Back to top
Publikacja: 17.08.2020
Nasza współpraca humanitarna była rewelacyjna. Rozmowa z ks. Waldemarem Cisło
Kultura


– Węgrzy mają bardzo dobre rozeznanie, co się dzieje na świecie. Widziałem ich raporty o pomocy humanitarnej i widać, że są bardzo precyzyjne. Oprócz pomocy doraźnej, węgierskie projekty humanitarne w znacznym stopniu wspierają odtworzenie kadry fachowców, którzy będą na miejscu odbudowywali swoje kraje zniszczone przez wojnę. Z Syrii czy Iraku wyjechało tysiące lekarzy, inżynierów, naukowców i nauczycieli. Nie odbuduje się bez nich kraju. Węgrzy, mając tego świadomość, rozbudowali programy stypendialne – mówi dyrektor Sekcji Polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie, ks. prof. Waldemar Cisło.

Rząd węgierski bardzo poważnie traktuje pomoc humanitarną kierowaną do prześladowanych chrześcijan na Bliskim Wschodzie i ksiądz, jako dyrektor Sekcji Polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie, ma tutaj osobiste doświadczenia.

Ks. prof. Waldemar Cisło: Kilka lat temu rząd węgierski jako pierwszy w tym rejonie świata powołał specjalnego ambasadora, zajmującego się tylko sprawami pomocy humanitarnej wyznawcom Chrystusa przede wszystkim na Bliskim Wschodzie, choć nie tylko. Następnie powołano specjalnego ministra do spraw pomocy humanitarnej, który jest w kancelarii rządu węgierskiego i jest również odpowiedzialny za stronę finansową tych inicjatyw. Węgrzy starają się unikać demonstracyjnego pokazywania swojej pomocy. Wiele rządów jak już się decyduje na wysłanie jakiejś pomocy, to ukazuje to w świetle kamer, przekonuje, że są na pierwszej linii frontu. Rząd węgierski stara się działać bezpośrednio i w miarę możliwości nie przekazywać środków finansowych różnym instytucjom międzynarodowym, by mieć pełną kontrolę nad wydatkami i nie dopuścić do zmarnowania pieniędzy podatników.

Polska też powołała ministra do spraw pomocy humanitarnej.

Tak, pani Beata Kempa została ministrem ds. uchodźców i pomocy humanitarnej. Polska wzorowała się tutaj na Węgrzech. Pani minister z funduszem w wysokości 40 mln złotych rocznie, a więc ułamkiem pieniędzy, jakie Polska przeznacza corocznie do różnych organizacji międzynarodowych, udało się zrealizować wiele cennych projektów humanitarnych. Było to możliwe, ponieważ  - podobnie jak w przypadku Węgier - większość środków była wydawana na miejscu i z udziałem takich organizacji jak PKWP.

Skąd u Węgrów potrzeba pomagania prześladowanym chrześcijanom w odległych zakątkach świata?

To postawa wynikająca z głębokiego przekonania premiera Węgier Viktora Orbána, który uważa, że jeśli chce się ratować chrześcijaństwo, to trzeba zacząć od Biskiego Wschodu i za wszelką cenę starać się zachować na tamtych terenach żywe życie chrześcijańskie. Byłem na Węgrzech na jednej z konferencji poświęconych temu zagadnieniu w ubiegłym roku – a trzeba wiedzieć, że te konferencje są zawsze z patronatem i udziałem węgierskiego szefa rządu – i Viktor Orbán skierował do nas bardzo mocne przesłanie mówiąc: „My mamy zamknięte oczy, zatkane uszy, sparaliżowane nogi, powiązane ręce, żeby nie patrzeć, nie słyszeć, nie pomagać. Myślimy, że Europy nie spotka los chrześcijan w Syrii, Iraku czy Libii? Nic bardziej mylnego. Nie wiemy kiedy możemy się spotkać z podobnym prześladowaniem”. To oddaje sens całej koncepcji pomocowej, jaką mają Węgrzy. Na te spotkania zawsze są zapraszani przedstawiciele tamtejszych kościołów, którzy podzielają słowa premiera Węgier. Jeszcze kilkanaście lat temu nikt w Syrii czy Iraku nie pomyślałby, że chrześcijanie będą zabijani, wyganiani z domów, a ich świątynie będą niszczone. Nikt, nawet w najczarniejszych scenariuszach, nie spodziewał się takiego eksodusu chrześcijan z tamtych rejonów świata, gdzie chrześcijaństwo istniało od swych początków, od starożytności. W Europie zamykane są kościoły, za to jak grzyby po deszczu wyrastają nowe meczety. Prawo szariatu jest już respektowane w wielu krajach Europy Zachodniej przy coraz większej dyskryminacji chrześcijan. Premier Węgier wie, co mówi.

Słuchając przemówień premiera Viktora Orbána, odnosi się wrażenie, że chciałby on wraz z premierem Mateuszem Morawieckim i przywódcami grupy wyszehradzkiej być liderem konserwatywnej, chrześcijańskiej Europy. Uda im się obrona cywilizacji łacińskiej?

Wiele na to wskazuje, że premier Węgier ma tutaj duże ambicje. I dobrze, chwali mu się to. Projekty, za których realizację biorą się Węgrzy, dotyczą często kościołów, które są zagrożone całkowitym unicestwieniem. O wielu wspólnotach chrześcijańskich w trudnym świecie arabskim oprócz Węgier i Polski nikt już w Europie nie myśli. Często mam okazję spotkać węgierskiego ministra ds. pomocy humanitarnej w wielu miejscach, czy to w Libanie, Syrii czy Iraku, on wszędzie tam jest i osobiście nadzoruje projekty pomocowe. To bardzo aktywny minister, a jednocześnie reprezentuje swój kraj. U nas od kiedy minister Kempa została posłanką do Parlamentu Europejskiego takich działań ze strony polskiej nie ma. Mówię to ze smutkiem, ale tak wygląda rzeczywistość.

Ksiądz profesor jako szef Sekcji Polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie został zaproszony do współpracy przez stronę węgierską. Jak Wam się współpracowało?

Ta współpraca była rewelacyjna. Mamy wspaniałą panią ambasador Węgier w Polsce, dr Orsolyę Zsuzsannę Kovács. Pani ambasador wspaniale mówi po polsku, ma otwarte serce i była bardzo mocno zaangażowana we wspólnie realizowane projekty pomocowe. Mamy podpisane memorandum pomiędzy Polską a Węgrami na wspólne budowanie sierocińca w Syrii. Teraz trudno nam to realizować ze względu na działania wojenne w tym rejonie, gdzie sierociniec ma powstać, ale to pani ambasador pilotowała tę sprawę, doprowadzała do spotkań, inicjowała wiele spraw, popychała je do przodu.

Jaka była księdza rola w tej współpracy?

Ja ze strony PKWP, mając wiele kontaktów na miejscu w Syrii i dobrze znając tamtejsze realia oraz najpilniejsze potrzeby, procedowałem tę pomoc już tam i jednocześnie PKWP była łącznikiem między rządami a różnymi organizacjami pomocowymi, bo zostaliśmy o to poproszeni. Teraz mniejsze zgromadzenia zakonne same już prowadzą swoją działalność humanitarną. W czasie naszej współpracy byliśmy cały czas ze sobą w kontakcie, organizowaliśmy wiele spotkań, gdzie omawialiśmy największe braki w poszczególnych organizacjach czy typowaliśmy nowe miejsca wymagające natychmiastowej pomocy.

W jakie rejony Węgry kierują najwięcej swojej pomocy humanitarnej?

Przede wszystkim Bliski Wschód, tam jest bardzo dużo stypendiów dla studentów, dużo pomocy rozwojowej, choć tych miejsc jest o wiele więcej. Oni dbają o szkolnictwo, remonty szkół, budowę nowych przedszkoli, kierują spore środki na kształcenie kadry specjalistów potrzebnych na lokalnym rynku. Wielu studentów z tamtych rejonów kształci się na Węgrzech, ale jeśli to możliwe, to kończą studia na uczelniach miejscowych dzięki węgierskiej pomocy.

No właśnie chciałem dopytać o filozofię węgierskiej pomocy humanitarnej. Czy to są działania ad hoc, gaszenie pożarów, a może systematyczne fundusze strukturalne, patronaty, adopcja na odległość?

Węgrzy na pewno mają bardzo dobre rozeznanie, co się dzieje na świecie. Widziałem ich raporty o pomocy humanitarnej i widać, że są bardzo precyzyjne. Oprócz gaszenia pożarów, o których pan mówił, węgierska pomoc humanitarna w znacznym stopniu wspiera odtworzenia kadry fachowców, którzy będą na miejscu odbudowywali swoje kraje zniszczone przez wojnę. My może nie mamy świadomości, ale np. z Syrii czy Iraku wyjechało tysiące lekarzy, inżynierów, naukowców i nauczycieli. Nie odbuduje się kraju bez architektów, lekarzy, chemików, wychowawców. Węgrzy, mając tego świadomość, rozbudowali programy stypendialne.

W grudniu 2018 roku Węgry przeznaczyły 212 mln forintów na pomoc humanitarną w Syrii we współpracy z Polską.

Tak, oprócz wspomnianej budowy sierocińca, te pieniądze zostały przeznaczone na budowę szpitala i szkoły. Wiem, że patriarcha kościoła grecko-melchickiego poprosił bezpośrednio o pomoc premiera Orbána w naprawieniu szkoły w Damaszku uszkodzonej podczas działań wojennych i otrzymał około 2 mln euro. Dzięki temu kilka tysięcy dzieci pozbawionych edukacji znowu mogło zacząć naukę.

Czym różni się podejście Węgrów i Polaków w pomocy humanitarnej?

U nich jest więcej kontynuacji i konsekwencji. Kiedy Polska zaczynała kadencję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ prezydent Andrzej Duda bardzo odważnie mówił o prześladowaniach chrześcijan na świecie, wskazywał zgodnie z wszelkimi raportami, że wyznawcy Chrystusa są dziś najbardziej prześladowaną i wymagającą ochrony grupą na świecie. Podobnie wypowiadał się polski minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Później zabrakło trochę konsekwencji. Oczywiście Polska wciąż pomaga chrześcijanom, ale Węgrzy mają to lepiej zorganizowane i na wyższym poziomie.

UE szczyci się swoim „soft power”, walczy z różnymi formami prześladowania i wykluczenia, a nie słychać z Brukseli wołania o los chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

I tutaj dochodzimy do Grupy V4. Gdyby każde z tych państw miało ambasadora ds. pomocy humanitarnej i ministra przy rządzie, te głosy byłyby zupełnie inne. Dzięki protestowi Polski i państw z grupy V4 nie podjęto decyzji o likwidacji specjalnego wysłannika ds. wolności religijnej z ramienia UE.

Rozmawiał Jakub Pacan