Back to top
Publikacja: 24.01.2021
Ekstremalne przygody młodego Węgra

Gábor Rakonczay to ultramaratończyk i podróżnik. Jako pierwszy Węgier w historii zdobył biegun południowy. Posiadacz dwóch wpisów w Księdze rekordów Guinnessa pokochał również ekstremalne wiosłowanie. Był pierwszym człowiekiem, który przepłynął kanadyjką zajmujący około jedną piątą powierzchni Ziemi Ocean Atlantycki. Ostatnio znów wypłynął na szerokie wody...


Odważny Węgier tym razem wypłynął na pełne morze na tzw. desce SUP, czyli stand up paddle, na której płynie się, stojąc i napędzając deskę za pomocą specjalnego wiosła – pagaja. Sport ten wywodzi się z Hawajów, a uprawiający go ludzie często porównują pływanie na SUP-ach do spacerów po wodzie.

Otarł się o śmierć

Węgier obrał trasę liczącą 5200 km, a na jej pokonanie zaplanował 55–65 dni, a raczej dni i nocy na oceanie pod gołym niebem, bo SUP pozbawiony jest jakiejkolwiek kabiny. Deska, na której Gábor Rakonczay wypłynął na głębiny oceanu, to jego własna konstrukcja. Zawiera to, co absolutnie najpotrzebniejsze. Żadnych wygód i udogodnień pozwalających podnieść komfort długiej podróży. SUP mierzy 5,5 m długości i 1,5 m szerokości. Jego budowa zajęła Węgrowi mniej więcej tyle samo czasu, ile zaplanował na przepłynięcie całego oceanu – uporał się ze skonstruowaniem deski w dwa miesiące.

Gdyby wyprawa Gábora Rakonczayego zakończyła się sukcesem, Węgier byłby pierwszym człowiekiem na świecie, który przepłynął Atlantyk na stand up paddle. Wyruszył 10 stycznia z należącej do Hiszpanii wyspy Gran Canaria, kierując się w stronę tropikalnej wysepki Antigua. To popularna trasa, jeśli chodzi o takie próby. Sam Rakonczay także ją zna, pierwszy raz przewiosłował ją 14 lat temu. „Rozpoczynam swoją przygodę z tego samego miejsca, w innej samodzielnie zbudowanej jednostce, i znowu mam zamiar zrobić coś, czego nikt inny nigdy wcześniej nie zrobił” – postował w mediach społecznościowych. Data to też nie przypadek. O tej porze roku na Atlantyku sztormy zdarzają się najrzadziej, ale trzeba się spieszyć, by dotrzeć do brzegów wyspy Antigua przed sezonem huraganów.

Mimo że Gábor Rakonczay przygotowywał się do tej wyprawy, to już pierwsze noce na oceanie bezlitośnie zweryfikowały jego plany. Okazało się, że na SUP-ie pozbawionym kabiny Węgier nie może zmrużyć oka, a zimne fale wdzierały się na deskę i przemaczały ubranie sportowca. Czwartej nocy zaczęły się halucynacje. Rakonczay zdał sobie sprawę, że dzieje się z nim coś bardzo złego, gdy wydawało mu się, że w rzeczywistości zimna oceaniczna woda jest gorąca. Wtedy zdecydował się wezwać pomoc. Śmigłowcem został ewakuowany na ląd. Jego życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.


Gábor Rakonczay w 2012 r. samotnie przepłynął kajakiem przez Atlantyk. Na zdjęciu wypływa z portu na Wyspach Kanaryjskich
/ Fot. ANGEL MEDINA G. / EFE FILE / PAP/EPA


Odcięty od świata

Chociaż tym razem wyczyn się nie powiódł, to Gábor Rakonczay już zapisał się na kartach węgierskich sportów ekstremalnych. Atlantyk przepłynął siedmiokrotnie. Pierwszy raz w 2007 r. w dwuosobowej łodzi własnej konstrukcji. W 2012 r. przewiosłował przez Atlantyk samotnie w kanadyjce. Z tej trwającej 77 dni wyprawy odebrał cenną lekcję pokory. Otarł się o śmierć, gdy stracił urządzenia pozwalające mu na łączność ze światem. Został na oceanie sam, bez kontaktu z kimkolwiek.



Gábor Rakonczay jest nie tylko podróżnikiem, lecz także mówcą motywacyjnym i autorem książek.

(wuj)