Back to top
Publikacja: 24.05.2021
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka

Polskie media żyją wydarzeniami z Mińska, gdzie doszło do zatrzymania samolotu linii Ryanair i aresztowania opozycjonisty Ramana Pratasiewicza. Interwencja białoruskich służb zwiększyła bowiem napięcie na linii Białoruś – Unia Europejska. Czy spotka się jednak ze stanowczą reakcją Brukseli?


„Białoruś porwała samolot”

„Samolot linii Ryanair lecący z Aten do Wilna został zmuszony do lądowania na lotnisku w Mińsku, by białoruskie władze mogły zatrzymać dziennikarza Ramana Pratasiewicza. Prowadził on na Telegramie popularne kanały opozycyjne. Grozi mu za to 15 lat wiezienia” – relacjonuje na pierwszej stronie „Dziennik Gazeta Prawna”. Jak wynika z doniesień medialnych, piloci zostali poinformowani, że na pokładzie maszyny może być bomba, i zmuszeni do zawrócenia do białoruskiej stolicy. – To oczywiste, że mamy do czynienie z operacją białoruskich służb specjalnych i porwaniem samolotu w celu zatrzymania aktywisty i blogera – komentuje cytowana przez „Rzeczpospolitą” liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska.

Incydentem zainteresowała się społeczność narodowa, a temat możliwej reakcji Unii Europejskiej na zatrzymanie samolotu ma dzisiaj zostać poruszony na posiedzeniu Rady Europejskiej. „Wydarzenia na Białorusi związane z wymuszeniem lądowania samolotu pasażerskiego są kolejnym przykładem naruszania fundamentalnych zasad prawa międzynarodowego. Społeczność międzynarodowa nie może pozostawać obojętna. Konieczne jest zdecydowane działanie wobec władz białoruskich” – skomentował wydarzenia prezydent Andrzej Duda.

Od ubiegłego roku Mińsk zmaga się już z sankcjami nałożonymi przez Wspólnotę w związku ze sfałszowanie wyborów prezydenckich, a UE rozważa kolejne restrykcje związane z represjami wobec mniejszości polskiej na Białorusi.

Jak jednak wskazuje analiza Ośrodka Studiów Wschodnich, działania społeczności międzynarodowej nie wpływają na złagodzenie polityki prezydenta Alaksandra Łukaszenki. „W ostatnich tygodniach białoruski reżim podjął działania legislacyjne mające na celu stworzenie ram prawnych dla dalszej eskalacji represji wobec oponentów” – czytamy w dokumencie. Chodzi m.in. o ustawę o zapobieganiu rehabilitacji nazizmu, która – jak podaje OSW – ma służyć dyskredytacji Polski i w pewnym stopniu Litwy jako państw rzekomo dążących w przeszłości do wyniszczenia Białorusinów. „Zawarta w treści ustawy definicja nazizmu, jak też nazistowskiej symboliki, pozwala na zastosowanie tych określeń nie tylko w odniesieniu do jednostek wojskowych czy policyjnych III Rzeszy, lecz także do innych formacji działających wówczas na terytorium Białorusi. Na taki kierunek interpretacji wskazał prokurator generalny RB Andrej Szwied, który 17 maja zapowiedział wszczęcie postępowań wobec żyjących jeszcze żołnierzy Armii Krajowej oraz litewskich formacji współdziałających z Niemcami, którzy jego zdaniem powinni zostać ukarani za zbrodnie wojenne” – czytamy w raporcie Ośrodka.

Polsko-czeski spór o kopalnię Turów

Na pierwszych stronach gazet znalazła się także sprawa kopalni Turów i decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jak relacjonuje „Rz”, w piątek TSUE wydał tymczasowe postanowienie o wstrzymaniu wydobycia węgla brunatnego w kopalni, z której czerpie paliwo sąsiednia elektrownia, jedna z największych w Polsce (7 proc. krajowej mocy). „To reakcja na złożony w lutym pozew czeskiego rządu, który alarmuje o dramatycznym obniżaniu się poziomu wód gruntowych. Jeśli przez miesiąc Polska nie wypełni nakazu, grożą jej wysokie kary dzienne. Zdaniem Warszawy oznaczałoby to też zamknięcie elektrowni, która nie ma innego źródła paliw. I gigantyczne straty” – czytamy na łamach gazety. Strona czeska przyjęła decyzję TSUE z radością, natomiast polski rząd już zasygnalizował, że nie zastosuje się do postanowienia. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd nie zamierza podejmować działań „godzących w bezpieczeństwo energetyczne”, co sugeruje, że decyzja najwyższego sądu UE pozostanie niezrealizowana – podaje „DGP”. – Jeśli chodzi o postanowienie TSUE dotyczące środka zabezpieczającego, to jest to postanowienie kuriozalne, stanowiące przykład radykalnego aktywizmu sędziowskiego i na pewno do historii TSUE jako takie przejdzie – komentował sprawę szef polskiego MSZ Zbigniew Rau. „Konsekwencją niewykonania środka tymczasowego mogą być kary finansowe, ale o nie – jak mówi nam prawnik Piotr Bogdanowicz – Czesi jako autorzy skargi musieliby dopiero zawnioskować. Wciąż możliwe jest jednak załagodzenie konfliktu” – czytamy na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”.

List w sprawie środowisk LGBT i odwołanie dyplomaty

Nie mniejsze emocje wywołuje sprawa serbskiego ambasadora – Nikoli Zurovaca, który w ubiegły czwartek został odwołany z placówki w Warszawie. Zurovac był jednym z 48 dyplomatów, którzy podpisali list wspierający środowiska LGBT, apelując o podnoszenie „świadomości społecznej w kwestiach problemów, które dotykają społeczność LGBT+ oraz inne mniejszości w Polsce”. Jak opisywały media, list został opublikowany w związku z obchodzonym 17 maja  Międzynarodowym Dniem Przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii.

Serbski dyplomata, podpisując list, nie uprzedził o tym jednak swoich zwierzchników, w wyniku czego stracił stanowisko. Jak podaje „DGP”, oficjalnym powodem odwołania Zurovaca była niesubordynacja. Z relacji medialnych wynika jednak, że samowolne działanie dyplomaty doprowadziło do kryzysu na linii Belgrad-Warszawa, w efekcie którego doszło do odwołania planowanej na ubiegły piątek wizyty szefa serbskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Nikoli Selakovicia w Polsce. „– Ostra reakcja rządu na gest ambasadora wiązałbym z nadziejami na to, że uda się wpłynąć na Polskę, by ponownie zagłosowała przeciwko przyjęciu Kosowa do UNESCO. Minister Selaković planował zapewne poprosić o to Warszawę, a podpis pod listem mógłby utrudnić przekonywanie gospodarzy – ocenia w rozmowie z DGP Dušan Janjic, specjalista w dziedzinie serbskiej polityki wobec Kosowa” – czytamy.

Jarosław Kaczyński o przyszłości Polski

Tymczasem na łamach tygodnika „Sieci” prezes rządzącego Prawa i Sprawiedliwości mówi o założeniach programu Polski Ład, który ma być odpowiedzią na kryzys wywołany pandemią koronawirusa, a zarazem początkiem politycznej ofensywy koalicji rządzącej.  – Celem jest szybki rozwój Polski i poprawa losu bardzo wielu ludzi, także przez zmiany w systemie podatkowym, który stanie się bardziej sprawiedliwy tłumaczy polityk, analizują kolejne założenia programu. Jak tłumaczy Kaczyński, celem rządzących jest bowiem „wyrównanie relacji społecznych zachwianych nadmiernym liberalizowaniem – w złym tego słowa znaczeniu – gospodarki i życia społecznego po 1989 r.”. Ale tu chodzi także o możliwie najlepsze wykorzystanie wielkiej szansy, która stoi przed Polską – dodaje w wywiadzie polityk, nawiązując do ubiegłorocznego sukcesu negocjacyjnego premiera Morawieckiego i premiera Węgier Viktora Orbána. – Dobrze prowadzone negocjacje przyniosły 770 mld zł do roku 2027. To jest bardzo dużo, ale przełom w wielu obszarach będzie możliwy dzięki temu, że inwestujemy także sami, z budżetu krajowego – w sumie to już daje bilion – tłumaczy Kaczyński.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości zapewnia też w wywiadzie, że nie martwi się o „energię i determinację” polityków swojej formacji, pracujących na rzecz Polski. – Prawda jest taka, że największe ryzyko jest zewnętrzne. To związane z bezpieczeństwem Polski, choć tu robimy wszystko co w naszej mocy, by nasz kraj był bezpieczny, otwarcie też mówimy o konieczności radykalnego zwiększenia wydatków na zbrojenia – dodaje polityk.