Back to top
Publikacja: 15.02.2022
Słowacki dziennik „Postoj”: Węgry przed wyborami. Jak wygląda kampania lidera opozycji Márki-Zaya na rzecz Orbána
Polityka

Za dwa miesiące Węgry staną w obliczu dramatycznego wyboru, który będzie obserwowany w całej Europie. Czy opozycja ma jeszcze szansę pokonać Viktora Orbána?


Zsolt Király


Fot. Zsolt Szigetvary / MTI / PAP / EPA


Fidesz rządzi na Węgrzech od dwunastu lat niemal niepodzielnie. Viktor Orbán wygrał trzy razy z rzędu większością dwóch trzecich głosów, czyli większością konstytucyjną. Za kilka tygodni, 3 kwietnia, wszystko to miało się zmienić. Zjednoczona opozycja miała ambicję nie tylko pozbawić Orbána większości konstytucyjnej, lecz także pokonać go i odsunąć od władzy na dobre.

Według niektórych sondaży, nie wydawało się to nawet nierealne. Do wyborów jest jeszcze trochę czasu, ale w tej chwili wygląda to raczej na kolejną kompromitującą porażkę frontu anty-Orbanowskiego. Lider opozycji Péter Márki-Zay zaczyna tracić oddech i popełnia jeden błąd za drugim. Prowadzi on kampanię tak, jakby chciał pomóc Fideszowi.

Wybory, które wstrząsną Europą

Węgry to „tylko” 10-milionowy kraj, ale politycznie grają w dużo wyższej lidze. Są motorem V4 (Grupa Wyszehradzka), a określając się w opozycji do brukselskiego mainstreamu, zyskują sympatię w innych krajach. Głoszony przez Viktora Orbána narodowy konserwatyzm, który niektórzy nazywają obecnie nieliberalną demokracją, kształtuje w ten sposób aktualne debaty ideologiczne zarówno w Europie Zachodniej, jak i w USA.

Kiedy Budapeszt uzna to za stosowne, zwraca się również na Wschód. Do handlu zagranicznego podchodzi czysto pragmatycznie, starając się utrzymywać dobre relacje bilateralne nawet z alternatywnymi partnerami (Rosja, Chiny, kraje azjatyckie czy arabskie). W rzeczywistości można powiedzieć, że robi to samo, co silni gracze regionalni, tacy jak Niemcy czy Francja, tylko Europa nie była przyzwyczajona na takie działania krajów wielkości Węgier. A wielkie mocarstwa nie mogą do końca pogodzić się z tym, że to, co same normalnie robią i uważają za normalne u siebie, jest teraz robione przez dużo mniejsze Węgry.

Ostatnio, 3 lutego, Orbán był w Moskwie jako pierwszy premier UE od czasu wybuchu obecnego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Wcześniej zarówno Emmanuel Macron, jak i brytyjski minister obrony udali się do Orbána, by poprosić go o pomoc w organizacji ich wyjazdu do Rosji. Umowa węgierskiego premiera z Putinem zapewnia Budapesztowi najtańszy gaz w UE, co teraz bardzo pomaga mu w kampanii wyborczej. W czasie, gdy inne kraje borykają się z ogromnymi podwyżkami cen energii, rząd Orbána utrzymuje ceny energii na stabilnym poziomie, wprowadzając nawet limit cen paliw i podstawowych produktów spożywczych.

Węgierska alternatywna droga zyskuje fanów także w prawicowej części Ameryki. Znaczenie Orbána wykracza daleko poza rolę Węgier. Jest jednym z europejskich liderów politycznych, który wyznacza kierunki, śledzą go dziennikarze światowych mediów (ostatnio Tucker Carlson z ważnej republikańskiej rozgłośni Fox News), jest graczem, z którym warto negocjować.

W tym sensie wynik kwietniowych wyborów parlamentarnych będzie miał wpływ nie tylko na to, co stanie się na Węgrzech, lecz także w Europie Środkowej i ogólnie w UE. Wybory te będą również uważnie obserwowane w Ameryce.

Boże Narodzenie – Dobrev – Márki-Zay

W parlamencie w Budapeszcie zasiada 199 deputowanych, wybory odbywają się w jednej turze, 106 deputowanych wybieranych jest przez obywateli w okręgach jednomandatowych, a pozostałych 93 spośród kandydatów indywidualnych partii.

Każdy wyborca ma dwa głosy, z których jeden oddaje na swojego faworyta w okręgu, a wygrywa ten, który zdobędzie najwięcej głosów. Nie potrzeba więc większości głosów, wystarczy ich najwięcej. Drugi głos jest oddawany na partię. Ten model odpowiada większym partiom, które mogą „wystawić kandydatów w całym kraju”.

To właśnie te zasady zmusiły opozycję do utworzenia wielkiej koalicji. Początkowo były to ugrupowania niemal nie do pogodzenia – zarówno lewicowe (MSZP, DK), postępowe (Momentum), jak i niegdyś skrajnie prawicowy Jobbik. Jednak, przynajmniej oficjalnie, odłożyli oni na bok wzajemne antypatie i różnice w wartościach na rzecz ostatecznego celu, jakim jest pokonanie Orbána.

Ponadto, w ramach kampanii wyborczej zjednoczona opozycja rozpoczęła zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum w dwóch kwestiach: czy Węgrzy chcą prestiżowego chińskiego uniwersytetu FUDAN w swoim kraju, drugie pytanie dotyczy zasiłków dla bezrobotnych.

Po trzech tygodniach opozycja poniosła jednak klęskę, nie zdoławszy zebrać nawet 200 tys. podpisów potrzebnych do rozpisania referendum. Jednocześnie opozycja twierdzi, że w opozycyjnych prawyborach na przeciwnika Orbána wzięło udział 800 tys. osób.

Fenomen Márki-Zay

Od początku jednak opozycja zajmowała się głównie pytaniem o to, kto będzie wspólnym liderem, który rzuci wyzwanie Orbánowi. Pierwotnie miała to być Klára Dobrev, żona byłego lewicowego premiera i chyba najbardziej znienawidzonego polityka na Węgrzech, Ferenca Gyurcsányego. Następnie wydawało się, że kandydatem będzie postępowy burmistrz Budapesztu, Gergely Karácsony. Zaskakujące jest jednak to, że wybory opozycyjne wygrał Péter Márki-Zay, polityk regionalny. Człowiek, któremu Dobrev powiedziała w przypływie złości podczas prawyborów, że uważa go za niekompetentnego do sprawowania urzędu premiera.

Było to logiczne, ponieważ Márki-Zay był centrystą o prawicowych poglądach, który mógł przemówić do części umiarkowanych wyborców Fideszu. Minusem było to, że sam Márki-Zay był politykiem bez zaplecza, który nie miałby własnej frakcji w parlamencie. Oznacza to, że gdyby opozycja wygrała, a Márki-Zay zostałby premierem, nie miałby własnej koalicji w parlamencie i byłby narażony na dobrą wolę i interesy innych partii politycznych w tej zróżnicowanej koalicji.

Głównym problemem dla zjednoczonej opozycji jest jednak fakt, że Márki-Zay w ostatnich tygodniach i miesiącach potwierdzał słowa Kláry Dobrevy o swojej niekompetencji. Popularność lidera opozycji spada, a wraz z nią szanse na pokonanie Orbána.

Márki-Zay popełnił serię błędów komunikacyjnych. Niespełna miesiąc temu, w regularnej internetowej dyskusji ze swoimi wyborcami, powiedział, że „w Fideszu są Żydzi, ale jest ich niewielu”.

Skomentował również zgony związane z pandemią COVID-19, które powiązał z głosowaniem starszych ludzi na Fidesz: „Dlaczego Fidesz miałby mieć więcej wyborców niż w ostatnich wyborach? Na Fidesz głosowała większa część zdziesiątkowanej przez pandemię populacji emerytów. Ale młodzi ludzie, którzy już masowo przyłączyli się i poparli opozycję podczas prawyborów, są w przeważającej większości krytyczni wobec rządu”.

Słowa te wywołały ogromne oburzenie wśród seniorów, ale także przestraszyły innych liderów opozycji.

Ponadto Márki-Zay oświadczył również, że chińska szczepionka stosowana na Węgrzech stanowi masowe morderstwo w grupie wiekowej powyżej 60 lat.

W krótkim czasie opozycyjny kandydat na premiera zdołał w ten sposób urazić swoimi niezręcznymi uwagami Żydów, emerytów i wieś. Jeden z emerytów na wózku inwalidzkim dosłownie uderzył go w twarz na wiecu kilka dni temu.

Na dwa miesiące przed wyborami opozycja ma słabego lidera i nie potrafi jeszcze nawet określić problemów.

Co więcej, liderzy sześciu bloków (DK, Jobbik, MSZP. Momentum, LMP, Párbeszéd – Dyskusja dla Węgier) coraz mniej ukrywają wzajemną antypatię, o czym świadczą ich publiczne komunikaty.

Rozdawanie, rozdawanie

Fidesz nie pozostawia niczego przypadkowi. Co tydzień rząd ogłasza swoje ważne decyzje, emerytom wypłacono 13. emeryturę (którą stracili za rządów Gyurcsányego), ustalono pułap cenowy na wybrane towary codziennego użytku, trwają prace nad znacznymi podwyżkami płac dla nauczycieli i pracowników służby zdrowia. W ramach działań antypandemicznych zwracany jest podatek dochodowy rodzinom, czy też osobom spodziewającym się potomstwa. Co więcej, osoby poniżej 25. roku życia nie płacą nawet podatku dochodowego.

Węgrzy mogą sobie na to w tej chwili pozwolić, bo PKB rośnie o prawie 7 proc., a stosunek całkowitego zadłużenia do PKB nie przekracza 80 proc.

Tymczasem kampania opozycji wyraźnie się zatrzymała. Ewentualna zmiana rządu staje się powoli bardziej kwestią tego, czy Orbán nie wygra ponownie większością dwóch trzecich głosów (konstytucyjnych).

Problemem opozycji jest spadek popularności Pétera Márki-Zaya w grupie niezdecydowanych, skąd opozycja chciała czerpać większość swoich głosów. Analitycy twierdzą, że w dzisiejszych czasach większość społeczeństwa już zdecydowała, którą partię preferuje. Ostatnie tygodnie będą więc zależeć od tego, kto i w jakim stopniu potrafi zmobilizować swój elektorat i przekonać wyborców do pójścia do urn.

Kto może zaskoczyć?

Mimo ostatnich tendencji, nie można wykluczyć niespodzianek. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w wyborach samorządowych, kiedy to burmistrz Budapesztu István Tarlósi (z poparciem Fideszu) wyraźnie przegrał i od tego czasu stolicą rządzi liberał Gergely Karácsony.

Obecnie trwa dyskusja, czy w końcu dojdzie do przedwyborczej debaty między dwoma kandydatami na premiera. Fidesz odrzuca taką debatę, argumentując, że prawdziwym liderem opozycji nie jest Márki-Zay, lecz lider Koalicji Demokratycznej, Ferenc Gyurcsány, który prawdopodobnie będzie miał najsilniejszą frakcję wśród partii opozycyjnych.

Sfrustrowany Márki-Zay, któremu po wpadkach przydzielono dwóch najlepszych ekspertów od komunikacji, wzywa na debatę telewizyjną nie Orbána, lecz analityków lub dziennikarzy z zaplecza Fideszu. Coś takiego byłoby prawie niewyobrażalne na Słowacji.

Jak więc wygląda to pod względem możliwości wśród bukmacherów?  Kurs na Orbána wynosi 1,25, a na Márki-Zay 3,0.

Artykuł ukazał się 7 lutego na łamach słowackiego dziennika „Postój” (LINK TUTAJ)