Back to top
Publikacja: 17.04.2022
WIELKANOCNE NADZIEJE
Obyczaje

Wielkanoc to prawda o odkupieniu człowieka przez Stwórcę. To także dziedzictwo tradycji po przodkach, a współcześnie również proces przywracania chrześcijańskiej tożsamości Węgrów.


Piotr Boroń


Próby chrystianizacji Madziarów przez Bizancjum realizowane były bardzo opornie, ale decyzja księcia Gézy (pol. Gejzy), by przyjąć chrzest z Rzymu, co stało się prawdopodobnie na Wielkanoc 974 roku, miała swe dalekosiężne skutki, widoczne do dziś w skali całego narodu i państwa węgierskiego. Géza ochrzcił się z rodziną i kilkoma tysiącami najbliższych poddanych, a I. István (pol. Stefan I) uczynił z chrześcijaństwa nie tylko powszechną religię, lecz także ustanowił struktury kościelne, których nie przemogły nawet różne próby repoganizacji w XI wieku, a w czasach nowożytnych islamizacji, gdy Węgrom przyszło żyć pod panowaniem tureckim. Być może jednak najtrudniejszym doświadczeniem dla wierności katolicyzmowi był fakt panowania nad Węgrami Habsburgów, którzy – będąc Madziarom nieprzychylni – silnie utożsamiani byli z papiestwem. A zatem nie okupacja muzułmańska, lecz kompromis hierarchii kościelnej z austriackimi Habsburgami najbardziej podważył związki uczuciowe węgierskich chrześcijan z Kościołem. Ateizacja, realizowana dużym nakładem środków przez rządzących po drugiej wojnie światowej na Węgrzech agentów moskiewskich, przyniosła znaczące skutki. Powracające obecnie na Węgrzech dawne zwyczaje, będące w dużej części pragnieniem odnowy tożsamości narodowej, ale i szczerej wiary, to zjawisko powolne, choć traktowane przez wielu badaczy jako swoisty fenomen powrotu do ciągłości dziejowej, zaburzonej w XX wieku.

Solidne i wiarygodne badania statystyczne, przeprowadzone w 2010 roku na Węgrzech, publikowane przez Operation World, wykazały, że jako chrześcijanie rzymskokatoliccy zadeklarowało się prawie 60 proc. mieszkańców Węgier, blisko 20 proc. stanowili członkowie Węgierskiego Kościoła Reformowanego (tzw. kalwini), blisko 20 proc. deklarowało ateizm, a pozostali to członkowie mniejszych grup, wśród których ewangelicy i prawosławni należą do najliczniejszych. Warto jednak dodać, że obraz współczesnego chrześcijaństwa na Węgrzech w nieco innym świetle stawia deklaracja „wierzę w istnienie Boga”, którą zadeklarowało ok. 45 proc. ankietowanych. Tu narzuca się wiele wniosków, z których jeden mówi, że deklaracje to w znacznej mierze efekt świętowania, a drugi, że obrzędowość może być drogą powrotu do prawdziwej wiary.


Młodzi mężczyźni ubrani w stroje ludowe oblewają wodą młode kobiety w Holloko. Fot. Peter Komka / MTI / PAP / EPA


Przywiązanie do ludowego folkloru

Na potwierdzenie powyższych wniosków przytoczyć można fakt, że święta Bożego Narodzenia na Węgrzech – jako bardziej rodzinne – mniej ucierpiały w dobie Węgierskiej Republiki Ludowej. Znacznie trudniej było stłumić chęć otrzymywania prezentów pod choinkę niż udział w obrzędach liturgicznych triduum paschalnego. Zachodnie wpływy nie mniej przyczyniły się do zmian w sposobach świętowania kilku dni wolnych od pracy przez ludzi, mogących skorzystać wreszcie z oferty turystycznej po latach ograniczeń paszportowych. Zjawisko to znamy dobrze i w Polsce, gdzie w parze z rosnącym dobrobytem wzrosła też liczba wyjazdów turystycznych w okresie świątecznym. Oferta sieci dominujących we współczesnym świecie sklepów wielkopowierzchniowych, których centrale są w rękach niechrześcijańskiego kapitału, w równie dużym stopniu przyczyniła się (i nadal to robi) do osłabienia tradycji religijnych. Precjoza w rodzaju „świątecznych zajączków” to zaprzeczenie symboli religijnych, które przez setki lat otaczały katolików. W bardzo bogatej teologii skojarzeń zajączki nie mają przecież racji bytu…

Wielu pokłada nadzieje odrodzenia powszechnej wiary katolickiej na Węgrzech w demonstrowanym wręcz przez wielu Madziarów przywiązaniu do ludowego folkloru. Zapewne mogą korzystać pod tym względem z udanego doświadczenia Węgrów siedmiogrodzkich, którzy ubiorem, śpiewami ludowymi i wszelkiego rodzaju etnograficznymi demonstracjami udowodnili, że są w stanie utrzymać więź ze swymi przodkami sprzed traktatu w Trianon. Mieszkająca od trzydziestu lat w stolicy Węgier Jadwiga Városi (z pochodzenia Polka, działaczka katolicka) tak podsumowuje swoje spostrzeżenia: „Uwielbiam folklor, bo w nim żyje spuścizna naszych przodków. To jest ogromne bogactwo każdego narodu. Podziwiam Węgrów za to, że z takim zapałem kultywują swój folklor. A szczególnie cenię Węgrów żyjących w Siedmiogrodzie, bo tam w większości wszystko pozostało takie jak przed wiekami, by dzięki temu Węgrzy mogli przetrwać na obczyźnie. Na ulicach Budapesztu można i dziś spotkać kobiety w ludowych strojach, w serdakach skórzanych i plisowanych spódnicach, w chusteczkach na głowie z ozdobnymi pisankami”. 

Właśnie tradycja kraszenia jaj wielkanocnych jest na Węgrzech silnie zakorzeniona wśród „zwykłych” – a przez siłę trwania przy tradycji i dzięki umiejętnościom z nią związanym – także niezwykłych ludzi. Nad Dunajem szczególnie popularne jest farbowanie jaj na czerwono i obdarowywanie nimi (a nawet pieniędzmi) chłopców w poniedziałek wielkanocny przez dziewczęta i kobiety, które odwdzięczają się w ten sposób za polewanie ich wodą, bo chociaż – tak jak w Polsce – narzekają na polewanie, ale czują się w ten sposób wyróżnione, przez ścigających je chłopaków. Lany poniedziałek to też okazja – jak w Polsce – do różnych form polewania, więc (szczególnie na wsiach) zdarza się, że dziewczęta wrzucane są nawet całe do wody lub oblewane całymi wiadrami, a w miastach używa się lekkiego „pstryknięcia” wodą podrasowaną perfumami. Inaczej niż w Polsce, Węgrzy mają w tradycji wyprawy do krewniaczek synów z ojcem na czele, by oblać wodą babcie, ciocie i wnuczki. 

Wolny dzień w Wielki Piątek

Wielkie znaczenie dla powrotu tradycji, obrzędów i prawdziwej wiary ma postawa obecnych władz węgierskich, które np. kilka lat temu przywróciły wolny od pracy dzień w Wielki Piątek. Dopomaga to w organizowaniu przez bardziej zaangażowanych katolików (a szczególnie widać przy tym odrodzenie pobożności u młodzieży węgierskiej) procesji Drogi Krzyżowej ulicami większych miast. W okresie wielkiego postu pojawiają się też inne inicjatywy. Jadwiga Városi komentuje: „Przed pandemią byłam zaskoczona pomysłem robienia przez młodzież przenośnych stacji Drogi Krzyżowej. Stacje były błyskawicznie przygotowywane i przenoszone dalej. Ludzie mieszkający przy trasie przebiegu Drogi pozdrawiali, włączali się w śpiewy ze swoich okien. Inni, przypadkiem idący, przyłączali się do Drogi Krzyżowej. Cieszy udział wielu rodzin z małymi dziećmi. W sobotę przed Niedzielą Palmową odbywa się Droga Krzyżowa, idąca jedną z piękniejszych alei, czyli Andrássyego, którą kończy Msza św. polowa na placu Bohaterów”.

Coraz więcej Węgrów bierze udział w rekolekcjach wielkopostnych. Powraca tradycja przyznawania się do wiary poprzez robienie palemek lub choćby wiązek bazi wielkanocnych. To symbole, które uzewnętrzniają przemiany w mentalności. Wolny piątek ułatwia sprzątania domów i mieszkań, co znakomicie koresponduje z oczyszczaniem swego serca z grzechów poprzez sakrament pojednania. Bywa, że niektórzy Węgrzy i Polacy deprecjonują domowe porządki jako zbyt zewnętrzny wyraz przygotowań przedświątecznych, wręcz przeciwstawianych przez nich przeżyciom duchowym, ale znaczna większość rozumie oba obszary porządkowania jako spójny wyraz przygotowań na wielkie przeżycia. Prawdą jest natomiast, że (jak w Polsce) zbytnie zaangażowanie w sprzątanie i wypieki odsuwają spowiedź lub nawet eliminują wyjścia do kościołów na najważniejsze wydarzenia triduum paschalnego. W Polsce procesje rezurekcyjne odbywają się tak w Wielką Sobotę wieczorem, jak i o poranku w święto Zmartwychwstania Pańskiego. Węgrzy – jeszcze nie tak licznie jak w Polsce – chodzą w procesjach tylko w Wielkie Soboty.
Zabiegi żywnościowe mają sprawić, by radość ze Zmartwychwstania Pańskiego była wieloraka, by nawet ci mniej uduchowieni potrafili przeżywać przyjemności na swoim poziomie percepcji wielkiej tajemnicy Odkupienia. Tu jednak w obrzędowości węgierskiej i polskiej mamy chyba największe rozbieżności, bo o ile w Polsce Wielka Sobota jest dniem, gdy dosłownie wszyscy – nawet ci, którzy przypominają sobie o Bogu tylko na święta – paradują do święcenia z niewielkimi koszyczkami, w których umieszczane są próbki podstawowych produktów żywnościowych, to na Węgrzech nosi się do poświęcenia jedzenie właśnie dopiero w Wielką Niedzielę. Co więcej, na Węgrzech nie są to próbki, ale wielkie kosze, w których mieści się z trudem wszystko, co ma być przez najbliższe dni zjedzone przez rodzinę, a więc nie tylko porcje chrzanu, masła, jaja, lecz także duże zwoje kiełbas, całe szynki, duże ilości pieczywa i ciast… Pani Városi dodaje: „Na szczęście Polacy żyjący na Węgrzech mogą przynieść święconki w Wielką Sobotę do Polskiego Kościoła lub do wielu miejsc, do których dojeżdża kapłan polski”.

W Wielką Niedzielę i Poniedziałek Wielkanocny – jak w Polsce – świętują wszyscy, którzy nie muszą pracować w ciągłym trybie, więc mamy więcej możliwości do odnowienia więzi rodzinnych. Na Węgrzech służy temu dodatkowo zabawa z dziećmi w poszukiwanie ukrytych przez dorosłych czekoladowych smakołyków (głównie jajeczek) w mieszkaniach lub nawet ogrodach. 
Święta to dla ludzi na całym świecie dni wyczekiwane, które odmierzają lata, ale i pozwalają oderwać się od szarej codzienności i naładować akumulatory na kolejne tygodnie zabiegania o chleb powszedni i realizację planów życiowych. Święta to także szansa na wzrastanie duchowe, tak teologiczne, jak i ludzkie w najpiękniejszym jego wymiarze – godności człowieka, osadzonego w szerszej wspólnocie, jaką jest naród z jego tradycjami i lud wierny, zintegrowany światopoglądem i wartościami.