rozprzestrzeni się na państwa Unii Europejskiej.


Premier Węgier Viktor Orbán przemawia podczas debaty zorganizowanej w Berlinie pod hasłem „Burza nad Europą – wojna na Ukrainie, kryzys energetyczny i wyzwania geopolityczne”. Fot. Britta Pedersen / Deutsche Presse-Agentur GmbH / PAP/DPA


– Gdy mówimy o celach, to nie ma istotnych różnic między różnymi krajami europejskimi. W naszym wspólnym interesie leży to, aby Rosja nie stanowiła zagrożenia dla kontynentu. Przyczynia się do tego fakt, że między wschodnią granicą UE a Rosją znajduje się suwerenna Ukraina – zauważył węgierski premier Viktor Orbán, podkreślając, że „walczący bohatersko Ukraińcy są w stanie stawić czoła Rosji głównie dlatego, że otrzymują ogromne wsparcie ze strony Europy”.

Spirala eskalacji

– Europa wspiera jednak obecnie Ukrainę w taki sposób, że nasz kontynent wpada w spiralę eskalacji. Z każdym dniem wzrasta niebezpieczeństwo, że wojna rozprzestrzeni się również na kraje Unii Europejskiej. Zaczęło się od sankcji, potem zdecydowano o dostawach broni, a teraz już szkolimy ukraińskich żołnierzy. To niezwykle niebezpieczna spirala. Małymi krokami zbliżamy się coraz bardziej do bezpośredniego zaangażowania w wojnę. Jeśli nie zatrzymamy tego procesu, sami skończymy na wojnie, czego na razie nie chcemy – ostrzegał w wywiadzie premier Węgier, podkreślając, że Węgrzy jako naród stracili już w wyniku wojny rosyjsko-ukraińskiej ponad 200 osób. Premier Viktor Orbán podkreślił także, że na Ukrainie żyje obecnie od 150 tys. do 250 tys. etnicznych Węgrów, wśród których wielu jest młodych mężczyzn podlegających obowiązkowemu poborowi do ukraińskiej armii. I zaapelował do Niemiec i innych krajów UE - położonych dalej od Ukrainy - o zrozumienie, w jak niebezpiecznej sytuacji znajdują się Węgrzy oraz mniejszość węgierska na Ukrainie.

Według szefa rządu w Budapeszcie NATO jest bardziej ostrożne w kwestii wojny na Ukrainie niż Unia Europejska, która nie tylko wspiera władze w Kijowie finansowo, lecz także planuje szkolić ukraińskich żołnierzy (Węgry już ogłosiły oficjalnie, że nie wezmą udziału w tej misji szkoleniowej). Tymczasem NATO jasno dało do zrozumienia, że nie zamierza brać jakiegokolwiek udziału w tej wojnie i z tego powodu nie wysyła żadnego uzbrojenia na Ukrainę (robią to kraje członkowskie sojuszu, ale nie NATO jako takie).

– Tak więc NATO zachowuje się w tej kwestii znacznie ostrożniej niż Unia Europejska. To zaskakujące, biorąc pod uwagę, że UE stoi w obliczu znacznie większego zagrożenia – podkreślił premier Orbán, dodając, ze zdziwieniem, że „obecnie Unia Europejska bezkrytycznie przyjmuje stanowisko USA. Interesy amerykańskie są po prostu traktowane jako tożsame z interesami europejskimi”. – W tej chwili nie widzę prób suwerennych działań ze strony UE, ze strony większych krajów Unii Europejskiej czy nawet ze strony unijnych instytucji. Właśnie dlatego Europa jest obecnie jednym z przegranych w tej wojnie, a USA jednym ze zwycięzców – zauważył szef rządu w Budapeszcie.

Premier Węgier o buforze między Rosją a UE

Premier Viktor Orbán wyraził żal z faktu, że wojna wybuchła po tym, jak kanclerz Niemiec Angela Merkel odeszła ze stanowiska, bo – zdaniem premiera Węgier – jej szesnastoletnie doświadczenie mogłoby się okazać pomocne. Węgierski polityk wyraził także przekonanie, że obecny przywódca Stanów Zjednoczonych - prezydent Joe Biden - jest o wiele słabszy od poprzedników. I jasno dał do zrozumienia, że ma nadzieję, iż "silni mężowie stanu", czyli Donald Trump oraz Beniamin Netanjahu powrócą do sprawowania rządów w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu. – Jedno jest pewne: gdyby 24 lutego prezydentem Stanów Zjednoczonych nadal był Donald Trump, do tej wojny by nie doszło – podkreślił szef węgierskiego rządu. 

– Wprawdzie wojny mogą być wywoływane również przez słabych polityków, to aby je zakończyć i rozpocząć proces pokojowy, potrzebni są silni mężowie stanu. Mam nadzieję, że prędzej czy później nowy rząd federalny zajmie pozycję, którą faktycznie Niemcy powinny zajmować ze względu na swoją wagę w Europie – dodał szef rządu w Budapeszcie.

Ważna równowaga

– W interesie Europy leży również to, aby między Europą a Rosją istniał obszar oddzielający te dwie strefy wpływów. Jest to dziś konieczne ze względów bezpieczeństwa, także z uwagi na fakt, że Europa nie stworzyła własnej wspólnej armii i sił zbrojnych – przekonywał w rozmowie z niemieckim dziennikiem szef rządu w Budapeszcie.

– Jestem przyjacielem równowagi. Nie wierzę w pogląd, że polityka zagraniczna musi opierać się wyłącznie na zasadach moralnych i wartościach. Z drugiej strony nie sądzę, by dobrym pomysłem było całkowite ignorowanie aspektów moralnych. Chodzi o właściwe proporcje. To, co obecnie robi UE, całkowicie uderza w jej racjonalne i geopolityczne interesy. Decyzje dotyczące sankcji zostały podjęte wyłącznie na podstawie moralnej i emocjonalnej – tłumaczył w wywiadzie premier Viktor Orbán.

(JAP)