Back to top
Publikacja: 21.01.2020
Zainwestuj w życie, czyli o tym jak być dobrymi dziadkami
Kultura


(Dzień Babci to 21 stycznia a Dzień Dziadka 22 stycznia) 

Większość dzieci na świecie wychowuje się w rodzinach wielopokoleniowych, mając codzienny kontakt ze swoimi dziadkami. Ta prawidłowość nie dotyczy jednak Europy i ogólnie świata zachodniego. Tu każda rodzina mieszka oddzielnie we własnym, często niedużym, domu lub mieszkaniu, a w wielu krajach rodzice wymagają wręcz od dzieci jak najszybszego usamodzielnienia się pod względem finansowym i wyprowadzki na swoje. Czy jednak nie mieszkanie pod wspólnym dachem uniemożliwia budowanie bliskich relacji pomiędzy dziadkami a wnuczętami? Na czym polega dziś rola babci i dziadka i jak mądrze i owocnie jej sprostać?

 

DOBRE RADY I BEZCENNA POMOC

Nina pochodzi z wielodzietnej rodziny i sama jest matką siedmiu córek w wieku od trzech do piętnastu lat. Jej rodzice oczekują narodzin osiemnastego wnuka, który ma przyjść na świat w marcu. Na szczęście cała rodzina mieszka w Warszawie, więc w razie konieczności udzielenie sobie wsparcia jest dużo łatwiejsze, niż gdyby mieszkali daleko od siebie. Rodzice Niny nie siedzą dzień w dzień z wnukami, ale w razie jakiejkolwiek awarii zawsze można poprosić ich o pomoc. Zwłaszcza tatę i to szczególnie od czasu kiedy przeszedł na emeryturę. Kiedy Ninie coś się wali i trzeba zawieźć dzieci do szkoły muzycznej, albo na zajęcia, a tata jest zdrowy i nie ma na ten dzień zaplanowanej opieki nad innym wnukiem, to zawsze stawia się na wezwanie, a jego pomoc nigdy nie jest wymuszona. Potrafi wykonać cztery popołudniowe kursy samochodem, albo przyjść i pilnować dzieci. „Nie jest rewelacyjną niańką do maluchów - nie wykąpie, ani nie zmieni pieluchy - ale siedzi w fotelu i ma na wszystko oko. Można też podrzucić dzieci do dziadka - wtedy włączy im bajkę, zrobi herbatę i żeby nie umarły z głodu nakarmi czekoladkami, chrupkami, a nawet kanapką. Zawsze jest pozytywnie nastawiony do tej pomocy.” - opowiada Nina.

Na początku małżeństwa Niny i Maksa nie było im łatwo. Mama Niny była zajęta swoimi dorastającymi dziećmi, tata i teściowie pracowali. Ale kiedy Maks po narodzinach jednej z córek nie mógł wziąć urlopu, a Nina była w złej formie, to mama i teściowa ustaliły między sobą dyżury i wymieniały się przy opiece nad pozostałymi dziećmi.

Nina podkreśla, że ogromnym wsparciem są dziadkowie, którzy pomagają na miarę swoich możliwości, mając na względzie dobro wnucząt i własnych dzieci. Ale z jej punktu widzenia najważniejsze jest nie mieszanie się rodziców w domowe życie dorosłych dzieci: „Trudniej jest znieść dziadka, który przyjdzie codziennie pomóc, ale się we wszystko wtrąci niż dziadka, który pomoże raz, czy dwa razy w miesiącu, ale nie daje odczuć swojej krytyki co do stylu życia dzieci i metod wychowania wnuków. To jest bezcenne. Nie wtrącanie się jest cenniejsze niż codzienna pomoc.” Nina, słuchając opowieści niektórych koleżanek, bardzo szanuje postawę swoich rodziców i teściów, od których nigdy nie doświadczyła ingerowania w jej i Maksa życie.

 

Tomasz od blisko trzydziestu lat mieszka w Budapeszcie. Tam na studiach poznał swoją żonę Marię. Tam też przyszła na świat trójka ich, dziś już dorosłych, dzieci. Kiedy wraz z żoną urządzali mieszkanie dla siebie Tomasza zdziwiło, że teść nie spieszył się z żadnymi radami, ani pomocą przy wyborze wyposażenia. Na pytanie zięcia, czy nie zechce im czegoś podpowiedzieć, odparł krótko: „To są wasze sprawy.” Dla Tomasza ten brak zainteresowania ze strony teścia był zaskakujący, bo zupełnie do czego innego przywykł w rodzinnym domu. Jak głęboko sięgają różnice pomiędzy jego polską, a nową węgierską rodziną przekonał się po urodzeniu dzieci.

Kiedy Maria wyszła ze szpitala po urodzeniu pierwszego dziecka ustalili z teściową, że ta pomoże im w pierwszych dniach po porodzie. Mama Marii rzeczywiście w umówionym okresie służyła im wielką pomocą, ale kiedy tylko minął wszelka pomoc ustała jak nożem uciął. Teściowie jasno zaznaczyli, że jeśli będzie taka potrzeba to w każdej chwili są gotowi pomóc, ale trzeba ich o to wcześniej poprosić i umówić się. Nie było żadnych nie zapowiedzianych wizyt, ani teściowa ani teść nie dopytywali się, czy młodzi rodzice czegoś potrzebują. Tomasza tym bardziej to dziwiło, bo mieszkali bardzo blisko siebie. Dla niego, przyzwyczajonego do bliskich i żywych relacji z własnymi rodzicami i rodzeństwem, ten formalizm był wielkim zaskoczeniem. Pytał żonę o zachowanie teściów i usłyszał, że po prostu starają się nie ingerować w ich nową rodzinę.

Dzieci przychodziły na świat rok po roku, więc Tomasz i Maria nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. Tęsknili za tym, żeby wyjść na spacer tylko we dwoje. Oddech łapali, kiedy w wakacje na Węgry przyjeżdżała z pomocą mama Tomasza i jego młodszy brat.

Teściowie Tomasza przez wiele lat byli czynni zawodowo, a kiedy przeszli na emeryturę została ustalona nowa procedura - pilnowali najmłodszego wnuka w określony dzień tygodnia, kiedy Maria i Tomasz oboje byli w pracy. Każdorazowo precyzyjnie ustalano, o której godzinie dziecko zostanie od nich odebrane. Kiedy dzieci podrosły i poszły do szkoły dziadkowie zaczęli też zabierać je w wakacje na wieś, albo czasami do siebie na noc. Ale przez wiele lat, kiedy dzieci były małe, Tomasz wzdychał na myśl o inicjatywnej polskiej babci, która zajrzy na herbatę, a i do niej można niezapowiedzianie wpaść i zostanie się napojonym i nakarmionym.

 

INWESTYCJA W ŻYCIE

Tomasz, pomimo wszelkich różnic, bardzo lubi swoich teściów i szanuje, że podzielają jego wartości, co jest nie do przecenienia także w procesie wychowawczym dzieci. Tym bardziej martwił się, że jego synowie i córka mogą mieć zbyt luźne, albo nie dość dobre relacje z dziadkami. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wysyłał dzieci na herbatę do babci i dziadka, zachęcał je by pomagali dziadkom. To wszystko w swoim czasie przyniosło owoce. Dziś wnuki są z dziadkami w bliskich relacjach, bardzo lubią ze sobą rozmawiać, cenią wspólnie spędzany czas. A kiedy spadnie śnieg wnukowie sami idą odgarnąć go z dziadkowego podjazdu. Tomasz zauważa, że jego teściowie prawdziwie cieszą się tą relacją. Podkreśla też ich wysiłki wkładane w podtrzymywanie więzi w rodzinie. Służą temu rodzinne obiady, które teściowa wydaje raz w miesiącu dla swoich dzieci i wnuków. Ponieważ rodzina jest dość liczna, to przy stole gromadzi się blisko dwadzieścia osób. Mama Marii przygotowuje tak dużo jedzenia, że każdy dostaje jeszcze jakieś potrawy na wynos.

Mama Niny w każde święta gotuje wielki sagan rosołu i smaży stosy kotletów, żeby nakarmić wszystkie wnuki, kiedy ją naraz odwiedzą. Kiedy Nina zapytała ją co chciałaby dostać pod choinkę usłyszała: „Paczkę krówek - największa frajda to częstować krówkami wnuki.” Babcia jest też specjalistką od nietuzinkowych rozrywek dla wnuków: „Mama często wymyśla jakieś dzikie wyprawy. A to teatr, a to wizyta na cmentarzu żydowskim, latem zorganizowała wyprawę na plażę nad Wisłą - promem przez Wisłę! W zeszłym roku w ferie zabrała ekipę ośmiu wnuczek naraz na łyżwy. Był też taki adwent gdy codziennie rano zjawiała się zabrać wnuki na roraty - bo ja zwyczajnie nie mogłam pójść z niemowlakiem, dziewczynki były za małe, żeby chodzić same, a bardzo, bardzo chciały...” Mówiąc o tacie Nina wspomina, że kiedy była dzieckiem miał niekończącą się cierpliwość do niektórych rzeczy - na przykład tłumaczenia fizyki. Ale do domowych, codziennych spraw już nie. Do wnuków ma dużo więcej cierpliwości i spokojnego spojrzenia na wiele kwestii: „Dziewczyny mogą mu zadać dowolną ilość pytań na dowolny temat, a mój tata siedzi, obiera im scyzorykiem - i to bardzo dokładnie - pomarańcze albo pomelo i odpowiada na te pytania. Dzieci bardzo lubią spędzać z nim czas.” Nina podkreśla, że jej tata pełni bardzo ważną wychowawczo funkcję dla swoich wnuków: „We wszystkich rozmowach i wykładach dla wnucząt wysyła przekaz moralności, rozsądku, mądrości, miłości, ale już w zupełnie inny sposób niż my - rodzice. Nie musi trzymać takiej dyscypliny. Inna rzecz, że dzieci mu się za bardzo nie rozłażą, mają szacunek do dziadka.” Dziadek jest dla wnucząt punktem odniesienia: „Ma ten sam poziom wartości co my, tę samą bazę moralną, a oprócz tego ogromną wiedzę. Można go zapytać o wszystko - o cząsteczki powietrza, czy grozi nam koniec świata, czy biały to są wszystkie kolory. Czasem moja trzynastoletnia córka Helena przychodzi do mnie i pyta o coś, a kiedy nie wiem, mówi: Dziadek to by wiedział. Bo dziadek wszystko wie. I jeszcze trochę.” Ostatnio Helena ma wiele pytań o status finansowy. Przeżywa to, że będąc dzieckiem w rodzinie wielodzietnej, ma różnych rzeczy mniej niż jej rówieśnicy. Bardzo chciałaby mieć swój pokój, urządzony we własnym stylu, a dzieli pokój z siostrami. Prowadziła z rodzicami a potem z dziadkiem rozmowy o tym, co to znaczy być bogatym i biednym. Nina mówi o swoim ojcu, że jest jedynym znanym jej człowiekiem, który ma wolność do pieniędzy: „Mój tata bez najmniejszych problemów wszystkie ciężko zarobione przez siebie pieniądze inwestował w to co on nazywa życiem. Nigdy nie wypomniał ani mi ani mojemu rodzeństwu środków, które zainwestował w nas - swoje dzieci. Uważał, że te pieniądze nie były zmarnowane. Na przykład płacił za moje kształcenie muzyczne, chociaż byłam już za stara i dziś nie jestem skrzypaczką. Bardzo chciałam się uczyć gry i wkładałam w to dużo pracy, on to widział i uznał że jest sens opłacać mi lekcje. Dziś mogę pomóc swojej córce, która ma bardzo duży talent i uczy się w szkole muzycznej pierwszego stopnia. Takie są owoce inwestycji mojego taty. W podobny sposób wspiera pasje swoich wnuków. To jest to co on nazywa to inwestycją w życie. Uczy tego także swoje wnuki. Kiedy Hela rozmawia z nim o pieniądzach to dziadek jej pokazuje właśnie taką perspektywę - wolności i mądrego wydawania.” Nina podsumowuje: „Mój tata bardzo kocha swoje wnuki i ma głęboką akceptację własnego życia, chociaż ułożyło się zupełnie inaczej niż planował. Kiedy patrzę na niego, to budzi się we mnie pragnienie, żeby kiedyś być taką babcią jakim on jest dziadkiem.”

 

***

 

Do redakcji jednego z portali rodzinnych napisała kiedyś młoda mama, skarżąc się, że jej rodzice zupełnie nie interesują się swoimi wnukami. Podróżują, grają w tenisa, stosują różne diety i w ich życiu zabrakło miejsca dla dorosłych dzieci i własnych wnucząt. Na pewno nie tylko ci jedni dziadkowie wpadli w podobną pułapkę. W dobie mocno rozreklamowanego inwestowania w siebie i dogadzania sobie, każda życiowa rola, która wymaga oddawania, czy poświęcania czegoś z siebie dla innych, może wydawać się mało pociągająca i zupełnie passe. W czasach egoizmu miłość wydaje się być passe… tylko czy to oznacza, że jej nie potrzebujemy i za nią nie tęsknimy? Żadne materialne dobra nie zrównoważą braku miłości. Żadna podróż, kreacja, czy dom nie wypełni pustki w ludzkim sercu. Więc co radzić dziadkom? Przede wszystkim bądźcie oparciem dla swoich dorosłych dzieci i cieszcie się z każdego wnuka tak samo mocno. Nie zapominajcie, że garnek zupy, albo zabranie wnuczki na tańce lub wnuka na piłkę nożną znaczy więcej niż najpiękniejszy prezent od nieobecnych dziadków. I że nic nie zastąpi rozmowy o dziecięcych pasjach i cierpliwego odpowiadania na setki pytań. Po prostu bądźcie blisko.

 

Zdjęcia: Marta Dzbeńska-Karpińska, Pixabay, Unsplash

Tekst: Marta Dzbeńska-Karpińska

Autorka jest z wykształcenia politologiem i fotografem, redaktorką portalu wrodzinie.pl