Back to top
Publikacja: 24.12.2023
BAROKOWE RELACJE POLSKO-WĘGIERSKIE
Kultura

Uroczyste celebrowanie świąt Bożego Narodzenia skłania tak do zadumy nad teologiczną przyczyną wielkiego splendoru jak i nad wyjątkowymi formami, jakie świętowanie przybiera. I choć zapewne większość z nas kontentuje się po prostu radością świętowania, to sięgając do genezy zwyczajów czy artefaktów, znajdujemy większość z nich – a przede wszystkim te najpiękniejsze – w dobie baroku.

NA WIELOWIEKOWYM EUROPEJSKIM TLE

Włączenie Polski i Węgier do zachodnioeuropejskiej wspólnoty nastąpiło poprzez rzymski chrzest w podobnym czasie. Za tym poszła możliwość i nieodparta chęć obu nacji do czerpania z potężnego zasobu kultury starożytnej (także tej pogańskiej), której nośnikiem był Kościół. Pozostając na obrzeżu tej kultury lub może lepiej powiedzieć na styku z obcymi i konkurencyjnymi wobec barokowego Rzymu kulturami, tak Polacy jak i Węgrzy mogli silniej doświadczać swej tożsamości w konfrontacji – nawet zbrojnej – z innością. Z kilkuwiekowej perspektywy tym klarowniej widać, że idea przedmurza, która tak specyficznie charakteryzuje polskość nie była czysto polskim wymysłem, ale po prostu została przejęta po Koronie Świętego Stefana, gdy ta upadła po trzystu latach pełnienia tej misji.

Od początków państwowości, tak Węgrzy jak i Polacy, pełnymi garściami (ale i twórczo!) korzystali z osiągnięć Zachodu. Na ogół przyjmowaliśmy zdobycze zachodnie z pewnym opóźnieniem, a – jak to było np. z odkryciem fenomenu renesansu przez polskie elity – zawdzięczaliśmy to pośrednictwu Węgier.

Z ostrożnością można stwierdzić, że większość osiągnięć kulturalnych Europejczyków była wspólnym dziedzictwem. Takimi były w średniowieczu np. idee państwowości lub fenomen uniwersytetów, we wszystkich epokach style budownictwa, w epoce renesansu ferment religijny, w epoce oświecenia konformizacja prawie całej myśli ludzkiej. Zdarzały się też osiągnięcia bardzo oryginalne w dziejach, specyficzne tylko dla Węgrów lub Polaków. Taką była barokowa koncepcja sarmatyzmu.

 

TYSIĄC LAT KONTAKTÓW

Integracji kulturowej Madziarów z Polakami nie sprzyjała zupełna odmienność etniczna, a mimo to od samych początków naszych państwowości – głównie na bazie wiary i polityki – rozwijały się kontakty i następowało przenikanie cywilizacyjne. Zawsze język łaciński pozwalał porozumiewać się bez tłumaczy, a znajomość łaciny była powszechniejsza niż się to wydaje większości współczesnych Europejczyków. Mieliśmy wspólnych władców i blisko spokrewnionych. Zjawiskiem fenomenalnym była tzw. „wspólnota jagiellońska”, do której próbuje się powracać. Liczne mariaże także powodowały migracje sporych rzesz dworzan, którzy umieli łączyć różne tradycje, a oni sami stanowili wzór dla niższych kręgów społecznych. Koronnym przykładem dokonania kulturalnego, którego nie da się przecenić w dziejach obu narodów, jest przywrócenie do życia i wyniesienie do najwyższej rangi Uniwersytetu Krakowskiego przez św. Jadwigę królową. Córka króla Węgier i Polski sprawiła, że weszliśmy do najbardziej elitarnego kręgu naukowego na świecie, a do Krakowa napływały dziesiątki i setki węgierskich studentów z każdego pokolenia, którzy należeli potem do ścisłej elity europejskiej. Jako Polacy możemy się chlubić faktem, że pierwsze książki w języku węgierskim drukowano w Polsce, a jeśli stwierdzenie takie ma pozory rywalizacji to nie obawiajmy się takiego zjawiska, a wspomnijmy tylko, że wkrótce Zygmunt Kazimierczyk zachwycił się węgierskim renesansem, którego u nas jeszcze nie było, a w konsekwencji tej fascynacji renesans zaszczepiono także w Polsce. Znamy też wielu ludzi renesansu, którzy stale krążyli między Krakowem a Pesztem (jak Filip Bunaccorsi, Grzegorz z Sanoka, Konrad Celstis itd.).

Wśród wielu podobieństw Węgrów i Polaków na uwagę zasługuje stosunkowo dużo z dziedziny społecznej. Pozycja i aspiracje polityczne szlachty, będące wynikiem nawet paralelnego ustawodawstwa jeszcze w średniowieczu i renesansie, podobny stosunek do innych stanów społecznych, a nawet liczne wzory w ubiorach i upodobaniach co do spędzania wolnego czasu, a nawet wspólne fobie (najazdów hord spod znaku półksiężyca, misji historycznej, czy absolutyzmu monarszego) tworzyły z obu narodów partnerów, wzajemnie się szanujących i rozumiejących. Węgrzy i Polacy z dawna twierdzili, że ich zwierzchnością jest nie tylko władca, ale i – a przede wszystkim - prawo. Tym przekonaniem wyprzedzali resztę Europy o kilkaset lat. Głęboki republikanizm miał oparcie także w dużej liczebności polskiej i węgierskiej szlachty, co podnosiło jej moc, a w obu przypadkach stan szlachecki nie różnił się wewnątrz prawami, a głównie zamożnością. Wrogami tej liczebności byli w obu przypadkach Habsburgowie, którzy skutecznie ograniczyli herbowych Węgrów, a XIX-wieczny zamach na drobną szlachtę polską już nie udał im się w tym stopniu.

 

NIEDOLE I ROZKOSZE BAROKU

Wiek pełnego baroku czyli XVII stulecie w zagadnieniach politycznych jawi się w przypadku Węgier i Polski jako pełen przeciwieństw, wśród których tym bardziej cenne są podobieństwa. Dla Węgrów wiek XVII był dnem rozbicia terytorialnego, braku suwerenności i rozbicia na trzy jednostki politycznego jednego narodu, który był dumny ze swej przeszłości i świetności pod wieloma względami. Był to czas tęsknoty za suwerennością i rozpaczliwą walką, a nawet miotaniem się, która z opcji i dróg może przynieść odrodzenie potęgi. Dla Rzeczpospolitej wiek XVII był natomiast szczytem potęgi pod względem zasięgu terytorialnego i epoką sukcesów militarnych, które do dziś fascynują badaczy dziejów (choć nasilenie wrogich najazdów osłabiało Rzeczpospolitą). Na polu religii szliśmy, rzec by można w przeciwnych kierunkach, bo o ile Polacy wyrośli w katolicyzmie, po krótkiej przygodzie reformacyjnej części szlachty i jej masowym powrocie do katolicyzmu, tworzyli jednolitą wspólnotę, o tyle Węgrzy, naciskani przez katolickich Habsburgów właśnie w religijnej konfrontacji widzieli jedną z głównych dróg przeciwstawienia się nielubianej władzy. Ale – o dziwo! – właśnie na niwie katolickiej zabłysnęły dwie gwiazdy wczesnego, bo jeszcze XVI-wiecznego baroku: Péter Pázmány i Piotr Skarga. Obaj duchowni teologowie, zainteresowani w dużej mierze świętymi Pańskimi, szermierze publicystyczni, tytani pracy na polu reformy Kościoła w duchu potrydenckim itd. Ich podobieństwo idzie tak daleko, że obaj byli twórcami bardzo liczących się uniwersytetów.

Jak słusznie zauważył prof. Jerzy Snopek, właśnie już pierwszym podobieństwem węgierskiego i polskiego baroku jest jego równoczesne występowanie (przy lekkim opóźnieniu w stosunku do Południowo Zachodniej Europy), a poprzedzone manieryzmem. Widoczne to było szczególnie w literaturze, gdzie słynną stała się polemika religijna i hagiografia, ale także epos wojenny, jak np. mający swe odpowiedniki w „Oblężeniu Sygetu” Miklósa Zrinyiego, „Transakcyi wojny chocimskiej” Wacława Potockiego i najsłynniejszym „Osmanie” Ivana Gundulića opis walk antytureckich. Należy też wspomnieć już nie jako o odpowiedniku, ale realnym zaistnieniu wśród Węgrów „De vanitate consiliorum” (O znikomości rad) poprzez osobiste spotkanie Stanisława Herakliusza Lubomirskiego z wrażliwym na sztukę Pálem I Esterházym de Galantha – autorem słynnych 55 kantat pod wspólną nazwą „Harmonia Caelestis”.

Zarówno Polacy jak i Węgrzy byli od XVI wieku edukowani przez jezuitów, którzy mieli ogromny wpływ na kształcenie zwłaszcza elit obu narodów. W XVIII wieku zarówno nad Wisłą jak i Dunajem przewagę w szkolnictwie zdobyli pijarzy.

WĘGIERSKI ODPOWIEDNIK SARMATYZMU

Sarmatyzm to w dziejach naszej kultury zespół najbardziej rodzimych poglądów, jakie Polacy wytworzyli. Prawdą jest, że choć rozwijaliśmy twórczo i współuczestniczyli w tworzeniu różnych epok artystycznych i literackich, to korzystaliśmy głównie z obcych inspiracji, to byliśmy raczej wtórni – jak prawie cała Europa. W przypadku sarmatyzmu możemy mówić o pomyśle własnym – może też dlatego tak atakowanym przez nurt zwany pedagogiką wstydu, realizowaną tak przez zaborców jak i ich polskich służalców w kilku nawrotach. Sarmatyzm w swej treści był oryginalnie polski, ale miał swe odpowiedniki, bo pomysł, że przodkami polskiej szlachty (z asymilacją bojarów litewskich i ruskich oraz wieloma indygenatami) są mityczni Sarmaci miał odpowiedniki w Skandynawii w postaci Gotów, u Niemców w postaci przetworzonych nie do poznania Germanów, a nawet w XX wieku u Włochów z czasów Mussoliniego w etosie dzielnych Rzymian itd. Dla pełni prawdy dodać trzeba, że Polacy nie do końca potrafili się zdecydować, czy ich przodkami byli Rzymianie, czy wojujący z nimi Sarmaci… O ile więc szukanie mitycznych antenatów w epoce baroku było typowe dla większości potężnych nacji, o tyle merytoryka Sarmatów była już oryginalna. A Węgrzy też mieli własny pomysł na przodków. I jak Polacy nie mogli się zdecydować do końca, kogo wybrać, stąd wahali się między Scytami a Hunami, a często nawet ich mylili. Zjawiskiem tym zajmowali się liczni badacze, wśród których polecić należy w pierwszym rzędzie Leszka Hensla, Endre Angyala i Arona Petnekiego. Wśród licznych odkryć, jakimi drogami tworzono hunizm i scytyzm, znaleziono też papieża Piusa II z przełomu XV-XVI wieku, który w swej „Kosmografii” napisał, że Węgrzy są „rodzaju scytyjskiego”, zaś polski Maciej z Miechowa twierdził, że Węgrzy mają „huńskie pochodzenie”.

 

ŚWIĘTOWANIE

Jak w wielu kwestiach także i w wystawności życia klęska pod Mohaczem jawi się jako bolesna granica, dzieląca dzieje Węgrów na epoki. O ile do tego czasu (także w związku z kontaktami jagiellońskimi) Węgrzy mieli wiele podobieństw do Polaków w wystawności życia, o tyle później Polacy mogli napawać się (nawet ksenofobicznie) swą potęgą, zaś Węgrom – będącym w niewolniczej żałobie – po prostu nie wypadało pysznić się życiem konsumpcyjnym, gdy częścią z nich rządzili sułtani, a częścią Habsburgowie. Wiele źródeł pokazuje jednak, że fascynował ich sarmatyzm, szczególnie w wystawności biesiadowania i podróżowania, a już najbardziej uroczystości funeralnych. Rzeczywiście, polski ceremoniał pogrzebowy nawet średniej szlachty doby baroku nie miał sobie równych w innych państwach ani w innych czasach. Czasem też Węgrom udawało się go naśladować.

Polacy natomiast naśladowali Węgrów w – nazywanym jakże polskim! – stroju, który ci – o zgrozo! – przejęli głównie od swych tureckich ciemiężycieli. Najczęściej używane przez polską szlachtę ubranie nazywano żupanem. Komentarz zbyteczny… Jeżeli dodamy do tego, że w Rzeczpospolitej największą sławę wśród  używanych przez Polaków alkoholi na przestrzeni kilkuset lat zdobył „węgrzyn”.

Boże Narodzenie, choć najbardziej rodzinne ze świąt kościelnych – znajdowało kulminację świętowania zawsze w kościołach. Tu znajdujemy dużo podobieństwa w obu przypadkach do architektury baroku włoskiego, a największą różnicą wydaje się ich mecenat. W przypadku Polski był on szlachecki. Nawet drobna szlachta fundowała wiele do swych świątyń i satysfakcjonowało ją bardzo własne upamiętnienie. Na Węgrzech obserwujemy w tamtych czasach mecenat głównie habsburski. To rządzący znaczyli swymi budowlami kolejne zdobycze terytorialne (po odsieczy wiedeńskiej). Ta różnica wydaje się nie tylko ważna w tamtych czasach, ale i mocno rzutująca na wieki kolejne aż do dziś, choćby w stosunku do religijnej pobożności.

                     Piotr Boroń

 

Fot. Wikimedia Commons, Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum, Flickr

                                                                                                                 Piotr Boroń