Back to top
Publikacja: 25.07.2021
Najazd mongolski na Węgry
Historia

Mongołowie zostali zjednoczeni drakońskimi metodami przez Czyngis Chana. Z doskonałych jeźdźców uczynił on karne wojska, dzięki czemu dokonał olbrzymich podbojów i w efekcie stworzy jedno z największych imperiów w dziejach świata.


Piotr Boroń


W 1223 roku zagrożenie mongolskie stało się już tak namacalne dla Europy, że książęta ruscy – choć od 1054 roku podzieleni w rozdrobnieniu dzielnicowym i skłóceni – sprzymierzyli się, by stawić opór azjatyckim najeźdźcom. Ponieśli jednak straszną klęskę nad rzeką Kałką. Po zwycięstwie nad Kałką Mongołowie rozciągnęli swoje panowanie nad wielkimi terenami słowiańskimi i zapanowali nad książętami z rodu Rurykowiczów. Ponieważ większości Czytelników obce panowanie kojarzy się z okupacją, a nawet patrolowaniem czyjegoś terytorium, więc warto pokazać charakterystyczną dla Mongołów specyfikę dominacji nad Rusią. Chan mongolski nie angażował licznych hord do pilnowania, jak się zachowują wszyscy ujarzmieni Słowianie.

Chan pozostawiał na tronach nawet wielu pobitych władców, wszakże pod warunkiem, że będą sprawować władzę z jego nadania. Oczywiście, nie rezygnował z licznych usług szpiegowskich i wzajemnego obgadywania się książąt ruskich, u których wyzwalał najgorsze ludzkie cechy. Wymagał od książąt podarków i podatków za to, że ich poddani nie są muzułmanami, a najważniejszym aktem wiążącym ich z chanem mongolskim był tzw. jarłyk, czyli pozwolenie na władzę, wydawane stawiającym się u niego osobiście kandydatom. Wielu z nich z takiej wyprawy nie wracało, gdyż byli truci podczas uroczystej uczty, ale i tak nie brakowało chętnych do starania się o jarłyk, gdyż myśleli, że ich wersja opowieści o reprezentowanej przez nich lojalności przeważy donosy innych. System ten w Rosji był z najwyższą pogardą i ostrością analizowany przez Zygmunta Krasińskiego, który twierdził, że „Srogość nieubłagana a zimna chanów mongolskich stała się sprężyną jej administracji.”

Po podboju Rusi Mongołowie planowali dalsze podboje w Europie, a słysząc o Królestwie Węgierskim, przebogatym i cieszącym się znakomitym klimatem, postanowili pokonać sąsiada (!), aby obłowić się zdobyczami, a może i rozciągnąć tu swoje panowanie na stałe…


Najazd mongolski na ilustracji z Kroniki Thurócziego / domena publiczna


TRASY UDERZEŃ

Uzależniona Ruś stała się bazą wypadową Mongołów na Europę. W grudniu 1240 roku chan wyruszył na czele hord wojowników na zachód i w okolicach Ostroga rozdzielił wojska na główne, których celem było pobicie Korony Świętego Stefana, oraz mniejsze siły, które miały atakiem dywersyjnym sparaliżować księstwa piastowskie, aby nie przyszły Węgrom z pomocą. Znakomity wywiad mongolski ocenił, że wzajemna życzliwość Polaków i Węgrów zapewne spowoduje mobilizację Piastów, by wyprawić się przeciw najeźdźcom, buszującym po Węgrzech. Skuteczniej było zaskoczyć Polaków, aby mieli własne problemy. Jak się okazało, sukcesy Mongołów były tak wielkie, że ogarnęli nie tylko Lublin i Sandomierz, lecz także Wolbórz, Łęczycę i Sieradz, a nawet Kraków (nie zdobywając tylko Wawelu i osady św. Andrzeja) i Wrocław, a dopiero po – zwycięskiej, ale ze sporymi stratami – bitwie pod Legnicą 9 kwietnia 1241 roku zaniechali marszu na zachód, ale przez Morawy poszli na Węgry. Głównym celem najazdu mongolskiego było bowiem jedno z najsilniejszych i najbogatszych państw europejskich: Królestwo Węgierskie, a nie Polska.

INWAZJA NA CEL GŁÓWNY

Gdy król Bela IV spędzał Wielki Post w Óbudzie (Starej Budzie), dotarła do niego wiadomość, że od tzw. Bramy Ruskiej (czyli Przełęczy Wereckiej, zwanej też Przełęczą Tucholską) nadchodzi mongolska nawałnica. Wiadomość przyniósł palatyn Denis z Tomaju, który nie stawiwszy czoła ich najazdowi (12 III), zbiegł z resztką swych wojów do króla. Reakcja Beli była natychmiastowa. Rozesłał przebywających przy nim feudałów, aby powrócili jak najrychlej z wojskami ze swoich ziem, a na punkt zborny wyznaczył Peszt. Zanim jednak to się stało, zwiadowcy mongolscy dotarli tam jako pierwsi. Bela, zbierając wojska w Peszcie, zabronił swoim rycerzom udawać się w pościg nawet za niewielkimi zagonami, gdyż obawiał się, że ich zbliżanie się pod Peszt może być rodzajem manewrów, których celem jest sprowokowanie wyjścia Węgrów w zasadzkę. Nieposłuszny zakazowi bp Urgin Csak 17 marca udał się właśnie w pościg za kilkoma ordyńcami, ufny w swoją ogromną przewagę, ale właśnie wpadł w pułapkę i ledwo uszedł z życiem. Bywały też przypadki, gdy pościg za Mongołami nie trwał długo i udawało się ich dopaść, zanim doprowadzili pościg do pułapki. Tak było z Fryderykiem II Bitnym, który osobiście zdołał ściąć jednego ordyńca, a drugiego schwytać.


Król Bela IV / domena publiczna


ZAGADKOWA POSTAWA POŁOWCÓW

Jeniec okazał się Połowcem, a jego pan przebywał właśnie jako „gość” u Beli IV, do którego przybył jeszcze w lutym do Óbudy, tłumacząc, że przybywa, by zaciągnąć się pod rozkazy króla węgierskiego, a uchodzi przed najazdem mongolskim. Bela miał jednak powody, by mu nie ufać, bo wiedział sporo o konszachtach Połowców z Mongołami, a pomysł wmieszania się w szyki węgierskie, by w decydującym momencie bitwy ich zaatakować, należał do mongolskiego repertuaru. Trzymał więc chana połowieckiego przy sobie jako przyjaciela pod nadzorem. Pojmany Połowiec potwierdzał teraz współpracę z Mongołami. Nastroje w Peszcie rozgorzały, a tłum zaatakował siedzibę Kocjana i wymordował Połowców z ich chanem włącznie. Prawdopodobnie wśród napastników byli ludzie Fryderyka, który był pewien połowieckiej zdrady. Reakcją wojowników połowieckich, którzy stacjonowali już na Węgrzech, był odwrót w rodzinne strony i fala zniszczeń po drodze. To było jednakże tylko preludium do hekatomby, która miała się rozegrać w królestwie Beli IV.


Bitwa na równinie Mohi na ilustracji z epoki / domena publiczna


BITWA NA RÓWNINIE MOHI

Batu Chan odniósł nad głównymi siłami węgierskimi (pospolitym ruszeniem) druzgocące zwycięstwo na równinie Mohi (Muhi) nad rzeką Sajó w pobliżu Miszkolca 11 kwietnia 1241 roku. Przebieg bitwy był dramatyczny, bo choć Bela IV zgromadził naprędce blisko 70 tys. wojska, a Mongołów było o 20 tys. mniej, to jednak górowali nad Europejczykami sprytem i niekonwencjonalnymi sposobami walki.

Stało się podobnie jak pod Legnicą, gdzie nasze rycerstwo (przyzwyczajone do honorowych pojedynków) przegrało przez kilka forteli, zastosowanych przez Tatarów. Na równinie Mohi tuż przed świtem Węgrzy zostali zasypani gradem pocisków, strzał, kamieni i płonącej mazi. Gdy pozbierali się w szyki, okazało się, że część wrogów przeprawiła się przez rzekę i uderzyła z boku na węgierskie hufce. Chrześcijanie wycofali się jeszcze do obozu, ale zostali wówczas okrążeni przez Mongołów i powtórzyło się ostrzeliwanie kamieniami i płonącą mazią. To było dosłownie piekło na ziemi, a nazwa „Tatarzy”, która w Polsce przyjęła się na określanie wszystkich Mongołów, znajduje tu szczególne uzasadnienie jako diabłów z mitologicznego Tartaru.

Klęska była straszna, a współcześni nam historycy oceniają nawet, że zginęło w tej bitwie do 60 tys. Węgrów, podczas, gdy straty Mongołów szacują na 5 tysięcy. Do dziś miejsce bitwy znamionuje duży kurhan z setkami krzyży dla upamiętnienia mnogości poległych chrześcijan.


Kurhan upamiętniający poległych w bitwie na równinie Mohi. Fot. Sebastian Mrozek / Licencja Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported2.5 Generic2.0 Generic and 1.0 Generic


OBRONA PESZTU

Młodszy brat króla, Koloman, ranny w bitwie, przyniósł do Pesztu hiobowe wieści o potędze przeciwnika. Mieszkańcy miasta podjęli gorączkowe prace nad jego ufortyfikowaniem. Nie zdążyli jednak prawdopodobnie ich dokończyć, gdy Mongołowie tu dotarli. Rozpaczliwa obrona trwała tylko trzy dni, a wróg wdarł się w prowizoryczne umocnienia (czy bardziej zasieki). Ostatnie próby obrony skończyły się podpaleniem przez ordyńców klasztoru dominikańskiego. Autor najpopularniejszej relacji z tych walk (Tomasz ze Splitu 1200-1268) pozostawił taki opis: „Usypane w ogromne stosy kości dają świadectwo tej ogromnej i straszliwej rzezi i stanowią przerażający widok dla postronnych obserwatorów”.

Po zdobyciu Pesztu i Óbudy chan rozpuścił na jakiś czas oddziały po okolicy, aby – jak to zwykli robić w podobnych sytuacjach – obłowić się jasyrem, grabić dobra i siać postrach.


Źródło: YouTube


DWUZNACZNA POSTAWA FRYDERYKA II

Bela IV uważał wprawdzie Fryderyka II Bitnego za niezrównoważonego polityka i rycerza zawadiakę, ale nie dopuszczał myśli, że ten pojmie go w niewolę, gdy król węgierski zbiegnie do niego przed mongolskim pościgiem. Tymczasem, gdy szczęśliwie dotarł do Austrii, Fryderyk go uwięził i zażądał wielkiej sumy za wykup. Rad nierad Bela IV musiał się zgodzić, a ponieważ nie posiadał pieniędzy, więc zgodził się na zbieranie przez księcia austriackiego danin, które należały się królom węgierskim na ziemiach, gdzie Tatarzy nie rozciągnęli w pełni swego władztwa, a tylko sporadycznie się zapędzali. Wśród miejscowej ludności długo pozostawało wspomnienie bezdusznych Austriaków, gorszych w wyciskaniu podatków niż Tatarzy.

UCISK I PRÓBY WALKI

Bela IV podjął rozpaczliwą próbę ratowania królestwa. Słał gońców do papieża i wszystkich władców chrześcijańskich, aby zorganizowali krucjatę dla oswobodzenia Węgier spod panowania mongolskiego. Jedyną odpowiedzią było błogosławieństwo papieskie i zachęta do wytrwania Węgrów w walce z najazdem oraz specjalny odpust wszystkich grzechów, oferowany przez papieża uczestnikom krucjaty. Nikt nie zaoferował pieniędzy ani wojsk. Usprawiedliwiona wydawała się tylko Polska, dzieląca los Węgrów pod tatarskim panowaniem. Bela udał się do Chorwacji i zorganizowawszy jako takie wojska, próbował walczyć. Zwierzchności mongolskiej buntowały się różne miasta, a Esztergom i Székesferhérvár zostały spalone, ale ich zamki stawiły opór wrogom. Tatarzy ze szczególną zajadłością poszukiwali Beli IV, który odesłał swoją rodzinę do Dalmacji i prowadził wojnę podjazdową. W końcu musiał sam, zabrawszy rodzinę, uciekać na adriatycką wyspę Rabę, gdzie w dramatycznych okolicznościach się bronił, a następnie udało mu się przedostać do dalmatyńskiego Trogiru, gdzie zdołał odeprzeć polujących na niego Mongołów.

CUD DOMU ARPADÓW

W sytuacji, gdy wydawało się, że pojmanie Beli to tylko kwestia czasu, a ziemia węgierska będzie cierpiała niedolę w nieskończoność, nastąpiło wydarzenie, które – na wzór wypadków w wojnie siedmioletniej w XVIII wieku – można nazwać „cudem domu Arpadów”. Oto bowiem w grudniu zmarł chan Ugedej i wewnętrzne spory o dziedzictwo po nim zmusiły wojska Subedeja do powrotu daleko na wschód. Subedej dowiedział się o śmierci Ugedeja w marcu 1242 roku i ogłosił odwrót. Co prawda, wycofywanie się Mongołów z Węgier przez Siedmiogród czy Bułgarię znaczone było pozostawianiem spalonej ziemi, uprowadzaniem tych, którzy byli zdolni maszerować setki i tysiące kilometrów oraz mordowaniem tych, którzy nie nadawali się do wzięcia w jasyr, ale odwrót był ostateczny. Długo jeszcze ludność Korony Świętego Stefana żyła strachem, że powrót Mongołów może nastąpić nagle i niespodziewanie, ale już nigdy nie nastąpił – chyba że jako asysta nowego wielkiego wroga chrześcijańskiej Europy, czyli Turków osmańskich, ale to już inna historia.