Back to top
Publikacja: 19.02.2019
Rozmowa z dr Markiem Natusiewiczem z Rady Instytutu Współpracy Polsko Węgierskiej im Wacława Felczaka

 

 

 

 


 

 

Panie Doktorze, mówi się, że najważniejsze cechy wynosi się z domu rodzinnego. Jak wspomina Pan własny dom rodzinny, własne miasto? 

Przede wszystkim Wrocław. To jest miasto, w którym ludzie są zewsząd ale nikt nie jest stąd. Druga sprawa – to było morze gruzów. W związku z tym widziałem, jak to miasto się odbudowywało. Dzisiaj Niemcy przyjeżdżają do Wrocławia, zachwycają się pięknym, zabytkowym miastem. Ale ja im mówię wtedy – to wyście zniszczyli myśmy to wszystko odbudowali a nawet zbudowali od nowa łącznie z „zabytkami”. Wiele owych „zabytków” było zaprojektowanych jeszcze przez kolegów mojego ojca. Dzisiaj wszyscy się nimi zachwycają a nikt nie wie, co to za „zabytek”. Po czym to widać? Ano po tym, że okna są na jednym poziomie na przykład.

No i te sprawy ludzkie… Podobno wszyscy jesteśmy Polakami. Lecz gdy we Wrocławiu siedzimy sobie w towarzystwie i ktoś mówi „my Polacy” to nagle okazuje się, że ten pan z Francji, ten z Białorusi, ten z Ukrainy. Trzeba być bardzo powściągliwym. Ktoś przyjeżdżał ze Wschodu i zaciągał, ktoś z Krakowa i wychodził „na pole”. W mojej szkole nauczyciele uczyli nas poprawnego języka polskiego.

Moja rodzina… no cóż, mówiła mniej więcej połowę tego, co było prawdą. Moja mama ujawniła się dopiero w połowie lat 70 -tych, że była w Powstaniu Warszawskim. Przez całe życie się z tym chowała, dopiero jak przyszedł Gierek i zaczęto kochać kombatantów to się z tym ujawniła. Ojciec z kolei był ze wschodu, wiec był problem, wszystkich wywozili na Sybir a ich nie wywieźli. Dopiero ojciec mi wyjaśnił, że na drzwiach zawsze wisiała kłódka, choć drzwi się otwierały w związku z tym jak przychodził NKWD, to byli przekonani, ze tam nie ma nikogo. O różnych historiach stopniowo się dowiadywałem, na przykład o tym, że dziadek miał być ministrem kultury w rządzie białoruskim z pomysłów niemieckich.

 

Co wpłynęło na wybór Pańskiej drogi zawodowej?

Po ojcu odziedziczyłem to zainteresowanie. Jak miałem 5 lat to Ojciec mówił „Bo mnie interesuje orbanistyka”, być może stąd również moje późniejsze zainteresowanie Orbánem

 

Architekt jest bardziej artystą czy bardziej inżynierem?

Prawidłowo powinien być artystą. Nasza architektura wygląda dzisiaj tak źle, bo uczy się inżynierów budowlanych i dzisiejsza architektura to jest skrzyżowanie inżyniera budowlanego z księgowym. Bo to księgowi mówią ile mają pieniędzy. Rozmawiałem ostatnio z moim kolegą, wybitnym architektem i pytałem go, dla czego to wnętrze jest takie brzydkie a on mi mówi – wiesz, bo zabrakło mi pół miliona złotych na to, żeby ono było ładne…

Sztuka jest medium. Dawniej malowało się piękne obrazy, robiło się piękne rzeźby bo to była walka ideologiczna. Dzisiaj wystarcza telewizja i wirtualne rzeczywistości, więc architektura może być brzydka. Nic nie może być już normalne. Nie może powstać nowy budynek prostokątny, tylko musi być „żagiel” nie może być „proste” bo proste się nie sprzedaje. Nie może być „kanciaste” tylko musi być kopuła i kopuła też nie klasyczna lecz powtarzająca skomplikowane wzory matematyczne, najlepiej krzywą Gaussa. W starożytności istniała zasada złotego podziału. Wszystkie greckie świątynie są według niej zbudowane. Wszyscy dziwią się, dlaczego to było dobre i piękne a tu się nie ma co dziwić.

Urbanistyka też jest sztuką. Jest rozwinięciem architektury, dotyczy po prostu dużych obiektów. Na przykład – gdy się jest na warszawskim Ursynowie, to widać, że „to ma ręce i nogi”, a jak się jest na osiedlu developerskim, to widać, że tam głowy brakuje, tam jest tylko kasa…

 

Kiedy pojawił się w Pańskim życiu watek węgierski?

W roku 2012 gdy się pojawił Orbán, a ja byłem blisko związany z Kornelem Morawieckim założyliśmy ugrupowanie Polski Wrocław i wtedy stwierdziłem, że zamiast dowiadywać się o Orbánie za pośrednictwem mediów to może lepiej będzie skontaktować się z Węgrami bezpośrednio. No i ściągnęliśmy kolegę Imre Molnara z ambasady i tak się zaczęło. Zacząłem poznawać coraz bardziej interesujących rozmówców i tak się współpraca zaczęła rozwijać. Moje życie jest pełne przypadków, choć powiedziałbym tak – przypadki są tylko dowodem na to, że ktoś pilnuje tego „interesu” ziemskiego.

 

Czy hasło „Polak Węgier dwa bratanki” dzisiaj, w XXI wieku jest nadal aktualne?

Ja uważam, że ono jest infantylne. Co do istoty sprawy oczywiście tak. Ale powiedziałbym, że to ani szabla ani szklanka. To jest zupełnie inny korzeń o którym się mówi w kontekście św. Władysława, w kontekście Andegawenów. Wtedy się nie mówiło ani o szabli ani o szklance były nieraz konflikty interesów. Był też wyższy poziom, tym wyższym poziomem był poziom religii i imperiów. To powiedzonko „Dwa Bratanki….” Powiedział bym, że jest ku pokrzepieniu serc. Istota natomiast zupełnie gdzie indziej leży i to moim zdaniem świetnie opisuje Orbán. Jak go czytam, to widać wyraźnie, że on polskiego to chyba nie zna ale momentami jest lepszym Polakiem niż my. 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Marcin Bąk