Back to top
Publikacja: 08.05.2022
Bohater polsko-węgierski gen. Henryk Dembiński
Historia

Generał Henryk Dembiński pozostaje w cieniu gen. Józefa Bema. Warto jednak wspomnieć bohatera dwóch narodów, który był przejściowo wodzem powstania listopadowego 1830–1831 i powstania węgierskiego 1848–1849.


Piotr Boroń


Portret generała Henryka Dembińskiego autorstwa Wojciecha Stattlera. Źródło: domena publiczna


Dembińscy herbu Nieczuja zamieszkiwali od XVII wieku dwór we wsi Góry (świętokrzyskie), która była ich własnością. Dbali o folwark, a większość zysków przeznaczali na cele religijne. W 1764 roku podczaszy krakowski Arnolf Dembiński wielkim nakładem środków przebudował podupadłą świątynię (prawdopodobnie użytkowaną przejściowo przez arian) na kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny. Szczególnie zwraca w nim uwagę wykonane z czarnego marmuru epitafium syna Arnolfa, chorążego krakowskiego, kawalera orderu Orła Białego, Ignacego Dembińskiego. Należał do gorących orędowników Konstytucji 3-go maja, którą zaprzysiągł jeszcze na dzień przed jej uchwaleniem podczas tajnego spotkania najlepiej wtajemniczonych. Był członkiem Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej. Zwróciła na niego uwagę osobiście caryca Katarzyna II – której szpiedzy przedstawili listy patriotów polskich – i skazała go na zesłanie na Syberię. Podczas insurekcji kościuszkowskiej jeden z moskiewskich oddziałów skierował się w stronę włości Dembińskich, by uprowadzić rodzinę. Aby uniknąć zesłania, Ignacy zbiegł do habsburskiej Galicji, wioząc ze sobą dziewięcioro potomstwa, a w tym synka Henrysia, urodzonego 16 stycznia 1791 roku przez małżonkę Ignacego – Mariannę z hrabiów Moszyńskich. Gdy zagrożenie wywózką na Syberię minęło, zakupili wieś Sędziejowice i rodzina w dużym dworze znów żyła szczęśliwie aż do śmierci Ignacego w 1799 roku. Młodemu Henrykowi, jak kazała szlachecka tradycja, pisano karierę wojskową. Matka wysłała go więc do Wiednia, gdzie z wysokimi ocenami zaliczał jako kadet kolejne egzaminy. Jakież było jednak zdziwienie jego przełożonych, gdy w 1809 roku nie przyjął stopnia oficerskiego w armii austriackiej, ale wyjechał do Księstwa Warszawskiego, by tam zaciągnąć się do wojska jako zwykły szeregowiec. Przekreślał tym wszystkie lata szkoły wojskowej! To była iście sarmacka fantazja… Dla niego jednak posunięcie to było oczywiste, gdyż trwająca od kwietnia wojna polsko-austriacka potwierdziła jeszcze raz, że Habsburgowie to wrogowie Polaków. Nie mógł więc złożyć im przysięgi na wierność. Gdy dziś cieszymy się z własnego państwa, pamiętajmy, że zawdzięczamy go sumie takich właśnie decyzji naszych przodków, którzy dla ojczyzny umieli poświęcić wszystko. „Kochał Polskę nie dla osobistych widoków czy korzyści, ale z obowiązku szlacheckiego nakazującego Polsce służyć i wszczepiającego to przekonanie, że zbawić ją, uratować, nie kto inny, jeno szlachcic powinien i może” – pisał o Dembińskim Zygmunt Miłkowski w „Sylwetach emigracyjnych”.

W NAPOLEOŃSKIM ZAPRZĘGU

Nie rozstrzygając, jakie były skryte intencje Napoleona I, stwierdzić musimy, że dla Polaków, którzy widzieli w sojuszu z nim szansę na odzyskanie niepodległości, wybiła godzina zaangażowania zbrojnego. Dembiński zgłosił się więc do pułku strzelców konnych i najpierw (do 1812 roku) dosłużył się stopnia porucznika, a podczas wyprawy na Moskwę w bitwie pod Smoleńskiem (16–18 sierpnia) awansowany został do stopnia kapitana za wyjątkowe męstwo. Miał opinię zawadiaki, lubił się upijać w dobrym towarzystwie oficerów (co potem piętnował w pamiętnikach) i słynął z odwagi osobistej. W odwrocie spod Moskwy  należał do osłaniających armię francuską, a ostatnie setki kilometrów przebył szczęśliwie saniami z przemarzniętym bratem, którego spotkał po drodze. Uniknął odmrożenia kończyn, odwiedził matkę w rodzinnym dworze i wierny jak książę Poniatowski puścił się za Napoleonem, by wspierać go w najcięższych chwilach. Za swoje wyjątkowe bohaterstwo w „bitwie narodów” pod Lipskiem otrzymał Order Legii Honorowej. Po klęsce Napoleona powrócił do swego dworu i gospodarował na roli w Witkowicach koło Ropczyc, ale żył sprawami ojczyzny.

POWSTANIE LISTOPADOWE

W 1825 roku – jako posiadacz dóbr w ziemi świętokrzyskiej – został wybrany na posła na Sejm Królestwa Polskiego. Tymczasem nowy car Mikołaj I już w żaden sposób nie mamił Polaków, ale ich jawnie lekceważył. W dobie powstania listopadowego poseł Henryk Dembiński należał do frakcji radykalnej, postulującej detronizację cara, co gdy się stało 25 stycznia 1831 r., oznaczało wkroczenie armii rosyjskiej, która już czekała nad granicą z Królestwem Polskim. Jako polityk należał do tych, którzy chcieli wojny nie tylko do zwycięstwa, ale aż do przyłączenia Litwy i Ukrainy do Królestwa Polskiego, aby przywrócić granice przedrozbiorowe. Jako oficer wojskowy zorganizował specjalną lekką kawalerię tzw. krakusów, z którymi dokazywał cudów wojennych. 31 marca zapisał się bardzo dobrze w bitwie pod Dębem Wielkim. 25 kwietnia pod Kuflewem odparł zmasowany atak oddziałów marszałka Dybicza i uratował naszą armię przed oskrzydleniem. Po mistrzowsku przeprowadził korpus z Litwy, wymanewrowawszy liczniejszych Rosjan, a gdy dotarł do Warszawy, wdzięczni podkomendni zamówili dla niego piękny pałasz, który do dziś cieszy oczy zwiedzających Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie (odzyskany z Ermitażu w 1928 roku) z napisem:

„Dembiński, w twej dzielnej dłoni

Ten oręż zyska hart nowy

Błyśnie i skruszy okowy

Orła i Pogoń osłoni".

Kolejne wyczyny wyniosły go do stopnia generała dywizji, a zasługi doceniono również Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Dembiński wszedł wówczas w krąg głównego dowództwa. Gdy w początkach sierpnia wzmogła się fala krytyki gen. Jana Skrzyneckiego i doszło do przesilenia, a w specjalnym głosowaniu wyżsi dowódcy jednym głosem z 59 przesądzili o odwołaniu go ze stanowiska wodza naczelnego, ten w obawie o zemstę ze strony swych wrogów uciekł w przebraniu lokaja do Krakowa, gdzie ukrył się na Wawelu wśród kalek i starców, pozostających pod opieką Towarzystwa Dobroczynności. W takiej atmosferze misję tymczasowego przywództwa powstania powierzono 12 sierpnia gen. Dembińskiemu, a ten z ogromnym zapałem zabrał się do pracy, by zaprowadzić dyscyplinę. Z natury porywczy i apodyktyczny zraził do siebie otoczenie w ciągu kilku dni i już 17 sierpnia został odwołany z funkcji wodza naczelnego pod zarzutem, że chodzi mu tylko o uzyskanie tytułu dyktatora. Nie zrażony odwołaniem, służył dalej Polsce, bronił we wrześniu Warszawy, a nawet w obliczu upadającego powstania sugerował wodzowi gen. Rybińskiemu kontratak na Litwę, by zaskoczyć Rosjan i odwrócić bieg wydarzeń. Wreszcie w początkach października odniósł jeszcze małe zwycięstwo nad Rosjanami i przekroczył granicę pruską. Wspominał to wydarzenie po latach: „Tak jak ze wstrętem wchodziłem w granice nieprzyjaznych Prus, tak dziś ze wstrętem piszę o tym”.

TUŁACZKA

Wielka Emigracja była patriotyczna, bohaterska, ale i skłócona. Generał Dembiński trzymał się organizacyjnie Hotelu Lambert, ale wbrew polityce księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, by ograniczyć się do działań dyplomatycznych i czekać na większy konflikt zbrojny z udziałem zaborców, szukał zawzięcie jakiegokolwiek oddziału, na czele którego mógłby walczyć przeciw Rosjanom. Próbował organizować oddziały z udziałem Polaków w Hiszpanii, Egipcie i Turcji, a nawet paktował z Kurdami i Czerkiesami, by dowodzić nimi w wojnie z Rosjanami.

Należał do najwyższego z pięciu stopni wtajemniczenia Związku Jedności Narodowej, na czele którego stał Czartoryski. Razem m.in. z Władysławem Zamoyskim wziął udział w przekształceniu ZJN w Związek Insurekcyjno-Monarchiczny Wyjarzmicieli w 1837 roku.

Niestety, większość jego notek biograficznych zupełnie pomija jego kapitalną działalność wynalazczą w latach 30. Jako specjalista w zakresie pneumatyki opatentował co najmniej dziesięć wynalazków, z których ciekawsze dotyczyły kolejnictwa i żeglugi oraz centralnego ogrzewania. Wymyślił też skuteczne rozwiązanie problemu producentów szampana, aby butelki nie ulegały rozsadzeniu przy nieskoordynowanym procesie fermentacji. Podczas pobytu na Bliskim Wschodzie zainteresował się połączeniem Morza Śródziemnego z Oceanem Indyjskim poprzez Eufrat i zgłaszał takie propozycje Francji. 

POWSTANIE WĘGIERSKIE

Wiadomość o wybuchu w ramach Wiosny Narodów powstania na Węgrzech w 1848 roku przyjął gen. Dembiński z największą nadzieją na odzyskanie niepodległości nie tylko przez Węgrów, lecz także przez Polaków. Zgłosił się do Lajosa Kossutha i został wpisany w szeregi walczących, a nawet awansowany na dowódcę Armii Północnej, potem na szefa sztabu naczelnego całego powstania, by na przełomie lutego i marca 1849 roku zostać na krótko wodzem naczelnym całego powstania. Tu jednak powtórzyła się dla niego sytuacja z powstania listopadowego, ponieważ bitwę Węgrów z Austriakami pod Kápolną w dniach 26–27 lutego 1849 roku potraktowano jako niepowodzenie i obudziły się ponownie przeciw niemu dawne niechęci, które tkwiły w niektórych działaczach powstaniowych. Celował w krytyce Artúr Görgey. Zarzucał gen. Dembińskiemu np. obsesyjne zamiary przerzucenia działań zbrojnych na teren Galicji. Działał – podobnie jak w powstaniu listopadowym – tragiczny mechanizm wzajemnych oskarżeń w pogarszającej się sytuacji powstańców. Najlepsze chęci solidarnej walki ustępowały depresjom i chęci znalezienia kozła ofiarnego. Generał Henryk Dembiński również brał udział we wzajemnym oskarżaniu. Jego zaletą było natomiast, że nie zrażał się do sprawy niepodległościowej i mimo iż został odwołany z funkcji głównodowodzącego, służył radą i wciąż oferował swoje życie dla sprawy. Pozostając w kręgu gen. Józefa Bema w sierpniu 1849 r. (wówczas naczelnego wodza), ostrzegał go usilnie, by nie wydawał bitwy Austriakom pod Temesvárem (obecnie Timisoara w Rumunii). Wśród historyków wojskowości są podzielone zdania, czy gen. Bem mógł w ogóle jej uniknąć. Ostatecznie jednak 9 sierpnia 1849 roku powstańcy przegrali. Po tej klęsce pozostawała już tylko emigracja do najbliższej Turcji. Przekroczywszy Dunaj, gen. Dembiński zgłosił się do Widynia – miasteczka tureckiego – które sułtan wyznaczył na miejsce internowania uchodźców. Ponieważ car z największą pasją nalegał na Turcję, by wydała mu ważniejszych dowódców, więc – aby tego uniknąć – sułtan zaoferował im przejście na islam i wstąpienie do jego armii. Takie rozwiązanie było zgodne z wcześniejszymi umowami rosyjsko-tureckimi. Na taki krok zdecydował się gen. Bem, a gen. Dembiński najpierw przeciwstawił się, krytykujący go, a następnie poszedł jego śladem i także został jednym z wyższych oficerów armii tureckiej. Wkrótce jednak, bo już w 1850 roku opuścił Imperium Osmańskie i udał się do Paryża. Tam spędził ostatnie kilkanaście lat życia. Pomagał w szkoleniach wojskowych Polaków, pisał instrukcje wojenne i pamiętniki swych przeżyć. Zmarł 13 czerwca 1864 roku, świadom losów powstania styczniowego. Pochowany został na cmentarzu Montmorency.