Back to top
Publikacja: 03.04.2022
Fidesz zdecydowanie wygrywa wybory parlamentarne na Węgrzech
Polityka

– Dzisiaj zwyciężyły Węgry. Jest to zwycięstwo węgierskiego serca! – ogłosił w wieczornym przemówieniu premier Viktor Orbán, który triumfował po wyjątkowo trudnej walce o czwartą kadencję z rzędu. Niedzielne głosowanie, w wyniku którego wyłoniony został 199-osobowy parlament, budziło największe emocje od dwunastu lat. Szef rządu w Budapeszcie dziękował też przyjaciołom, którzy pomogli mu w zwycięstwie, w tym Polsce i Stanom Zjednoczonym. Według wstępnych wyników koalicja konserwatywnego Fideszu oraz Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) w nowym parlamencie będzie miała 135 miejsc, blok Zjednoczonej Opozycji zdobędzie 56 mandatów, a Mi Hazánk (Nasza Ojczyzna) uzyska siedem miejsc.


Kobieta w stroju ludowym głosująca w lokalu wyborczym we wsi Buják. Fot. Peter Komka / MTI / PAP / EPA


To były już dziewiąte wybory na Węgrzech od czasu upadku reżimu komunistycznego w 1989 roku. Zgodnie z węgierskim prawem wyborczym 106 deputowanych zostało wybranych w jednoosobowych okręgach wyborczych. Pozostałe 93 miejsca w 199-osobowym parlamencie – posłowie wybierani są na czteroletnią kadencję – zostały rozdzielone zgodnie z systemem d’Hondta na kandydatów z list krajowych wśród tych ugrupowań, które uzyskały co najmniej 5 procent głosów. O zwycięstwo w tegorocznych wyborach walczyły ze sobą dwie koalicje, dla których – podobnie jak w Polsce – próg wejścia do parlamentu jest wyższy niż w przypadku pojedynczych partii. Pierwszą koalicję tworzą rządzący konserwatywny Fidesz oraz Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa (KDNP). Według wciąż nieoficjalnych wyników, po przeliczeniu 98,96 proc. głosów, uzyskała ona poparcie 53,1 proc. wyborców.

Viktor Orbán dziękuje Polakom

– Odnieśliśmy zwycięstwo tak duże, że widać je z księżyca, a już na pewno z Brukseli – triumfował premier Viktor Orbán, którego przemowa była wielokrotnie przerywana przez tłum radośnie skandujący: „Ria, Ria, Hungaria!”. – Nie pozwoliliśmy na powrót haniebnej przeszłości. Obroniliśmy niezależność i wolność Węgrów, obroniliśmy ich pokój i bezpieczeństwo [...] Chrześcijańsko-demokratyczna polityka narodowa wygrała i powinniśmy powiedzieć Brukseli, że to nie jest przeszłość, ale przyszłość – podkreślał szef rządu w Budapeszcie, który w niedzielnych wyborach zapewnił sobie już czwartą z rzędu kadencję. – Trzeba zapytać Dobrego Pana Boga, jak to możliwe, że odnieśliśmy najlepsze zwycięstwo, kiedy wszyscy sprzymierzyli się przeciwko nam. To zwycięstwo oznacza, że niezależnie od taktyki i przebiegłości serce zawsze wygrywa. Wygraliśmy, bo mamy wspólną pasję: Węgry – mówił premier Orbán, kpiąc z międzynarodowych potęg i „zmarnowanych pieniędzy” wydanych na węgierską lewicę. 

– Dzisiejsze zwycięstwo zapamiętamy do końca naszego życia, ponieważ tak wielu ludzi sprzymierzyło się przeciwko nam, w tym lewica w kraju, międzynarodowa lewica z całego świata, biurokraci w Brukseli, wszystkie fundusze i organizacje rządzącego imperium, zagraniczne media, a w końcu nawet prezydent Ukrainy – podkreślał szef rządu w Budapeszcie. Jednocześnie Viktor Orbán dziękował sojusznikom. – Oni równie uczynili wszystko, abyśmy zwyciężyli. Z życzliwością myślimy o amerykańskich przyjaciołach, o Polakach, Włochach, Hiszpanach, Serbach, Słowakach i Austriakach, którzy byli z nami i pomagali nam w ostatnich miesiącach – podkreślał premier Węgier.

Drugą koalicję w tegorocznych wyborach utworzyły ugrupowania tzw. zjednoczonej opozycji, w skład której wchodzą lewicowa Koalicja Demokratyczna, narodowy Jobbik, liberałowie z Momentum, lewicowo-liberalna partia Dialog, lewicowo-ekologiczne ugrupowanie Polityka Może Być Inna oraz Węgierska Partia Socjalistyczna, która w latach 2002–2008 współrządziła na Węgrzech, a od 2008 do 2010 roku sprawowała nad Dunajem samodzielne rządy. To największy blok opozycyjny, który kiedykolwiek udało się stworzyć przeciwnikom Viktora Orbána w wyborach parlamentarnych. Mimo to, według wstępnych wyników wyborów, sojusz ten otrzymał zaledwie 35,04 proc. głosów.

Poza wspomnianymi wyżej koalicjami o poparcie Węgrów rywalizowały również cztery samodzielne partie. Jedna z nich – skrajnie prawicowa Mi Hazánk (Nasza Ojczyzna) – otrzymała niespodziewanie aż 6,17 proc. głosów. Pozostałe – Partia Psa o Dwóch Ogonach, ugrupowanie antyszczepionkowców A normális élet pártja (Partia Normalnego Życia) oraz z założenia centrowy Ruch Rozwiązanie – raczej nie wejdą do nowego parlamentu. Każda partia liczy chociaż na 1 proc. głosów – jeśli bowiem uzyska gorszy wynik, zgodnie z prawem musi zwrócić państwu dotację otrzymaną na kampanię przedwyborczą.

Wyraźna konstytucja większość

3 kwietnia lokale wyborcze zostały otwarte o godz. 6 i zamknięte krótko po godz. 19. Przedwyborcze sondaże wskazywały wprawdzie na wygraną rządzącej koalicji konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP), ale przewaga partii kierowanej przez Viktora Orbána nad koalicją Zjednoczonej Opozycji wynosiła w badaniach opinii od kilku do kilkunastu punktów procentowych, opozycja do ostatniej chwili nie traciła więc nadziei na zwycięstwo lub chociaż na pozbawienie rządzącej dotychczas koalicji większości dwóch trzecich głosów, która pozwalała konserwatywnej koalicji zmieniać zapisy w konstytucji. Wstępne wyniki pokazują jednak, że koalicja kierowana przez Orbána nie tylko utrzymała, ale wręcz powiększyła konstytucyjną większość w parlamencie. Według niepotwierdzonych jeszcze rezultatów koalicja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) będzie miała w parlamencie 135 miejsc, blok opozycyjny 56 miejsc, partia Nasza Ojczyzna 7 miejsc, a jedno przypadnie mniejszości niemieckiej (dokładną wyborczą mapę Węgier z uwzględnieniem wygranych oraz frekwencji można znaleźć TUTAJ).


Premier Viktor Orbán i jego żona Aniko Levai głosowali w Budapeszcie. Fot. HUNGARIAN PRIME MINISTER OFFICE / PAP / EPA


W niedzielnych wyborach swoje głosy oddał już zarówno premier Viktor Orbán – walczący o czwartą kadencję z rzędu – jak i kandydat opozycji na nowego szefa rządu Péter Márki-Zay, burmistrz miasta Hódmezővásárhely. Po ogłoszeniu wyników konkurent obecnego premiera zasugerował, że pokonanie rządzącego Fideszu w „tak zwanych demokratycznych wyborach” jest niemożliwe. Na twarzach nielicznych zwolenników opozycji, zgromadzonych na płycie zamkniętego lodowiska w pobliżu słynnego placu Bohaterów rysował się wyraźny smutek.  


Lider opozycji Péter Márki-Zay w rozmowie z dziennikarzami po oddaniu głosu w niedzielnych wyborach. Fot. Tibor Rosta / PAP/EPA


Uprawnionych do głosowania jest 7,8 mln wyborców mieszkających na terytorium Węgier oraz około 420 tysięcy Węgrów przebywających poza terytorium swojego kraju. Według najnowszych danych do godz. 17 w wyborach parlamentarnych na Węgrzech wzięło już udział ponad 4,8 mln osób, a więc 62,92 proc. uprawnionych do głosowania, a więc o 0,29 pkt. proc. mniej niż cztery lata temu. W samym Budapeszcie frekwencja do godz. 17 wyniosła 66,82 procent. O godz. 18:30 frekwencja wzrosła do 67,8 procent, była więc o 0,33 pkt. proc. niższa niż w roku 2018 i wyraźnie wyższa niż w roku 2014 (wówczas o 18:30 głosowało zaledwie 61,73 proc. uprawnionych).

Ostatnie tygodnie kampanii przedwyborczej nad Dunajem zdominowały tematy wojny na Ukrainie, a także ataku lewicowych kręgów na tradycyjną rodzinę. W niedzielę 3 kwietnia wraz z wyborami parlamentarnymi na Węgrzech odbywa się więc również referendum w sprawie ochrony dzieci przed lobby LGBT. – Kwietniowe wybory na Węgrzech są kluczowe dla przyszłości konserwatystów nie tylko nad Dunajem, lecz także w Europie i na całym świecie – przekonuje Miklós Szánthó, dyrektor Centrum Praw Podstawowych (Alapjogokért Központ).

Tegorocznym wyborom na Węgrzech przygląda się ponad 900 międzynarodowych obserwatorów. Cztery lata temu było ich zaledwie około 150. Wstępne wyniki wyborów ogłoszono przed północą z niedzieli na poniedziałek. Wyniki w jednomandatowych okręgach wyborczych zostaną ogłoszone dopiero po przeliczeniu głosów oddanych listownie i w węgierskich placówkach dyplomatycznych, co może zająć nawet kilka dni. Zgodnie z węgierską konstytucją prezydent inauguracyjną sesję nowego parlamentu zwołuje w ciągu trzydziestu dni po wyborach. To oznacza, że nowy parlament musi się zebrać najpóźniej 3 maja.