Back to top
Title
Na polskiej ziemi. Wspomnienia, dzienniki z lat 1976–1990. Tom 1: 1976–1981
Autor
Attila Szalai

 

Do pobrania książki proszę kliknąć na zdjęcie 

Attila Szalai (1950–2020), węgierski dziennikarz i tłumacz, dyplomata, historyk, działacz opozycyjny, animator życia kulturalnego, zapalony diarysta i pasjonat fotografii. W latach 1976–1990 mieszkał w Polsce. W 1980 r. związał się z Solidarnością, a w stanie wojennym działał w podziemiu. Po upadku komunizmu powrócił na Węgry. W latach 2001–2005 dyrektor Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie.

W 2019 r. uhonorowany Nagrodą IPN „Świadek Historii”.

 

Udaję się do kraju, w którym funkcjonują zakony, a świątynie są pełne ludzi – i to nie tylko starszych. Polski prymas – podobnie jak nasz – został internowany w latach pięćdziesiątych, ale nie schronił się w ambasadzie amerykańskiej, tylko wrócił do życia publicznego, pozostał pasterzem swojej owczarni. […]

Jadę do kraju, w którym jazda autostopem nie jest zakazana i gdzie nawet w latach sześćdziesiątych milicjant nie chwyciłby mnie na ulicy za kołnierz i nie zaprowadził do najbliższego fryzjera, abym dopasował długość włosów do tej z fotografii w dowodzie. […]

Wyjeżdżam do kraju, w którym komuniści zdają się mieć więcej rozumu niż ci na Węgrzech. Gospodarce brak twardej waluty? Wiadomo, że ludzie mają jej sporo schowanej w materacach? No to dajmy im szansę zasilić dewizami kasę państwa, zgodnie z prawem! W polskich Peweksach można kupić wszystko: od wódki po magnetofony, od whisky po dżinsy, od samochodów po mieszkania. Nikt nikogo nie pyta o nazwisko – w przeciwnym razie ludzie by się bali, a rząd nie zarobił. A że waluta zdobyta na czarno? Kogo to obchodzi? Poza tym i tak prawie wszyscy cinkciarze z okolic peweksów i hoteli to wtyki władzy. Doniosą na kogo trzeba, a jak nie, to trafią do kicia, handel dewizami jest bowiem karalny. Absurd? Owszem. Podobnie jak wlepianie mandatów ulotkarzom nie za działalność wywrotową, ale za zaśmiecanie miasta. Żeby potem Amnesty International nie wszczęła rabanu, że w Polsce narusza się prawa człowieka. Towarzysze przecież nie mają nic do wolności słowa, po prostu chcą mieć czyste chodniki – czy jest w tym coś złego?