Back to top
Publikacja: 23.01.2020
Roger Scruton (27. II. 1944 – 12. I. 2020) In memoriam
Kultura


„Jest wczesne popołudnie, gdy przygotowujemy się do wyjazdu z Sunday Hill Farm na lotnisko w Bristolu. Przez trzy dni Scruton i ja rozmawialiśmy o jego życiu i czasach, filozofii i literaturze pięknej, o jego muzyce. Jednak nim wyjedziemy mam jedno ostatnie pytanie. Jak – pytam go – chciałby, aby brzmiało jego epitafium? Bez chwili wahania uśmiecha się i mówi: «Powinno być zamieszczone na kamieniu nagrobnym na terenie kościoła Wszystkich Świętych w Garsdon i powinno brzmieć: Ostatni Anglik. Organista w tym kościele». Za tą często nierozumianą publiczną personą jest zatem człowiek, dla którego nic nie ma większego znaczenia, niż uświęcenie muzyką ziemi, którą kocha. Ale czy ta ziemia jeszcze istnieje? Czy «Scrutopia» jest nadzieją, czy pożegnaniem? Rozważam tę kwestię, gdy odjeżdżamy z tego starego domu z wapienia z Cotswold, tego «nigdzie», które stało się «gdzieś»” – pisze na koniec swego wywiadu z Sir Rogerem Scrutonem Mark Dooley. Książka „Conversations with Roger Scruton” ukazała się w 2016 roku. Scruton zmarł 12 stycznia 2020 roku w nimbie najbardziej  znanego współczesnego filozofa brytyjskiego.

Kim był? Autorem kilkudziesięciu książek i idących zapewne w setki artykułów. Głosicielem i nauczycielem idei konserwatywnych. Często wyszydzanym i nękanym przedstawicielem świata akademickiego i dawnej, bezkompromisowej idei szkolnej i uniwersyteckiej. Miłośnikiem starej  Anglii i dobrej architektury. Muzykiem. Kompozytorem. Estetą i znawcą filozofii estetyki. Człowiekiem, dla którego piękno było wartością metafizyczną i jeśli nie było Bogiem samym, to było przynajmniej Jego najdoskonalszym i najbardziej uchwytnym substytutem. W XX i XXI-wiecznej cywilizacji zachodniej przypadła mu rola arbitra elegancji. Uważał, że żyjemy w czasach zaniku zmysłu estetycznego oraz estetyki samej, lub – by ująć rzecz bardziej ogólnie słowami Ryszarda Legutki  – triumfu człowieka pospolitego. W odpowiedzi na to ów „ostatni Anglik” nadał własny sens słynnej dewizie Oscara Wilde’a głoszącej, że „tylko płytcy ludzie nie sądzą po pozorach”. Problem piękna był centralnym w jego myśli, pismach i w jego życiu. Przy czym kwestia ta obejmowała nie tylko architekturę, obraz, słowo, muzykę, taniec czy strój. Piękne są również idee, związki i relacje, postawy. Piękna jest wierność, nostalgia, waleczność, konsekwencja i ofiara. Piękno nadawało zatem spójność wszystkim zainteresowaniom i działaniom Scrutona. Także jego farma, owa „Scrutopia”, o której wspomina Dooley, miała być właśnie miejscem, gdzie oddycha się pięknem i gdzie bezpieczną ostoję znajdują różne archaiczne formy przywiązania i życia. Takie na przykład, jak polowanie z psami. Piękne było zatem – ostatecznie – pojęcie domu: od wypełnionego książkami kamiennego salonu z dwoma fortepianami po cywilizację zachodnią i jej tradycję. Całe jego życie zdaje się właśnie poszukiwaniem, urządzaniem i chronieniem domu.

***

Rodzice Scrutona nie tworzyli szczęśliwego związku. Jego ojciec – człowiek surowy i zamknięty w sobie, pełen niespełnionych ambicji nauczyciel niskiego szczebla – prezentował typowe dla swego pokolenia i swej klasy społecznej poglądy socjalistyczne i egalitarystyczne, cechujące się wysokim stopniem resentymentu wobec klas wyższych i ludzi odnoszących sukcesy. Scruton opisuje go jako „naładowaną elektrycznością kulę zajmującą miejsce pośrodku salonu”. Matka, kochająca swe dzieci w sposób cichy i pokorny nigdy nie dowiedziała się, wyznaje filozof, ile dla nich znaczyła i jak gorąco jej uczucie było odwzajemniane. Między rodzicami panowała atmosfera wiecznego napięcia, jakiś utajony konflikt, którego natury Scruton nigdy do końca nie pojął. Nie miał jednak wątpliwości, że źródłem tego nastawienia i klimatu w domu rodzinnym był właśnie pełen pretensji ojciec, prawdopodobnie – ocenia z perspektywy czasu myśliciel – cierpiący na jakiś rodzaj depresji.  

Rodzice Scrutona nie byli też religijni. Matkę określa filozof jako typowy przykład podejścia zdroworozsądkowego do spraw wiary. Była przekonana, że skoro wybuchła wojna tak straszna, jak ta, której ona sama była świadkiem, Bóg nie może istnieć. Oboje rodzice nie mieli jednak nic przeciwko temu, aby dzieci uczęszczały do jakiejś odpowiednio pozbawionej wyrazu – i konotacji klasowych – kaplicy baptystów. Ich syn jednak wymykał się ukradkiem na nabożeństwa do Kościoła Anglikańskiego. Nie dla Boga i wiary. W gruncie rzeczy bowiem czuł, jak to wyrazili Orwell, a wcześniej Hume, że „Anglicy nie mają żadnej religii”. Wyleczyli się z niej po zaciekłych wojnach religijnych XVII wieku. Kościół anglikański – jego „ceremoniał, całościowość, muzyka i chór” -  były  jednak dla  młodego Scrutona źródłem silnych doznań estetycznych. Anglia stała się dla niego na przestrzeni lat ideą moralną i rodzajem artyzmu.

 Scruton twierdził, że powołanie, by pisać zaczął odczuwać około szesnastego roku życia. W siedemnastym opuścił dom rodzinny. Edukacja, którą odebrał wcześniej, i którą miał odbierać jeszcze przez kilka lat była starej daty, aksjocentryczną, pełną wymagań i dyscypliny, aż po stosowanie kar fizycznych. Scruton bynajmniej nie opłakiwał swego szkolnego losu, ale raczej to, co się z edukacją stało, gdy podjęła ona tropy podsuwane przez ideały i ideologie egalitarne.

W świat filozofii zaczął wchodzić w czasie studiów na Cambridge. Nim to się jednak stało, odkrył poezję Rilkego. Co znamienne, zwrócił uwagę na tego autora przez piękno jego nazwiska. Ważna dla niego miłość do tej poezji przyszła taką właśnie nieoczekiwaną drogą. Pierwsze lektury filozoficzne Scrutona to Nietzsche i Sartre, jednak na Cambridge wszedł w kontakt przede wszystkim z dominującą tam filozofią analityczną. Wyznawał później, że w swym „okresie analitycznym” przez dwa lata nie otworzył żadnej książki wydanej przed 1900 rokiem. Potem jednak znakomite wykłady Jonathana Bennetta otworzyły mu świat myśli Kanta. Horyzonty Scrutona zaczęły się poszerzać. Co ważne, w tamtym czasie praca akademicka polegała w znacznej mierze na zmaganiach wykładowcy z badanym autorem. Publikowano rzadko. Jedynie wówczas, gdy przedstawiciel akademii był pewien, że ma do powiedzenia coś naprawdę znaczącego.

W 1971 roku Scruton podjął pierwszą „prawdziwą” – jak sam mówi – pracę. Został wykładowcą filozofii w Birbeck College w Londynie. Z uczelnią tą był związany do 1991 roku. To właśnie wówczas okazał się być „buntownikiem przeciw rebelii”. Śledząc rewoltę obyczajową lat 60-tych doszedł bowiem do wniosku, że jest to „skoncentrowana na samym sobie walka z wyimaginowanym systemem”. Wiatry „paryskie” docierały do Anglii z około trzyletnim opóźnieniem, jako że – mówił Scruton – „żadne idee nie mają łatwego przystępu do angielskich głów”. Ten dystans pozwalał na spokojną ocenę zjawisk i ich skutków. Pozwalał też na odrzucenie rebelii i podjęcie starań o ocalenie, zachowanie i przekazanie kolejnym pokoleniom sprawdzonych, a właśnie zakwestionowanych sposobów życia.

Życie społeczne i towarzyskie Scrutona w tym czasie zaczęło się komplikować. Publikował dla „Spectatora”, jednocześnie jednak w środowisku akademickim zaczął podlegać silnej presji ideologicznej. Jego zdaniem stałym elementem myślenia lewicowego jest to, że wszystko jest polityczne. Nie ma i nie może być obszarów, działań i zachowań, które by politycznymi nie były. Tym samym niemożliwe są niepolityczne relacje międzyludzkie. Przyjaciół znalazł poza światem akademickim. Z wielkim trudem zaczął redagować konserwatywne pismo „The Salisbury Review” i pisywać do „The Times”. Przez całe życie poszukiwał i stwarzał miejsca, gdzie możliwe byłoby głoszenie poglądów innych, niż obiegowe. A to znaczyło wówczas, i znaczy dzisiaj, poglądów konserwatywnych.

Scruton był bardzo krytyczny wobec strategii dyskusji proponowanej przez liberałów i socjalistów. Pisał, że konserwatyści będąc przywiązanymi do uprzedzenia jako pewnej formy wiedzy oraz widzący niebezpieczeństwa, jakie wiążą się z myślą oderwaną od konkretu, wyrażają swe poglądy w sposób niedomknięty, nieusztywniony i pojednawczy. Jednak ani socjalista, ani liberał nie może zostać tym usatysfakcjonowany i uspokojony. Ich dewocja ideologiczna nie pozwala na żadną formę pojednania, a twierdzenia są formułowane w sposób kategoryczny. Tym samym konserwatysta trzymający się swych przekonań i sposobów ich komunikowania zostaje zawsze „przechytrzony” przez oponentów roszczących sobie pretensje do twierdzeń, których sens – jak nie bez ironii zauważał Scruton – nie zawsze jest przez nich dobrze uchwytywany, ale który zawsze gotowi są i chętni wyrazić.

Cechą pióra i osobowości Scrutona była zawsze jasność zajmowanego stanowiska. Wiązały się z tym jednak określone konsekwencje, w które jego biografia obfituje. Od potężnych ataków po drobne akty codziennego nękania – oponenci zawsze dbali, by Scruton miał świadomość swych „grzechów”. Na przykład po ogłoszeniu książki „The Meaning of Conservatism” (“Co znaczy konserwatyzm?”) wyznający marksizm kolega z pracy Scrutona, Jerry Cohen, odmówił prowadzenia z nim seminarium. (Z wiekiem jednak przesunął się na pozycje konserwatywne i cenił dokonania swego dawnego oponenta). To tylko drobny przykład ukąszeń, jakie autor współczesnego wykładu konserwatyzmu zbierał w ciągu życia – nie od ślepego losu, ale od ludzi, których winna cechować szczególna powściągliwość i przenikliwość.

Osobnym i jednym z najważniejszych rozdziałów w biografii Scrutona jest jego zaangażowanie w Europie Wschodniej przed 1989 rokiem. Prezydent Vaclav Havel uhonorował w 1998 roku Scrutona czeskim Medalem za Zasługi. Zasługi dla narodu czeskiego. Z kolei w 2016 roku otrzymał nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego za odwagę intelektualną i przyjaźń dla Polski w latach 80-tych XX wieku. W czerwcu 2019 r. prezydent Duda odznaczył Rogera Scrutona Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej "w uznaniu wybitnych zasług we wspieraniu przemian demokratycznych w Polsce, za rozwijanie polsko-brytyjskiej współpracy naukowej i uczelnianej". W tym samym roku w Londynie premier Victor Orban udekorował Scrutona Krzyżem Kawalerskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Republiki Węgierskiej. Odznaczenia uzyskane w naszym regionie Europy miały dla Scrutona szczególną wartość. Podkreślał, że pochodzą one od ludzi, którzy znają różnicę między honorem a dyshonorem, i którzy często sami wedle niej żyli.

Ważnym tekstem z około-komunistycznego okresu działalności Scrutona jest esej „Man’s Second Disobedience” poświęcony Rewolucji Francuskiej, a skierowany przeciw rewolucji jako takiej (w tym komunizmowi) ogłoszony w roku 1989. Autor stawia w nim tezę, że rewolucja jest najwyższym wyrazem chrześcijańskiego nieposłuszeństwa. Rewolucjonista nie jest w stanie uznać i czcić transcendentnego Boga, zamiast tego oddając kult czemuś ziemskiemu, upostaciowanemu w formę idealnej wspólnoty. A że cześć oddawana idolowi jest czcią oddawaną niczemu, właśnie unicestwienie zaczyna zagrażać wszystkiemu, co istnieje prawdziwie.

Kontakty Scrutona z Europą poddaną reżimowi komunistycznemu zaczęły się za sprawą profesor Kathy Wilkes, która w 1979 roku zaprosiła go do udziału w seminarium w Pradze oraz Barry’ego Smitha, wydawcy czasopisma The Monist, zafascynowanego polską logiką i fenomenologią, w tym myślą Romana Ingardena. Smith polecił Scrutona organizatorom międzynarodowej konferencji w Krakowie bezpośrednio przed jego planowaną wizytą w Pradze. Tym samym Scruton miał zwiedzić nieco świata po tej stronie żelaznej kurtyny: za jednym zamachem Polskę i Czechosłowację. Jego doświadczenia z tej pierwszej wizyty były skomplikowane. (Tę dziwną atmosferę zarazem biedy i grozy, ale też jakieś podskórne pragnienie ocalenia, starał się oddać w książce „Notes from Underground”). W rozmowie z Dooleyem opowiada, że warszawskie lotnisko zrobiło na nim wrażenie miejsca niemal militarnego. Wkrótce okazało się, że nie ma możliwości zarezerwowanie noclegu w hotelu i wraz z przypadkową towarzyszką podróży otrzymał od nieznajomego mężczyzny propozycję schronienia za pięć dolarów w jego mieszkaniu. Mieszkanie to było nędzne i zimne, a śniadanie składało się z namiastki kawy („ersatz coffee”) i cebuli. Znalezienie na mieście restauracji, w której można by coś zjeść okazało się niemożliwe. Scruton mówi, że właśnie wówczas po raz pierwszy doświadczył uczucia, które nie opuszczało go aż do 1989 roku. Miał wrażenie, że widzi miraż na powierzchni miejsca utworzonego z ciemnej materii – miejsca całkowicie nieznanego, w którym rację bycia tracą wszystkie wcześniej znane sposoby radzenia sobie z rzeczywistością. W innymi miejscu swoje doświadczenie wchodzenia w rzeczywistość społeczną krajów komunistycznych opisuje jako  „wstępowanie do ciemnego miejsca, w którym jest się jedyną wolną osobą”.

Sama konferencja trwała dwa dni, a warunki były bardzo przyzwoite. Uwagę przykuwała jedynie obecność tajnej policji oraz głośne, dyscyplinujące prelegentów z bloku wschodniego uwagi, gdy nadto oddalali się od materializmu historycznego. Scruton wspomina, że Polacy w tym czasie żyli podwójnym życiem. Wieczorami na ulicach młodzież spacerowała plantami jakby nigdy nic. W powietrzu czuć jeszcze było ducha pielgrzymki Jana Pawła II, ludzie byli wyraźnie podniesieni na duchu. Z Krakowa Scruton pojechał do Pragi. W Czechach atmosfera była o wiele bardziej przygnębiająca. Tam, znów nie bez przygód, trafił na spotkanie z młodymi dysydentami, których pozbawione nadziei twarze wywarły na nim niezapomniane wrażenie. Za radą Kathy Wilkes na konferencję przygotował wystąpienie o „argumencie języka prywatnego” w myśli Wittgensteina. Z dwiema osobami zawarł bliższą znajomość. Jedną z nich była Lenka. Z iskry porozumienia między nimi, opowiada Scruton, zapalił się powolny, cichy płomień, który nie gasł przez kolejne trzy lata. Znajomość ta zmierzała nawet w stronę małżeństwa, do którego jednak nie doszło. Kolega dziewczyny zaczął jej bowiem perswadować, że wychodząc za obcokrajowca i urządzając się na obczyźnie zdradziłaby swą ojczyznę i sprawę. Dziewczyna przyjęła te argumenty. Wyszła następnie za tego właśnie chłopaka, została matką czwórki dzieci. Z dawną miłością spotkali się jeszcze raz, w 2013 roku. Scruton chciał mieć pewność, że nie popełnia żadnej niedyskrecji w mających się wówczas ukazać Notes from Underground.

Po powrocie do Anglii z wyprawy do Polski i Czechosłowacji, Scruton i Wilkes zaczęli gromadzić środki na zakup książek i organizację seminariów w krajach komunistycznych. Ich postawa stanowiła wyzwanie dla tych intelektualistów Zachodu, którzy zajmowali pozycje pro-komunistyczne. Co ciekawe, jednym z tych, którzy nie ulegli tej pokusie był oponent Scrutona, Jacques Derrida, założyciel praskiej Fundacji Jana Husa. Jego aresztowanie w Pradze spotkało się ze zdecydowaną reakcją francuskiej dyplomacji, co z kolei ostudziło zapał komunistycznych służb bezpieczeństwa do dalszych aresztowań zachodniej kadry akademickiej i dało jej większą swobodę działania. Czemu ta swoboda miała właściwie służyć, nie było jasne. Scruton nie ukrywa, że nigdy nie spodziewał się upadku komunizmu. W każdym razie bez nadziei na żaden sukces w walce z kolosem postanowił zostać współzałożycielem Jagiellonian Trust i organizować alternatywne wobec ideologii komunistycznej życie intelektualne w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech. Po latach zauważał, że jego ówcześni czescy przyjaciele reprezentują dziś stabilną klasę średnią. I choć na ogół są zadowoleni z tego, co osiągnęli, to zauważają korumpujący wpływ Unii Europejskiej na te wartości, o które walczyli: suwerenność narodową i kulturową integralność.

W 1992 Scruton porzucił posadę w Birkbeck College. Powody tej decyzji były złożone. Pewną rolę odegrała tu coraz cięższa i trudniejsza do zniesienia atmosfera Birkbeck. Wydaje się jednak, że istotnym powodem były nowe możliwości, jakie się otworzyły w krajach bloku wschodniego wraz z upadkiem komunizmu. Scruton zajął się pośredniczeniem między zachodnimi inwestorami a przedstawicielami rządu, prasy i legislatury tak, aby jego krajowcy mogli lobbować na rzecz swoich interesów. „Znaliśmy nową elitę – mówi – ludzi w rządzie i tych, którzy wyszli z podziemia, wielu z nich to byli moi osobiści protegowani”. Czeska i węgierska gałąź tego przedsięwzięcia nie działała dobrze, polska jednak rozwinęła się ponad wszelkie oczekiwanie. Scruton zaczął wierzyć, że może opuścić uniwersytet i zarabiać jako „konsultant”. Jednocześnie otrzymał niespodziewaną propozycję pracy na część etatu na Uniwersytecie w Bostonie i zdecydował się ją przyjąć. Stał się jednak przede wszystkim człowiekiem pióra. Porzucił Boston w roku 1995 i zaczął wieść wiejskie życie w Anglii.

Działalność Scrutona w Polsce we wczesnym okresie transformacji ustrojowej z pewnością nie jest łatwa w ocenie, a ta nie musi też być jednoznaczna, w tym jednoznacznie pozytywna. Nawet, jeśli w swej brytyjskości i swym konserwatyzmie był Scruton na swój sposób sentymentalny (a przynajmniej bronił uczuć nostalgicznych), to był również pragmatyczny i życiowy. To nie sentymenty, a przekonania kierowały jego działaniami i podejmowanymi formami zaangażowania. W ostatnich latach ta koherentność przekonań kazała mu optować za Brexitem, a w argumentacji podkreślać znaczenie trudności, jakie wiązały się dla Brytyjczyków z przyjęciem znacznej liczby emigrantów z krajów byłego bloku wschodniego. Wierny ideałowi demokracji podkreślał też, że zgoda na poszerzenie Unii Europejskiej o kraje naszego regionu nie była decyzją samych mieszkańców Unii Europejskiej, ale polityków unijnych. Jego ocena zasadności przyjęcia krajów Europy Wschodniej do Unii Europejskiej i ocena związanych z tym procesów społecznych  wydaje się co najmniej powściągliwa. To jednak właśnie ta pozbawiona złudzeń trzeźwość widzenia – sam Scruton bronił pożytków płynących z pesymizmu – jednała mu wiele szacunku pośród postkomunistycznych społeczeństw. Tak dawniej, jak i dziś.  

Poza konsekwentnym, pozbawionym czułostkowości głoszeniem przegranych – zdawałoby się – pozycji konserwatywnych – Scrutona wyróżniała siła dążenia do jakiejś pełni, do tego, by być człowiekiem możliwie kompletnym. To nie bardzo szczęśliwe dziecko, syn silnie rywalizacyjnego ojca, umiało być ojcem czułym i obecnym dla swych własnych dzieci. Niepopularny, nieraz nienawidzony myśliciel, nie ustępował i nie poddawał się w głoszeniu idei, w które wierzył. Umiał tworzyć silne i trwałe przyjaźnie. Jego działanie cechował szczególny pragmatyzm, ale też typowo brytyjska powściągliwość. Był piewcą piękna, a nic nie jest tak piękne, jak życie. Dlatego też zostanie zapamiętany również jako człowiek witalny, kochający codzienne a wyrafinowane radości, w tym zwłaszcza wiejskie życie, dobre jedzenie, wino i polowania. Jego farma „Sunday Hill Farm” była swoistą elegią na cześć starej Anglii i wszystkich jej uroków. W książce News from Somewhere wyjaśniał, że jego droga wiodła „znikąd dokądś”. Pisał o sobie: „nowhere person arriving somewhere”.

***

 

Wolno mieć nadzieję, że ta łaknąca piękna, angielska dusza znalazła jego ostateczną postać. Na ludziach żyjących zaś – jak zawsze wykładał Scrotun cele wychowania i kształcenia – ciąży powinność przekazania pokoleniom wstępującym wszystkiego, co stanowi o integralności danej kultury i sprzyja jej zachowaniu. Dorobek Scrutona winien zostać ocalony i przekazany.

R. I. P.

Justyna Melonowska –doktor filozofii, psycholog. Adiunkt w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Członkini European Society of Women in Theological Research. W latach 2014 - 2017 publicystka „Więzi” i członkini zespołu Laboratorium “Więzi”. Publikowała również w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej” i in. Od 2017 autorka „Christianitas. Pismo na rzecz ortodoksji”. Uczestniczka licznych debat publicznych