Back to top
Publikacja: 02.01.2022
Fundamentalne podobieństwo polsko-węgierskie
Historia

To prawda, że powierzchowne różnice pomiędzy bratankami można odkrywać jedna po drugiej, ale u podstaw naszej przyjaźni leży pewne wspaniałe podobieństwo, które nasi wrogowie zawsze usiłowali przedstawiać jako kardynalną wadę.


Piotr Boroń


Zarówno Węgrzy, jak i Polacy w bardzo podobnym czasie, bo w X wieku zbudowali swą państwowość. Węgrzy napłynęli na zamieszkaną już Nizinę Panońską (węg. Alföld) i stworzyli społeczeństwo, w którym stali się (w sporej części) warstwą rycerską. Według wybitnego historyka prawa prof. Stanisława Grodziskiego mógłby to być przykład potwierdzający teorię najazdu stworzoną w XIX wieku przez innego krakowskiego naukowca prof. Ludwika Gumplowicza, który twierdził, że u początków wielu państw leży najazd jakiejś grupy etnicznej na teren zamieszkany przez niezorganizowane plemiona (Spartiatów na Peloponez, Ariów na Indie, Normanów na Ruś, a może i na ludy słowiańskie…), w efekcie czego zwycięzcy organizowali struktury społeczne, dzieląc je na kasty lub inne grupy dla utwierdzenia na wieki swojej przewagi i odpowiedzialności za państwo.

Różni badacze (jak np. prof. Karol Szajnocha) twierdzili nawet, że Normanami byli także nasi Lechici. Pozostańmy przy ostrożnym stwierdzeniu, że końca sporu o początki państwa polskiego nie widać i jeszcze długo nie zostanie on definitywnie rozstrzygnięty. Jednak zauważyć należy, że data chrztu, czyli włączenia się w krąg kultury łacińskiej, zarówno w przypadku Polaków, jak i Węgrów, jest zadziwiająco bliska, bo nad Wartą i Wisłą był to rok 966, a nad Dunajem 974. Także pierwsze koronacje władców Polski i Węgier nastąpiły bardzo blisko siebie i zostały poświęcone przez papieża, bo Stefan I Święty (węg. I Szent István) koronował się w 1000 roku, a Bolesław Chrobry w roku 1025 (choć właśnie w 1000 roku koronę przyznał mu cesarz Otton III).


Zaprowadzenie chrześcijaństwa, obraz Jana Matejki. Źródło: domena publiczna


GŁĘBSZE PODOBIEŃSTWA

Istotniejsze znaczenie dla podobieństwa Polaków i Węgrów miało posiadanie o wiele większego państwa, niż mogli go wypełniać etnicznie Polacy lub Węgrzy. W skład Korony Królestwa Polskiego weszły np. ziemie ruskie, a Korona Świętego Stefana obejmowała np. ziemie słowackie (węg. Felvidék). Na potwierdzenie pewnego uogólnienia trudno w tym miejscu o szeroki wywód, bo tysiącletnia historia dostarczała bardzo różnych przypadków, ale można pokusić się o stwierdzenie, że w dziejach obu państw poszerzanie granic odbywało się rzadziej, niż to bywało w historii innych państw przez zawojowania, a częściej poprzez garnięcie się pod skrzydła Polaków i Węgrów tych, którzy mogli czuć się zagrożeni agresją innych sąsiadów i przez to woleli podlegać królom rezydującym w Krakowie lub w Budzie.

Skutkiem takiego przebiegu zdarzeń to Polacy lub Węgrzy, choć jeszcze częściej polonizujący się lub madziaryzujący dostojnicy pełnili najważniejsze funkcje kościelne lub państwowe w różnych krajach obu monarchii. Ale i to podsumowanie należy opatrzeć spostrzeżeniem, że owa „imperialność” wynikała w obu przypadkach nie ze zwalczania odmienności, lecz z dobrowolnych konwersji religijnych oraz okcydentalizacji przez silniej z zachodem związaną wówczas kulturę polską i węgierską. Potwierdzają to nie tylko statystyki, lecz także cała masa pamiętników, których autorzy przeprowadzali swe rozumowania, kończące się konkluzją, że Polak lub Węgier to coś więcej niż pierwotna kondycja autorów. A zatem nawet mniejsze znaczenie miała w końcu przynależność pierwotna Polaków i Madziarów, niż wspólnotowość z przypisywanymi sobie wartościami i zobowiązaniami, wśród których bycie przedmurzem chrześcijaństwa stawiano na czele misji dziejowej.

PODOBIEŃSTWO FUNDAMENTALNE

Fundamentalne nie znaczy w tym wypadku pierwotne chronologicznie, ale podstawowe od końca średniowiecza dla węgierskiej i polskiej szlachty. Gdy pada słowo szlachta, to jesteśmy oczywiście świadomi psucia jej opinii przez wieki, najpierw przez zaborców, którzy wychowywali młode pokolenia Węgrów i Polaków w propagandzie, że szlachta była sama sobie winna upadku obu królestw, a następnie przez komunistów, którzy chętnie podtrzymywali tę czarną legendę. Jednym i drugim było bowiem na rękę ukazanie szlacheckich elit – tak polskich, jak i węgierskich – jako ludzi niegodnych przewodzenia swoim narodom, a zatem przedstawianie samych siebie jako tych, którzy zrobią to lepiej. Doświadczenia historyczne pokazały najlepiej, że tak zaborcy, jak i lewicowi nuworysze po pierwsze nie byli pożyteczni (nie umieli i nie chcieli takimi być), a po drugie jeżeli w czymś naśladowali szlachtę to w najgorszych rzeczach.

Rzeczywisty problem jest jednak poważniejszy, bo miał rację prof. Wacław Felczak, twierdząc we wstępie do napisanej przez siebie „Historii Węgier”, że „w dziejach węgierskich czytelnik polski odnajdzie taką samą jak w Polsce jednostronnie zwichniętą strukturę społeczną”. Przeciw takiej ocenie zaoponował inny wybitny badacz historii prawa prof. Stanisław Grodziski, mając prawdopodobnie na myśli inny punkt odniesienia. O ile bowiem prof. Felczak chciałby, aby do rangi obywatela, zatroskanego o losy państwa, doszli w obu społeczeństwach dużo wcześniej chłopi, o tyle prof. Grodziski porównywał oba społeczeństwa do innych monarchii europejskich, gdzie pozycja chłopów nie była lepsza, a pozycja szlachty – przede wszystkim w odniesieniu do absolutnych monarchów (nawet nazywających się „oświeconymi”) gorsza niż w Polsce i na Węgrzech.

Badacze zagadnienia zazwyczaj porównywali ustroje społeczne pod względem praw szlachty wobec ich poddanych chłopów oraz usytuowanie szlachty w ustroju politycznym państwa, czyli jej praw wobec władców. Mając obie kwestie na uwadze, warto dostrzec, jak wiele było podobieństw szlachty polskiej i węgierskiej w ich mentalności, w ich głęboko zakorzenionej w sercach i umysłach wolności i dumie obywatelskiej.

Jako licealista miałem okazję usłyszeć od prof. Władysława Czaplińskiego słowa, które jaśniały mi odtąd w ciemności pesymizmu opracowań historycznych, które przedstawiały nasze poczucie wolności jako przyczynę upadku państwa. A prof. Czapliński powiedział tylko, że nawet w XVIII wieku wolałby być polskim szlachcicem z wolnością w sercu i sumieniu niż moskiewskim, pruskim lub habsburskim żołdakiem, który nawet podporządkowując swemu monarsze kolejne ludy, sam przecież pozostawał nadal niewolnikiem. Jakże z tą oceną korespondowały rozmyślania na temat naszej mentalności, zawarte w memoriale najlepiej wyrobionego politycznie z naszych wieszczów Zygmunta Krasińskiego, który pisał do Napoleona III, charakteryzując podbijających nas Moskali: „Wolą wynosić [swoją degradację] do rzędu jakiegoś ideału niewolnictwa, a roszczą sobie i marzą, że prędzej czy później cały świat będzie poddany tej niewoli tak, jak oni. Stąd ten u nich namiętny popęd podbojów; on jeden pozwala im zapominać o własnych mękach, bo im daje nadzieję ucisku i cierpienia drugich”.

NIEKTÓRE PRZYCZYNY POLSKO-WĘGIERSKIEGO PODOBIEŃSTWA

Chociaż Węgry jako jedno z nielicznych państw europejskich w dobie średniowiecza nie doświadczyły rozbicia dzielnicowego (jak np. Polska po 1138 roku), to oba królestwa mają za sobą podobną drogę rozwojową. Zaczynały – jak podkreśla prof. Grodziski – od monarchii patrymonialnej, w której władca był właścicielem całego kraju z jego przyrodą włącznie i mógł w drodze przywilejów z łaskawości swojej wydzielić coś dla swych poddanych, przeszły drogę monarchii stanowej, w której władca musiał liczyć się z opinią poddanych, wyrażaną przez zgromadzenia jej reprezentantów (różne formy parlamentów), a wreszcie doszły do takiej pozycji szlachty, gdy to ona była właścicielką państwa i mogła sobie kontraktować królów, którzy przydawali jej majestatu, ale ich kompetencje były bardzo ograniczone. Jak więc słusznie podsumował prof. Felczak, oba społeczeństwa stały wobec dylematu, czy ważniejszy ma być interes państwa (przy ograniczeniu swobód obywatelskich), czy „wolność jednostek szlacheckich, nawet przechodząca w anarchię”.

Dodatkowe podobieństwo ustrojowe Polaków i Węgrów polegało na ścieraniu się w rywalizacji o kompetencje magnaterii z ludem szlacheckim. W obu królestwach udział procentowy w społeczeństwie był stosunkowo wysoki na tle innych społeczeństw europejskich. W obu państwach rywalizacja magnaterii z ludem szlacheckim zaowocowała powstaniem dwu izb parlamentarnych, z których jedna powstała z rady królewskiej, a druga ze zjazdów szlachty. Swego rodzaju „odpryskiem” węgierskiego zwyczaju odbywania zjazdów mas szlacheckich w miejscowości zwanej Rákos [czyt. rakosz], była nazwa buntów szlachty polskiej przeciw królowi, gdyby łamał zasady ustrojowe, którą nazwano rokoszem. A zatem węgierskie zjazdy w celach sądowych pod przewodnictwem króla przybrały u nas formę buntu przeciw królowi… Ważniejsze jest jednak samo zjawisko wiecowania szlachty na Węgrzech i w Polsce, bo w jednym i drugim przypadku przybrało ono formę sejmowania w podobnym czasie – na Węgrzech pod koniec rządów Macieja Korwina (węg. Hunyadi Mátyás, także I. Mátyás) w latach 80. XV wieku, a w Polsce od 1492–1493 roku.

Wreszcie, najdłuższym cieniem na dziejach obu narodów położył się upadek państwowości, z tym że dla Węgrów znacznie wcześniej (bo w pierwszej połowie XVI wieku) niż dla Polaków (w drugiej połowie XVIII wieku). Jednak nawet i te upadki państwowości nie zgasiły ducha wolności.