Back to top
Publikacja: 02.04.2022
Uchodźców z Ukrainy jest o wiele więcej niż przewidywano na początku wojny
Wojna w Ukrainie

– Gdy wybuchła wojna, przedstawiciele Agencji ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) przewidywali, że do Europy przybędzie około czterech milionów uchodźców z Ukrainy, w tym tylko na Węgry 250 tysięcy. Tę liczbę – według oficjalnych danych ONZ – przekroczyliśmy już 1 kwietnia, gdy na terenie państw Unii Europejskiej oficjalnie znalazło schronienie 4,1 mln osób, a na samych Węgrzech 380 tysięcy uchodźców – mówi Blanka Kovács, analityk Instytutu Badań nad Migracjami. – Rząd węgierski przewidywał z kolei, że do czerwca liczba uchodźców wyniesie milion, tymczasem już w marcu przekroczyliśmy poziom 600 tysięcy – dodaje Blanka Kovács, wyjaśniając, że różnica w liczbach podawanych przez Węgry i ONZ wynika z faktu, że UNHCR w swoich statystykach uwzględnia tylko osoby, które bezpośrednio przekroczyły granicę ukraińsko-węgierską, a rząd w Budapeszcie dodaje również tych Ukraińców, którzy uciekając przed wojną na terytorium Węgier dotarli również z Rumunii czy z Mołdawii. 


– Wykorzystujemy doświadczenie nabyte podczas wojny w byłej Jugosławii. Wówczas przybyło na Węgry około 300–600 tysięcy. Mieszkali w specjalnie stworzonych obozach. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, rząd Węgier natychmiast ruszył z pomocą. Minister obrony Tibor Benkő zadeklarował zaś, że tym razem celem rządu będzie nie tyle tworzenie obozów dla uchodźców, ile rozlokowywanie ich w sposób, który byłby dla nich najlepszy i najbardziej komfortowy. I jak na razie to się udaje – mówi grupie reporterów z krajów Grupy Wyszehradzkiej Blanka Kovács. Analityk Instytutu Badań nad Migracjami zauważa, że władze sprawnie zorganizowały też specjalne pociągi dla uchodźców z Ukrainy, a także z sukcesem przeprowadziły operację ewakuowania z Ukrainy obywateli innych krajów, np. tysięcy studentów z Indii.


Dr Andras Pap komendant przejścia granicznego w Beregsurány. Fot. JAP


Ciepłe napoje, posiłki, noclegi, transport i akcje łączenia rodzin

– Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby sprawnie i szybko pomagać uchodźcom w przekraczaniu granicy. Oferujemy im ciepłe napoje, posiłki oraz noclegi. Staramy się pomagać matkom przenosić dzieci. Zorganizowaliśmy też kącik dla dzieci z zabawkami. Chcemy im jak najlepiej pomóc, bo nawet my się wzruszamy, gdy widzimy ludzi, którzy w dwie walizki zapakowali dorobek całego swojego życia. To wstrząsające i bardzo przygnębiające – przyznaje w rozmowie z dziennikarzami z krajów V4 dr Andras Pap komendant przejścia granicznego Łużanka-Beregsurány.

To jeden z pięciu punktów granicznych na granicy ukraińsko-węgierskiej i drugi pod względem liczby osób przekraczających granicę (największy pod tym względem jest punkt w Záhony). Można tu przekroczyć granicę pieszo, samochodem czy autobusem. Na przejściu odprawiane są również ciężarówki o wadze do 7,5 t.

– Od 24 lutego tylko na naszym przejściu granicę przekroczyło 78 tysięcy obywateli Ukrainy, mniej więcej połowa samochodem, a połowa przeszła pieszo. W pierwszych dniach wojny przez nasze przejście z Ukrainy na Węgry przedostawało się dziennie od 3,5 tysiąca do 4 tysięcy osób dziennie. Od 24 do 26 lutego przyjeżdżały głównie osoby mieszkające w miejscowościach położonych stosunkowo blisko granicy, od 26 lutego wśród uchodźców wiele już było osób z dalszych miast, między innym z Kijowa czy z Charkowa. Ostatnio sytuacja nieco się jednak uspokoiła i liczba uchodźców przekraczających każdego dnia naszą granicę spadła mniej więcej o połowę – mówi dr Andras Pap, podkreślając, że cały czas granicę w kierunku Ukrainy przekraczają też ciężarówki z darami dla osób mieszkających na Ukrainie. Jeżdżą też transporty z towarami na Ukrainę. Handel wciąż nie wrócił jednak do normalności. – Wcześniej z Ukrainy na Węgry przyjeżdżało 80–100 ciężarówek na dobę, a teraz ich liczba waha się między pięcioma a dziesięcioma – wyjaśnia komendant przejścia granicznego w Beregsurány.


Czas odprawy Ukraińców wjeżdżających na Węgry został skrócony do minimum. Fot. JAP


24 lutego rząd w Budapeszcie wydał również rozporządzenie, które przyznaje uchodźcom „tymczasową ochronę” na terenie Węgier. – To sprawdzone rozwiązanie prawne. Taki sam status przyznawano wcześniej osobom uciekającym z państw byłej Jugosławii. Ten status odróżnia od statusu uchodźcy tylko termin obowiązywania. Pozwala więc uchodźcom np. na bezpłatne korzystanie ze służby zdrowia, edukacji etc. Okres ochrony trwa tak długo, jak długo trwa wojna w danym kraju. Dzięki rozporządzeniu na teren Węgier mogą zaś być wpuszczane również osoby nieposiadające paszportów uprawniających normalnie do przekroczenia granicy. Osoby, które wnioskują o ten status, aby go nie utracić, muszą jednak pozostać na terenie Węgier. Z tego powodu wnioski o jego przyznanie złożyło do końca marca tylko 8,5 tysiąca – wyjaśnia Blanka Kovács, analityk węgierskiego Instytutu Badań nad Migracjami.

Najłatwiej jest przekroczyć granicę Ukraińcom, którzy mają ważne paszporty biometryczne. Jeśli ktoś nie ma takiego dokumentu ani ważnej wizy, to przeprowadza się dodatkową procedurę administracyjną, na podstawie której takim osobom wydawane jest zezwolenie na pobyt na Węgrzech do 30 dni. W tym czasie uchodźcy muszą zgłosić się do urzędu ds. cudzoziemców, aby wyrobić kolejne dokumenty. Często zdarza się tak, że rodzice mają komplet ważnych dokumentów, ale ich dzieci już nie. Wtedy dzieciom szybko wystawia się tymczasowe dokumenty. Policjanci na przejściu granicznym przepuszczają również rodziny z psami czy kotami (rekordzista na przejściu Beregsurány wziął ze sobą aż osiem zwierząt).

Jeśli ktoś nie ma żadnych dokumentów, to kontrola przeprowadzana jest na tzw. tymczasowym punkcie zbiorczym, gdzie ustalana jest tożsamość danej osoby. Węgierscy policjanci robią wszystko, aby nie tylko nie rozdzielać, lecz także łączyć rozbite podczas ucieczki przed wojną rodziny. – Dowiedzieliśmy się na przykład od polskich strażników granicznych, że na granicę ukraińsko-polską dotarła kobieta, której dzieci ktoś wsadził w inny autobus, który przyjechał na nasze przejście. Udało nam się je zlokalizować i doprowadzić do szczęśliwego zjednoczenia całej rodziny – opowiada komendant Andras Pap. 


Kioski do automatycznej obsługi osób chcących wjechać na terytorium Węgier. Fot. JAP


Dzięki dobrej organizacji i wprowadzeniu wstępnej prerejestracji po węgierskiej stronie granicy praktycznie nie ma już kolejek. Węgrzy tak przeorganizowali przejście, aby osoby czekające na wejście na teren Węgier mogły jak najszybciej wejść do ciepłego budynku i ogrzać się, bo w lutym było przecież jeszcze bardzo zimno. Przy stanowiskach do odprawy granicznej stworzono również kącik zabaw dla dzieci, na które czekają m.in. drewniany domek dla lalek, kolorowanki, gry oraz mnóstwo książeczek i zabawek. Węgrzy zainstalowali również na przejściu w Beregsurány dwa nowoczesne automatyczne „kioski”, które pozwalają na obsługę osób wyjeżdżających z Ukrainy bez konieczności jakiegokolwiek udziału węgierskich strażników granicznych. – Mamy wrażenie, że większość uchodźców z Ukrainy doskonale wie, dokąd chcą iść dalej. W większości uciekają do krewnych, znajomych. Wiele jest też kobiet, które jadą do męża, który wcześniej wyjechał na Węgry do pracy – dodaje.

Komendant Andras Pap zwraca uwagę, że z jego punktu granicznego nikt nie musi dalej iść pieszo. – Wszyscy mogą liczyć na bezpłatny transport do punktu pomocy w pobliskiej miejscowości. Zwracamy również uwagę, czy nikt nie próbuje wykorzystać poszukujących pomocy młodych dziewczyn, zdajemy sobie bowiem sprawę z większego ryzyka handlu ludźmi. Jednocześnie mamy świadomość, że w grupach bezbronnych uchodźców mogą ukrywać się też osoby powiązane z terrorystami lub rosyjskim wywiadem – zauważa komendant Pap, którego ludzie zajmują się również ochroną odcinka zielonej granicy o długości 25 km. Od wybuchu wojny węgierscy policjanci złapali 80 osób, które próbowały nielegalnie przedostać się na teren kraju. Byli to mężczyźni w wieku poborowym, którzy chcieli uciec z Ukrainy przed przymusowym powołaniem do wojska. Po przeprowadzeniu wszystkich formalności mężczyźni ci nie zostali odesłani, ale otrzymali pozwolenie na pobyt na terenie Węgier.

Bardzo dużo chętnych do pomocy

Minibusami uchodźcy przywożeniu są do specjalnych punktów znajdujących się blisko granicy węgiersko-ukraińskiej. W jednym z nich, w małej miejscowości Beregdaróc, czeka tam na nich bezpłatne jedzenie: pizza, burgery, kanapki, croissanty, słodkie przekąski, soki owocowe, jabłka, banany, żywność dla wegetarian, węgierskie specjały, a także kawa czy herbata. W specjalnych mieszkalnych kontenerach osoby uciekające przed wojną często po raz pierwszy od podjęcia decyzji o opuszczeniu swych mieszkań i domów znajdują spokojne miejsca do odpoczynku i ogrzania się. Dla większych grup zorganizowano miejsce w sali gimnastycznej lokalnej szkoły podstawowej, a także w sali teatralnej znajdującej się w klasycznym, pomalowanym na żółto niewielkim dworku, będącym jednocześnie siedzibą burmistrza. Teoretycznie nocować tu może około 100 osób, choć w pierwszych dniach wojny, gdy uciekinierów było najwięcej, bywało, że noc spędzało tu nawet tysiąc osób. 


Na uchodźców z Ukrainy czekają na Węgrzech między innymi bezpłatne posiłki. Fot. JAP



– Każda rodzina jest dla nas innego rodzaju wyzwaniem. Największym zaś są te osoby, które nie mają jasno określonego celu podróży. Na szczęście większość osób wie, co chce robić dalej. Zdarza się, że kto chce tylko coś zjeść, ogrzać się i zmienić ubranie i pojechać dalej. Część wyjeżdża do innych krajów, inni do Budapesztu lub do wielu mniejszych miast na terenie całych Węgier. Dla niektórych dalekie podróże to dodatkowy stres, bo zdarzają się tacy uchodźcy, którzy nigdy wcześniej nie przekroczyli nawet granicy swojego powiatu – mówi Edina Preininger, kierownik zmiany w ośrodku Służby Maltańskiej. Próbujemy zapewnić wszystkim noclegi, pośredniczymy w znalezieniu pracy, zgłaszają się do nas bowiem różni pracodawcy i agencje pośrednictwa. Mamy też na miejscu psychologów oraz czynny całą dobę punkt medyczny. Pomagamy też rodzinom podróżującym z psami czy kotami – dodaje. 

Pracownicy punktu bardzo dużą wagę przykładają do bezpieczeństwa. Osoby, które chcą pomóc uchodźcom – a tych zwłaszcza tuż po wybuchu wojny było bardzo dużo, muszą więc najpierw zarejestrować się w systemie. Liczba uchodźców spadła w ostatnim czasie, ale i tak od piątku do soboty tylko przez ten jeden punkt przewinęły się 524 osoby. Głównie to kobiety z dziećmi. Sporadycznie schorowani mężczyźni, którym udało się opuścić Ukrainę, a także dziadkowie z wnukami. Zdarzają się również dzieci, które podróżują samotnie. Wówczas pracownicy ośrodka, na jednej dwunastogodzinnej zmianie jest od 20 do 30 wolontariuszy, robią wszystko, aby znaleźć krewnych takich dzieci. Większość uchodźców to mieszkańcy Podkarpacia, choć zdarzają się też rodziny z Mariupola czy z Kijowa. Niektóre osoby przeżyły traumę związaną z bombardowaniem i działaniami wojennymi. Do niektórych Rosjanie strzelali. Wśród szukających pomocy na Węgrzech wiele było też osób przeżywających traumę związaną z faktem, że choć im udało się uciec, to musieli zostawić na Ukrainie swoich najbliższych.

– Będziemy tutaj tak długo, jak długo ktoś będzie potrzebował naszej pomocy. Nasze podejście jest proste: chcemy pomóc wszystkim potrzebującym. Okoliczni mieszkańcy są bardzo wspierający, bardzo dobrze układa się też współpraca z lokalnymi urzędnikami – dodaje Edina Preininger.

– Trudno stwierdzić ilu dokładnie z ponad 600 tys. uchodźców, którzy przyjechali na Węgry pozostało na dłużej na terenie Węgier. Szacujemy, że może to być około 10–20 proc. Reszta prawdopodobnie wyjechała do takich krajów jak Polska, Niemcy, Austria, Czechy i Hiszpania – mówi Blanka Kovács.

Po wybuchu wojny rozpoczęto wielką akcję pod hasłem „Most dla Podkarpacia”. Pomagać na Węgrzech jest bardzo łatwo. Rząd w Budapeszcie uruchomił na przykład płatną infolinię, na którą można zadzwonić, a koszt połączenia jest automatycznie przekazywany na rzecz osób potrzebujących. 


Grupa dziennikarzy z Polski, Czech i Słowacji w ośrodku dla uchodźców przy granicy węgiersko-ukraińskiej prowadzonym przez pracowników Zakonu Maltańskiego. Fot. JAP