Back to top
Publikacja: 15.02.2021
István Kiss: Grupa V4 może być wzorem dla całej UE
Polityka

– Razem możemy zbudować koalicję państw broniących naszej europejskiej różnorodności, a także wolności debaty wewnątrz Unii Europejskiej, tak by najwięksi gracze nie narzucali innym siłą swojej wizji – mówi portalowi Kurier.plus István Kiss, dyrektor wykonawczy budapeszteńskiego think tanku Danube Institute.                                                                                                                                                               


Fot. archiwum autora


PIOTR WŁOCZYK: Co było najważniejsze w ciągu 30 lat istnienia Grupy Wyszehradzkiej?

ISTVÁN KISS: Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, dlaczego Grupa Wyszehradzka powstała, to sam fakt jej istnienia 30 lat później jest wielkim sukcesem. Najważniejszym celem było przecież wspieranie się w procesie dołączania do struktur euroatlantyckich. Wszyscy członkowie V4 weszli do NATO i Unii Europejskiej. W ciągu tych 30 lat doszło w łonie grupy do pewnych pęknięć w czasie kryzysu w 2008 r. i w 2015 r. podczas kryzysu migracyjnego, ale mimo to nasze kraje były w stanie sprawnie współpracować i w ostatnich kilku latach stały się prawdziwymi czempionami UE. V4 udało się osiągnąć bardzo wiele, mimo że ta współpraca – poza Funduszem Wyszehradzkim – nie jest tak naprawdę zinstytucjonalizowana.

V4 działa jednak trochę jak klub dyskusyjny...

To prawda. Nasze kraje są w stanie połączyć swoje siły, gdy stajemy w obliczu wspólnych problemów. Nie wahamy się pokazywać naszej perspektywy innym krajom UE. Dzielimy wspólną historię, mamy wiele wspólnych interesów, ale prawda jest taka, że bywamy też dla siebie rywalami w kwestia gospodarczych.

Nie da się ukryć, że między krajami V4 widać różnice. Jedną z największych jest na pewno polityka względem Rosji.

Oczywiście, ale najważniejsze, że możemy znaleźć wiele płaszczyzn, na których możemy współpracować. To olbrzymi problem dla dzisiejszej Unii. Tracimy z oczu te sprawy, w których wszyscy członkowie UE mogą współpracować, ponieważ zachodnie kraje skupiają się głównie na kwestiach bardzo problematycznych dla innych. Grupa Wyszehradzka może być wzorem dla całej UE.

W obliczu kryzysu migracyjnego z 2015 r. kraje V4 zdołały przeforsować swoją wizję – nie można narzucać krajom członkowskim obowiązkowej relokacji immigrantów (choć początkowo rząd Ewy Kopacz, tuż przed oddaniem władzy Prawu i Sprawiedliwości, wspierał politykę Brukseli). Ostatecznie UE dała się przekonać, że przymus to w tej kwestii ślepa uliczka.

Koniec końców Unia Europejska przychyliła się do naszej wizji, ale jestem pewien, że ten problem będzie powracał w przyszłości. W naszych krajach – z powodu wspólnej historii walki z komunistyczną dominacją – istnieje głęboko zakorzenione przywiązanie do suwerenności. Chcemy ją zachować, tak samo jak nasze kultury. Oczywiście w naszym regionie żyją mniejszości, ale ich prawa są zabezpieczone. My po prostu nie chcemy wielkich zmian, które mogą doprowadzić do utraty tożsamości narodowej. Dla wszystkich oczywiste powinno być, że masowa imigracja do Europy Zachodniej spowodowała bardzo wiele problemów, a jednak te kraje wciąż chcą zapraszać więcej imigrantów – przedstawicieli kultur, które nie są zbyt skłonne do respektowania naszej kultury. Temat masowej migracji będzie wracał jako problem w relacjach unijnego zachodu i wschodu.

Pytanie, czy UE zaakceptuje te naturalne różnice między krajami członkowskimi, czy też będzie chciała zmienić kraje V4 poprzez siłowe forsowanie progresywnej agendy?

Wciąż mam nadzieję, że brexit może się stać sygnałem alarmowym dla UE, choć prawdę mówiąc na razie niewiele na to wskazuje. Odejście jednego z najważniejszych członków to wielka strata dla europejskiej wspólnoty. Istnieje wiele przyczyn brexitu, ale jedną z najważniejszych jest poczucie panujące wśród brytyjskich wyborców, że UE nie chce dialogu, że ta organizacja nie uznaje różnic między krajami. Mam nadzieję, że skoro brexit stał się faktem, to Bruksela będzie traktowała kraje Grupy Wyszehradzkiej trochę inaczej. Choć niestety wydaje się, że to dosyć optymistyczny scenariusz. Wszyscy widzimy przecież, jak Bruksela traktuje Polskę i Węgry w kwestii „praworządności”.

Kraje V4 pod kątem gospodarczym są we względnie dobrej kondycji. W porównaniu z resztą UE mamy naprawdę niskie bezrobocie, a równocześnie mamy dużo większy potencjał wzrostu PKB. Wszystko wskazuje na to, że wyjdziemy z pandemii w lepszej kondycji niż reszta UE. W związku z tym można zakładać, że za 10 lat nasz region będzie jeszcze ważniejszy gospodarczy, co da nam lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z UE.

Czy jednak faktycznie wciąż potrzebujemy Grupy Wyszehradzkiej? Na pewno słyszał pan wiele głosów krytycznych, według których skoro wszyscy jesteśmy w UE, to format V4 jest już trochę nie na czasie...

Słychać takie głosy, ale przecież nawet będąc w UE warto rozwijać współpracę regionalną. Przyjrzyjmy się państwom Beneluksu. Ich współdziałanie poprzedziło budowę UE. Te państwa wciąż współpracują ze sobą. To dla nich bardzo owocne i nikt nie myśli o porzuceniu tego formatu.  Dla krajów z V4, które dzielą wspólną historię i wyznają podobne wartości, współpraca to coś zupełnie naturalnego. Oczywiście zawsze główna rola będzie przypadać Polsce z uwagi na jej wielkość, ale to też wielkie zobowiązanie dla Warszawy. Nie zapominajmy, że kraje V4 mogą też działać wspólnie na płaszczyźnie euroatlantyckiej. Razem możemy przekonać administrację Joego Bidena, że nasz region jest naprawdę ważny geopolitycznie i Ameryka nie powinna myśleć o zmniejszaniu swojego zaangażowania.

Jakie są pańskie przewidywania w kwestii współpracy z nowym amerykańskim prezydentem? Początki chyba nie napawają optymizmem?

Niestety słyszeliśmy z ust Joego Bidena, a także od jego współpracowników, dosyć niepokojące komentarze na temat Polski i Węgier. Wszystko wskazuje na to, że będziemy świadkami zwrotu w kierunku rządów Obamy, jeżeli chodzi o progresywną wizję praw człowieka. Widać obawy, że sprawy wojskowe i gospodarcze nie będą grały już tak dużej roli. Byłby to jednak wielki błąd.

Na Węgrzech małżeństwo rozumiane jako związek mężczyzny i kobiety jest zapisane w konstytucji. Jeżeli Węgrzy uważają, że taka konstrukcja im odpowiada, to Amerykanie nie powinni na nas naciskać, by to zmienić. W niektórych kwestiach kierujemy się różnymi wartościami, ale miejmy nadzieję, że nakłanianie wszystkich dokoła do wdrażania progresywnych postulatów nie będzie głównym priorytetem dla administracji Bidena i USA będą się wciąż koncentrowały na sprawach obronnych i gospodarczych.

Kraje V4 stworzyły Wyszehradzką Grupę Bojową, a ostatnio ogłoszono, że razem kupujemy amunicję. Ten aspekt współpracy będzie odgrywał w przyszłości coraz większą rolę?

Mam nadzieję, że tak. Nasze kraje wspierają stworzenie silnej armii europejskiej, wszyscy opieramy swoje bezpieczeństwo na NATO, ale najpierw musimy być gotowi obronić się własnymi siłami. Nie możemy stawiać wszystkiego na USA. Silniejsza współpraca militarna między krajami V4 to kolejna warstwa w naszych systemach obrony i to powinno być pogłębiane w przyszłości.

Jakie zadania będą najważniejsze dla Grupy Wyszehradzkiej w najbliższych latach?

Wraz z rozwojem infrastruktury transportowej w naszym regionie powinniśmy stawiać na bliższą współpracę handlową.Naprawdę duży potencjał widzę w formacie V4+. Chodzi o współpracę z Austrią, Rumunią, Słowenią, Chorwacją i Serbią. Nie będzie to oczywiście tak poważne współdziałanie jak w ramach V4, ale jednak z tymi państwami łączy nas wiele spraw. Wydaje mi się też, że nadszedł już czas na zinstytucjonalizowanie Grupy Wyszehradzkiej, abyśmy mogli być jeszcze bardziej skuteczni w forsowaniu naszych postulatów.

Chodzi panu na przykład o przekonywanie UE, że warto trzymać się koncepcji Europy jako związku suwerennych państw, które powinny dbać o utrzymanie różnic kulturowych?

Mam nadzieję, że uda się przekonać do tego unijną centralę, ale obawiam się, że kraje V4 mają zbyt mały potencjał, by osiągnąć to jedynie w naszym własnym gronie. Wbrew pozorom w UE nie brakuje społeczeństw, które chcą utrzymać swoją odrębność kulturową. Głównie mam na myśli Włochów i inne nacje śródziemnomorskie, ale we Francji również widać dosyć silny ruch akcentujący chęć utrzymania suwerenności. Razem możemy zbudować koalicję państw broniących naszej europejskiej różnorodności, a także wolności debaty wewnątrz UE, tak by najwięksi gracze nie narzucali innym siłą swojej wizji.