Back to top
Publikacja: 01.04.2020
Przegląd tygodników znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka


Polski rząd, podobnie jak gabinety w innych państwach, walczy ze skutkami epidemii koronawirusa – próbując ograniczyć rozprzestrzeniane się choroby oraz ratując gospodarkę. Właśnie o tych zmaganiach rozpisują się gazety i internetowe serwisy, które relacjonują wprowadzanie w życie rządowego pakietu „Tarczy Antykryzyowej”, który ma wesprzeć polską gospodarkę, osłabioną przez epidemię.

 

Polityk i nie tylko

O zmaganiach z problemami gospodarczymi pisze na pierwszej stronie "Dziennik Gazeta Prawna". Jak opisują dziennikarze "DGP" Ministerstwo Finansów zaleca urzędom skarbowym by te bez zbędnej zwłoki rozpatrywały wnioski o ulgę w zapłacie podatków. „Dotarliśmy do wytycznych Ministerstwa Finansów dla urzędów skarbowych dotyczących ulg w spłacie zobowiązań podatkowych. O takie preferencje masowo składają dziś wnioski przedsiębiorcy. Chcą odroczenia zapłaty podatków, rozłożenia na raty bądź nawet umorzenia zaległości. Przepisy na to pozwalają, gdy jest to uzasadnione ważnymi interesami podatnika lub publicznym. Firmy uważają, ze koronawirus jest taka właśnie przesłanka. Fiskus nie zaprzecza. (...) Wnioski o ulgi maja być rozpatrywane bez zbędnej zwłoki, a podatnicy mogą je składać nawet e-mailem, o ile później dostarcza do urzędu oryginał” – czytamy.

Dziennikarze "DGP" opisują też jak prawdopodobnie będzie wyglądać "odmrażanie państwa", po tym jak na kilka tygodni większość obywateli przeszła w zdalny tryb pracy, lub po prostu przestała pracować ze względu na epidemię. "Zakłady będą uruchamiane, ale pracownicy muszą zachować dystans, seniorzy pozostaną w izolacji, a maski będą powszechne" – tłumaczą Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak. „Rząd szykuje scenariusze uruchomienia kraju po opanowaniu epidemii koronawirusa. Jak wynika z informacji DGP, zakazy będą zdejmowane selektywne. Zamrożenie gospodarki ma być jak najkrótsze. Strategia zakłada dalszą izolacje najstarszych i najmłodszych Polaków, ale luzowanie obostrzeń wobec pracowników (…) W grę wchodzi także wydłużenie zamknięcia szkół i przedszkoli. Z jednej strony przedłużenie zamknięcia to także zmuszenie części rodziców do zostania w domu, co może mieć negatywne skutki dla gospodarki. Z drugiej otwarcie szkół i przedszkoli >>odmrozi<< duży kanał transmisji wirusa” – opisują Żółciak i Osiecki.

Również na łamach „DGP” wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówi o rządowym pakiecie „Tarczy Antykryzyowej”, który już od kwietnia ma wspierać przedsiębiorców.

Uważam, że zaproponowane przez nas rozwiązania pozwalają oczekiwać, że jeśli kryzys skończy się szybko, większość przedsiębiorstw wznowi prace, choć oczywiście nie bez strat. Opozycja może oczywiście krytykować nasze propozycje i obiecywać złote góry, bo nie rządzi. My natomiast musimy szykować realne rozwiązania. Polacy oczekują realnych działań, a nie opowieści o rozwiązaniach niemożliwych do zrealizowania – tłumaczy Sasin. Wicepremier zwraca też uwagę, że kiedy epidemia się skończy, najważniejszą rolę odegrają największe firmy, należące do państwa. –  To one będą kołami zamachowymi gospodarczego odbicia. One będą w stanie inwestować i pobudzać wzrost, one bieda kontrahentem dla małych i średnich polskich firm. Dlatego już dziś musimy myśleć, jak szybko wracać do równowagi, byśmy nie pogrążyli się na długie lata w gospodarczych turbulencjach. Bo to, że się odbijemy, jest pewne. Chodzi jednak o to, by nastąpiło to jak najszybciej, a straty były jak najmniejsze – podkreśla minister.

Kilka stron dalej Michał Potocki pisze natomiast o problemach władz Ukrainy, której ze względu na pandemię grozi bankructwem. „Warunkiem pakietu pomocowego, negocjowanego właśnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, jest wprowadzenie przepisów bezpośrednio uderzających w Ihora Kołomojskiego. Wołodymyr Zełenski ma wybór: albo naruszyć interesy oligarchy, który walnie przyczynił się do jego zwycięstwa w wyborach, albo narazić kraj na niewypłacalność” – opisuje Potocki. Czego żąda MFW? „Warunki określiła szefowa MFW Kristalina Georgiewa. Pierwszy to uszczegółowienie zasad obrotu ziemia po tym, jak w ubiegłym roku rząd zapowiedział zniesienie moratorium na handel nią. Drugi zakłada poprawki do prawa bankowego (...) Zakładają one zakaz przywracania na rynek upadłych banków oraz zakaz zwrotu znacjonalizowanych banków poprzednim właścicielom nawet w sytuacji, gdy upaństwowienie odbyło się z naruszeniem prawa” – czytamy.

Dziennik "Rzeczpospolita" pisze o Ukraińcach, którym koronawirus „zabrał” pracę i którzy masowo uciekają z Polski.  „Od połowy marca, kiedy wprowadzono ograniczenia w związku z pandemią, z Polski wyjechało przez wschodnią granicę ponad 118 tys. cudzoziemców, z tego większość, bo 89 tys. stanowili Ukraińcy. W tym samym czasie przybyło z tego kierunku zaledwie 32 tys. obcokrajowców. – To prawdziwy exodus o niespotykanej dotychczas skali – twierdzą funkcjonariusze Straży Granicznej, zabezpieczający wschodnią granicę. Ich zdaniem wyjeżdżają osoby, które dotąd legalnie, mając wszystkie pozwolenia, pracowały w Polsce, a także ludzie młodzi, w tym studenci” – czytamy. „Dodatkowym problemem stał się fakt, że większość urzędów zamknęła siedziby, w tym wydziały do spraw cudzoziemców. A wielu pracującym w Polsce emigrantom kończy się karta pobytu, wiza lub okres bezwizowy” – opisują autorki tekstu.

Na łamach dziennika znajdziemy też tekst o polskim kompozytorze, Krzysztofie Pendereckim. Artysta, który, jak pisze Jacek Marczyński, odmienił światową muzykę, zmarł w niedzielę 29 marca. „Przez lata prowokował, drażnił i zachwycał. Byli tacy, którzy z zawiścią patrzyli na sukcesy, jakie odnosił w świecie, otoczony grupą najwybitniejszych muzyków, dla których komponował. Inni podziwiali jego nieustanną skłonność metamorfozy, fakt, że niespodziewanie potrafił porzucić drogę, którą szedł, i pójść w zupełnie nowym kierunku” – opisuje Pendereckiego dziennikarz. Niewielu współczesnych kompozytorów może poszczycić się tak bogatą listą jak Penderecki, na której są wielkie symfonie, cztery opery, dzieła oratoryjne, mnóstwo muzyki koncertowej pisanej na wszystkie możliwe instrumenty i wiele utworów kameralnych, ciągle żyjących nieco w cieniu wielkich muzycznych form” – czytamy.

 

„Jak wygląda front walki z epidemia”

Dziś wiem już na pewno, że chcę wrócić do zawodu lekarza – mówi tymczasem w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” wicemarszałek Senatu Stanisław Karczewski. Polityk, a także czynny zawodowo lekarz,  w ostatnich dniach zamiast pełnić swoją rolę w izbie wyższej, pracował w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą. Kilka dni temu ze szpitala ewakuowano chorych, po tym jak u personelu i kolejnych pacjentów placówki potwierdzano zakażenie koronawirusem. W ewakuacji pomagali żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Po ewakuacji przeprowadzono dezynfekcję pomieszczeń szpitalnych. W krytycznym momencie w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą do opieki nad 30 pacjentami chirurgii i oddziału wewnętrznego zostało dwóch zdrowych lekarzy. Wojewoda skierował do pracy w tej lecznicy pięciu dodatkowych medyków, w tym wicemarszałka Senatu Stanisława Karczewskiego – przypomina tygodnik. – Dowiedziałem się, że sytuacja w tym szpitalu jest dramatyczna. A jestem związany z tą placówką od niemal czterech dekad. Okazało się, że koronawirus dotknął pacjentów i zdziesiątkował personel medyczny. Znaczna część lekarzy i pielęgniarek znalazła się na kwarantannie poza szpitalem, nim stwierdzono dodatnie wyniki testów. Ten niewielki szpital został praktycznie bez personelu. Poczułem więc, że muszę tam pomóc. Wojewoda pozwolił mi wesprzeć koleżanki i kolegów, więc pojechałem – opowiada o sytuacji wicemarszałek Senatu. Polityk skomentował też informacje o braku środków ochrony osobistej oraz sprzętu w szpitalach. – Sprzętu brakuje na całym świecie, bo nikt nie robił zapasów szpitalnych na pandemię. Rząd robi wszystko, co może w tej sytuacji, żeby ochronić obywateli. Prezydent Andrzej Duda porozumiał się z władzami Chin. Robimy teraz dodatkowe zakupy, sprowadzamy z Chin transporty idące w miliony. Totalna opozycja cały czas wykorzystuje koronawirusa w polityce. Słyszymy, że brakuje testów, że wszyscy powinni być badani, wciąż jakieś absurdy. Badać trzeba tych, którzy mają wskazania, są narażeni, tych którzy mieli kontakt z osobą zakażoną, osoby z objawami, a nie wszystkich, jak leci, bo to do niczego nie doprowadzi – tłumaczy Karczewski.

 

O pracy rządu w walce z epidemią mówi też na łamach "Sieci" wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker.  – Od paru tygodni ministerstwo funkcjonuje permanentnie 24 godziny na dobę przez cały tydzień. Od samego rana do późnej nocy odbywają się różnego rodzaju spotkania sztabów, wideokonferencje. Przestaliśmy patrzeć na zegarki i kalendarze – podkreśla w rozmowie z Marcinem Fijołkiem minister, tłumacząc na czym teraz skupiają się prace rządu. – Co jest najważniejsze? To jest cały ogrom wyzwań – od tak dużych, jak przekształcanie wybranych szpitali w miejsca przeznaczone tylko dla osób z koronawirusem, przez organizację oddziałów intensywnej terapii i kontrolę stanu oddziałów zakaźnych, po ciężką pracę przy zamykaniu granic. Czasem te działania sprowadzają się do tego, by stojący w kolejkach na granicy otrzymali kanapki – mówi Szefernaker. Polityk w wywiadzie podkreśla także, że wszystkie obostrzenia, które nałożono na Polaków, „są przeciwko wirusowi, a nie przeciwko ludziom”. Czy ograniczenia skończą się po Wielkanocy? – Taki jest w tej chwili cel rządu, wyznaczony na tym etapie również przez ekspertów z zakresu zdrowia. Na dziś przyjmujemy te założenia, ale jesteśmy w nowej sytuacji dla świata, która w dodatku rozwija się dynamicznie. Wierzymy i robimy wszystko, by jednak ten cel został zrealizowany. To jak będziemy funkcjonować po świętach, będzie wynikało również z tego, jak ta choroba będzie się rozprzestrzeniać i jak sami zachowamy się w czasie do świąt – tłumaczy minister.

 

Sukces Polaków w walce z koronawirusem

Na łamach tygodnika „Gazeta Polska” Grzegorz Wszołek rozmawia natomiast z prof. Marcinem Drągiem – naukowcem, który wraz ze swoim zespołem dokonał ważnego odkrycia związanego z koronawirusem. Badacze rozpracowali enzym, który może okazać się kluczowy w walce z groźnym wirusem, pozwalając na opracowanie szybkich testów diagnostycznych, a nawet leków na COVID-19. Do tego zespół prof. Drąga nieodpłatnie udostępnił swoje wyniki badań naukowcom z całego świata. – Jeżeli enzym potraktować jak zamek, to dorobiliśmy do niego klucz. Po pierwsze, nasze dokonanie to bardzo duży krok  w stronę stworzenia testów diagnostycznych. Po drugie, to badania potrzebne do wykazania, że enzym jest niezwykle istotny z medycznego punktu widzenia. Po trzecie, dzięki rozpracowaniu go można poszukiwać i testować odpowiednie leki. Wiemy,

że zatrzymanie działania tego enzymu powoduje śmierć wirusa. Na 100 procent jest pewne: ten enzym jest kluczowy dla przeżycia wirusa SARS-CoV2 – tłumaczy profesor w rozmowie z „GP”.

 

W tygodniku znajdziemy też rozmowę z ministrem rolnica, Janem Krzysztofem Ardanowskim, o

postawie Unii Europejskiej wobec epidemii. – Dotychczasowe działania Unii Europejskiej w sprawie koronawirusa pokazały, że jest ona niewydolna. Decyzje są spóźnione i nieadekwatne do sytuacji. Pandemia obnażyła powolność reakcji i biurokracji. Dziś potrzebne są szybkie i zdecydowane decyzje – tłumaczy polityk w wywiadzie. Jak dodaje Ardanowski, teraz na pierwszym miejscu jest walka z epidemią, walka o zdrowie i życie ludzi.  – W rolnictwie jesteśmy teraz w okresie w miarę spokojnym. Dlatego mamy nieco więcej czasu na odpowiednie reakcje – reakcje nieuniknione, bo problem będzie dotyczył wszystkich rolników w Europie – podkreśla Ardanowski, zapewniając w rozmowie z dziennikarzem, że dzięki ciężkiej pracy polskich rolników w Polsce mamy zapewnione bezpieczeństwo żywnościowe.

 

„Do Rzeczy” : Siła wiary w czasach zarazy

Tygodnik „Do Rzeczy” w okładkowym tekście analizuje reakcję Kościoła na trwającą epidemię. „Na naszych oczach Kościół pod rządami pierwszego w pełni „soborowego” papieża (duchowa i intelektualna formacja Franciszka, w przeciwieństwie do jego dwóch poprzedników, nie zahaczyła jeszcze o czasy sprzed Vaticanum II) marnuje kolejne dawane przez Opatrzność okazje do tego, co Prymas Tysiąclecia (kardynał Stefan Wyszyński – red.) nazywał „wcielaniem się Kościoła w doczesność”, czyli do prowadzenia ewangelizacji” pisze Grzegorz Kucharczyk. „Zamiast ewangelizacji mamy do czynienia z wpasowywaniem się w potrzeby bieżących mód intelektualnych czy potrzeb agend państwowych” – podkreśla dalej dziennikarz i dodaje: Prymas Wyszyński mówił o >>wcielaniu się Kościoła w życie doczesne<< po to, by tym bardziej przenikać je Duchem Bożym. W czasie pandemii widzimy nie tyle wcielanie się, ile raczej rozpłynięcie się wielu partykularnych Kościołów w >>logice państwa<< (bp M. Eleganti), przez pokorne pochylenie głowy przed >>dyktaturą higieny<< (bp A. Schneider). Z pewnością wielu biskupów, którzy w ten sposób zredukowali się do roli państwowych urzędników do spraw wyznań, nie zauważyło, że zaprzeczyli tak bardzo podkreślanej w epoce posoborowej zasadzie >>autonomii państwa i Kościoła<<”.
Kilka stron dalej Agnieszka Niewińska pisze o Kościele on-line. "Transmisje mszy świętych, rozważania wielkopostne, wspólny Różaniec na żywo w Internecie. Katolicy, którym obostrzenia związane z epidemią uniemożliwiły dostęp do kościołów, musieli przenieść się do sieci" – relacjonuje dziennikarka.”Co o katolikach mówi to, że tak tłumnie śledzą transmisje czy rekolekcje w sieci? – Gdyby praktyki religijne wynikały tylko z przyzwyczajenia do wcześniej przeżywanych form, to teraz powinny zniknąć. A jednak nie znikają – ocenia biskup pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej Marek Solarczyk. – Oczywiście transmisja z mszy świętej to nie to samo, co uczestnictwo w niej w kościele. Jestem jednak przekonany, że kiedy ten kryzys się skończy, wierni nie poprzestaną na transmisjach i wrócą do kościołów. Wyjdziemy z tej sytuacji mocniejsi” – czytamy.

 

W tekście "Gotowi na inny świat?" Rafał Ziemkiewicz pisze o zmianach jakie przyniesie epidemia koronawirusa. "Ten kryzys zmieni układ sił na świecie. Polska musi mieć pomysł, jak to wykorzystać" – analizuje publicysta. „Kurz w końcu opadnie. Za kilka tygodni, kilka miesięcy, za dwa lata – tu proroctwa naukowców drastycznie się od siebie różnią, ale nie ma to zasadniczego znaczenia. Epidemia zbierze swoje żniwo, oby najmniejsze, pojawią się wreszcie skuteczne leki i szczepionki, oby jak najszybciej, i świat, gospodarka, polityka, zaczną wracać… Ano właśnie – to złe określenie, sugerujące, że świat wróci w stare koleiny i >>znowu będzie tak, jak było<<. Nie będzie. Bo pandemia nakłada się na wiele trwających w ukryciu już od pewnego czasu, zmieniających świat procesów, które dzięki niej nagle przyśpieszyły” – tłumaczy Ziemkiewicz i dodaje: „Tymczasem my od 30 lat czujemy się beztrosko zwolnieni od poważnego  myślenia o świecie i o miejscu, jaki może i jakie powinna w nim zająć Polska, zadowalając się prostymi hasełkami: przeprowadzić reformy, dołączyć do Europy, żyć tak jak na Zachodzie. Teraz, kiedy – odpukać – Polska, przy wszystkich niedociągnięciach, radzi sobie z epidemią lepiej niż wielkie kraje Unii Europejskiej, a sama Unia okazała się w chwili zagrożenia indolentna i niepotrzebna, dotychczasowa uniwersalna odpowiedź na wszystkie pytania o przyszłość staje się dalece niewystarczająca”.

 

Różne oblicza epidemii

Również o zmianach, które czekają nas w związku z epidemią koronawirusa, pisze Jakub Mielnik na łamach tygodnika "Wprost". „Domorośli wizjonerzy mają dziś swoje pięć minut. Im węższe prezentują horyzonty, tym śmielsze snują wizje końca wszystkiego, mieszając bez żenady fakty i mity z własnymi, najczęściej fałszywymi przeczuciami. Zamiast jednak słuchać histeryków, przyjrzyjmy się uważniej działaniom zaprawionych w bojach żonglerów, szczególnie tych,których stać na kilka miesięcy pandemii. Ich reakcje nie są wcale emocjonalne. Co więcej, nie koncentrują się nawet przesadnie na samym wirusie. Owszem, nie zapominają o biznesowych i społecznych kosztach pandemii i robią wszystko, by je zminimalizować. Przede wszystkim jednak grają swoją starą grę z – wydawałoby się – zamierzchłych czasów sprzed pandemii” – tłumaczy dziennikarz i podaje przykłady działania sprawnych międzynarodowych graczy. „Bezwzględnie swoje strategiczne plany realizują Chińczycy i Rosjanie. Ci pierwsi poczynają sobie tym bezczelniej, że przecież sami są odpowiedzialni za wywołanie pandemii. Pekin jeszcze w połowie stycznia okłamywał WHO, że COVID-19 nie przenosi się między ludźmi, mimo że chińskie służby medyczne jeszcze w listopadzie zeszłego roku przerwały badania nad wirusem i zniszczyły ich dokumentację. W grudniu epidemia nabierała już tempa, ale lekarze alarmujący o niej zostali zmuszeni do milczenia. Sam prezydent Xi Jinping czekał z wprowadzeniem kwarantanny w Chinach, dopóki zarażeni nie dostali się do Tajlandii, Korei Południowej i USA” – czytamy.
 

Tymczasem Agata Jankowska pisze na łamach "Wprost" o dobrodziejstwie internetu, który w czasie epidemii i  kwarantanny stał się ratunkiem dla wielu rodzin. – To pierwszy taki moment w historii, kiedy nowe technologie stały się towarzyszem życia codziennego. Internet przyszedł nam z pomocą w trudnej sytuacji, złożył propozycję nie do odrzucenia, a my bezwarunkowo przyjęliśmy go pod dach. Wydaje się, że nie ma od tego odwrotu – tłumaczy Jakub Kuś, badacz internetu w rozmowie z dziennikarką. – Chcemy utrzymać więź z przyjaciółmi i znajomymi. Wbrew obawom cyfrowych pesymistów umiemy mądrze wykorzystywać nowe technologie w dobie kryzysu. Uważam, że taka terapia szokowa wyjdzie nam tylko na dobre – dodaje Kuś i zapewnia: „Sądzę, że po ustaniu pandemii koronawirusa kawiarnie, puby i restauracje będą zatłoczone jak nigdy wcześniej. W ciągu ostatnich dekad taka sytuacja nie miała przecież miejsca. Ludzie tęsknią do towarzystwa. Można umówić się na spotkanie online, ale nigdy nie będzie to miało tyle uroku, ile rozmowa twarzą w twarz”.