Back to top
Publikacja: 25.05.2020
Ile Omaim Abdi mogłoby do nas trafić?
Polityka


flaga ISIS 

 

5 maja br. przed sądem w Hamburgu rozpoczął się proces Omaimy Abdi, niemieckiej obywatelki tunezyjskiego pochodzenia, która została oskarżona o liczne przestępstwa podczas swojego pobytu na terenach Państwa Islamskiego (IS) w Syrii. Omiema nie jest pierwszą kobietą związaną z IS, którą zainteresował się niemiecki wymiar sprawiedliwości ale jej sprawa jest szczególna z kilku powodów.

Po pierwsze dlatego, że była żoną Denisa Cusperta, znanego też jako Deso Dogg, byłego rapera, który po konwersji na islam został czołowym niemieckim salafitą, a następnie, już po wyjeździe do Syrii, szefem propagandy IS. Niektórzy nawet nazywali go „Goebbelsem Daesh” (Daesh to arabska nazwa IS). Cuspert nie miał przy tym żadnego muzułmańskiego backgroundu, a jego przygoda z nową religią zaczęła się w 2010 r. dzięki Pierre’owi Vogelowi alias Abu Hamzie. To czołowy niemiecki konwertyta i jednocześnie jeden z najbardziej radykalnych niemieckich fanatyków islamskich, kierujący wraz ze swoim kolegą, również konwertytą, Svenem Lauem (alias Abu Adam), środowiskiem niemieckich salafitów.

Sven Lau w 2014 r. ogłosił, że zamierza eksportować salafizm do Polski. Wprawdzie niewiele z tego wyszło i środowisko polskich islamistów ogranicza się wciąż do garstki konwertytów, a także Czeczenów i niewielkiej części innych migrantów, niemniej związki między religijnymi ekstremistami w Niemczech i w Polsce są intensywne oraz wykorzystywane do przestępczej działalności wspierania terroryzmu. Ostatnie działania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pokazują, że Polska bynajmniej nie jest wolna od problemu IS. Np. 7 maja ABW wraz ze Strażą Graniczną aresztowała 4 obywateli Tadżykistanu, sympatyzujących z Państwem Islamskim, prowadzących rekrutację wśród konwertytów w Polsce do podejmowania działalności terrorystycznej. Nieco wcześniej tj. w kwietniu pod zarzutem planowania aktów terrorystycznych oraz kontaktów z Państwem Islamskim aresztowany został w Polsce Libańczyk. Natomiast w końcu listopada 2018 r. polskie służby zatrzymały obywatela Rosji narodowości czeczeńskiej Alviego A., który walczył w szeregach IS w Syrii, a następnie kontynuował działalność na rzecz IS w Niemczech. Zagrożony aresztowaniem zbiegł do Polski i próbował ściągać do naszego kraju innych terrorystów ze znajdującego się w coraz większej rozsypce IS.

Jaki to ma związek z Omaimą Abdi? Środowisko salafickie w Niemczech liczy obecnie kilkanaście tysięcy osób i od lat bardzo szybko się rozwija. Jest to też bardzo zwarte środowisko, w którym wszyscy się znają, uważają się za „braci” i „siostry” i wzajemnie wspierają. Lau w grudniu 2015 r. został aresztowany, a następnie skazany na 5 i pół lat więzienia m.in. za rekrutowanie ochotników do walki w Syrii . Cuspert natomiast do Syrii wyjechał w 2013 r., a 30-letnia wówczas Omaima Abdi w 2015 r. Wcześniej, w 2012 r. wyszła za innego salafitę Nadera Hadrę, który w styczniu 2015 r. wyjechał do Syrii. Omaima wkrótce do niego dołączyła ale po 6 tygodniach w „kalifacie” owdowiała po raz pierwszy. Szybko jednak przydzielono jej nowego męża, właśnie Cusperta. Cuspert zginął w styczniu 2018 r. ale jego żona wróciła do Niemiec już w sierpniu 2016 r. Trudno się spodziewać by środowisko salafickich ekstremistów i sympatyków IS w Niemczech nie miało świadomości, że żona tak ważnego funkcjonariusza „kalifatu” znalazła się z powrotem w tym kraju. Warto dodać, że Omaima w Syrii też zajmowała się  rekrutacją kobiet z Europy (drogą internetową).

Szlaki powrotów wiodą zasadniczo przez Bałkany i Węgry do Niemiec ale efektem salafickich związków niemiecko-polskich było stworzenie z Polski rezerwowego zaplecza. Chodzi o to, że Polska (w szerszym wymiarze może to dotyczyć również innych krajów Europy Środkowej) jest postrzegana jako peryferyjna z punktu widzenia globalnego dżihadu ekstremistów. Nie było tu żadnych zamachów, a udział ochotników walczących w szeregach Państwa Islamskiego był znikomy, a jeśli już był to przeważnie i tak były to osoby mieszkające w Niemczech, tam zradykalizowane i które stamtąd wyjechały. Ekstremiści zatem założyli, że tu właściwe służby nie będą zwracać aż tak dużej uwagi na zagrożenie ze stromy islamskiego ekstremizmu i związków z Państwem Islamskim. Jak widać po ostatnich działaniach ABW mocno się pomylili. Niemniej związki ekstremistów w Polsce i Niemczech powodują, że jesteśmy systemem naczyń połączonych i powroty terrorystów i ich rodzin z Syrii do Niemiec wpływają potencjalnie na bezpieczeństwo Polski i w dalszej kolejności całego regionu.

Tymczasem drugim powodem dla którego sprawa Omaimy jest szczególna jest to, że do procesu doszło przez przypadek. Stawia to też pod ogromnym znakiem zapytania to czy Niemcy panują nad powrotami niebezpiecznych ekstremistów powiązanych z Państwem Islamskim. Omaima nie była bowiem niepokojona przez niemieckie służby po swoim powrocie w sierpniu 2016 r. Co więcej, ambasada Niemiec w Turcji pomogła jej w powrocie. Tymczasem władze Niemiec co najmniej od marca 2015 r. wiedziały, że Omaima wyjechała do Syrii, gdyż na jej telefonie znaleziono zdjęcie decyzji opieki społecznej w sprawie cofnięcia zasiłku z tego powodu. Telefon Omaimy odgrywa zresztą kluczową rolę w tej sprawie.

Tunezyjsko-niemiecka dżihadystka zgubiła swój telefon w Syrii, a w 2018 r. został on odnaleziony przez libańską dziennikarkę Jenan Moussę. Okazało się, że zapisana jest na nim ogromna ilość zdjęć dokumentujących przestępczą działalność Omaimy w Syrii, a także jej adres w Niemczech. To pozwoliło libańskiej dziennikarce odnaleźć Omaimę w Hamburgu. Okazało się, że żyje sobie tam spokojnie pracując jako tłumaczka i „event menadżer”.

Żona tak ważnej persony w szeregach IS nie mogła tak po prostu wyjechać z Syrii i opuścić męża. To według praw „kalifatu” było niemożliwe. Mało prawdopodobne jest również by uciekła. Zatem nie można wykluczyć, ze wyjechała za zgodą IS w celu kontynuowania pracy na rzecz tej organizacji terrorystycznej w Niemczech. Tymczasem niemieckie służby i państwo okazały się bezsilne i najwyraźniej nie miały w ogóle świadomości przestępczej działalności Omaimy oraz jej związku z tak wysoko postawioną w „kalifacie” osobą jak Cuspert. Jest to szokujące i skłania do zadania pytania ile takich Omaim jest w Niemczech? Ile z nich żyje sobie spokojnie i kontynuuje ekstremistyczną działalność lub przynajmniej unika odpowiedzialności za zbrodnie bo nie zgubiło telefonu?

Obywatele Niemiec stanowili drugą po Francji (nie licząc Rosji) największą liczbę osób z Europy, które dołączyły do Państwa Islamskiego. Ogólna liczba tzw. foreign fighters z Europy (obejmująca również kobiety i dzieci) szacowana jest na ok. 5 tys. W czerwcu 2019 r. władze Niemiec podały, że do IS wyjechało 1050 obywateli tego kraju, z czego 25 % stanowiły kobiety. Natomiast w październiku 2019 r. podano, że liczbę osób które wróciły do Niemiec ocenia się na ok. 350 osób (na ogólną liczbę 1500 obywateli państw europejskich), przy czym tylko wobec 116 z nich władze Niemiec zgromadziły dowody na to, że były aktywne w IS. Reszta zatem, tak jak Omaima, cieszy się pełną wolnością. Przyczyną takiego stanu rzeczy są trudności z gromadzeniem materiału dowodowego. Niemcy, pod naciskiem Turcji, nie współpracują np. z kurdyjską administracją Syrii Północno-Wschodniej, która pojmała największą liczbę foreign fighters i ich rodzin.

Zresztą wyroki wydawane przez niemieckie sądy w sprawach związanych z działalnością terrorystyczną w ramach Państwa Islamskiego są śmiesznie niskie jeśli weźmie się pod uwagę ogrom zbrodni popełnionych przez ten twór. Pod koniec 2018 r. średnia kara więzienia w takich sprawach wynosiła ledwie 4,4 lat. Zważywszy zatem, jak wynika m.in. z raportu Instytutu Egmonta, że foreign fighters wracali w sposób zorganizowany w dwóch falach – na przełomie 2013/2014 (dotyczy to nie tyle IS co innych ugrupowań dżihadystycznych w Syrii) oraz 2015 – to można się spodziewać, że większość z tych zaprawionych w boju terrorystów jest już na wolności. Niestety Niemcy nie publikują statystyk dot. liczby skazanych oraz zwolnionych. I dość naiwnie zakładają, że tak krótki czas jest wystarczający by „zresocjalizować” terrorystów. Na wolność w 2019 r. wyszedł też Lau, który obecnie deklaruje, że „zrozumiał swoje błędy:”. Czas pokaże na ile takie oświadczenia są szczere a na ile mają uśpić czujność odpowiednich służb.

Fala powrotów z 2015 r. jest oczywiście związana z kryzysem migracyjnym, który miał miejsce w tamtym roku. Pokazuje to iluzoryczność weryfikacji tożsamości migrantów i uchodźców, wśród których było wielu powracających z „kalifatu” ekstremistów. Dziś jest to już oczywiste, niemniej warto przypomnieć, że w 2015 r. wszystkie takie sugestie zakrzykiwane były oskarżeniami o rasizm, ksenofobię, lub co najmniej niehumanitarne podejście do ludzkiego dramatu. Oczywiście nie wszyscy powracający przedostawali się do Europy by kontynuować swoją terrorystyczną działalność ale, jak pokazały niektóre zamachy, byli i tacy. Bez znaczenia jest też to, że ekstremiści stanowili niewielki odsetek osób twierdzących, że są uchodźcami. Nawet tal niewielki procent był wystarczający by stanowić zagrożenie.

W tym kontekście warto też zwrócić uwagę na to jak bardzo oderwany od rzeczywistości jest niedawny wyrok TSUE w sprawie sprzeciwu Polski, Węgier i Czech wobec relokacji. Weryfikacja tożsamości osób, które miały dostać się do tych krajów w ramach ustalonego przez UE mechanizmu, była całkowitą farsą i w najlepszym wypadku przypominała „weryfikację” tożsamości Omaimy Abdi. Kwestia tożsamości dotyczyła bowiem nie tylko tego czy dana osoba posługuje się autentycznym dowodem tożsamości, co w wielu wypadkach budziło głębokie wątpliwości, ale również tego czy jest tym za kogo się podaje w szerszym wymiarze. Czy jest niewinną Omaimą Abdii, kobietą z trójką dzieci, uciekającą przed bombami i kulami, czy też groźną terrorystką Omaimą Abdi, żoną „Goebbelsa Daesh”, zajmującą się werbunkiem kobiet do IS, znęcającą się nad nastoletnią, jazydzką niewolnicą i indoktrynującą swoje dzieci by wyrosły na fanatyków i terrorystów. Tego nikt nie sprawdzał. Ponadto w tym czasie Niemcy postrzegały kobiety z dziećmi jako ofiary. I taka percepcja była narzucana w całej Europie. Dopiero później Berlin zmienił percepcję uznając, że one również mogą stanowić zagrożenie i ponosić odpowiedzialność za zbrodnie.

Niemcy wciąż zresztą nie potrafią sobie poradzić z problemem kobiet i dzieci. Obecnie w obozach w Syrii Północno-Wschodniej przebywa ok. 111 obywateli niemieckich, w tym 70 kobiet oraz 41 mężczyzn. Ponadto ocenia się, że kobietom towarzyszy ok. 59 dzieci, spośród których część urodziła się w kalifacie. Relacje z obozu al-Hawl, w którym przebywa większość tych kobiet i dzieci nie pozostawia wątpliwości co do niesamowitego fanatyzmu matek i ich fatalnego wpływu na ich potomstwo. W tym kontekście również warto pamiętać, że dzieci w 2015 r. były wykorzystywane jako argument emocjonalny na rzecz relokacji oraz w celu wykpienia obaw dot. bezpieczeństwa.

Od 2015 r. podejście Niemców ewoluowało i obecnie wydaje się, że mają świadomość słabości swojego systemu co z kolei powoduje, że nie chcą by ich obywatele, którzy dołączyli do IS, wracali do domu. Wciąż jednak niemiecki system pełen jest absurdalnych i samobójczych decyzji. Przykładem jest podejście do dzieci, które władze Niemiec chciały repatriować bez ich matek. Ta właściwa skądinąd decyzja szybko jednak została zablokowana przez niemiecki sąd, który w jednej z takich spraw uznał, że oddzielenie trójki dzieci w wieku 2,7 i 8 lat od ich dżihadystycznej matki narazi je na traumę i nakazał sprowadzenie ich z matką, wychowującą je na dżihadystów  nienawidzących „niewiernych”.

W tej chwili w Niemczech 679 islamskich ekstremistów uznawanych jest jako stwarzające zagrożenie, a 509 kolejnych jako potencjalnie niebezpiecznych. Ale sprawa Omaimy pokazuje, ze lista ta wcale nie musi być pełna. Ponadto nierozwiązany pozostaje problem obywateli niemieckich przebywających w obozach w Syrii. Dodatkowo 95 obywateli Niemiec przebywa w więzieniach w Turcji, nie licząc kobiet i dzieci, które zresztą kraj ten zaczął już deportować do Niemiec, ku nieskrywanemu niezadowoleniu Berlina. Czasy wyciągania otwartych rąk jakoś minęły, choć TSUE tego nie zauważył.

 

 

Witold Repetowicz  

Ekspert do spraw Bliskiego Wschodu, terroryzmu i geopolityki, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz doktorant na Wydziale Bezpieczeństwa Narodowego Akademii Sztuki Wojennej, autor książki „Nazywam się Kurdystan” oraz licznych relacji z terenów frontowych w Syrii i Iraku. Specjalizuje się w tematyce Iraku, Syrii, Kurdów, Turcji, Państwa Islamskiego, ekstremizmu islamskiego  oraz uchodźców i migracji. W kręgu jego zainteresowań pozostaje również Afryka oraz obszar b. ZSRR. Jest również ekspertem Fundacji im. K. Pułaskiego, a także stałym współpracownikiem Tygodnika Do Rzeczy oraz miesięcznika Polska Zbrojna. Współpracuje również z innymi mediami.