Back to top
Publikacja: 07.05.2019
Podsumowanie 36 Wyścigu Kurierów Rozmowa z Tomaszem Wójcikiem

 


Panie Dyrektorze, Jakie są ogólne wrażenia sportowe po zakończonym Wyścigu? Czy poziom zawodników startujących w tym roku był lepszy od lat poprzednich?

 

Ogólne wrażenie sportowe jest od wielu lat bardzo dobre. To jeden z najważniejszych wyścigów etapowych dla orlików w Europie i trudno w nim nagle podnieść poziom, gdyż przynajmniej od 2014 roku, gdy powrócił na Węgry, jest niezmiennie wysoki. Warto podkreślić, że więcej ekip sportowych jest w części odrzuconych niż przyjętych do udziału w wyścigu. Warto podkreślić, że z krajów powszechnie znanych ze szkolenia znakomitych kolarzy, czyli z Włoch i Holandii, miałem po osiem zapytań, a przyjąłem odpowiednio: dwie ekipy z Włoch i trzy z Holandii, które zresztą "rządziły" na tym wyścigu.

 

 

Czy w etapach bądź samej klasyfikacji końcowej jest jakieś zaskoczenie?

 

Nie jest zaskoczeniem dobra jazda Holendrów, Włochów oraz zawodników z Austrii. Radość sprawili nam też Polacy: Marceli Bogusławski z reprezentacji Polski wygrał prolog, a Staszek Aniołkowski z CCC wygrał dwa etapy - do Jabłonki i ostatni do Papa. Nie zawiedli Słoweńcy (koszulka awansujących dla Jaki Primozica) oraz Czesi (najlepszy sprinter Tomas Barta). Warto wspomnieć, że zwycięzca 36 edycji KWK, Holender Marijn van der Berg, wygrał trzy z sześciu klasyfikacji indywidualnych: generalną, punktową i kolarzy do lat 21. Jego team - METEC TKH - wygrał klasyfikację drużynową. Chcę podkreślić, że wszyscy zawodnicy, którzy dotarli do mety w Papa, to naprawdę tytani szos, bo warunki pogodowe na koniec rywalizacji były ekstremalnie trudne.

 

Jak ocenia Pan przebieg wyścigu pod względem organizacji i bezpieczeństwa?

 

Muszę podkreślić, że wyścig był na równym, dobrym poziomie pod względem zabezpieczenia dróg oraz bazy hotelowej na terenie wszystkich trzech krajów. Na wyścigach zdarzają się kraksy i tak było tym razem - trzech zawodników zostało odwiezionych do szpitala, ale system opieki medycznej nie zawiódł. Uniknęliśmy wypadków drogowych z udziałem samochodów wyścigu, co przy tak licznej kolumnie wozów i kilkuset kilometrach etapów oraz przejazdów, łatwe nie jest. I z tego poziomu bezpieczeństwa przez sześć dni wyścigu jestem szczególnie zadowolony.

 

Czy było w wyścigu coś, co różniło go od poprzednich edycji?

 

Trudno to sobie wyobrazić, ale po 44 latach wyścig na terenie Polski po raz pierwszy wyjechał za granicę historycznej i administracyjnej Małopolski. Zatem kolejne regiony możemy dołączyć do kurierskiego szlaku. Dla mnie szczególnie ważny jest powrót wyścigu do Popradu. Poprad i Wysokie Tatry przez lata stanowiły o poziomie sportowym "Kurierów". Chciałbym to utrzymać. Przede wszystkim jednak po raz pierwszy naszym głównym partnerem jest Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej, a patronem tej edycji był Wacław Felczak. Uważam, że trudno wyobrazić sobie bardziej spójną imprezę masową w warstwie historycznej, sportowej oraz współpracy młodzieżowej.

 

 

Jak doświadczenia z tegorocznej edycji wpłyną na plany kolejnych wyścigów?

 

Tegoroczne doświadczenia uczą, aby rozwijać dobrą współpracę z partnerami słowackimi i węgierskimi. Warto powrócić też do pełnej formuły wyszehradzkiej wyścigu, dlatego też już wkrótce wybieram się na rozmowy do ewentualnych czeskich partnerów. W przyszłym roku przypada 45 rocznica stworzenia wyścigu, dlatego też mam nadzieję, że wraz z Instytutem Wacława Felczaka zrobimy coś szczególnego. Pomysł już jest.

 

Rozmawiał Marcin Bąk