Back to top
Publikacja: 07.11.2021
Węgierski Mickiewicz
Kultura

W dziejach literatury, a przede wszystkim w sercach Węgrów Sándor Petőfi zajmuje takie miejsce jak w naszych Adam Mickiewicz. Było w nich wiele podobieństw, a nade wszystko nadzwyczajna życzliwość apollińskich muz i poczucie patriotyzmu.


Piotr Boroń


Urodził się 1 stycznia 1823 roku, czyli w dobie romantyzmu, a w odniesieniu do Adama Mickiewicza „nazajutrz” po wydaniu przez naszego wieszcza „Ballad i romansów” (1822), uznawanych za symboliczny początek romantyzmu polskiego. Syn węgierskiego rzeźnika z Serbii Istvána Petrovisca, który uszedł przed tureckimi represjami, i Słowaczki Marii Hruz. Mieszkali początkowo w Kiskőrös (między Segedynem a Budapesztem), a on nazywał się najpierw Alexander Petrovics. Jako dziewiętnastolatek – na dowód swej tożsamości z narodem węgierskim – zmienił imię i nazwisko na Sándor Petőfi.


Portrét poety Sándora Petőfiego. Źródło: domena publiczna


PROZAICZNE POCZĄTKI

Kochający rodzice, widząc w synu wielkie talenty twórcze, nie skąpili środków na kształcenie go. Gdy jednak w 1838 roku poprzez wielki wylew Dunaju stracili cały swój dobytek, nawet ich piętnastoletni syn został zmuszony do poświęcenia się pracy zarobkowej kosztem szkoły. Zgłosił się najpierw do teatru w Peszcie, gdzie wykonywał prace pomocnicze i statystował w scenach grupowych, robiąc za tłum. Dorabiał także korepetycjami. Następnie zaciągnął się do wojska, ale ze względu na słaby stan zdrowia odesłano go do domu. Rzeczywiście, był wątłej postury. Widać to doskonale na dagerotypie (poprzedniku techniki fotograficznej), który utrwalił już w latach 40. XIX stulecia wizerunek poety. Potwierdza to także litografia Miklósa Barabása.


Sándor Petőfi. Litografia Miklósa Barabása / domena publiczna


METAMORFOZA

W 1842 roku opublikował przełomowy wiersz dla swej tożsamości. I choć ani tytuł „A borozó” (pol. „Bar”), ani nawet treść nie znamionowały przełomu, to znamienny okazał się podpis, bo przy pierwszym wydaniu podpisał go ze zmienionym imieniem na Sándor Petrovics, a w listopadzie tegoż roku już jako Sándor Petőfi. Dzięki wsparciu znanego już wówczas pisarza Vörösmartyego udało mu się w 1844 roku wydać pierwszy zbiór poezji.

Gdy jego wiersze rozchodziły się jak świeże bułeczki, on tymczasem – na fali powodzenia – już pisał poemat romantyczny o węgierskim huzarze, który zaciągnął się do armii francuskiej, by brać udział w popularnej wówczas wśród wszystkich europejskich poetów romantycznych wojnie przeciw Turkom. Dwunastozgłoskowiec o węgierskim tytule „János vitéz” został wydany już w 1845 roku, a na język polski doczekał się wkrótce dwóch tłumaczeń: Władysława Sabowskiego w 1869 roku (jako „Wojak Janosz”) i Seweryny Duchińskiej w 1871 roku (jako „Janosz Witeź”). Rozczytywali się Polacy w pisanych z przymrużeniem oka przygodach Janczi Kukorycy, a rozbudzały wyobraźnię, bo rozkochany w Iluszce, bohater – poza walkami z Turkami – miał liczne spotkania z olbrzymami, ożywionymi zjawiskami przyrody i wieszczkami. Dosłownie każda strofa niosła grozę, ale wszystko dobrze się skończyło, bo János na krańcach świata odnalazł wreszcie swą ukochaną, zamienioną w kwiatek na jeziorze.

„WIERSZE WSZYSTKIE”

Taki tytuł nosił jego zbiór wierszy wydany w 1847 roku. Dominuje w nich pragnienie wolności, które autor wyraża, utożsamiając się (jak Mickiewiczowski Konrad) z milionami rodaków. Cierpi, ale nie brak mu dystansu do dziejów narodu, gdy w wierszu „Boży cud” wbija szpilki, z których każda ma na swej główce nazwę jakiejś węgierskiej wady, a jak choćby ta nadaje się do polskiej zadumy nad naszą własną historią:

„Jak psy, wciąż się gryźlim sami,

Rozgrzebując własne śmiecie;

A tymczasem, dzwoniąc kłami,

Lwy siadały nam na grzbiecie.

Srogi Turczyn i Tatar gniótł nieszczęsny lud:

Że Węgry dotąd żyją — ach! to Boży cud!”

(tłum. Seweryna Duchińska)

Rozprawia się satyrycznie także z sobą samym – jak np. w krótkim wierszu „Rzemiosło ojca i moje”:

„Pragnąłeś, dobry ojcze,

I byłeś zawsze za tem,

Bym, jak ty, był rzeźnikiem....

Syn został literatem.

Ty pałką biłeś woły,

Ja piórem gromię ludzi,

To zresztą wszystko jedno,

Bo nazwa tylko łudzi.”

(tłum. Erazm Krzyszkowski).


Dagerotyp Sándora Petőfiego. Źródło: domena publiczna


KTÓRE UCZUCIA WAŻNIEJSZE?

„Miłość! wolność! — W dni moich rozkwicie,

Duch mój z nimi w ścisłą wszedł zażyłość:

Za mą miłość dam w zamianie

Życie!

Za wolności odzyskanie —

Miłość!”

(tłum. Władysław Sabowski)

Petőfi był romantykiem w każdym calu. Jakże by zatem można sobie wyobrazić, że jego życie uczuciowe mogłoby ubiegać spokojnie. Jesienią 1846 roku poznał Julię Szendrey i zakochał się w niej bez pamięci, a ona odwzajemniała jego uczucia, ale – jak to bywało wówczas często – jej rodzicie nie wyobrażali sobie takiego zięcia, gdyż chcieli kogoś bogatego i usadowionego wysoko w hierarchii społecznej. A zatem Sándor porwał Julię. Słowo „porwał” odnosiło się jednak tylko do jej rodziny, gdyż ona sama „porwaną” być chciała. Dziś zatem użylibyśmy raczej określenia, że młodzi kochankowie uciekli, ale wówczas cała odpowiedzialność spadała na mężczyznę, a groziła za to nawet kara śmierci. (W podobnej sytuacji Tadeusz Kościuszko, przyłapany przez jej ojca na porwaniu panny Sosnowskiej, musiał uciekać i tak znalazł się aż w Ameryce…). A Julia i Sándor z dala od domu pobrali się w 1847 roku przed ołtarzem i z błogosławieństwem księdza. W tej sytuacji rodzicom Julii nie wypadało już nawet ścigać Sándora, gdyż miłość wzajemna była ewidentna.

Ale Petőfi nie byłby sobą, gdyby dla idylli rodzinnej mógł zrezygnować z miłości do ojczyzny. Nadal przygotowywał bunt węgierski przeciw Habsburgom. Robił to w konspiracji z grupą spiskowców, określanych jako „Młodzi Węgrzy”. W tej sytuacji natchnienie do napisania wiersza „Pieśń narodowa” uplasowało Sándora Petőfiego na czele wielkiego pochodu ku wolności. Stał się bardem duchowym, a tłumy w kilka dni podchwyciły strofy, uczyły się na pamięć i powtarzały, rozpędzając ku działaniu:

„Pora, Węgrzy! Czas, narodzie!

Dziś lub nigdy! Powstawajcie!

Żyć w niewoli czy w swobodzie?

Albo – albo! Wybierajcie!”

              (tłum. J. Wołoszynowski)

Gdy 15 marca 1848 roku wybuchła Wiosna Ludów (prof. Felczak podkreślał, by w przypadku Węgrów nazywać ją Wiosną Narodów, gdyż miała właśnie taki charakter), Petőfi poszedł w bój. Dramatyzmu przydawał fakt, że gdy opuszczał Julię, ona spodziewać się mogła dziecka – o czym jeszcze żadne z nich nie wiedziało. Z końcem 1848 roku urodził im się syn, a Sándor cieszył się nim już tylko z daleka, gdyż w styczniu 1849 roku został adiutantem gen. Józefa Bema i z Armią Siedmiogrodzką tułał się po polach bitewnych aż do 31 lipca. Zafascynował się postacią swego dowódcy, a ten pokochał go jak własnego syna. Efektem tej męskiej przyjaźni, potężnej braterstwem broni było przeżywanie przez nich tymi samymi uczuciami losów węgierskich i polskich. Znakomitym dowodem tego może być sławny wiersz Petőfiego pt. „Armia Siedmiogrodzka”, gdzie sprawa polska i węgierska splecione są jak piękny warkocz:

„Los dwóch narodów tu się zespolił,

Polski i Węgier. Cóż trzeba więcej?

Na pewno wspólne wywalczą cele,

Ująwszy się za ręce.”

            (tłum. T. Fangrat)

Jak bardzo dzieje Polaków i Węgrów w XIX wieku były podobne świadczyć może zarówno szereg wydarzeń, mierzonych suchymi analizami badaczy historii jak – może jeszcze bardziej – podobieństwem ich przeżywania, co stwierdzić może historyk literatury. Wśród dowodów na to znajdujemy np. podobieństwo nadziei, którym dał wyraz Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”, a dokładniej w Księdze XI, gdy pisał o roku 1812 słowami „O roku ów, kto ciebie widział w naszym kraju…”. Otóż dla Węgrów takim właśnie był rok 1849, gdy podczas Wiosny Narodów zajaśniała jutrzenka wolności, a Sándor Petőfi wyraził to następująco:

„Młoda wiosno, starej zimy dziecię,

Dziecię, świetne wróżące nadzieje,

Gdzież więc jesteś?... Dlaczego po świecie

Płaszcz królewski twój nie promienieje?”

(tłum. Władysław Sabowski)

31 lipca 1849 roku, gdy był widziany po raz ostatni pod Segesvárem (obecnie Sigişoara w Rumunii), gdzie prawdopodobnie poległ. Była to bitwa przeciw armii rosyjskiej marszałka Iwana Paskiewicza, który przybył na pomoc Habsburgom na zasadzie „wzajemnej pomocy” cesarzy, związanych na kongresie wiedeńskich umową, zwaną „Świętym przymierzem”.

ŚMIERĆ ROMANTYCZNA

Przepowiedział ją sobie kilka lat wcześniej w „Pieśni junaka węgierskiego” ponieważ – jak to przecież zawsze w poezji bywa, bo rodzi się w duszy autora – zawarł swe własne najgłębsze pragnienia służby ojczyźnie, co miało mu się przydarzyć niebawem:

„Z radością skoczyłbym na grzbiet,

Na grzbiet bystrego mego konia —

W szeregu mężnych byłbym szedł,

Jak wicher przez skrwawione błonia.”

(tłum. Antoni Lange)

Dzisiaj coraz mniej naukowców przychyla się do hipotezy, że mógł Sándor Petőfi po bitwie trafić do niewoli rosyjskiej i zakończyć życie dopiero w kilka lat później na Syberii. Źródłem owej hipotezy wydaje się ludowe przekonanie, że tak wielki, tak utalentowany człowiek nie mógł przecież zakończyć życia ot tak sobie banalnie od jakiegoś postrzału, kłucia bagnetem lub cięcia szablą. Przecież jako dwudziestosiedmiolatek stał dopiero na początku twórczości! A tymczasem wszystko się urwało.

Jednak to co stworzył przez niespełna osiem lat stanowi tak cenny dorobek, że plasuje go wśród najwybitniejszych poetów światowego romantyzmu, a dzięki niemu Węgrzy mogą chlubić się epoką nie gorszą niż inne narody. Sándor Petőfi był świadom misji, którą otrzymał wraz z talentem. Napisał kiedyś w wierszu „Młot wiejski”:

„Pokochali mię bogowie żywo,

Pokochali mię z siłą straszliwą:

Dali głos mym płucom tak potężny,

Jako bitew wrzawy szczęk orężny.”

(tłum. Antoni Lange)

I to wszystko prawda!