Back to top
Publikacja: 01.10.2019
Spisane będą czyny i rozmowy
Kultura


Trudno o mocniejszy tytuł od tego, który nadał swej najnowszej pracy prof. Wojciech Roszkowski. Brzmi on: „Kierunek Targowica. Polska 2005–2015” i przypomina tak niedawne przecież lata, w których pod rządami Platformy Obywatelskiej wspomaganej przez PSL zmierzaliśmy prosto do zapaści: państwowej, gospodarczej, a także moralnej. Czy się na nas sprzysięgły wówczas złe moce? Pewnie tak, a na pewno źli ludzie. Początek tej fatalnej dekady był zaś całkiem obiecujący. Postkomuchy dostały łomot w wyborach 2005 r. i do władzy szykował się PiS pospołu z Platformą. Prawo i Sprawiedliwość bowiem nieoczekiwanie raczej wygrało wybory z niewielką, ale zawsze 22-mandatową przewagą nad PO. Na premiera PiS desygnował – o Matko Boska – Kazimierza Marcinkiewicza i rzeczywiście objął on ster rządu po tym, jak fiaskiem zakończyły się rozmowy potencjalnych koalicjantów i Jan Rokita – o czym przypomina prof. Roszkowski – musiał obejść się smakiem, pozostając „premierem z Krakowa”, naturalnie ujętym w cudzysłów. Aleksander Kwaśniewski tak wtedy zachachmęcił, że jedne wybory goniły drugie, zaraz bowiem, dokładnie po dwu tygodniach, nastąpiły wybory prezydenckie. I oto w drugiej turze Lech Kaczyński pokonał Donalda Tuska. W Platformie wynik ten wywołał – czytamy – „szok i agresję”, które – jak się zdaje – trwają do dziś. Natomiast dla PiS przymusowi koalicjanci, czyli Samoobrona i Liga Polskich Rodzin, stawali się coraz bardziej kłopotliwi. Seksafery goniły naśladujące nazistowskie zachowania wybryki Młodzieży Wszechpolskiej, do tego Kościół poróżnił się na tle lustracji, gorsząc wiernych takimi scenami jak te, które rozegrały się np. przed niedoszłym do skutku ingresem bp. Wielgusa na metropolitę warszawskiego. W efekcie w połowie grudnia 2006 r. premier Jarosław Kaczyński, który w międzyczasie wymienił nieszczęsnego Marcinkiewicza, stwierdził samokrytycznie: „Oczyszczanie państwa idzie bardzo ciężko”. bo też realizacja projektu IV RP przy pomocy Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin stała się zadaniem karkołomnym, a nawet – jak się wydaje – niewykonalnym. Platforma oskarżała rząd, a zwłaszcza prezesa Rady Ministrów, już o wszystko, a były prezydent Kwaśniewski suflował Niemcom, że gdyby PiS miał utrzymać się u władzy, „Berlin musi zastanowić się, czy warto nadal zachowywać powściągliwość wobec Polski”. „Wypowiedź ta – czytamy – zbulwersowała większość polityków i osłabiła szanse LiD, podobnie jak występ byłego prezydenta po pijanemu na uniwersytecie w Kijowie. O zagrożeniu demokracji w Polsce wypowiedział się także były prezydent Czech Václav Havel, który w kuriozalnym wywiadzie zaproponował, by nowym wyborom przyjrzeli się obserwatorzy z Unii Europejskiej i OBWE”. A te nowe wybory po samorozwiązaniu się Sejmu 7 września 2007 r. wyznaczono na21 października tegoż roku. To w tamtej kampanii wyborczej, która do władzy przywiodła Tuska i jego ludzi, powodując fatalną kohabitację z prezydentem i całą serię skandali po tragicznej katastrofie w Smoleńsku, Władysław Bartoszewski nazwał polityków PiS „dyplomatołkami” i „dewiantami”, a sam Tusk oświadczył, że gdy widzi dziś Jarosława Kaczyńskiego, to jakby widział Jerzego Urbana w 1981 r. Po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie ustawała nagonka na brata zmarłego. Wyróżni się w niej na szczęście nieobecny dziś w polityce, choć Bóg raczy wiedzieć, na jak długo – Janusz Palikot. To on po tym, jak w Łodzi platformerski fanatyk zabił Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego, kandydującego obecnie na stanowisko unijnego komisarza do spraw rolnictwa, orzekł: „Jeden szalony, który zabił, i drugi szalony, który śmiercią chce osiągnąć polityczną korzyść”, pouczając przy okazji Jarosława Kaczyńskiego: „Opamiętaj się, nie podburzaj do nienawiści”. sympatii swej dla Palikota nie krył prezydent RP Bronisław Komorowski, który – co wypomni mu Jarosław Kaczyński – jeszcze w 2009 r. powiedzieć miał o zmarłym prezydencie, że „będzie gdzieś leciał i wszystko się zmieni”. W 2016 r. udało się powiedzieć „stop” dalszej deprawacji i grabieży Rzeczypospolitej. „Państwo teoretyczne”, przynajmniej w swej dawnej formie, przestało istnieć. Jednak – przestrzega autor – zło nie śpi! Nie brakuje chętnych do budowania państwa silnego wobec słabych i słabego wobec silnych, przeżartego korupcją i nieradzącego sobie na arenie międzynarodowej. I pomyśleć, że w takiej Rzeczpospolitej żyliśmy wszyscy do niedawna jeszcze.

Krzysztof Masłoń

 

Tekst ukazał się w DoRzeczy 40/2019