Back to top
Publikacja: 12.12.2021
Parlament w Budapeszcie. Wspomnienie węgierskiej potęgi
Historia

Trzeci co do wielkości na świecie, a przede wszystkim majestatyczny i piękny, dla Węgrów jest zarówno miejscem wykuwania przyszłości, jak i wspomnieniem potęgi.


Piotr Boroń


Budynek węgierskiego parlamentu nocą. Fot. Tamás Baráth z Pixabay 


Budynek węgierskiego parlamentu powstał jako efekt podziału monarchii habsburskiej na Austro-Węgry. Przegrawszy sromotnie błyskawiczną wojnę z Królestwem Prus w 1866 r. z tragiczną bitwą pod Sadową (cz. Sadova na Morawach 3 VII) o hegemonię w Niemczech, Habsburgowie zrozumieli słabość wielkiego imperium. Ulegało ono rozkładowi poprzez dążenia wielu narodów do posiadania własnego państwa. Najsilniejszym z nich w monarchii Habsburgów byli Węgrzy, a po nich kolejno Czesi i Polacy (za Czechami, bo podzieleni pomiędzy trzech zaborców). Zatem to Węgrzy mieli największe szanse aspirować do niepodległości poprzez nawiązanie do średniowiecznej świetności i realną siłę w naddunajskiej monarchii, rządzonej przez Franciszka Józefa I. Wynikiem kompromisu było więc powstanie dualistycznej monarchii austro-węgierskiej, w której Polacy znaleźli się w ramach części austriackiej, czyli tzw. Przedlitawii (nazwa od rzeki Litawy, rozgraniczającej na pewnym odcinku Węgry i Austrię). Już w czerwcu 1867 roku cesarz Franciszek Józef I koronował się na króla Węgier, co było gestem ich docenienia, a oficjalny podział (z tzw. konstytucją grudniową) nastąpił 21 grudnia 1867 roku. Część węgierska poza Niziną Panońską obejmowała także obecną Słowację (węg. Félvidek), część dzisiejszej Rumunii – Transylwanię (węg. Érdely), dzisiejszą Chorwację oraz inne terytoria. Z perspektywy Habsburgów był to sprytny krok, bo przedłużył ich panowanie w Europie Środkowej o 51 lat. Dla Węgrów oznaczał dużą niezależność. Spełniały się odwieczne marzenia o samostanowieniu.

Widomym znakiem suwerenności Królestwa Węgier miała być właśnie budowa gmachu, w którym będą podejmowane decyzje o losach wielkiego państwa. W latach 1872–1873 powstało ze zjednoczenia trzech dawnych miast (Budy, Óbudy i Pesztu) jedno wielkie miasto – Budapeszt i jako stolica stało się siedzibą parlamentu. Po licznych rozważaniach i sporach podjęto w 1880 roku decyzję, że budynek parlamentu powstanie na terenie Pesztu, na bardzo podmokłym terenie nad Dunajem, gdzie była nagromadzona wielka ilość pni drewnianych, przeznaczonych do spławu, a zalegających od dawna. Okolica ta uchodziła za niebezpieczny teren, gdzie lepiej nie zapędzać się spacerowiczom.

ŚMIAŁE POCZĄTKI

Architektem, wybranym do projektowania sztandarowej budowli Węgier, został naówczas 41-letni już znany i ceniony architekt Imre Steindl. Po studiach politechnicznych w Budapeszcie i Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu miał na swym koncie romantyczną przebudowę zamku Hunyadych w Vajdahunyad (obecnie Hunedoara w Rumunii), przebudowę katedry św. Elżbiety w Kassa (obecnie Koszyce na Słowacji), kościoła franciszkańskiego w Szegedzie (pol. Segedyn), budowę gmachu Banku Przemysłowego oraz – co ostatecznie przesądziło o jego wyborze – budowę budapeszteńskiego ratusza. Gustował w architektonicznym romantyzmie, ale doskonale radził sobie również z najmodniejszymi w XIX wieku eklektycznymi kompozycjami neogotyku z neorenesansem i neobarokiem. Właśnie w tym duchu stworzył koncepcję budowy gmachu Parlamentu. Steindl postawił głównie na odtworzenie gotyku angielskiego w wyglądzie zewnętrznym budynku, stąd podobny jest on do londyńskiego House of Parliament. W ten sposób chciał – i udało mu się perfekcyjnie – uzyskać jednolitą formę dla patrzących z daleka, a wnętrza – jako widziane z osobna – mogły mieć różne style. Ciekawym i odważnym zabiegiem architekta było zwrócenie majestatycznego budynku najpiękniejszą fasadą ku Dunajowi. Co prawda, z praktycznych względów, główne wejście jest po przeciwnej stronie, ale turysta może najbardziej zachwycać się budynkiem od strony rzeki, która w dziejach Węgier odegrała wielka rolę, a symboliczne znaczenie ma również i fakt, że piękny widok zapewniono (szczególnie przy ferii nocnych podświetleń) mieszkańcom Budy, przez co pochwalono zjednoczenie miast w jedną stolicę i zrekompensowano mieszkańcom drugiego brzegu fakt, że gmach Parlamentu stanął w Peszcie.

Zanim jednak ruszono do pracy w 1885 roku, wiele środków i pomysłowości zużyto na oczyszczenie i osuszenie terenu. W celu łatwego dowozu materiałów budowlanych, podciągnięto na miejsce budowy specjalną linię kolejową. O tym, jaką wagę przywiązywali węgierscy politycy do swej nowej siedziby, najlepiej świadczy fakt, że już w 1896 roku (w tysiąclecie państwowości), gdy trudno było jeszcze mówić o ukończeniu budowy, bo to nastąpiło dopiero w roku 1904, w dość ograniczonych warunkach urządzili tam już pierwsze obrady. Jako ciekawostkę można dodać, że główny architekt, prowadzący budowę, zmarł w 1902 roku, ale dzieło dokończono, bo twórca zadbał o przekazanie wszystkich planów następcom i tłumaczył je z pamięci nawet wówczas, gdy pod koniec życia utracił wzrok.

GMACH W LICZBACH

Imponujący budynek ma bardzo długą, ciągnącą się wzdłuż brzegu Dunaju fasadę, liczącą 265 metrów. Jego szerokość dochodzi do 135 metrów, a wysokość, mierzona do szczytu kopuły, ma 96 metrów, a jest ona tej samej wielkości, co kopuła katedry św. Stefana. To nie zbieg okoliczności, ale zaplanowana jedność kwestii religijnej i politycznej dla Węgrów. Wewnątrz można doliczyć się, jak podają różne źródła: od 262 do 691 pomieszczeń bardzo różnych rozmiarów. Największe to oczywiście sale obrad: Zgromadzenia Narodowego (odpowiednika naszego sejmu) i Izby Wyższej (senackiej). A ponieważ senat jako instytucja został zlikwidowany w 1945 roku, przeznaczona dla niego sala została przerobiona na funkcje reprezentacyjne. Obydwie sale zdobione są obrazami z dziejów państwa (Apoteoza Hungarii i in.) oraz herbami sześciu dynastii, które panowały na Węgrzech (kolejno: Arpadów, Andegawenów, Korwinów, Jagiellonów, Zápolyiów i Domu Habsbursko-Lotaryńskiego, przy czym Jagiellonów reprezentuje biały polski orzeł). W kompleksie budowli naliczyć można aż 29 wejść i 10 dziedzińców i podworców. Czterdzieści ciągów komunikacyjnych (27 klatek schodowych i 13 wind) zapewnia sprawne przemieszczanie się po piętrach, które trudno zliczyć (choć najczęściej podaje się cztery), bo niektóre pomieszczenia nie sięgają trzech metrów wysokości, a inne mają kilkadziesiąt metrów. Gdy chodzi o ilość materiałów budowlanych, to samych tylko cegieł budowla zawiera aż 40 milionów, oraz niezliczoną liczbę płyt kamiennych z pięknymi marmurami. W zdobieniach mieści się pół miliona kamieni szlachetnych i 40 kg czystego złota. Budynek zdobi 88 postaci – to wszyscy historyczni władcy Królestwa Węgier. U zarania przedsięwzięcia budowli podjęto decyzję, że powstanie ona wyłącznie z materiałów węgierskich i że wykonają ją budowniczowie i rzemieślnicy węgierscy.


Widok na hol główny parlamentu w Budapeszcie. Fot. Rafał Guz / PAP


NAJCENNIEJSZE PRECJOZA

Insygnia koronacyjne z koroną św. Stefana (węg. Szent István) to więcej niż podobne regalia w innych państwach – to relikwie sławnej wielkości, której Węgry zostały pozbawione najpierw przez rozbiory w XVI wieku, a następnie po pierwszej wojnie światowej wyrokiem traktatu w Trianon. Są tym bardziej kochane przez dumny naród, który nie zapomniał o swej wielkości nawet w czasach największych nieszczęść. Insygnia miały swoje honorowe miejsce w budynku parlamentu, a w 1944 roku zostały skradzione w niewyjaśnionych okolicznościach i odnalazły się w Stanach Zjednoczonych po ponad ćwierćwieczu. Powróciły na Węgry dopiero w 1978 roku, a na swoje miejsce w parlamencie dopiero w 2000 roku – do Sali pod Kopułą. To było wielkie święto, a do dziś duma Węgrów. Ze względów bezpieczeństwa fotografowanie tych insygniów jest zakazane.

Węgrzy z dużą pieczołowitością dbają nie tylko o sam budynek parlamentu, lecz także o jego otoczenie. Dbają o to, żeby symbolika szczegółów w otulinie tętniącego życiem zabytku, gdzie decyduje się przyszłość narodu, nie była choćby w najmniejszym stopniu dysonansem. Przede wszystkim plac, przy którym znajduje się główne wejście do Parlamentu, nosi imię Lajosa Kossutha, czyli upamiętnia największego bohatera powstania węgierskiego przeciw Habsburgom w latach 1848–1849. Do tego samego placu przylega wielkie Muzeum Etnograficzne, dokumentujące tożsamość Węgrów. Od czerwca do sierpnia odbywają się tu w godz. 17–18 koncerty, na które wstęp jest wolny. Nieopodal, na zielonym skwerze cieszy oczy piękny pomnik Franciszka II Rakoczego (węg. II. Rákóczi Ferenc), który dowodził podobnym powstaniem w latach 1703–1711, a blisko niego upamiętnione są wypadki powstania w 1956 r. przeciw dominacji ZSRR i komunizmowi. Dalej, w kierunku Dunaju, upamiętniony jest pomnikiem Gyula Andrássy, wielki polityk węgierski, zasłużony dla narodu i pełniący w latach 1867–1871 funkcję premiera Węgier. Przy bulwarze pierwszego premiera demokratycznych Węgier (po 1990 r.) Józsefa Antalla, wzdłuż brzegu Dunaju ciągnie się na długości ok. 300 metrów, nietypowy pomnik, który wykonał rzeźbiarz Gyula Pauer według projektu Cana Togaya, ułożony z żeliwnych butów. To symbol pomordowanych w II wojnie światowej ok. 800 Żydów i i blisko trzech tysięcy Węgrów, którzy przed rozstrzelaniem mieli zdejmować buty (jako cenne podczas wojny) i martwi wpadali do wody. Przy parlamencie znajduje się także przystań dla dunajskich statków oraz niewielkie Muzeum Morskie – wspomnienie czasów, gdy Węgry miały dostęp do mórz i silną flotę.

ZWIEDZANIE

Parlament można zwiedzać – według informacji z oficjalnej strony instytucji – codziennie w godz. 8–16. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem i trwa mniej więcej pół godziny, ale dla dopełnienia wszystkich formalności trzeba poświęcić na nie godzinę. Różne pory przewidziane są na różne języki, a jeżeli chcemy zwiedzać z przewodnikiem w języku polskim, to należy sobie taką możliwość zarezerwować. Cena biletu dla obywateli państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli również dla Polaków, wynosi 3500 forintów, dla studentów 1900, a dzieci do lat sześciu nic nie płacą. Są też zniżki rodzinne.

Biura podróży mają w swych ofertach często zwiedzanie budynku parlamentu wraz z rejsem po Dunaju i obiadem w rodzaju szwedzkiego stołu z węgierskim menu, w czym Polacy gustują. Turyści z Polski wręcz powinni zwiedzić budynek parlamentu węgierskiego, jeżeli chcą lepiej rozumieć swoich bratanków.