Back to top
Publikacja: 03.10.2021
Żywa pamięć o św. Jadwidze w „polskim Carcassonne”
Historia

Pobożna i żywa pamięć o św. Jadwidze królowej miała w sobotę swoje święto w Bieczu – pięknym mieście usytuowanym na skrzyżowaniu szlaków z Polski na Węgry, którego Jadwiga Andegaweńska jest patronką i gdzie zabytki oraz ludzie wciąż głoszą jej chwałę


Piotr Boroń


Ksiądz prof. Wacław Świerzawski, szerzej znany jako wybitny liturgista i rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie (1988–1992) oraz biskup sandomierski w latach 1992–2017, był również założycielem wielu stowarzyszeń i ośrodków życia katolickiego. Wśród nich Zgromadzenia Sióstr Świętej Jadwigi Królowej Służebnic Chrystusa Obecnego – Congregatio Sororum Sanctae Hedvigis Reginae Ancillarum Christi Praesentis (CHR), zwanego też „Jadwiżankami wawelskimi”. Założone w 1990 roku i zatwierdzone w 1991 roku, Zgromadzenie ma za najważniejsze dzieło apostolskie przygotowywanie dorosłych do przyjęcia sakramentów świętych: chrztu, bierzmowania i Eucharystii, oraz towarzyszenie ludziom, pragnącym pogłębienia wiary lub nawet powrotu do Kościoła. Jadwiżanki wawelskie noszą białe habity z kapturem i – co charakterystyczne – osobiście wyszytym na piersi znakiem serca z krzyżem. Przepasują się białym sznurem i mają brązowe peleryny. Ich Dom Macierzysty sióstr powstał i istnieje przy kościele św. Marka w Krakowie przy ul. Sławkowskiej 24/3, zaś Dom Generalny mieści się w Krakowie przy ul. Skalica 21B. Spotykamy Jadwiżanki w większych polskich miastach, dbają o wykształcenie i działają wśród świeckich – są cenionymi pracownicami naukowymi i katechetkami.

W atmosferze przygotowań do wyniesienia królowej Jadwigi na ołtarze przez Jana Pawła II, która godna jest największego uznania w Polsce, której nie sposób przecenić, powstała także Sodalicja Świętej Jadwigi Królowej, która zyskała osobowość prawną w 1998 roku jako stowarzyszenie osób świeckich Kościoła rzymskokatolickiego. Głównym zadaniem jej członków jest pogłębianie wiary i życia religijnego, a służą temu codzienne modlitwy, do których zobowiązują się w szerszym wymiarze, niż bywa to u zwykłych katolików. Obok pracy nad sobą zajmują się także problemami współczesnego świata i dlatego wszyscy członkowie Sodalicji na całym świecie codziennie łączą się w modlitwie w następujących intencjach: w poniedziałki za szukających Boga, we wtorki za instytucje i dzieła, których patronką jest św. Jadwiga, we środy za wszystkie uczelnie i szkoły katolickie, we czwartki w intencji ewangelizacji, w piątki za matki oczekujące potomstwa i za dzieci nienarodzone, w soboty o katolickie wychowanie dzieci i młodzieży, a w niedziele za polityków i rządzących państwami oraz o pokój na świecie. Sodalicja ma wiele oddziałów, a kontakty z Jadwiżankami oraz instytucjami imienia św. Jadwigi zachęcają do dużej aktywności. W tym artykule skoncentrujmy się na jednej z nich.


Biecz bywa nazywany „polskim Carcassonne”, „perłą Podkarpacia” lub „małym Krakowem”. Widok znad rzeki Ropy na Stare Miasto. 
Fot. Micgryga / licencja Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported


BIECZ I JEGO JADWIŻAŃSKA SODALICJA

Położony niedaleko Gorlic na Pogórzu Karpackim, dziś zwany „polskim Carcassonne” ze względu na zachowane zabytki (w tym fortyfikacje), usytuowany na skrzyżowaniu szlaków z Polski na Węgry i z Rusi na Śląsk, Biecz był w średniowieczu jednym z największych miast polskich. Dziś liczy niecałe pięć tysięcy mieszkańców, czyli podobnie jak w XIV wieku. Był jednak taki moment w historii, gdy w wyniku epidemii liczba jego mieszkańców spadła w 1721 roku do zaledwie 30 osób. Rówieśnik Krakowa, bo lokowany w 1257 roku, był odwiedzany przez większość podróżujących pomiędzy Węgrami a Polską na przestrzeni siedmiu wieków. Różni władcy czuli do niego sentyment i nawet gdy ulegał klęskom żywiołowym, był odbudowywany, bo mieli tu wspaniałe rezydencje królewskie. Władysław Łokietek rezydował tu w związku z buntem wójta Alberta, który na krótko opanował Kraków, stąd nawet patrioci lokalni szczycą się, że wówczas Biecz był de facto stolicą Polski…


„BIECZ NAD RZEKĄ ROPĄ (Galicya)” – rysunek z natury, Napoleon Orda (1807–1883); litografia Maksymilian Fajans (1827–1890) / domena publiczna


Kazimierz Wielki odnowił jego przywileje lokacyjne i ustanowił tu (podobnie jak w Krakowie) Sąd Wyższy Prawa Magdeburskiego, co oznaczało, że mieszczanie wielu polskich miast, którzy mieli swą organizację na wzór Magdeburga, w przypadku wątpliwości prawnych nie musieli już jeździć do Niemiec, ale mogli rozstrzygać je bliżej i taniej. Rozkwit miasta widać było choćby poprzez różnorodność cechów rzemieślniczych, których notowano tutaj trzydzieści w XV wieku. Kwitł handel z Węgrami, a najwięcej transportowano szlakami sukno i wino. Napaści na karawany zmuszały do ścigania zbójów (zwanych tu beskidnikami) i może stąd Biecz zasłynął z katów, ale historycy poddają w wątpliwość podania, jakoby była w Bieczu specjalna szkoła katów…


Święta Jadwiga na rysunku Jana Matejki. Domena publiczna


Święta Jadwiga królowa, będąc w Bieczu w 1395 roku ufundowała szpital dla ubogich, który w tamtych czasach (jak każdy w Europie) pełnił także funkcje domu starców, przytułku dla biednych, domu dla upośledzonych umysłowo i hospicjum. To piękne dzieło przeżywa właśnie na naszych oczach renesans dzięki bieckiej Sodalicji, która w 2004 roku została tu uroczyście założona. Wstąpiły do niej podczas uroczystej Mszy św. w bieckiej kolegiacie 53 osoby.

Zbiegiem okoliczności, po śmierci królowej Jadwigi (17 VII 1399 r.) w 1401 roku właśnie na zamku w Bieczu król Władysław Jagiełło zawarł zaręczyny z Anną Cylejską. Z końcem XV wieku stanęła w Bieczu jedna z najpiękniejszych polskich świątyń gotyckich, nie ustępująca walorami zabytkom południowych Niemiec – kościół farny pod wezwaniem Bożego Ciała. Z tych czasów pochodzą też solidne bieckie wodociągi (tzw. rurmus). I choć różnie układały się później losy miasta, to zachowało ono swój niepowtarzalny urok, a lgnęli do niego nasi artyści z Janem Matejką i Stanisławem Wyspiańskim na czele. Dziś jest perłą Podkarpacia i gości wielu turystów, a 2 października – jak każe tradycja – biecka Sodalicja św. Jadwigi organizuje tu cały dzień atrakcji dla zaproszonych (i niezaproszonych) gości z całej Polski.

Zjazdów Sodalicji jest corocznie wiele w różnych miejscach. Niedawno zmarły proboszcz katedry wawelskiej ks. Zdzisław Sochacki często gościł czcicieli św. Jadwigi, którzy przybywali do jej grobu, i organizował zjazdy Polaków i Węgrów na Wawelu, co doceniły węgierskie władze państwowe, honorując go odznaczeniem.


Biecz, kolegiata Bożego Ciała. Fot. Michał Zieliński / PAP


REPORTAŻ ZE ŚWIĘTA W BIECZU

I my korzystamy chętnie z zaproszenia do Biecza i przy pięknej pogodzie mijamy z żalem rozrzucone po Beskidzie miejscowości, które wabią atrakcjami historycznymi. Bo przecież jakże ominąć dwór Ignacego Jana Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, jak nie wpaść choćby na chwilę do uroczego zamku w Dębnie, jak zostawić z boku Zakliczyn z jego uroczą zabudową w rynku? Pędzimy jednak na godz. 11.30. Wjeżdżamy do centrum ul. Węgierską (jakże by inaczej!) i wśród gości bieckich uroczystości z dala widzimy siostrę Jadwiżankę z Krakowa oraz państwa Dorotę i Jerzego Turbasów. Niedawny król sławetnego Bractwa Kurkowego ze swą małżonką jako bywalcy tych uroczystości przedstawiają nam znajomych, a raczej przyjaciół, bo zjazdy bieckie zbliżają ludzi. Wybitnego znawcy historii Kościoła ks. prof. Jacka Urbana nikomu przedstawiać nie trzeba. Wszyscy biegną do niego z pytaniami o dzieje Biecza, jego patronkę św. Jadwigę i z prośbami o objaśnienie wątpliwości z symboliki religijnej.

Ponieważ wśród przybyłych jest więcej historyków, wyłania się problem, jak zmieniały się kiedyś szlaki handlowe i co z tego wynikało dla takich miast jak Biecz, który dorównywał kiedyś Krakowowi, skoro św. Jadwiga zdecydowała się właśnie w Bieczu zlokalizować – mówiąc dzisiejszym językiem – najnowocześniejszą na tamte czasy klinikę medyczną w Polsce… Wyobraźmy sobie, że za pięćset lat Nowy Jork liczy 54 tys. mieszkańców i jest atrakcją turystyczną Ameryki…

Ale już zapraszają nas do zwiedzania pobliskiego (a w Bieczu wszystko jest blisko) muzeum aptekarstwa w Domu Barianów-Rokickich, przylegającym od 1523 roku do jednej ze średniowiecznych baszt. Renesansowe kamienne kolumny między oknami, belkowe stropy i piękne portale stwarzają cudowny klimat, a pani przewodnik raczy niezapomnianymi anegdotami o sztuczkach aptekarskich, z których chyba najbardziej przypada nam do gustu autentyczny dopisek na liście pacjenta do lekarza (sprzed 150 lat), aby obchodził się dyskretnie z wiedzą o fatalnym a wstydliwym stanie jego zdrowia, „iżby nie ucieszyć przyjaciół”. Jak widać, w naturze ludzkiej jest sporo niezmiennych odczuć.

Na piętrze mieszkalnym wystawa starodawnych instrumentów muzycznych ma uzasadnienie w tym, że rodzina aptekarska właśnie na muzykowaniu spędzała chętnie czas wolny, a przy okazji uwypukla się fakt, że wybitny humanista rodem z Biecza Marcin Kromer był również autorem traktatu o harmonii – ech, ta renesansowa wszechstronność!


Portret biskupa Marcina Kromera. Artysta nieznany. Źródło: domena publiczna


Ogromna beczka przy muzeum daje wyobrażenie o ilościach węgrzyna, który był przewożony przez Biecz do Polski, a lepiej poinformowani uczestnicy zjazdu po cichu dodają, że wciąż czynny jest ten winny szlak i właśnie tutaj można napić się najlepszego tokaju od znajomych Węgrów, którzy przekraczają niedaleko granicę jak pięćset lat temu. Spacerkiem przez zachowany od XIII wieku układ ulic zbliżamy się do sławnego szpitala z 1395 roku. Prace konserwatorskie „reanimowały go”, a wkrótce będzie mógł otworzyć podwoje dla turystów z historyczną ekspozycją. Nieopodal kościół franciszkański z klasztorem wciąż czeka na odnowienie, a warto przywrócić mu dawny blask, bo w jego obręb włączone są resztki zamku królewskiego, gdzie rezydowało kilku naszych władców w XIV wieku.

W tym momencie z inicjatywy ks. dziekana bieckiego Janusza Kurasza uczestnicy zjazdu zostają zaproszeni do drewnianego kościoła w niedalekiej Binarowej. Ci, którzy wchodzą po raz pierwszy do tej świątyni pod wezwaniem św. Michała Archanioła (z połowy XVII wieku), po prostu stają jak wryci. I choć wiele zabytków drewnianych mamy na listach UNESCO, choć każda wspólnota lokalna dumna jest najbardziej ze swoich świętości, to w przypadku Binarowej możemy posłużyć się po prostu przypadkiem Stanisława Wyspiańskiego, który wszedłszy tutaj, najpierw długo wpatrywał się w setki polichromowanych scen, a potem rozłożył na podłodze kartony i długo kopiował wzory, którymi tu się zachwycił. Doprawdy, znaleźć je można w wielu jego realizacjach z kościołem franciszkańskim w Krakowie na czele. Przyjeżdżajcie tu koniecznie, a poza tym, co jest w książkach i Internecie, znajdziecie jeszcze wiele powodów do zachwytów!

Odwiedzamy też pod lasem (pół godziny spacerem od centrum) źródełko królowej Jadwigi, otwarte dwa lata temu z kapliczką i ławką do kontemplacji – dzieło animowane przez emerytowaną dyrektor Zespołu Szkół im. Św. Jadwigi w Bieczu – panią Bogusławę Dudę. Napis na kapliczce, że zainstalowana została w rocznicę koronacji królewskiej Jadwigi (16 X), uzmysławia, że jej wielki czciciel został właśnie w rocznicę jej koronacji wybrany przez konklawe na papieża, a przyjął imiona Jan Paweł II. Niedaleka wioska Kwiatonowice według legendy zawdzięcza nazwę zachwytom królowej Jadwigi nad pięknem przyrody, którą tu kontemplowała, gdy Jagiełło bawił się polowaniem. Także niedaleki Strzeszyn swą nazwę zawdzięcza królowej Jadwidze, którą miał zaskoczyć podczas spaceru deszcz, a znalazłszy schronienie pod strzechą samotnej chaty, kazała założyć wokół niej wieś.

Napięty terminarz każe nam wracać do bieckiej fary, której wspaniałe dzieje i piękno są szeroko znane i cenione na równi z zachodnimi katedrami, a manierystyczne wyposażenie nie ma sobie równego w Polsce. Tu kazanie ks. prof. Urbana o św. Jadwidze dopełnia bogactwa dobrego dnia. W przyszłorocznych planach jest kolejne spotkanie w Bieczu, na które mają przybyć oficjalni przedstawiciele węgierskiej dyplomacji w Polsce i goście z Węgier. Nie możemy się doczekać…