Back to top
Publikacja: 18.02.2019
Niszczenie idiomu sztuki przez lewicę

 

 


Sztuka towarzyszy ludziom od czasów najdawniejszych, od czasów, gdy człowiek wyodrębnił się z człekokształtnych. Kultura i sztuka są tymi rodzajami aktywności, które odróżniają nas bardzo wyraźnie od zwierząt. W obszarze sztuki toczy się już od dawna walka o kształt cywilizacji.

 

Tworzenie dzieł sztuki jest działaniem z punktu widzenia czystej biologii pozbawionym kompletnie sensu. Wymaga poświęcania sporej dawki energii a nie przynosi doraźnie żadnych wymiernych zysków. Ten oczywisty brak korzyści jest jeszcze bardziej dostrzegalny u samych początków sztuki, czyli przy działalności artystycznej paleolitycznych łowców. Przyozdabiali oni ściany jaskiń w Lascou i Altamirze kolosalnymi malunkami zwierząt, wymagającymi ogromnego nakładu pracy. Do wykonania wizerunków zwierząt na ścianach potrzebne były pochodnie, rusztowania pomagające wspiąć się na wysokość kilku nieraz metrów a przede wszystkim – odpowiedni warsztat artystyczny. Talent malarski nie wystarczy, potrzeba nauki, trwającej nieraz długi czas, żmudnej i nie przynoszącej początkowo dostrzegalnych efektów. Dla czego ludzie, którzy nie posiadali żadnych maszyn, poza prymitywną, kamienna bronią, cierpieli nieraz głód i chłód, poświęcali swoją energię najpierw na to, by nauczyć się malować pod okiem jakiś starszych mistrzów a następnie w ciemnościach, w blasku pochodni, przez długie godziny malowali na ścianie obrazy? Działalność ta nie przynosiła im żadnych korzyści natury materialnej, nie mieli dzięki temu ani więcej jedzenia ani w ich legowiskach nie robiło się cieplej.

Wydaje się, że człowiek oddając się trudnej, wymagającej wyrzeczeń działalności artystycznej, starał się już w najdawniejszych czasach przekraczać granice swojej doczesności, sięgał transcendencji. Artysta zyskiwał w społeczności uznanie i odpowiedni status. W późniejszym czasie, to władcy dysponowali siłą, posiadali środki finansowe ale zabiegali o twórców, by dzięki ich sztuce utwierdzić swoją pozycję społeczną. Władza wspierała sztukę, ale była też od niej w jakiś sposób zależna. Ta zależność znajdowała wyraz w licznych legendach i anegdotach, jak choćby tej opowiadającej jak podczas malowania przez Tycjana portretu cesarskiego artyście upadł pędzel. Karol V, cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego, sam schylił się i niezwłocznie podał narzędzie pracy malarzowi.

Już starożytni definiowali sztukę, arte, jako czynność trudną do opanowania i trudną do wykonania. Przez całe wieki obowiązywał schemat poznawania tajników warsztatu artystycznego w relacji mistrz – uczeń. Adept sztuki, gdy rozpoznano u niego talent, rozpoczynał naukę pod okiem mistrza, trwająca nieraz wiele lat. Naukę trudną, pełną wyrzeczeń i nie przynoszącą żadnej szybkiej rekompensaty w postaci satysfakcji czy zysków materialnych. Bez zmuszenia się do mało przyjemnych, powtarzanych często ćwiczeń, nie można osiągnąć mistrzostwa, nie da się tworzyć sztuki.

Drugim aspektem ważnym dla postrzegania sztuki od najdawniejszych czasów był jej związek ze sferą sacrum. Sztuka powstała w ścisłym związku z religią, służyła jej od zawsze i była wraz z religią jednym z podstawowych fundamentów cywilizacji. Artyści tworzyli na potrzeby świątyń oraz na potrzeby kultu religijnego, nawet dzieła sztuki jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, użytkowej, funkcjonowały w powiązaniu z głównym obszarem działalności artystycznej, jakim była sfera sacrum. W społeczeństwach często nieposiadających szerokiej umiejętności czytania, obraz i rzeźba stanowiły podstawowy kanał nośnik najważniejszych treści składających się na kulturę.

Ciekawym przykładem, idealnego wręcz połączenia tych dwóch aspektów sztuki są cerkiewne ikony oraz szkoły ikonopisów – artystów wyspecjalizowanych w tworzeniu wizerunków świętych na potrzeby cerkwi.  Tworzenie ikony nie jest samym tylko aktem malarskim. Ikonopis najpierw przez wiele lat uczy się trudnych tajników warsztatu artystycznego, poznaje kod symboliki sakralnej by następnie przystępować do tworzenia dzieła, które w rozumieniu prawosławnych chrześcijan nie jest tylko deską z naniesionymi barwami. Pisząc ikonę artysta modli się i przekracza granice doczesności, tak jak później wierni modląc się przed ikoną przekraczają granicę dzielącą sacrum od profanum.

Sztuka towarzyszyła ludziom tworzącym wielkie cywilizacje starożytności. Często jedyne co po nich pozostało, to właśnie dzieła sztuki, wykonane najczęściej na potrzeby kultu religijnego. Egipskie monumentalne piramidy i świątynie, wzniesione ogromnym kosztem, są trwałym pomnikiem cywilizacji, która powstała nad Nilem u schyłku młodszej epoki kamiennej, gdy ludzie nie posiadali jeszcze praktycznie żadnych wyspecjalizowanych narzędzi.  Cywilizacja minojska, powstała na Krecie, pozostaje dla nas w dużej mierze zagadkowa, gdyż nie udało nam się odczytać wciąż pisma minojskiego. Wyobrażenie o tym, jak żyli poddani mitycznego Minosa, w co wierzyli, jakie panowały między nimi relacje, dostarcza nam głównie analiza pozostawionych przez nich artefaktów w tym niezwykle zaawansowane przykłady dzieł sztuki.

Sztuce, która rozwijała się wraz z cywilizacją i która służyła sferze sacrum towarzyszyła niczym cień sztuka rzucająca wyzwanie obowiązującemu porządkowi. W XVIII wieku myśliciele oświeceniowi doskonale zdali sobie sprawę, że chcąc przebudować społeczeństwo wedle założonego wcześniej wzoru należy zacząć na nie oddziaływać również w sferze sztuki. Szczególnie mocno tą służebną wobec idei Rewolucji role sztuki dało się odczuć w dziedzinie twórczości scenicznej. Fryderyk Schiller doskonale rozumiał, że teatr ma wielki wpływ na kształtowanie społecznych poglądów i jest świetnym „pasem transmisyjnym” do rozpowszechniania wśród ludzi pewnych idei. Ta sama drogą poszły również sztuki plastyczne, takie jak malarstwo, rzeźba, architektura z czasem także fotografia.

W końcu XIX wieku dał się dostrzec już wyraźny związek pomiędzy artystami awangardowymi a lewicowymi poglądami politycznymi. Twórcy ruchu dada nie kryli swoich lewicowych, komunistycznych poglądów.  W powstałym już po I wojnie światowej ruchu surrealistycznym komunizm był traktowany jako element identyfikacji artystycznej. Wielu surrealistów stepowało jednocześnie do Francuskiej Partii Komunistycznej. W przejętej przez bolszewików Rosji sztuka została natychmiast wprzęgnięta w służbę ideologii i tak powstał socrealizm. Wciąż jeszcze sztuka, nawet niosąca ze sobą lewicowe, rewolucyjne treści, pozostawała sztuką w dawnym rozumieniu. Artyści tworzący dzieła niosące progresywne przesłanie, wciąż pozostawali artystami. Posiadali warsztat umiejętności malarskich czy rzeźbiarskich, nabyty w drodze wieloletnich, żmudnych nieraz studiów.  Sztuka przez nich tworzona wciąż była trudno dostępną dziedziną aktywności ludzkiej i pozostawała elementem kultury.

Przełom nastąpił po II wojnie światowej. Czołowi przedstawiciele lewicowej myśli europejskiej skupieni wokół tzw. szkoły frankfurckiej zastanawiając się nad przyczynami niepowodzenia rewolucji proletariackiej doszli do wniosku, że konieczny jest radykalny zamach na całe dziedzictwo kulturowe Europy w tym na jej szczególnie wrażliwy nośnik, sztukę. Jeszcze w 1944 roku lewicujący rumuński poeta Isidore Isou, współpracujący z rumuńskim komunista Sergo Moskovici, sformułował w Paryżu teorie poezji lettrystycznej. Lettrysci wychodzili z założenia, że język wyczerpał swoje możliwości i trzeba wrócić do przedrozumnych funkcji mowy. Seanse poezji lettrystycznej były po prostu wielogodzinnym bełkotem w dosłownym sensie.

W 1948 roku amerykański artysta Jackson Pollock zainicjował tzw. malarstwo gestu. Polegało ono w pewnym uproszczeniu, na tworzeniu obrazów abstrakcyjnych nie wedle jakiejś uprzedniej koncepcji i wyuczoną w szkole techniką, lecz poprzez nanoszenie na płótno bezładnych „maźnięć” pędzlem, wynikających z wewnętrznego, biologicznego odruchu. Jeszcze dalej poszedł John Cage, amerykański trockista, wykładowca Black Mountain college, który dał początek takim ruchom jak akcjonizm i happening. Zakwestionował on nie tylko warsztat artystyczny, ale nawet jakąkolwiek celowość działania na rzecz pełnej spontaniczności. W roku 1952 „zasłynął” kompozycją muzyczna 4’33, która była trwającym 4 minuty i 33 sekundy koncertem absolutnej ciszy.  Jednocześnie Herbert Marcuse w swojej pracy z 1955 roku pt. „Eros i cywilizacja” postulował konieczność porzucenia nauki i wykonywania jakiejkolwiek celowej, męczącej pracy na rzecz szukania przyjemności i spontanicznego wyrażania „samego siebie”.  W Europie powstała „Międzynarodówka Sytuacjonistyczna” skupiona wokół komunistów Guya Deborda i Asgera Jorna. Zajmowała się ona nie tylko destrukcją wszelkich pojęć związanych ze sztuką, ale także czynnym dezorganizowaniem mieszczańskiego społeczeństwa. Jednymi z charakterystycznych koncepcji sytuacjonizmu były: wandalizm porównawczy (!) i wojna komunikacyjna polegająca na niszczeniu możliwości komunikacji społecznej poprzez odwracanie jej kulturowych kodów.

Ważną postacią w procesie niszczenia idiomu sztuki przez kontrkulturową lewicę był Joseph Beuys, profesor rzeźby na Akademii Sztuki w Dusseldorfie. Związany z dadaizmem i antropozofią zasłynął między innymi z tego, że zmusił władze uczelni do przyjęcia na swoje studia wszystkich kandydatów, którzy oblali egzaminy wstępne. Tym samym podważył w murach Akademii Sztuki stare wyobrażenie, że sztuka wymaga talentu i pracy oraz że nie jest dostępna dla wszystkich. Beuys nie zajmował się zresztą na swoich zajęciach nauczaniem rzeźbiarstwa pozbawionych talentu ludzi, lecz prowadził z nimi wielodniowe dyskusje o potrzebie reform społecznych. Artysta w ujęcia Beuys’a nie był już człowiekiem tworzącym dzieła sztuki, artefakty, lecz zaangażowanym aktywistą społecznym, „rzeźbiącym” społeczeństwo. Beuys zaangażował się w ruch Nowej Lewicy, współtworzył niemiecką Partię Zielonych.

Beuys wypromował nowy wzorzec „artysty”, którego odróżniają od artystów dawnych dwie ważne cechy. Po pierwsze jest to niekompetencja podniesiona do rangi cnoty. Artysta nie powinien tracić czasu na poznawanie tajników warsztatu artystycznego, bo jego rolą jest realizowanie społecznego postępu a do tego konieczne jest raczej burzenie wszelkiej tradycji. Druga sprawa, to pogłębiająca się zależność niekompetentnych artystów od aparatu ideologicznego, który jest w stanie łożyć na „dzieła” jakich nikt normalnie by nie kupił. Od czasu wypromowania przez Beuysa pierwszych niekompetentnych artystów nasila się proces reprodukowania elit artystycznych, które przenikają do instytucji odpowiedzialnych za kształt życia duchowego zachodniej cywilizacji. Ich wysoki prestiż społeczny nie wynika, jak u dawnych artystów, z wysokich kwalifikacji i jest całkowicie podporządkowany politycznym mechanizmom władzy. Tej oficjalnej i tej bardziej dyskretnej, działającej poprzez sieć fundacji, stowarzyszeń i organizacji NGO…

Co należy czynić? Przywracać wiedzę o sztuce, o tym czym ona była przez wieki, jak wpływała na kształtowanie się cywilizacji, kształcić dobrych artystów i promować ich dzieła. W starciu między kulturą a antykulturą stawka jest kształt naszego świata.

 

Marcin Bąk