Back to top
Publikacja: 04.11.2020
Jak węgierska gospodarka przetrwa drugą falę epidemii?
Ekonomia

W wyniku nasilającej się drugiej fali epidemii koronawirusa węgierska gospodarka może w tym roku doświadczyć recesji na średnim poziomie 6%, przy tym deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych może wzrosnąć do 8% PKB, a w związku z tym wskaźnik zadłużenia może podskoczyć do około 77% PKB – wyjaśnia w swojej ostatniej analizie regionalnej Danske Bank. Wszystko to zostało sformułowane z myślą o tym, że już w chwili obecnej epidemia jest znacznie silniejsza niż w pierwszej fali, zaś mobilność ludności ponownie spada, co niestety ponownie „odbije się” na sektorze usług, pozostaje jednak nadzieja, że przemysł wytwórczy da się nieco ustabilizować popytem zewnętrznym. Tymczasem ze względu na trudności gospodarcze oczekuje się, że regionalne banki centralne będą prowadzić konsekwentnie luźną politykę pieniężną, nawet przy stosunkowo wyższej inflacji, dzięki czemu w regionie będą się utrzymywać ujemne realne stopy procentowe. Wedle oczekiwań siła walut regionalnych pozostanie osłabiona do czasu zahamowania pandemii. W rezultacie Danske Bank uważa, że wartość ​​forinta w stosunku do euro może oscylować w okolicach 360 w najbliższych miesiącach, a prognoza kursu walutowego na okres 1 roku wskazuje już na poziom 370 forintów za euro, co oznaczałoby nowy historycznie najniższy punkt forinta.

Artykuł węgierskiego portalu portfolio.hu

W opublikowanym niedawno obszernym materiale Danske Bank, posiłkując się spektakularnym zbiorem wykresów, przedstawia jakie możliwe skutki – wobec prezentowanego nasilenia się drugiej fali epidemii koronawirusa – może mieć to wszystko w trzech kluczowych krajach regionu poddanych badaniu: na Węgrzech, w Polsce i Czechach. Początkiem rozważań stała się bardzo trudna sytuacja epidemiczna w Czechach (rozważa się tam wprowadzenie ograniczeń na poziomie krajowym z uwagi na fakt, że liczba nowych zakażeń w ciągu ostatnich dwóch tygodni wzrosła powyżej 1000 osób na 100 000 mieszkańców), ale liczba zachorowań gwałtownie wzrasta również w Polsce, jak i na Węgrzech.

Choć bank o tym nie pisze, warto jednak dodać, że sytuacja epidemiczna na Węgrzech, która według oficjalnych danych wydaje się być nieco lepsza, była częściowo spowodowana tym, że przez kilka tygodni władze mogły zlecić wykonanie tylko ok. 70 tys. testów, tak więc dzienna liczba zachorowań nie pokazuje rzeczywistego rozmiaru epidemii na Węgrzech. W zeszłym tygodniu zaczęto wykonywać testy serologiczne wykrywające przeciwciała, przez co zwiększyła się liczba wykrytych przypadków zachorowań, zaś równolegle gwałtownie wzrosła niestety liczba zgonów spowodowanych wcześniejszymi infekcjami.

Na dwoistość tę wskazuje również fakt, że według opublikowanych ostatnich danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC)

PODCZAS GDY LICZBA NOWYCH ZAKAŻEŃ NA WĘGRZECH JEST JEDNĄ Z NAJNIŻSZYCH W UE, TO NA PODSTAWIE LICZBY ZGONÓW WĘGRY ZNAJDUJĄ SIĘ NA TRZECIM MIEJSCU PO CZECHACH I BELGII.

Wskazuje to zatem na ogromną liczbę niewykrytych przypadków infekcji na Węgrzech, aczkolwiek na poniższym wykresie dane te nie są widoczne, nie mówiąc już o tym, że uwzględniono w nim jedynie dane zebrane do zeszłego czwartku.

Analitycy z Danske Banku zwracają również uwagę, że znacząca różnica między aktualną drugą falą a pierwszą falą wiosenną polega na tym, że teraz mamy do czynienia ze znacznie silniejszą falą epidemii, co znajduje odzwierciedlenie w znacznie większej liczbie zakażeń i zgonów. W związku z tym ostatnim stwierdzeniem, należy zauważyć, że jest to również istotna różnica w stosunku do pierwszej fali, ponieważ jak dotąd na Zachodzie nie ma tak gwałtownego wzrostu liczby zgonów na tle ilości przypadków zakażeń. (Można założyć, że wyjaśnienie kryje się w strukturze wieku, to znaczy obecnie epidemia szaleje jeszcze wśród młodych, ale niestety z czasem wirus na Zachodzie może znaleźć drogę również do osób starszych).

Jeśli chodzi o perspektywy działalności gospodarczej, należy zwrócić uwagę na obostrzenia wprowadzone przez władze w odpowiedzi na rozprzestrzenianie się epidemii. Z jednej strony są one oczywiście trudne do określenia ilościowego, a z drugiej strony ciężko porównać dotkliwość środków w poszczególnych krajach, ale baza danych Uniwersytetu Oksfordzkiego, która dokonuje skalowania dotkliwości środków rządowych, mimo wszystko podejmuje taką próbę, co wzięli pod uwagę także eksperci z Danske Banku. Dane pokazują, że Czesi i Polacy wprowadzili już restrykcje w ostatnich 2 tygodniach, podczas gdy na Węgrzech nie podjęto kroków śrubujących wskaźnik dotkliwości środków (wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek na imprezach plenerowych i sportowych nie wpłynęło na zwiększenie wskaźnika w badanym szeregu czasowym, obejmującym środki wprowadzone do zeszłego piątku, z uwagi na to, że obowiązek wszedł w życie dopiero tego dnia i został wprowadzony z jako takim sukcesem). Chociaż wartości przedstawionych na wykresie nie należy przekładać dokładnie na to, jak surowe są przepisy obowiązujące w danym kraju w porównaniu z innymi, zawiera jednak pewne ogólne wskazanie sugerujące, że przynajmniej dotychczas na Węgrzech obowiązuje luźniejsza regulacja.

Wskaźnik dotkliwości rządowych obostrzeń (dotyczących wychodzenia, przemieszczania się) w odpowiedzi na epidemię koronawirusa (%)

Oficjalne działania rządu opierają się zarówno na współdziałaniu i przestrzeganiu prawa przez ludność, co czasami próbuje się osiągnąć surowymi karami, ale co najmniej równie ważna jest powściągliwość i samoograniczenie mobilności populacji w celu zmniejszenia ryzyka zakażenia. W wyniku tych dwóch czynników (zakazów i samoograniczania się) jeden z najczęściej obserwowanych wskaźników mobilności ludności, indeks mobilności Google, który mierzy częstotliwość i intensywność wizyt w obiektach rekreacyjno-rozrywkowych, zaczął gwałtownie spadać zarówno u Czechów, jak i Polaków.

Wskazuje to na to, że aktywność gospodarcza już zaczęła się gwałtownie pogarszać w tych dwóch krajach, ale znakiem ostrzegawczym jest również to, że na Węgrzech jest około 10% mniejsza w porównaniu z danymi wyjściowymi uzyskanymi na podstawie średniej z kilku tygodni z początku roku.

Przy ostatniej okazji, kiedy na początku października my również zajmowaliśmy się wskazaniem tego indeksu, co więcej przyglądaliśmy się czasowi spędzonemu w pracy i w domu na poziomie poszczególnych komitatów, nie wydawało się jeszcze, aby mobilność ludzi znacznie się zmniejszyła. Od tamtej pory jednak sytuacja się zmieniła (Google poprawił jakość danych i kontynuował szereg czasowy), to znaczy POPULACJA WĘGIER RÓWNIEŻ ZACZĘŁA OGRANICZAĆ MOBILNOŚĆ Z UWAGI NA WZMAGAJĄCĄ SIĘ EpidemiĘ, PRZY NIEZMIENIONYM POZIOMIE OBOSTRZEŃ RZĄDOWYCH.

Nawiasem mówiąc, rząd sformułował niedawno oficjalną rekomendację, zgodnie z którą rodzice nie powinni zabierać swoich dzieci na imprezy organizowane w czasie przerwy jesiennej, lecz powinni zostać z nimi w domu, aby zmniejszyć mobilność, a tym samym ryzyko przeniesienia zakażenia. Zobaczymy, jak wpłynie to na dane dotyczące mobilności, a wraz z nimi na rozprzestrzenianie się epidemii.

Spadek mobilności oznacza również ograniczenie korzystania z usług, co jest istotne z uwagi na to, że dwie trzecie gospodarki jest zasilane przez ten sektor, podczas gdy przemysł wytwórczy odpowiada za znacznie mniejszą część gospodarki. Jeśli chodzi o to drugie, Danske zauważa, że ​​gospodarki Chin i USA wykazują oznaki stabilizacji, co jest ważnym czynnikiem popytu zewnętrznego, który ma stabilizujący wpływ również na gospodarkę Węgier, ponieważ wykazujemy znaczną otwartość w handlu zagranicznym, a stosunek eksportu do PKB jest na Węgrzech szczególnie wysoki, wynosi ponad 80% wśród krajów regionu.

Jak pisaliśmy w wielu naszych analizach, rosnące znaczenie turystyki zwiększa wrażliwość węgierskiej gospodarki, z uwagi na spadek liczby turystów i konsumpcji w związku z epidemią. W ubiegłym roku całkowity wkład gospodarczy sektora turystycznego na Węgrzech wyniósł 8% PKB (w sektorze zatrudnionych jest bezpośrednio i pośrednio 400 tys. osób), ma więc większy wpływ niż w Czechach i Polsce. Jednak, jak widać w naszej poniedziałkowej analizie tygodnia, jak również na poniższym wykresie: w tym obszarze można z pewnością stopniować poziom narażenia, a wrażliwość Węgier jest nadal niższa niż średnia unijna lub sytuacja niektórych krajów opierających gospodarkę na turystyce.

Opierając się na tych wszystkich skutkach i na danych z drugiej, gwałtownie narastającej fali epidemii, analitycy z Danske Banku prognozują, że węgierska gospodarka, podobnie jak i czeska, odnotuje w tym roku średni spadek na poziomie około 6%. Plasuje się to dokładnie pośrodku przedziału 5-7% wskazywanego już przez Ministerstwo Finansów kilka tygodni temu, co wskazuje, że duńscy analitycy bankowi nie podchodzą bardziej pesymistycznie do perspektyw węgierskiej gospodarki na podstawie doświadczeń z drugą falą pandemii. W przyszłym roku, wraz ze złagodzeniem epidemii i naturalnym efektem statystycznym (niska podstawa wzrostu rok do roku), na Węgrzech spodziewany jest wzrost PKB o 4%, byłby to najwolniejszy wzrost spośród trzech krajów regionalnych, a zdaniem ekspertów banku w 2022 roku utrzymałoby się podobne tempo wzrostu krajowego.

Oczekiwana trajektoria PKB krajów regionu (rok do roku, %)

Istotne jest również to, jak bardzo zwiększy się węgierski deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w obliczu tak głębokiej recesji (z jednej strony ze względu na aktualną potrzebę ożywienia gospodarczego, az drugiej z powodu topnienia mianownika we wskaźniku deficyt/PKB). Według ekspertów z Danske Banku, tegoroczny deficyt może wynieść 8%, czyli może osiągnąć wyższy poziom niż u Czechów (7%), ale niższy niż w Polsce (10,5%), a dane węgierskie pokrywają się z tym, co kilka tygodni temu prognozował węgierski minister finansów, Mihály Varga (mówił o przedziale 7-9%). W sposób dorozumiany wskazuje to, że bank nie spodziewa się dalszych znaczących bodźców budżetowych w czasie trwania drugiej fali epidemii, co prawda na razie nie ma też wyraźnie wskazujących na to oznak ze strony węgierskiego rządu. Wiadomością z ostatnich dniach jest to że sektor przedsiębiorców po raz kolejny postuluje ponowne wprowadzenie państwowego programu subsydiowania skróconego czasu pracy, aby złagodzić częściowo presję fiskalną odczuwaną przez przedsiębiorstwa w związku z brakiem popytu, ale nie wiadomo jeszcze, czy zostanie to uwzględnione, a jeśli tak, to jak znacząca będzie to pomoc. Na drugim poniższym wykresie również wskazano, że stosunek węgierskiego zadłużenia do PKB może powrócić do poziomu około 77%, co oznacza, że ​​Węgry mogą rzeczywiście stracić owoce kilkuletnich wysiłków polegających na redukcji długu, jak już zwracaliśmy na to uwagę.

A skoro już jesteśmy przy rynku pracy, to analitycy z Danske Banku potwierdzają to, co László Parragh, prezes Węgierskiej Izby Przemysłu i Handlu, powiedział nam, a mianowicie że era gwałtownego odpływu wynagrodzeń i dotkliwego niedoboru siły roboczej dobiegła na Węgrzech końca, kryzys związany z wirusem praktycznie przerwał te procesy. Nawiasem mówiąc, poniższe wykresy to nie tyle prognozy, ale raczej zwrócenie uwagi na podstawie danych faktograficznych, że trend ostatnich lat rzeczywiście dobiegł końca.

Poniższy wykres zwraca uwagę na kwesię podnoszoną również przez  rzecznictwo korporacyjne, a mianowicie, że koszty wynagrodzenia na jednostkę produktu (jednostkowy koszt pracy, ULC) stały się bardzo wysokie z powodu spadającego popytu i z trudem utrzymywanej siły roboczej, więc należałoby skompensować to państwowym programem subsydiowania wynagrodzeń, w przeciwnym wypadku firmy zareagują zwolnieniami pracowników.

Bardzo ciekawy jest pierwszy z poniższych wykresów, pokazujący, że chociaż gospodarki zarówno naszego regionu, jak i całej strefy euro przechodzą przez głęboki kryzys, w naszym regionie odbywa się to przy znacznie wyższej trajektorii inflacji. Oznacza to, że poziom inflacji w obu blokach spektakularnie się oddzielił, ​​a nawet inflacja bazowa jest zasadniczo wysoka i nie można już tego wszystkiego wytłumaczyć dotychczasowym silnym wzrostem gospodarczym.

Chociaż eksperci z Danske Banku nie podają konkretnego wyjaśnienia tego zjawiska, pośrednio wskazują na jedno wyjaśnienie: regionalne banki centralne utrzymywały i spodziewamy się, że nadal będą utrzymywać dotychczasową, ekstremalnie luźną politykę monetarną (może utrzymywać się ujemna realna stopa procentowa), która będzie się pogarszać kurs wymiany dewiz.

to osłabienie dewiz MOŻE BYĆ JEDNYM Z POWODÓW, dla których trajektoria inflacji W NASZYM REGIONIE utrzymuje się na wyższym poziomie, w zamian jednak daje odetchnąć w okresie kryzysu firmom nastawionym na eksport.

Na podstawie poniższego wykresu bank zwraca uwagę, że rynek w najbliższym roku nie spodziewa się od Węgierskiego Banku Narodowego znacznej podwyżki stóp procentowych (raptem 30 punktów bazowych) w porównaniu z obecną główną stopą procentową (0,6%), podczas gdy w Czechach i Polsce praktycznie nie przewiduje się podwyżki stóp procentowych.

Oprócz węgierskiej inflacji i inflacji bazowej powyżej 4%, węgierska stopa referencyjna wynosząca 0,6% oznacza wysoką ujemną realną stopę procentową na poziomie 3%, która jest znacząca także w regionie, a zatem ta wyjątkowo luźna węgierska polityka monetarna jest głównym powodem, dla którego, w porównaniu do korony i złotego, forint stracił dotychczas największą wartość (prawie 10%) względem euro.

Zdaniem Danske Banku forint nie będzie w stanie poprawić tej sytuacji, ponieważ przewiduje się kursy na poziomie: 354, 358 i 360 HUF za euro na 1, 3 i 6 miesięcy do przodu oraz 370 HUF za euro po upływie 1 roku. Byłby to nowy historycznie najniższy poziom wartości forinta i bank zauważa w swoim podsumowaniu, że dopóki kryzys epidemiczny nie ustąpi, a władze nie będą w stanie zapanować nad pandemią, presja dewaluacyjna na waluty nie zmniejszy się.