Back to top
Publikacja: 05.09.2021
Węgierskie przyczyny ODSIECZY WIEDEŃSKIEJ
Historia

Historia jako nauka nie może sobie pozwolić na rozpoczynanie opowieści o ważnym wydarzeniu bez podania przyczyn, a tak jest niestety z bitwą pod Wiedniem. Powszechna wiedza o odsieczy zaczyna się od tego, że cesarz poprosił Jana III o pomoc, a ten – jak twierdzi wielu (i mają rację) – bez targowania się pospieszył gorliwie, wygrał, a cesarz go spławił…


Piotr Boroń


Bitwa pod Wiedniem to jedno z najlepiej rozpoznawalnych wydarzeń w naszych dziejach. Ba, jej datę – jak mało której bitwy – zna większość Polaków. Powszechna edukacja historyczna przeciętnego Polaka w kwestii odsieczy wiedeńskiej jest bogata, choć dyskusyjna co do słuszności przyjścia Habsburgom z pomocą w takich właśnie warunkach. Polska narracja jej przyczyn w podręcznikach historycznych oparta jest jednak jedynie na grze dyplomatycznej Habsburgów i nuncjusza papieskiego, rzadziej na wojnie Polski z Turkami, rozpoczętej w 1672 roku, a już wcale nie na faktycznej przyczynie najazdu tureckiego na cesarstwo, którą było antyhabsburskie powstanie węgierskie pod wodzą Imre Thökölyego.

Zapraszam do prześledzenia tej kwestii poniższym tokiem myślenia, bo poza cennymi wiadomościami o drugiej połowie XVII wieku możemy też doświadczyć zjawiska piętrzenia informacji, które w miarę przybywania zmieniają nasz stosunek do omawianego zjawiska, ponieważ najłatwiejsze skojarzenia, oparte na wątłych informacjach, bywają uproszczeniami lub nawet błędnymi osądami.


Cesarz Leopold I na portrecie z XVII wieku. Źródło: domena publiczna


CZY SŁUSZNIE NIE LUBIMY CESARZA LEOPOLDA?

Dobra niemiecka szkoła historyczna z XIX wieku głosiła postulat, aby naukowcy ograniczali się do relacji faktów, a powstrzymywali się przed ocenami. I słusznie. W artykule popularnonaukowym „na niedzielę” możemy jednak pobawić się w rozważania nad tym, czy kogoś lubimy czy nie. Cesarza Leopolda I, o którym wielu z nas wie „od zawsze”, że najpierw wśród złorzeczeń mieszkańców Wiednia uciekł ze swej stolicy, gdy zbliżała się do niej armia Kara Mustafy, a następnie przypisał sobie sukces głównodowodzącego odsieczą Jana III Sobieskiego, a wobec niego osobiście i jego wymęczonych żołnierzy okazał wzgardę i niewdzięczność (np. Austriacy nie pozwalali chować naszych poległych na katolickich cmentarzach i żałowali żywności oraz obroku dla koni), wielu Polaków już od dawna nie lubi.

Węgrzy nie znoszą go jeszcze bardziej. Gdy w 1655 roku rozpoczął 50-letnie rządy na Węgrzech, wkrótce zasłynął z nietolerancji religijnej, brutalności torturowania przeciwników, konfiskat majątków i szafowania wyrokami śmierci dla spiskowców. W 1658 roku został cesarzem i miał jeszcze więcej środków do umacniania władzy absolutnej. Węgrzy stali przed trudnym wyborem ulegania tyranowi lub sprzymierzania się z sułtanem, co było może i naturalne wobec złego władcy, ale sprzeczne z wiekową misją węgierską, by być przedmurzem chrześcijaństwa. Jakże potomkowie krzyżowców spod Nikopolis i Warny mieli teraz walczyć przeciw swemu prawowitemu i chrześcijańskiemu władcy Leopoldowi, sprzymierzając się z muzułmanami? Gdy jednak wojska sułtańskie w wojnie 1662 roku sięgnęły Moraw, a Leopold (by mieć spokój) oddał sułtanowi na własność część Węgier w haniebnym pokoju w Vasvár (1664 r.), uznał jego zwierzchnictwo nad węgierską Transylwanią (węg. Erdély, po polsku również Siedmiogród – od niem. Siebenbürgen), wielu Węgrów doszło do przekonania, że są tylko elementem przetargowym w rywalizacji cesarsko-sułtańskiej.

NIESZCZĘSNY SPISEK

1 marca 1666 roku podczas wesela elekcyjnego księcia Siedmiogrodu (węg. Erdélyi fejedelem) Ferenca (Franciszka) I Rákócziego z Iloną (Heleną) Zrínyi – córką bana chorwackiego – doszło do śmiałego zawiązania spisku przeciw Leopoldowi. Obok Franciszka główne role w spisku mieli odegrać: palatyn Węgier i inicjator spisku – Ferenc Wesselényi, arcybiskup Ostrzyhomia – György (Jerzy) Lippay i ojciec panny młodej a ban Chorwacji – Péter (Piotr) Zrínyi. Pomysł opierał się na porwaniu cesarza Leopolda podczas jednego z polowań i postawieniu mu warunków odnośnie do reform dla Węgrów oraz scalenia ich ziem przy kompromisie z Turcją.

Z tajną pomocą przyszli im Polacy, kontaktując z dworem francuskim, który skutecznie mógł wpłynąć na sułtana, by udzielił koniecznej pomocy spiskowcom w naciskach na cesarstwo. Pierwsze kroki były udane, a tajnie poinstruowane poselstwo francuskie w Stambule przeszło do negocjacji z wielkim wezyrem. Niestety, właśnie tu francuskich dyplomatów zawiodła czujność, gdyż tłumacz Panajotti natychmiast doniósł o treści rozmów placówce dyplomatycznej Habsburgów w Stambule, a po kilku dniach o wszystkim wiedział Leopold. Nie spieszył się z represjami wobec konspiratorów, ale szukał najdogodniejszej chwili, by zadać im cios. Po egzekucjach Leopold zamówił cynicznie dwa tysiące Mszy św. za ich dusze… Ponieważ Wesselényi zmarł śmiercią naturalną, więc Leopold wydziedziczył wdowę po nim ze wszystkich majątków. Po śmierci Ferenca I Rákócziego (1672 r.) wdowa po nim (Ilona) kontynuowała walkę przeciw Austrii, a jej syn z pierwszego małżeństwa Ferenc II Rákóczi to kandydat na króla Polski i przede wszystkim wódz powstania antyhabsburskiego z lat 1703–1711. Jej drugim mężem został (1682 r.) kolejny przywódca węgierski, walczący niezmordowanie przeciw Habsburgom, czyli Imre (Emeryk) Thököly, zwany częściej w polskich książkach Tekielim.

ŻAŁOSNE DZIESIĘCIOLECIE

Węgrzy okres swej historii z lat 1671–1681 nazywają „żałosnym dziesięcioleciem”, gdyż to, co Polacy znają z XIX wieku, oni przeżyli już właśnie wtedy. Wenzel Lobkovitz (doradca cesarski) otwarcie głosił hasło: Faciam Hungáriám germanom, pauperom et catholicam (Uczynię Węgry niemieckimi, ubogimi i katolickimi). Katolicyzm, który w przypadku Rzeczypospolitej kojarzy się z racją stanu, w ręku Austriaków przeciw Węgrom był narzędziem germanizacji. W 1675 roku doszło nawet do wezwania przed trybunały wszystkich pastorów protestanckich, aby oczyścili się z zarzutów podburzania Węgrów do buntu, a gdy się ujawniło ok. trzystu, skazano ich na śmierć, obiecując łaskę tylko tym, którzy całkowicie wyprą się swoich poglądów. Jak więc widać, nawet przy przeciwnych światopoglądach ówcześni Węgrzy doznawali krzywd podobnych do naszych losów w zaborczej niewoli. Wielu Węgrów, trochę w duchu jakże poniżającej doktryny przetrwania, która wyrażała się w XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej słowami „Polska nierządem stoi” (czyli: przetrwamy, gdy wyrzekniemy się ambicji) kapitulancko mawiało: „Jeśli jesteś Węgrem i pragniesz długo żyć, nie bądź mądry, nie bądź dzielny i nie miej za dużo pieniędzy”. Jeszcze więcej Węgrów doszło do wniosku, że skoro Habsburgowie przy użyciu katolickiego aparatu przemocy ich wynaradawiają, to przyzwoity Węgier powinien deklarować się jako protestant. I znów w tym widać – choć odwrotną sytuację niż u nas – to jakże tragiczne podobieństwo losów Węgrów i Polaków, walczących o wolność.    


Imre Thököly. Źródło: domena publiczna


POWSTANIE TEKIELEGO

Imre Thököly przyszedł na świat w 1657 roku w Késmárku (pol. Kieżmark, obecnie Kežmarok na Słowacji) jako dziedzic magnackiej fortuny. Wychowany jako kalwin, stał się gorliwym przeciwnikiem Habsburgów, a zmuszony do ucieczki z rodzinnych stron jako trzynastolatek, po brawurowym wymknięciu się z oblężonego przez żołnierzy cesarskich zamku Lukava zbiegł do Transylwanii. Tymczasem nasilały się bunty ludności węgierskiej, którą nazywano przekornie „kurucami” (czyli krzyżowcami) przez skojarzenie z 1514 rokiem, gdy w atmosferze wojny religijnej przeciw islamowi zgromadziły się liczne oddziały chłopskie, ale do krucjaty nie doszło, więc swoją siłę zwrócili przeciw ówczesnym władzom węgierskim, a János Szapolyai (pol. Jan Zápolya) stłumił ich bunty. Gdy zatem w 1672 roku zaczęły się mnożyć antyniemieckie wystąpienia, nazwano je drugim powstaniem kuruców, choć tym razem owi „krzyżowcy” współdziałali z muzułmanami przeciw katolickim Habsburgom.

Pomnik Thökölyego na Placu Bohaterów w Budapeszcie. Fot. Karelj / domena publiczna


W 1675 roku w podwarszawskim Jaworowie doszło do ważnych ustaleń pomiędzy dyplomatami Francji i Polski o współpracy antyniemieckiej, w której znalazły się też postanowienia o wspieraniu powstania kuruców. W krótkim czasie nawet kilka tysięcy polskich żołnierzy przyłączyło się do kuruców, a dyplomacja habsburska wprost zaczęła oskarżać Sobieskiego o pomoc dla węgierskich powstańców, mającą na celu wyrugowanie z Węgier i Czech Habsburgów, by oba te dawne jagiellońskie królestwa mógł przejąć ród Sobieskich. Agenci habsburscy montowali więc w Polsce opozycję przeciw Janowi III, która szkodziła mu. Zawarcie pokoju niemiecko-francuskiego w 1678 roku wydawało się kolejnym ciosem dla Węgrów, ale oto Imre Thököly utożsamiając się coraz silniej z kurucami i wyrósłszy na ich przywódcę, zaczął odnosić coraz więcej sukcesów w wojnie podjazdowej przeciw Leopoldowi. Działania wojenne prowadził przemyślnie i – wiedząc, że do wojny potrzeba trzech rzeczy (pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy) – zadbał, by szereg kopalni metali szlachetnych w okolicach Kremnicy (Körmöcbánya) przynosiło mu stały dochód (jak w XIV wieku postawiły na nogi państwo Karola Roberta), czym zapewnił finansowanie powstania. Jego sukcesy skłoniły nawet cesarza do ustępstw, ale teraz Thököly jeszcze bardziej zradykalizował żądania, posuwając się do ogłoszenia całkowitej niepodległości Węgier.


Kara Mustafa. Źródło: domena publiczna


KU INWAZJI TURECKIEJ NA CESARSTWO

Teraz nie było już powrotu do dyplomatycznych rozwiązań, a o wszystkim miały zadecydować działania wojenne. Były one na rękę Imperium Osmańskiemu, które przeżywając kryzys wewnętrzny, chciało skonsolidować swoje rozluźniające się struktury poprzez wspólny wysiłek zbrojny. Sułtan, namawiany przez wielkiego wezyra Kara Mustafę, uznał, że świetnym pretekstem do agresji na Wiedeń będzie przyjście z pomocą powstaniu kuruców (chociaż to ich nazywano krzyżowcami).