Back to top
Publikacja: 20.10.2020
Polak-Węgier...
Kultura

Wacław Felczak był pierwszym Polakiem, którego poznałam w życiu. Drugim był św. Jan Paweł II – wspomina ambasador Węgier Orsolya Zsuzsanna Kovács. 


Jerzy Dąbrowski


– Moi rodzice mówili o nim zawsze „Wacuś" – wspomina węgierska ambasador w tekście Jerzego Dąbrowskiego opublikowanym na łamach tygodnika "Do Rzeczy". Kilkakrotnie spędziliśmy razem święta Bożego Narodzenia. Jeżeli nie mógł być wtedy z nami, to przyjeżdżał latem na dwa tygodnie. Byliśmy też w jego mieszkaniu w Krakowie. Jako dziecko zapamiętałam, że miał w domu wiele książek. Wacław Felczak był pierwszym Polakiem, którego poznałam w życiu. Drugim był św. Jan Paweł II, z którym rozmawiałam w Starym Sączu podczas kanonizacji błogosławionej Kingi w 1999 r. Papież powiedział wtedy, że dla obcokrajowca znajomość języka węgierskiego to połowa drogi do nieba. Wacław Felczak znał świetnie nasz język. Myślę, że teraz nie tylko dlatego, iż znał węgierski, lecz także z powodu swojego prawego życia jest już w niebie. Był człowiekiem bardzo ideowym. Tak dzisiaj też poprzez pryzmat Wacława Felczaka postrzegam Polaków. Odnosił się do mnie i mojego brata Mihalya bardzo ciepło. Rozmawialiśmy po węgiersku, bo wtedy jeszcze nie znałam polskiego. Pamiętam, że uczył nas śpiewać kolędę „Lulajże, Jezuniu”.



Przyjaźń rodzinna

Mój ojciec István Kovács poznał go w 1972 r. w Krakowie. Profesor Felczak kilka lat wcześniej właśnie skończył pisać „Historię Węgier”. Ojciec pisał recenzję książki w węgierskim miesięczniku literackim „Taszatáj”. W tym samym roku ojciec uczestniczył w seminarium dla tłumaczy literatury polskiej. Musiał jeszcze przedłużyć swój pobyt w Krakowie i poprosił Felczaka o załatwienie mu pokoju w domu studenckim na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ten właśnie wykładał.

Wtedy Wacuś zaproponował ojcu, aby zatrzymał się u niego w domu. Podczas nocnych rozmów panowie się zaprzyjaźnili. Ta przyjaźń rozszerzyła się na całą naszą rodzinę i dzięki niej Wacław Felczak został moim ojcem chrzestnym. Przyjechał w 1981 r. specjalnie do budapeszteńskiego Gimnazjum Pijarów gdzie odbyła się ceremonia mojego chrztu świętego. 

Mam dwie córki: Annę i Rékę, które chodzą do publicznej szkoły w Warszawie. Jeździmy z nimi po Polsce. Staramy się pokazać im waszą kulturę i tradycję. Ostatnio byliśmy z naszymi dziećmi w Częstochowie i Gdańsku. To nasze zainteresowanie Polską wzięło się z relacji, jaką mieliśmy z Wacławem Felczakiem. Wacuś nie miał własnej rodziny. Kiedy byłam już nastolatką, zrozumiałam, dlaczego to, co robił w czasie wojny i po niej, nie pozwoliło mu ożenić się i cieszyć się z posiadania własnych dzieci. Myślę, że byliśmy taką jego zastępczą rodziną.

Pamiętam, że kiedy jechaliśmy autobusem do naszego domu, to on dokładnie znał drogę i wiedział, ile będzie serpentyn. My do tego nie przywiązywaliśmy wagi, ale on, były kurier polskiego podziemia i zastępca dowódcy bazy kurierskiej w Budapeszcie, miał już taki nawyk.



Studia i wojna

Wacław Felczak po raz pierwszy był na Węgrzech w połowie lat 30. Brał wtedy udział w kursie języka węgierskiego na letnim uniwersytecie w Debreczynie. W 1938 r. jako świeżo upieczony magister historii uzyskał stypendium rządu węgierskiego i wyjechał na roczne studia do Budapesztu. Jego pasją była nauka.

W czasie pierwszych miesięcy studiów na Węgrzech Felczak zamieszczał w „Dzienniku Bydgoskim” i „Kurierze Poznańskim” korespondencje polityczne z Budapesztu.Bał się ówczesnej polityki rządu węgierskiego i krytykował ją za zacieśniające się stosunki i współpracę Węgier z hitlerowskimi Niemcami. Jednak kontakty rządu węgierskiego z III Rzeszą nie zburzyły odwiecznej przyjaźni mojego narodu z Polakami. Po wybuchu wojny premier Pál Teleki nie zgodził się na przemarsz oddziałów Wehrmachtu mających napaść na Polskę z terenu północno-wschodnich Węgier w kierunku Lwowa.

Wojna zastała Felczaka w Polsce, gdzie przyjechał na urlop do rodzinnych Gołbic. Wkrótce miejscowość ta została włączona przez Niemców do Rzeszy, co poskutkowało wysiedleniem z domu jego rodziny w 1940 r. Z poszukiwanym przez gestapo bratem Zygmuntem w kwietniu 1940 r. Wacław znalazł się w Warszawie, gdzie spotkał się z przywódcą organizacji Stronnictwa Pracy Franciszkiem Kwiecińskim, a także z Ryszardem Świętochowskim, przyjacielem gen. Sikorskiego. Panowie zaproponowali mu zorganizowanie w Budapeszcie placówki łączności między krajem a rządem Sikorskiego. Felczak rwał się do walki z okupantem. W maju 1940 r., akurat w dniu swych urodzin, przedostał się na Węgry.

Patriotyzm i poświęcenie dla Polski odziedziczył po swoich rodzicach. Jego matka pochodziła ze zubożałej rodziny szlacheckiej, której męscy członkowie zostali zesłani na Syberię za udział w powstaniach listopadowym i styczniowym. Ojciec był znanym i cenionym wiejskim działaczem społecznym.

Pseudonim Lech

Wielokrotnie jako kurier polskiej placówki „W”, a potem zastępca szefa bazy kurierskiej Armii Krajowej w Budapeszcie Wacław Felczak posługujący się pseudonimem Lech nieraz brawurowo przemierzał granice, przedostając się do okupowanej Polski. Zdarzyło się, że przenosił kilkadziesiąt tysięcy dolarów dla podziemnych organizacji od rządu na obczyźnie. Będąc w Warszawie w czerwcu 1941 r., przygotowywał też raport dla rządu londyńskiego na temat podziałów i sojuszy głównych ugrupowań politycznych w kraju oraz tworzenia organizacji zbrojnych i sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju pod okupacją niemiecką. Kurierzy placówki „W” w ramach planu pod kryptonimem Ewa przeprowadzali na Węgry setki Polaków, którzy chcieli wstąpić do Armii Polskiej na Zachodzie.

W styczniu 1943 r. zakończyła się powodzeniem zaplanowana przez Felczaka akcja wywiezienia z kraju syna premiera Mikołajczyka. Podobną operację przeprowadzano również w celu wydostania z kraju Tadeusza Chciuka, „Celta”, zrzuconego do Polski emisariusza rządu gen. Sikorskiego, który po wykonaniu zadania wracał do Londynu przez Budapeszt. Po powrocie do Anglii Chciuk wystawił Felczakowi świetną opinię: „W czasie długich miesięcy wspólnego życia poznałem tego człowieka na wylot i zaprzyjaźniłem się z nim bardzo. To gorący patriota, człowiek pracy i czynu, gotowy zawsze do złożenia z siebie całopalnej ofiary na ołtarzu Ojczyzny”.

Felczak stawał się coraz bardziej rozpoznawalny w kręgach polskiego Państwa Podziemnego i Rządu Londyńskiego. W wyśmienitej książce Wojciecha Frazika „Emisariusz Wolnej Polski” znalazłam taki cytat, znajomej Felczaka, Antoniny Spandowskiej: „Był jak powiew wielkiego świata. A my przy nim wszyscy jak te biedne mrówki, przydeptane butem okupanta, podczas gdy on – człowiek wolny, bohater, przechodzi nocą w śniegu przez wysokie Tatry jako nosiciel bardzo ważnych misji”. Felczak, tak jak jego koledzy z konspiracji: Bronisław Czech czy Stanisław Marusarz, był nie tylko wytrzymały fizycznie na trudy pokonywania zielonej granicy w górach, lecz także musiał być przygotowany na ewentualną wpadkę z materiałami, które miał przy sobie. 24 września 1941 r. „Lech” został aresztowany przez węgierski kontrwywiad w Budapeszcie, jednak dzięki wpływom węgierskich naukowców został zwolniony.

Nie każdy nadawał się do tej roboty. O tym, kto przeżyje, wielokrotnie decydowały łut szczęścia, młodzieńcza fantazja i własny spryt. Większość kurierów pochodziła z rodzin góralskich. Byli to często sportowcy narciarze znający doskonale Tatry. Potrafili pokonywać najtrudniejsze przejścia o każdej porze roku. Na początku 1942 r. Felczak podzielił trasę z Warszawy do Budapesztu na pięć odcinków zwanych sztafetą łącznościową, w których poruszali się zaznajomieni z drogą kurierzy, przekazujący sobie regularnie zaszyfrowaną pocztę. W tej pracy brały też udział kobiety. Zofia Marusarz i Stefania Kula za swoje poświęcenie zapłaciły najwyższą cenę. Zostały złapane przez gestapo i rozstrzelane. Więzi, które wtedy zawiązały się pomiędzy kurierami, przetrwały do końca ich życia. Wspomnienie takiej wiecznej przyjaźni, która trwała przez lata pomiędzy Marusarzem i Felczakiem, zawsze wywołuje u mnie głębokie poruszenie. Wiele lat później, w czasie pogrzebu Wacława Felczaka na Pęksowym Brzyzku, 29 października 1993 r., podczas wygłaszania mowy pożegnalnej, Stanisław Marusarz zmarł na zawał serca. Pochowano go cztery dni później obok jego siostry Heleny, 23-letniej kurierki i przedwojennej siedmiokrotnej mistrzyni Polski w narciarstwie alpejskim, rozstrzelanej przez hitlerowców.

W nocy z 18 na 19 marca 1944 r. oddziały niemieckie wkroczyły na Węgry w celu zapobieżenia próbom rządu premiera Kállaya przejścia na stronę aliantów. Ta gwałtowna zmiana sytuacji spowodowała natychmiastowe aresztowania zamieszkałych na Węgrzech Polaków, którzy nie zdążyli się ukryć. Placówka „W” przestała istnieć, a kierownicy polskich organizacji zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych i tam straceni. Felczak się ukrywał. Figurował od dawna w kartotekach gestapo. Wreszcie zdecydował się na wyjazd z Budapesztu. 14 lipca został aresztowany w pociągu zmierzającym w stronę Słowacji. Udało mu się jednak uciec z posterunku policji w nadgranicznej Rożniawie i dostać się do Bratysławy. Tuż przed zakończeniem wojny zaciągnął się do oddziału partyzanckiego pchor. Mikołaja Nowickiego walczącego w rejonie Czarnego Dunajca.



W rękach Brystygierowej

Po zakończeniu wojny nadal przechodził przez zieloną granicę jako emisariusz rządu RP w Londynie, utrzymując konspiracyjny kontakt z krajem. Posługiwał się zmienionym nazwiskiem Vaclav Kaztur lub Wacław Lechicki. Po powrocie do Londynu zdawał sprawozdanie premierowi Arciszewskiemu z zastanej sytuacji w kraju. Opisywał poglądy przywódców podziemia, z którymi rozmawiał, oraz skalę sowieckiego terroru i związane z tym zaskoczenie rodaków.

Miał jak najgorsze zdanie o nowej władzy w Polsce. Był jednak przeciwny walce z bronią w ręku z władzą komunistyczną i NKWD, widząc przeważającą siłę wroga. Proponował wygaszenie WiN i oddziałów partyzanckich oraz przeznaczenie pomocy materialnej dla opozycji i więźniów politycznych, ponadto kupno książek do bibliotek i uniwersytetów. Po wojnie siedem razy przechodził nielegalnie granicę z Polską.

Jesienią 1948 r. przeprowadzał przez zieloną granicę zagrożonych aresztowaniem przyjaciół z czasów wojny: Tadeusza Chciuka z żoną i maleńką córeczką oraz kilku byłych żołnierzy AK. Na prośbę premiera Stanisława Mikołajczyka przeprowadzał też zagrożonych aresztowaniem działaczy PSL.

22 grudnia 1948 r. został aresztowany w Ostrawie Morawskiej na granicy czesko-polskiej. Przekazany przez czeski UB władzom Polski Ludowej stał się ofiarą najsławniejszych komunistycznych oprawców: płk. Julii Brystygierowej, Józefa Różańskiego i Adama Hummera. W więzieniu Felczak poddawany był różnym wymyślnym torturom, które miały zmusić go do przyznania się do pracy szpiegowskiej na rzecz mocarstw zachodnich. W celu wymuszenia zeznań przez wiele godzin musiał stać rozebrany na baczność przy otwartym oknie. Tortury te w lecie nazywano „plażą”, a w zimie „Zakopanem”. Kiedy mdlał, strażnicy polewali go wodą i zmuszali do wstania. Nie golono go i nie strzyżono tylko po to, aby w trakcie przesłuchania wyrywać kępki włosów z głowy i brody. Klawisze urządzali liczne rewizje w celi. Wyrzucano wtedy słomę z jego siennika i wlewano wodę do pomieszczenia. Do tego dochodził chroniczny głód spowodowany małymi racjami podłej żywności, którą dostawali więźniowie. Przez kilka lat trzymano go w izolatce.

Jak opowiadał Felczak mojemu ojcu, tylko głęboka wiara w Boga nie pozwalała mu na popełnienie samobójstwa. Bardzo się bał, żeby szykany oprawców nie dosięgły również jego rodziny. W przeprowadzonej rozprawie w jego celi więziennej na Mokotowie 6 kwietnia 1951 r. został skazany na dożywocie. Prokurator żądał kary śmierci. W obecności więźnia pokłócił się z sędzią, który również słynął z okrucieństwa, ale w tym wypadku chciał oszczędzić Felczaka. Wacław nie starał się o łagodniejszy wyrok. Czasami takie próby prowadziły do zaostrzenia werdyktu, co w tym przypadku mogło spowodować karę śmierci. O ułaskawienie wystąpiła jednak jego matka, która pisała do sądu: „Pragnę moje ostatnie siły poświecić synowi, ostatniemu, jaki mi pozostał”. Wkrótce potem zmarła, a Wacław Felczak przez kilka miesięcy nie miał o tym pojęcia. (...)

 

Więcej na łamach "Do Rzeczy" nr 43/2020. Przedruk fragmentów tekstu oraz zdjęć za zgodą autora.