Back to top
Publikacja: 28.11.2021
POLACY O UPADKU KRÓLESTWA WĘGIER
Historia

Upadek i rozbiór Królestwa Węgier był w konsekwencji osłabieniem także Królestwa Polskiego. Aż dziw bierze, ile w poglądach naszych przodków o Węgrach tamtych czasów było opinii, które zapowiadały, jak my sami będziemy postrzegani w przyszłości.   


Piotr Boroń


XVI stulecie nazywane bywa w Polsce popularnie „złotym wiekiem”. Kojarzone ze szczerozłotą kopułą kaplicy Zygmuntowskiej – mauzoleum Jagiellonów przy katedrze wawelskiej – przywołuje najmilsze wspomnienia z naszych dziejów, gdy na większości naszego terytorium ludzie cieszyli się pokojem, a nasi dowódcy po mistrzowsku bili wrogie armie, i gdy nadmiar plonów eksportowano na Zachód, a król Polski był najlepszym klientem flamandzkich pracowni tkanin itd. Co wnikliwsi historycy spod znaku Stańczyka widzieli, co prawda, już wówczas zalążki późniejszych porażek, ale mieli ich doświadczać dopiero praprapraprapraprawnukowie zwycięzców spod Orszy i Obertyna… Tymczasem państwo Sarmatów było jednym z kilku najważniejszych mocarstw w Europie – to znaczy na świecie. Jeden rzut oka na mapę tamtych czasów uświadamia, że w ogóle państw było w tamtych czasach o wiele mniej niż obecnie, gdy każdy naród (po rewolucji herderowskiej) aspiruje do własnego państwa. W tamtych czasach pojęcie Polak lub Węgier rozszerzało się zazwyczaj wraz z włączaniem nowych ziem do naszych państw. Przykładem typowego Polaka tamtych czasów może być nasz król Zygmunt August – syn Włoszki Bony i spolszczonego Litwina Zygmunta (syna Habsburżanki i Litwina Kazimierza) był nazywany powszechnie Polakiem.

OBAWY ANTYHABSBURSKIE

Gdy myśmy cieszyli się złotym wiekiem, Królestwo Węgier właśnie upadało, choć jeszcze w drugiej połowie XV wieku jego władca zapanował nad Wiedniem i stamtąd rządził wielkim imperium, na obszarze którego jest dziś kilka ważnych państw. To w Budzie pod koniec XV wieku królewicz Zygmunt (zwany po 1530 roku „Starym”) zetknął się na dworze swego starszego brata Władysława z renesansem i tak się nim zachwycił, że zanim jeszcze został w 1506 roku królem Polski, a rezydując przez siedem lat na Śląsku, inspirował Aleksandra do przebudowy Wawelu w nowym, modnym stylu. I te Węgry upadły: najpierw przegrywając krótką, ale brzemienną w skutki bitwę z Turkami pod Mohaczem w 1526 roku, a następnie pogrążając się w bratobójcze walki, których efektem były rozbiory w 1541 roku na Węgry Habsburgów (zachodnie) Királyi Magyarország, (wschodnie) Kelet Magyar Királyság – obejmujące Transylwanię oraz ziemie, włączone (wraz z Budą) wprost do Turcji.

Bertalan Székely: Bitwa pod Mohaczem w 1526 roku. Źródło: domena publiczna


Jedną z największych obaw Polaków, a przede wszystkim szlachty jako stanu politycznego, który rozumiał zagrożenia, była wizja rządów habsburskich, czyli wprowadzenie absolutum dominium. Co więcej, narzucenie władzy absolutnej przez rządzących Niemcami, nie szło w parze z zabezpieczeniem im bezpieczeństwa. Poeta Jan Głuchowski pisał wyraźnie (zachowujemy staropolską pisownię):

„Spytajcie Węgrów, co dziś za obronę znają,

Chocia nad sobą orła o dwóch głowach mają.

Czechowie, jako gęsi obskubane, siedzą

A jak się im to zstało, ani sami wiedzą:

Wolności połamane, ojczyzny pobrane,

Miasta na znak niewolej pługiem poorane”.

Anonimowy publicysta dodawał: „także i Węgry popadły w niewolę, pozbawione przywilejów i wolności”, a inny wskazywał konkretnie, co oznaczało owo pozbawienie wolności: „Nie pytając o zgodę węgierskich poddanych, Habsburgowie nakładają im wysokie podatki i nieznośne ciężary wojskowe”.

OBAWY ANTYTURECKIE

Stosunek polskiej szlachty do Turków nie był jednoznaczny. Współczuła ona tym Węgrom, którzy wpadli pod panowanie muzułmanów, ale ceniono sobie pokój, który zapewniał bogacenie się. Wojna z Turcją w XVI wieku, choć głoszona przez wielu pisarzy, nie znajdywała poparcia w masach szlacheckich, które by miały nadstawiać własne karki w dalekich wyprawach pospolitego ruszenia. Przecież jeszcze w XIV wieku nasze rycerstwo wywalczyło sobie od Władysława Jagiełły przywilej piotrkowski, w którym król gwarantował jej sowite zapłaty za każdą wyprawę wojenną poza granice państwa, a w ogóle szlachta do podbojów nie była skora. Gotowa była bronić swych wolności i państwa przed napadem wroga, ale nie była skłonna do tego, by angażować w dalsze wyprawy (poza odsieczą wiedeńską trudno o przykłady gremialnych wypraw pospolitego ruszenia).

Niejednoznaczność w kwestii Turków wynikała i z tego, że wielu mieszkańców znad Wisły i Dniepru uważała Habsburgów za większe niebezpieczeństwo niż sułtanów. Dla nich polityka rozgrywała się „po równobocznym trójkącie”, a sam wielki kanclerz i hetman Jan Zamoyski wyraził się, że chętniej widział by na Wawelu Turka niż Habsburga! Ale oczywiście – przede wszystkim w myśl religijnych imponderabiliów – Turek pozostawał symbolem największych zagrożeń. Nawet Andrzej Frycz Modrzewski, zadeklarowany sympatyk reformacji, posługiwał się przykładem niewoli węgierskiej jako tragicznego losu, jaki może spotkać i Polaków. Pisał: „Nadejdzie Turek, najemnik Boga żywego […] by nie inaczej nas pokarać – jakaż mnie zgroza bierze, gdy to mówię – jak pokarał Węgrów, naszych sąsiadów”.


Hetman Jan Zamoyski na koniu, obraz Jana Styki. Źródło: domena publiczna


Zdrowe osądy głosili Marcin Bielski: „A gdy więc u jednego sąsiada gore, u drugiego trzeba się spodziewać” oraz Klemens Janicki: „Dobro Panonii jest waszym dobrem Polacy, bo na wspólnej z nią łodzi płynie Sarmata. […] Skoro padła, jakiejże to przyszłości powinniśmy się i my obawiać!”. Współczucie dla Węgrów mieszało się jednak z krytyczną oceną ich wewnętrznych waśni. Biernat z Lublina, ubolewając nad losem Węgrów, przytaczał staropolskie przysłowie „Przez niezgodę tracą ludzie świebodę [swobodę, wolność]”. Klemens Janicki zwracał się wprost do Węgrów, wypominając, że sami winni są swoich nieszczęść, bo się kłócili: „Widzicie Panończycy, sami ściągający na siebie nieszczęścia, że wynikiem niezgody jest niewola, własny wasz miecz, własna niezgoda zgubiła; niesłusznie sądzicie, że to Bóg spowodował to nieszczęście”. Nawet sam Jan Kochanowski, w wierszu pt. „Zgoda” odniósł się w podobnym tonie do Węgrów:

„Tym sposobem węgierska korona zniszczała,

Bo, dwu panów obrawszy, trzeciego dostała”.

Nawiązał przy tym do rywalizacji, w której wyniszczali się – popierani przez różne frakcje węgierskie dwaj chrześcijanie – Ferdynand Habsburg i Jan Zápolya, a większość terytorium z pradawną stolicą Budą zajął sułtan turecki.

Jakub Przyłuski stwierdzał wprost: „Czym jest dla państw brak jedności, są przykładem rozgromione Węgry”.

My zaś, z perspektywy kilku stuleci możemy przytoczyć pointę „Pieśni piątej” z „Ksiąg wtórych” Jana Kochanowskiego:

„[…] »Polak mądr po szkodzie«;

Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,

Nową przypowieść Polak sobie kupi,

Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.

Rozbiory Królestwa Węgier w XVI wieku, tego państwa, które pełniło długo funkcję „przedmurza chrześcijaństwa”, oznaczały, że to Rzeczpospolita przejęła w XVII wieku misję obrony Europy przed najazdami muzułmańskimi. Co więcej, nasze wyczyny na tym polu – jak w przypadku Węgrów – nie przyniosły nam wdzięczności Europy, ale politowanie w dobie naszych rozbiorów. Co więcej, jak w przypadku Węgier, beneficjentem upadku Polski byli austriaccy Habsburgowie. Co więcej, pojawiło się – jak w przypadku Węgrów – sporo opinii (szczególnie tzw. szkoły krakowskiej), że to my sami byliśmy sobie winni przez niezgodę! Czyż nie za wiele podobieństw, jak na sytuację w której Polacy w obliczu upadku Królestwa Węgier w XVI wieku, przygadywali im zamiast skutecznie pomóc.

NASZE POCZUCIE WINY

W klęsce pod Mohaczem zginął 29 sierpnia 1526 roku ówczesny król Węgier Ludwik II Jagiellończyk. Cesarz Karol V Habsburg zainteresowany był wtedy głównie zmaganiem z Francuzami o Włochy (rok wcześniej wziął Franciszka I do niewoli pod Pawią, a rok później jego landsknechci splądrowali Rzym, polując na papieża). Król Polski Zygmunt I (stryj Ludwika) wysłał mu do pomocy raptem półtora tysiąca żołnierzy. Po sromotnej klęsce chrześcijan – zginął król Ludwik, utopiwszy się w rzece podczas ucieczki, a Turcy wymordowali nawet rannych i jeńców (w tym siedmiu biskupów) – król Polski miał wyrzuty sumienia i postanowił wytłumaczyć się opinii publicznej. Wynajął w tym celu węgierskiego pisarza Istvana Bardacisa, który wydał w Krakowie już w 1527 roku książkę po łacinie pt. „De conflictu Hungarorum cum Turcis ad Mohatz verissima descriptio” (Konfliktu Węgrów z Turkami pod Mohaczem najwierniejsze opisanie). Twierdził w niej, że Zygmunt usilnie, acz daremnie, zabiegał dyplomatycznie o wsparcie papieskie dla Węgrów, a gdy było już bardzo źle, zabiegał o zawieszenie broni.

Profesor Andrzej Nowak akcentuje, że w polityce zagranicznej Krakowa nastąpił w latach 1525–1526 wyraźny zwrot ku północy, gdyż właśnie układ krakowski z sekularyzacją państwa krzyżackiego i pierwszym hołdem lennym Albrechta Hohenzollerna dawał (przynajmniej pozorną) satysfakcję zapanowania nad odwiecznym śmiertelnym wrogiem, a włączenie Mazowsza do Korony Królestwa Polskiego w 1526 roku po śmierci ostatnich Piastów Mazowieckich przesuwało punkt ciężkości naszego państwa ku Bałtykowi. Gdy świętowaliśmy w Krakowie układ z Krzyżakami (zawarty 10 kwietnia), nasz poseł Stanisław Odrowąż ze Sprowy, kasztelan żarnowski (w maju) pełnił w Stambule misję przedłużenia pokoju z Turcją – choć należy uczciwie dodać, że w instrukcjach miał zapisane, aby starać się także o przedłużenie rozejmu Turcji z Węgrami, co było nieosiągalne, bo Węgry leżały jakby na tacy do wzięcia. Dokładnie wtedy, gdy król Zygmunt bawił w Gdańsku, rozegrała się decydująca bitwa pod Mohaczem, a nas obowiązywał trzyletni pokój z Turcją, zawarty 18 października 1525 roku.

Marcin Bielski posuwał się daleko w ubolewaniach, ale przede wszystkim w ostrej krytyce państw zachodnich, zarzucając im, że gdy upadało Królestwo Węgier, oni zajmowali się rywalizacją o pierwszeństwo, tocząc wojny włoskie. Warto zacytować: „A naszy mili panowie, zwłaszcza król francuski, angielski, książęta niemieckie, takież włoskie wojny z sobą czynić woleli, niźli dać ratunek Węgrom utrapionym!”. Ale jest też prawdą, że Polska zachowała się podobnie. Pomoc w postaci 1500 zbrojnych rotmistrza Gnoińskiego to było za mało. Jako ciekawostkę można dodać jeszcze i to, że najbardziej klęską Węgrów przejęła się królowa Bona i namawiała męża Zygmunta o interwencję, ale na próżno…

Klęska Królestwa Węgier to upadek ważnego przedmurza chrześcijaństwa, a tylko kwestią czasu było, kiedy upadnie drugie przedmurze – Rzeczpospolita. Sojusz polsko-węgierski, który tak wspaniale owocował w średniowieczu, po upadku obu potęg brzmiał echem w różnych dziełach literackich XIX wieku, nawet w takich, jak opisy architektury dworu przez Franciszka Morawskiego:

„Izba jadalna z rzędu komnat pierwsza,

Sarmackiej gościnności państwo niezmierzone,

Nieprzełomnym z Węgrami sojuszem złączone”.

Szkoda, że zbrakło jego efektywności w wieku złotym.