Back to top
Publikacja: 07.05.2020
Habit kontra COVID-19
Kultura


Setki sióstr zakonnych, księży i kleryków zgłosiło się do pracy w zdziesiątkowanych przez wirusa domach pomocy społecznej i szpitalach. pielęgnują chorych, dezynfekują oddziały i niosą nadzieję.

Jeszcze do niedawna, nawet kiedy odwiedzali chorych, widzieliśmy ich w habitach, z koloratkami. Teraz ubrani są w maski, gogle albo przyłbice, fartuchy, a nawet specjalne kombinezony. Tylko czasem pod jednorazowym czepkiem widać zakonny welon siostry albo prześwitującą przez kombinezon koloratkę księdza czy kleryka. W dobie pandemii w szpitalach czy domach pomocy społecznej zabrakło personelu medycznego, opiekuńczego, a nawet pracowników do dezynfekcji pomieszczeń. Na płynące z wielu miejsc dramatyczne apele o pomoc odpowiedziało wiele zakonnic, zakonników i księży. Dominikanki: „pakujemy się” Kiedy tuż przed Wielkanocą okazało się, że w Domu Pomocy Społecznej w Bochni zakażonych koronawirusem zostało przeszło 40 osób, w tym 15 spośród personelu, a kwarantannie musiało zostać poddanych blisko 60 pracowników, sytuacja była dramatyczna. Na co dzień w tym DPS w dwóch budynkach mieszkają 152 osoby wymagające stałej opieki. Starosta powiatowy Adam Korta zwrócił się z apelem o pomoc dla mieszkańców DPS. Pracownicy starostwa chwycili za telefony, by prosić o wsparcie wolontariuszy. – Do takiej pracy potrzebne są osoby, które mają doświadczenie w pielęgnowaniu chorych. Z prośbą o pomoc zwróciliśmy się więc do sióstr dominikanek, które prowadzą domy pomocy dla chorych, takie jak np. Dom Chłopaków w Broniszewicach. Zadzwoniliśmy w Wielki Piątek. Nie minęły dwie godziny, kiedy otrzymaliśmy informację, że siostry już się pakują – opowiada Sabina Kierepka z biura prasowego Starostwa Powiatowego w Bochni. Do DPS w Bochni przyjechało 10 sióstr. Podjęły pracę w budynku, w którym pozostało 28 podopiecznych spośród 65. Dołączył do nich misjonarz ks. Piotr Dydo --Rożniecki. Na co dzień pracuje w Kazachstanie. Wrócił do Polski, by przedłużyć wizę. W związku z pandemią jego powrót na misję okazał się niemożliwy. Siostry i ksiądz pomagają m.in. w codziennej toalecie chorych, ich pielęgnowaniu, wspierają dobrym słowem, modlitwą. Ksiądz Dydo-Rożniecki spowiada, zakładając na ochronny kombinezon fioletową stułę. – Siostry także muszą przestrzegać reżimu sanitarnego. Chodzą ubrane w kombinezony, maski, rękawiczki. Trudno je nawet rozpoznać. Mówią, że podopieczni poznają je po oczach – opowiada Sabina Kierepka. – Siostry są bardzo radosne, wesołe i podopieczni już się do nich przyzwyczaili. Ich pomoc była konieczna. Inaczej trudno byłoby zapewnić opiekę nad chorymi. Teraz przyjmujemy już pierwszych ozdrowieńców, do pracy powoli wraca też personel DPS, ale dominikanki jeszcze z nami zostają. Na szczęście pierwsze testy wykazały, że siostry i ksiądz są zdrowi. Do podobnej sytuacji doszło w DPS w Stalowej Woli. Po tym, jak do placówki został przyjęty mężczyzna zakażony koronawirusem, wirus się rozprzestrzenił wśród mieszkańców i personelu. Do opieki nad 80 pacjentami zostało sześć osób. Na apel o pomoc odpowiedziało kilkanaście osób: kapucyni z Rozwadowa, albertyni z Krakowa, dominikanki z Kielc, siostry skierowane przez sandomierski Caritas, siostra sercanka – pielęgniarka z Poznania. – Spadł nam kamień z serca. Jeszcze kilka dni temu sytuacja w domu pomocy społecznej wyglądała bardzo źle – mówił „Echu Dnia” starosta Janusz Zarzeczny. Dziękował siostrom i zakonnikom. – Dali najlepszy przykład służby Bogu i ludziom. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni.  W Śląskim Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Czernichowie do pomocy przyjechały siostry ze Zgromadzenia Serafitek. W DPS w Kaliszu,

gdzie sytuacja też była dramatyczna, chorych pielęgnują siostry z kilku zgromadzeń. Między innymi dominikanki – s. Małgorzata z Kłodzka i s. Krystiana z Gdańska – oraz siostry z klasztoru Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. „Pensjonariusze w dużej części zakażeni koronawirusem oraz okrojony w liczbie i przemęczony personel przyjęli nas z wdzięcznością i ze łzami w oczach… Byłyśmy – jak się okazało – pierwszymi wolontariuszkami, które odpowiedziały na apel o pomoc. Strach w oczach, lęk, obawa, brak poczucia bezpieczeństwa, samotność i bezradność ogarniała tu wszystkich w obliczu tego tajemniczego i niewidocznego wroga, jakim jest koronawirus” – napisały w relacjach na Facebooku siostry z Łagiewnik. „Pali się w nas pragnienie, by nieść orędzie Miłosierdzia na ostatnim już etapie życia tych ludzi, bowiem wszyscy są posunięci w latach. Towarzyszymy im modlitwą także przy pielęgnacji. Gdy widzimy powykręcane, często bezwładne ciała, to czujemy się jak na Golgocie. W tych ludziach dotykamy cierpiącego Chrystusa, to dla nas wielki zaszczyt. W odpowiedzi słyszymy to jedno wyszeptane z trudem słowo: Dziękuję”.

Na szpitalnym oddziale

Ponad 20 sióstr zakonnych zgłosiło się do pracy w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. – To zasługa między innymi naszego kapelana, ks. Arkadiusza Zawistowskiego, który zna dobrze nasz szpital i problemy, z jakimi spotkaliśmy się w związku z pandemią. Chociaż nie jesteśmy szpitalem zakaźnym, nie mamy nawet takiego oddziału, to już od momentu, kiedy zostały zamknięte szkoły i przedszkola, borykamy się z brakiem kadry. Część lekarzy, pielęgniarek, pielęgniarzy czy ratowników medycznych to także rodzice, którzy muszą w tej sytuacji zaopiekować się dziećmi. Do tego zawsze ktoś z pracowników może zachorować. I choć koronawirus zatrzymał gospodarkę i wiele innych dziedzin naszego życia, to nie zatrzymał chorób. Cały czas dochodzi do zawałów, wylewów, opieki wymagają przewlekle chorzy, dochodzi do wypadków drogowych. Zapewnienie w szpitalu kadry to dla nas teraz ogromne wyzwanie. Siostry zakonne odpowiedziały na nasze potrzeby i przepięknie się zaangażowały – podkreśla Piotr Gołaszewski, rzecznik prasowy Szpitala Bródnowskiego i dyrektor Śródmiejskiego Centrum Klinicznego. W Szpitalu Bródnowskim siostry pracują na kilku oddziałach. – Część ma medyczną wiedzę i często wieloletnie doświadczenie. Jesteśmy pod wrażeniem ich profesjonalizmu, choć w ogóle nie powinniśmy być nim zaskoczeni. Siostry zakonne na co dzień dużą część swojego czasu poświęcają przecież na opiekę nad chorymi, niepełnosprawnymi. Jedna z sióstr, która jest psychologiem, pracowała na misjach w Afryce. Doskonale odnalazła się w trudnych warunkach, w jakich teraz pracujemy w szpitalu. Nasza kadra od razu znalazła wspólny język z siostrami – podkreśla Piotr Gołaszewski i przypomina, że nie tylko w szpitalach zakaźnych obowiązuje dziś zakaz odwiedzin. – To bardzo trudna sytuacja zwłaszcza dla starszych pacjentów. Potrzebują wsparcia, podtrzymania na duchu, często też pomocy w wybraniu numeru do dzieci czy wnuków. Siostry podchodzą do pacjentów z wielką pogodą ducha. Na co dzień widzimy ich charyzmat pomocy potrzebującym. Ci, którzy w obecnej sytuacji zgłaszają się do pracy wolontariackiej w szpitalu, to osoby głęboko zmotywowane. Siostry, zanim zaczęły pracę, zostały wyposażone w środki ochrony osobistej i przeszkolone z zasad bezpieczeństwa. – Nie jestem w stanie wymienić wszystkich zgromadzeń, z których przyszły do nas siostry. W umowie wolontariackiej nie mamy nawet takiej rubryki. Wiem za to, że wszystkie są bardzo skromne. Próbowaliśmy niektóre z nich nawet namówić na jakąś wypowiedź dla mediów, ale podkreślają, że przyszły działać, a nie mówić o działaniu. Czasami nie potrzeba nawet medycznego przygotowania ani doświadczenia w opiece nad chorymi. W Krakowie 12 salezjańskich kleryków zgłosiło się na wolontariat w jednym z domów pomocy społecznej, w którym mieszkają osoby przewlekle chore psychicznie. Nie mają kontaktu z podopiecznymi, ale wykonują wiele prac, bez których dom nie mógłby funkcjonować. Dezynfekują klamki, poręcze, windy, obierają warzywa na obiad. Maciej Sokalski, salezjanin, który podjął się wolontariatu, wyjaśnia w swoich relacjach w sieci, że inspiracją dla grupy kleryków jest ks. Bosko, który w XIX w. posługiwał w Turynie podczas epidemii cholery. „Chrześcijaństwo to przede wszystkim niesienie nadziei tym, którzy żyją w beznadziei. Chrystus Zmartwychwstały przyszedł do swoich uczniów poprzez zamknięte drzwi. Oby to orędzie o Bożej miłości

Działają po cichu

Jak podała Konferencja Episkopatu Polski, tylko z żeńskich zgromadzeń zakonnych braki personalne w szpitalach i ośrodkach opiekuńczych we wszystkich województwach uzupełnia już 377 sióstr. Ponad 1,1 tys. sióstr zaangażowało się w szycie maseczek i fartuchów ochronnych. Do tego dochodzi praca blisko 500 sióstr, które nie tylko w czasie pandemii, lecz także na co dzień pracują w placówkach medycznych, opiekuńczo -wychowawczych i ośrodkach pomocy społecznej. 32 siostry pracują na co dzień jako lekarki, ponad tysiąc jako pielęgniarki.  Chociaż wiele mediów dziś z podziwem opisuje zaangażowanie osób konsekrowanych w prace w miejscach, gdzie wystąpiły zakażenia, to publicysty katolickiego Tomasza Wiścickiego taka postawa sióstr, zakonników czy księży w ogóle nie zaskakuje. – Zanim nastał w Polsce komunizm, przede wszystkim Kościół i zgromadzenia zakonne prowadziły wszelkiego rodzaju ośrodki pomocy dla chorych, niepełnosprawnych czy ubogich. Po 1989 r. nastąpił powrót do tych aktywności, choć już nie na tak dużą skalę. Nie bez powodu do pielęgniarek zwracamy się „siostro”. Dawniej to przede wszystkim siostry zakonne pełniły funkcję pielęgniarek – zwraca uwagę Tomasz Wiścicki. Podkreśla, że choć w społeczeństwach zachodnich nie widać związku między wiarą a zaangażowaniem społecznym, a nawet postrzegane jest ono niejako w opozycji do Kościołów, to w Polsce zaangażowanie jest często motywowane wiarą. – Prowadzone w Polsce badania na temat wolontariatu wskazują, że zaangażowanie społeczne osób świeckich idzie w parze z wiarą. Tym bardziej nie powinno dziwić, że działania charytatywne prowadzą siostry zakonne, zakonnicy czy klerycy. Przyzwyczailiśmy się do wielkich akcji charytatywnych prowadzonych z przytupem i medialnym rozgłosem. Siostry działają po cichu. Może przy okazji pandemii zauważymy ich pracę, której wcześniej nie dostrzegaliśmy – mówi publicysta.

 

Agnieszka Niewińska

Tekst ukazał się w tygodniku DoRzeczy 19/372