Back to top
Publikacja: 30.12.2019
VIII. ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
Kultura


Jarosław Kaczyński:

Polska musi pozostać w Europie wyspą wolności. To jeden z kanonów obecnego polskiego patriotyzmu, patriotycznej polityki polskiej. Wyspą prawdziwej wolności słowa, prawdziwej wolności religii, prawdziwej wolności politycznej.

Patriotyzm to pojęcie, które określa relacje pomiędzy jednostką albo grupą, a jej ojczyzną. Mówimy o patriotyzmie, byciu patriotą, czy byciu w grupie patriotycznej wówczas, gdy ten stosunek ma charakter afirmacyjny; afirmacyjny w sensie czynnym, to znaczy o patriotyzmie możemy mówić wtedy, kiedy jest on motywacją co najmniej poważną, a często wręcz jedyną motywacją działania całej życiowej postawy albo przynajmniej poważnych elementów tej postawy. Wtedy patriotyzm jest czymś rzeczywiście istotnym, czymś, co buduję wspólnotę, czymś, co określa także życie jednostek.

O patriotyzmie można mówić także w nieco innym tego słowa znaczeniu, to znaczy w odniesieniu do tych nurtów polskiego życia społecznego, politycznego, które uczyniły z niego podstawową przesłankę swojego działania, które chciały w ten czy inny sposób naród afirmować, afirmować także państwo. Tak się w polskiej historii skrajnie i nieszczęśliwie złożyło, że w pewnym momencie powstał problem niepodległości. Polska tę niepodległość straciła, wobec tego w centrum polskiego patriotyzmu znalazła się sprawa polskiego państwa, odzyskania polskiego państwa. Stawiano oczywiście pytanie, to najsłynniejsze, tj.: "Polska… ale jaka?". To pytanie Słowackiego. Ogólniej chodziło o to, aby Polska w ogóle istniała. w okresie zaborów, zresztą z pewnymi antycypacjami - jeszcze z poprzedniego okresu - kształtowało się kilka nurtów polskiego patriotyzmu. Tego patriotyzmu czynnego, o którym w tej chwili mówię.

Nurt insurekcyjny, który miał zresztą dwie odmiany, postępował społecznie w tych XIX-wiecznych warunkach, bardziej konserwatywnych i realistycznych - pierwsza stawiała na światową rewolucję, druga na relację między mocarstwami dla Polski korzystną, która pozwoli odbudować państwo polskie. Przy czym ten nurt został z czasem zracjonalizowany i od strony społecznej oraz od strony - nazwijmy to - aspektu geopolitycznego (nazwa użyta po raz pierwszy przez Józefa Piłsudskiego). Mieliśmy patriotyzm, który powstał w formie dojrzałej nieco później, patriotyzm polityki czynnej, czyli przyszłej narodowej demokracji, gdzie ten cel ostateczny - wolne państwo - był celem określanym jako bardziej odległy; jednocześnie jego realizacja miała następować etapami, tj. dążenie do autonomii, ale przede wszystkim dążenie do budowy narodu, który istniał przecież poprzednio, czy nawet jeszcze w momencie, gdy ten ruch się kształtował przede wszystkim jako naród klas wyższych, a w szczególności naród szlachecki, a wówczas też w niemałej mierze inteligencki, bo inteligencja już istniała i funkcjonowała w życiu społecznym.

Były także nurty inne, takie, które stawiały sprawę niepodległości jako taką, która jest poza horyzontem możliwości, ale mimo wszystko afirmowały naród i chciały mu jakoś służyć; to są różnego rodzaju nurty realistyczne, w odmianie autonomicznej, tzn. takiej, która dążyła do autonomii, np. duży sukces w Galicji, bardzo ograniczony i bardzo krótkotrwały, wreszcie brak sukcesu jeżeli chodzi o zabór pruski, ale wszędzie one tę pracę - zmierzającą do umacniania w różnych sferach, także w sferze ekonomicznej narodu - prowadziły.

Były też oczywiście różnego rodzaju nurty tzw. apostazji, apostazji częściowych, tzn. zachowanie pewnych elementów tożsamości, pewnych tradycji, ale w gruncie rzeczy pełna rezygnacja z jakichkolwiek ambicji politycznych, jakkolwiek by je rozumieć, w jakimkolwiek czasie by je umieścić; po prostu zlanie się z zaborcami, albo też już taka apostazja narodowa czysta, typu Górowski, kiedy mówi się po prostu, że Polacy powinni przestać funkcjonować jako naród, złączyć się z tymi narodami zaborczymi, a w szczególności z narodem rosyjskim.

Te tradycje przekształciły się, oczywiście ze względu na zmianę sytuacji, w czasie niepodległości. Trzeba zwrócić uwagę na to, że w czasie I wojny światowej one funkcjonalnie ze sobą współpracowały, obie przyczyniły się do odzyskania niepodległości, później jedna zmieniła się w patriotyzm państwowy typu sanacyjnego -stąd później ewoluujący wyraźnie w prawą stronę, już po śmierci Piłsudskiego, w stronę endecką. Ta druga zmieniła się w koncepcję nacjonalistyczną, ale z czasem ewoluowała też w stronę koncepcji, która najkrócej jest nazywana "Koncepcją Polaka - Katolika"; to miało pewne znaczenie dla przyszłości.

Przyszła II wojna światowa. Jeśli chodzi o główny nurt oporu, tj. tradycja insurekcyjna, który został w sensie politycznym opanowany przez słabszą tradycję, która zrodziła się po 1926 roku, to znaczy taką tradycję patriotyzmu demokratycznego, przeciwstawiającego się autorytaryzmowi, centrolew, różnego rodzaju inne przedsięwzięcia, zmierzające do odsunięcia sanacji od władzy, to była ta tradycja. Później Czwórporozumienie w czasie II wojny światowej, które było zapleczem rządu Sikorskiego, później rządu Mikołajczyka. To wszystko to właśnie ta tradycja. Dominowała, przynajmniej formalnie, bo faktycznie było bardzo różnie, w Armii Krajowej.

Przychodzi koniec II wojny światowej, przychodzi komunizm, przychodzi w gruncie rzeczy swego rodzaju okupacja, choć inna, niż ta hitlerowska, okupacja sowiecka. Te tradycje z jednej strony są w jakiejś mierze kontynuowane w pierwszych latach, ale powoli tracą sens. Tradycja insurekcyjna, czyli to, co dziś nazywamy Żołnierzami Wyklętymi, po prostu przegrywa. Tradycja narodowa zamienia się w insurekcyjną, Narodowe Siły Zbrojne i w ogóle Siły Narodowe stawiały najbardziej zaciekły, najbardziej długotrwały, bo sięgający aż lat 50. opór, ale też przegrywa. Tradycja demokratyczna - jest wielka próba Mikołajczyka, PSL-u… To też kończy się klęską.

Jeśli chodzi o tradycje realistyczne, to były różne, niewielkie próby ich kontynuowania: Edmund Osmańczyk "Sprawy Polaków", Aleksander Bocheński "Dzieje głupoty w Polsce", raczej w sferze intelektualnej niż czysto politycznej, ale tez w gruncie rzeczy do niczego to nie prowadziło.

Mamy pełen stalinizm. Jedni muszą wycofać się na emigrację wewnętrzną, inni muszą podjąć jakieś gry związane z przystosowaniem się i wreszcie niemała grupa popiera wprost ten system - w szczególności w młodym pokoleniu - choć jednocześnie tradycja insurekcyjna ma swoją słabą, ale jednak kontynuację w postaci przeszło tysiąca organizacji podziemnych, które w tym okresie powstały, szczególnie wśród młodzieży, i to na ogół młodzieży szkolnej, bardzo młodej. Później tej kontynuacji nie ma.

Przychodzi rok 1956 i tutaj możemy powiedzieć, że dochodzimy do bezpośrednich źródeł naszej teraźniejszości. To, co mówiłem poprzednio, to są źródła dalsze. Rok 1956 - oczywiście nie mogę go tutaj bliżej opisywać - to jest z jednej strony kontestacja komunizmu, ale to w charakterze wewnętrznym, to znaczy z pozycji komunistycznych, z pozycji zarzekania się na wierność komunizmowi, a z drugiej strony jest to kontestacja spontaniczna, poprzez różnego rodzaju wybuchy - najbardziej znany jest Poznań; były też Bydgoszcz, Szczecin, wiele innych wydarzeń - nie wszystkie kończyły się starciami, aresztowaniami, ale takich wydarzeń było dużo. One wyraźnie nawiązują do tradycji narodowej, wyraźnie nawiązują także do nurtu niepodległościowego. To w gruncie rzeczy tylko incydenty. Nie zostają wyartykułowane politycznie.

Jest drugie zjawisko o ogromnym znaczeniu. Po okresie cofnięcia, przy pamiętaniu o niezwykłej roli Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia i jego aresztowaniu, Kościół przechodzi pod wodzą Kardynała Wyszyńskiego do ofensywy. Jest ona w ówczesnych warunkach ujęta przede wszystkim w formach religijnych, tj.  Millenium, obchody tysiąclecia to jest to, co było możliwe w tej rzeczywistości oficjalnej. Proszę pamiętać, że tamten element myślenia niepodległościowego był zawarty zarówno w tym, co było mówione, co mówił sam Kardynał Wyszyński i co mówili inni przedstawiciele Kościoła, jak i w zachowaniach wiernych, którzy uczestniczyli masowo w spotkaniach, w śpiewaniu "Boże, coś Polskę" ze zwrotem: "racz nam wrócić, Panie”, a nie: „racz zachować Panie". w tych wszystkich zewnętrznych objawach przywiązania do tej idei, która wydawała się uśpiona, ale w gruncie rzeczy w dalszym ciągu w świadomości społecznej istniała, była jakoś w te specyficzne ramy ujmowana. Można powiedzieć, choć to, co mówię, jest na pewno ryzykowne i niektórzy się temu zdecydowanie przeciwstawią, że ksiądz Prymas - mam nadzieję, że już niedługo błogosławiony - nawiązywał, tylko w sposób, który tę ideę dalece zmieniał, do koncepcji  Polaka - Katolika, do koncepcji przystosowanej do nowych czasów. W tej koncepcji chodzi o coś szczególnego, co było stosunkowo mało obecne w tych wcześniejszych polskich ruchach - w szerokim tego słowa znaczeniu - niepodległościowych, to znaczy do kwestii budowania nie tylko tożsamości polskiej, to Ruch Polityki Czynnej czynił na wielką skalę, Ruch Narodowy również, tylko do budowy świadomości mocnej. Przecież pierwotna endecja nie miała charakteru katolickiego, ona wyrastała w sensie ideowym z pozytywizmu, natomiast to, co uczynił Dmowski - raczej agnostyk niż człowiek wierzący, choć przy końcu życia nawrócony  - to była próba zbudowania mocnej polskiej tożsamości, bardzo mocno osadzonej aksjologicznie, jednocześnie osadzonej w czymś, co ma charakter uniwersalny, bo przecież Kościół nie jest partykularny z natury rzecz, jest uniwersalny, tak jak uniwersalna jest jego nauka. w tym wypadku mieliśmy jednak do czynienia z pewnego rodzaju partykularyzacją.

Uniwersalizacja nastąpi później, ale już w nauce innego wielkiego przedstawiciela Kościoła. To jest nurt, który przejdzie później w to wszystko, co będzie się działo wokół wyboru i kolejnych pielgrzymek w Polsce Jana Pawła II. Tam właśnie nastąpi ta uniwersalizacja, choć jest to proces, który następuje w dłuższym czasie. Uniwersalizacja poprzez koncepcję filozofii życia i filozofii śmierci. Filozofia życia jako cywilizacja życia staje się propozycją, która zostaje przedstawiona Polakom, ale to już po roku 1991, tj. wielka pielgrzymka do Polski, dziesięć przykazań, kazania Ojca Świętego. Krótko mówiąc wszystko to, co było przedłużoną zupełnie wprost propozycją budowania nowej polskiej rzeczywistości w różnych wymiarach, począwszy od społecznego, poprzez kulturę, skończywszy na wymiarze ekonomicznym. Natomiast jeśli chodzi o ten drugi nurt, ten, który wywodził się z akceptacji komunizmu, później odchodzenia od niego, ale wewnętrznego odchodzenia poprzez rewizjonizm, ma zupełnie inny kształt.

Już w roku 1956 popada w pewien spór, który jest w pewnej mierze sporem pozornym. Druga strona nie jest autentyczna. Chodzi o występujący w 1956 roku swoisty komunistyczny nacjonalizm, który przejawia się przede wszystkim jako antysemityzm. Natolin z jego retoryką antysemicką i próbą zrzucenia całej odpowiedzialności za stalinizm na środowiska żydowskie, które skądinąd w niemałej mierze tę odpowiedzialność ponosiły. Nie tyle jako środowiska żydowskie sensu stricto, co środowiska komunistyczne. Ten nurt natoliński przekształca się z czasem w moczaryzm. To ma później skutki aż do 1968 roku, do wydarzeń marcowych. To jest nacjonalizm o charakterze pozornym, sztucznym, czysto socjotechnicznym,  niemającym nic wspólnego z rzeczywistym przeżywaniem polskości, z rzeczywistym przeżywaniem patriotyzmu, z chęcią działania z przyczyn patriotycznych. Natomiast druga strona traktuje go jak najbardziej poważnie i powstaje daleko posunięty uraz między tymi środowiskami, a właśnie tym nurtem, który zostaje utożsamiony w ogóle z jakimkolwiek nurtem narodowym, a nawet szerzej, z nurtem patriotycznym, z polskością.

W ten sposób zaczyna być budowane coś, co się przeciwstawiało nie nacjonalizmowi, nie antysemityzmowi, tylko polskości, a w szczególności pojęciu narodu. Tutaj w centrum tego ataku pojawiło się pojęcie narodu. Naród staje się czymś, co jest samo w sobie nadużyciem. Zaczyna być czymś nie do przyjęcia w tym nurcie. Ten nurt, poprzez różne przygody, już po Marcu 1968 roku w KOR-ze zaczyna łączyć się na poziomie wstępnym, symbolicznym, z nurtem kontestacji robotniczej, która  zaistniała zarówno w roku 1956, jak i później, jak choćby wydarzenia łódzkie 1957 roku, ale  i później różnego rodzaju mniejsze wydarzenia, mniejsze bunty się powtarzały, aż w końcu przyszedł rok 1970, tj. wielki bunt. Bunt, który doprowadził do poważnej zmiany w Polsce, bo doprowadził do zmiany, która w istocie oznaczała nic innego, jak próbę budowy w warunkach socjalistycznych społeczeństwa konsumpcyjnego, co się nie mogło udać. Sama istota tego systemu, jego niesprawność, struktura, jego nastawienie na cele wojenne Związku Sowieckiego, uniemożliwiały realizację tego rodzaju programu. Taką próbę rzeczywiście w celu ustabilizowania systemu podjęto, co miało później bardzo mocny związek z upadkiem komunizmu.

Te nurty, które wcześniej działały oddzielnie, czyli kontestacja kościelna, która odbywała się nie tylko przez to, co Kościół robił oficjalnie, działały oddzielnie również poprzez liczne, szczególnie od 1957 do mniej więcej 1965 roku gwałtowne starcia między katolikami a władzami komunistycznymi. Może najbardziej znane, choć dziś mało pamiętane, to starcia w 1960 roku w Nowej Hucie. Były też w Kraśniku, Częstochowie, Toruniu, Przemyślu, Zielonej Górze… Tych miast było znacznie więcej. One były bardzo ważne dla biegu historii Polski. Choć Kościół ich oczywiście nie wywoływał - to były wydarzenia spontaniczne - uświadamiały komunistom, że jest pewna granica w relacjach z Kościołem, której oni bez przywracania stalinizmu, a tego akurat nie chcieli, również we własnym interesie robić, nie są w stanie przekroczyć. Pokazywano, że jest pewna bariera, której przekroczyć się nie da. Stąd Kościół mógł zachowywać tę trudną, nawet w dalszym ciągu, pozycję.

W KOR-ze mamy już z jednej strony Solidarność ze sprzeciwem robotniczym, tym z 1976 roku, mamy tę tradycję rewizjonistyczną, mamy niewielki dodatek tradycji katolickiej, tzw. realizmu katolickiego wokół klubów inteligencji katolickiej - część z tych ludzi działała w KOR-ze czy wokół niego - i mamy także księży. To wówczas grupa bardzo niewielka, ale trochę nazwisk dałoby się wymienić; niektórzy z nich w różnych miejscach odgrywali poważną rolę. To jest tylko zapowiedź.

Zanim przejdę do finału tego etapu, muszę też wspomnieć jeszcze o tym, że w tym okresie powstały także inne organizacje nielegalne, chociaż wówczas tolerowane w ramach tzw. represyjnej tolerancji. Prześladowane, oprymowane, ale nie likwidowane, tak jak Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, wyraźnie nawiązujący do czasów Żołnierzy Wyklętych, ale jednocześnie nawiązujący do europejskiej, światowej ideologii, związanej z Konferencją Helsińską, a także inne ruchy o narodowym charakterze. I wreszcie pierwszy ruch z 1979 roku o takim jednoznacznym programie niepodległościowym, tj. Konfederacja Polski Niepodległej. Dla przyzwoitości chodzi o fakt, warto o tym wspomnieć.

Te ruchy przeciwstawiały się wszelkim próbom szukania wyjścia dla Polski w ramach tego systemu, który w skali światowej istniał. Taką koncepcją, najczęściej spotykaną, która była ostro krytykowana przez KPN, była finlandyzacja. To była koncepcja występująca w pewnej części Komitetu Obrony Robotników (szczególnie Jacek Kuroń), tj. nadanie Polsce takiego statusu, jaki miała Finlandia, czyli uzależnienie od Rosji, ale pewna daleko idąca autonomia mechanizmów demokratycznych i tak dalej. To jest też warte wspomnienia, bo choć te ruchy nie odegrały później znaczącej roli dla dalszego biegu historii, to jednak były i są częścią polskiej historii.

Mówiłem już o wizycie ojca świętego i o dalszych dziejach ruchu związanego z kościołem. To wszystko kończy się Solidarnością. Kończy się w 1980 roku wybuchem społecznym, gdzie wszystkie te trzy nurty zbierają się razem - oczywiście przy różnych dystansach i różnicach, szczególnie pewnym dystansie Kościoła wobec Solidarności. To wszystko razem jednoczy się w coś, co ma - nie do końca wyartykułowany - charakter republikańskiego ruchu narodowego, ruchu wyzwoleńczego.

Solidarność nigdy nie zdołała swojej koncepcji politycznej, ani tym bardziej swojej ideologii czy doktryny spisać, wyartykułować. Nie było na to czasu, nie było na to warunków, ruch był niezwykle wewnętrznie zróżnicowany. Ale jego ogólny sens był właśnie taki, można powiedzieć, że w tym momencie polski patriotyzm - jako zjawisko szersze, występujący poważnie w tym znaczeniu, o którym mówiłem, jako silna przesłanka do działania, zaangażowania się - został odbudowany. Przychodzi stan wojenny. Ten proces doprowadziłby prawdopodobnie, bez stanu wojennego, do upadku komunizmu, zostaje jednak na jakiś czas zatrzymany.

W czasie stanu wojennego mają miejsce także wydarzenia, które będą później miały liczne skutki po roku 1989. W podziemiu, mówię o tym głównym nurcie, przewagę uzyskuje ten nurt, o którym już wspominałem i który wyrastał z mechanizmu buntu wewnątrzustrojowego i który wszedł w pewnym momencie w bardzo ostry konflikt z tym wszystkim, co narodowe. W tym sensie, choć nigdy nie deklarował się jako antypatriotyczny, jednak na tych pozycjach co najmniej daleko idącego dystansu wobec patriotyzmu się ustawiał. w czasie stanu wojennego były różnego rodzaju próby, choćby tacy ludzie jak Michnik je podejmowali, żeby tę różnicę jakoś zmniejszyć. Były książki Michnika, miał taki przywilej, że w więzieniu pisał książki, bo zdecydowaną większość  tego czasu, do września 1986 roku, spędził w więzieniu. Wydał wtedy kilka książek, ale okazała się to gra czysto taktyczna. Rzeczywiście spory, które już wyraźnie wybuchały w Solidarności, zostały wtedy zamrożone.

Mamy nowe otwarcie, komunizm nie zostaje rozgromiony jakimś wielkim buntem, tylko dochodzi do kompromisu. Ja go w tej chwili nie oceniam. Nie mam jednoznacznego i uproszczonego zdania na ten temat jak wielu innych, może dlatego, że byłem wewnątrz, widziałem to z bliska, ale mamy do czynienia z faktem, który będzie ogromnie brzemienny w skutki, tzn. ta grupa, o której tutaj mówiłem, rezygnuje z tych prób zwrócenia się w stronę patriotyczną czy nawet narodową i po prostu idzie w drugą stronę. Idzie na sojusz - niektórzy robią to błyskawicznie, jak Michnik, czy inni z opóźnieniem - z częścią sił postkomunistycznych, z tą częścią, która wywodzi się z Puław - mówię o grupie z 1956 roku, tej tzw. liberalnej bardziej niż ta z Natolina czy tym bardziej z moczaryzmu, choć oczywiście jeśli spojrzeć na postać pana Millera, to niekoniecznie była to taka reguła, której zawsze przestrzegano - powstaje formacja, która jest co najmniej bardzo zdystansowana wobec patriotyzmu. Ta formacja zyskuje przewagę w mediach, a w pierwszym okresie też przewagę jeżeli chodzi o rządy.

Przy czym, w różnych formach - to były czasem rządy Unii Demokratycznej, z różnymi sojusznikami, później to były rządy komunistyczne, od 1995 roku mieliśmy postkomunistycznego prezydenta. Przede wszystkim mamy tutaj przewagę w sferze społecznej, tj. tę głębszą przewagę. Proszę pamiętać, że można mówić o dwóch pojęciach - o władzy politycznej sensu stricto: to jest rząd, który ma to, co niekiedy w politologii nazywa się centralnym ośrodkiem dyspozycji politycznej - i mamy panowanie, tzn. panowanie grupy, która ma społeczną przewagę. Ta grupa powstaje z komunistycznej nomenklatury i jej kooptantów, o których mówiłem.

Ta kontrelita komunistyczna, która kształtowała się od 1957 roku - czyli od momentu pierwszych wystąpień z partii - jest kontrelitą bardzo mocno związaną z poprzednim systemem, z jego sposobem myślenia i dystansem wobec patriotyzmu, który jednocześnie jest niezwykle korzystny z punktu widzenia budowy relacji w Europie oraz poza nią, w Stanach Zjednoczonych. Są różnego rodzaju podpowiedzi, również ze strony sił opozycyjnych. z daleka od jakiejkolwiek ideologii czy szczególnie z daleka od jakiejkolwiek ideologii narodowej, przy czym ideologią narodową nie jest coś, co wyrastałoby bezpośrednio z narodowej ideologii, tylko każda rzeczywista forma patriotyzmu. Rozpoczyna się ofensywa, co do której nie potrafię powiedzieć, czy była przygotowana, czy była częścią planu, czy był jakiś ośrodek dyspozycyjny, nie mam na to żadnych dowodów, ale jest prawdą, że początek lat 90. to bezpośredni ostry atak na Kościół. Niektórzy duchowni nawet obawiali się chodzić w sutannach po ulicy. To pełna zgoda nowych władz, także w czasie, kiedy to w większości były to władze solidarnościowe, wywodzące się z Solidarności, na kontynuację różnych pacyfikacyjnych, socjotechnicznych technik, które komuniści stosowali w czasie stanu wojennego. Wejście w szerszy obieg społeczny wszystkich tych przekazów, które są związane z seksem.

To pojawia się już w okresie stanu wojennego. To jest Owsiak, który jest elementem późnej socjotechniki stanu wojennego, kiedy przygotowywano się już do zmiany. To jest, choć w mniejszym stopniu, bo zrobił wiele rzeczy dobrych, Kotański. To jest coś, co pojawiło się już po 1989 roku, Urban i ten wielki panświnizm, tj. atak na wszelkie wartości, zupełnie brutalny, w tym także na wartości języka, ale też atak na patriotyzm, na Kościół, na katolicyzm. Mówiło się, prawdziwie czy nieprawdziwie, że pismo dawnego IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych było najsilniejszym przekazem kulturowym tego czasu. Może się myliłem, może nie. Nie wiem, czy był najsilniejszy, ale niewątpliwie był bardzo silny, bardzo intensywny. To stwarza w Polsce nową sytuację ideową, można powiedzieć: ten pierwszy etap. On później się waha. Jest różnie. Sytuacja z Kościołem się uspokaja, Akcja Wyborcza Solidarność zawiera ostatecznie konkordat - tendencja do zawarcia konkordatu istniała także w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, szczególnie jeśli chodzi o Aleksandra Kwaśniewskiego; oni jeszcze myśleli: "trzeba się ułożyć z Kościołem, bo to warunek długotrwałego rządzenia". Mamy do czynienia z pewnym okresem uspokojenia tej tendencji. Później przychodzi jej forma zaostrzona, tzn. palikotyzm. Już zupełnie bezpośredni atak na wszelkie wartości. Palikot już jawnie formułuje następującą koncepcję: "chcecie być w Europie, musicie przestać być Polakami". To zostaje powiedziane wprost. Inni tego nie podchwytują. Jest taką jednostką prowadzącą rozpoznanie walką. To zostaje w polskim życiu publicznym przez posła na Sejm powiedziane. To z kolei trzeba związać ze zjawiskiem, które pojawiło się już wcześniej, tzn. z kwestionowaniem już nie tylko narodu jako pojęcia, jako wspólnoty, która miała być wspólnotą wykluczającą, w której musi się zrodzić nacjonalizm, rozumiany ni mniej ni więcej jak szowinizm, ale w pewnej mierze z podważaniem kwestii samego państwa polskiego. Wychodzi się z założenia, że przynależność europejska jest przynależnością lepszą od polskiej, podczas gdy polskość jest spychana w sferę kompromitacji, czy - używając języka potocznego - obciachu. To jest niezwykle wręcz groźna broń, bo jeśli spojrzeć na polską historię, historię polskiej kultury, to zjawisko było silne. Nawiązano do czegoś, co jest w duszy polskiej umieszczone. To zmieniło w Polsce sytuację ideową, a dzisiaj przechodzimy do etapu kolejnego. Doświadczamy ataku na Kościół, jakiego nie było na początku lat 90., nieporównanie potężniejszego. Film "Kler", w którym zasada pars pro toto jest doprowadzona do skrajności. Mamy do czynienia z bezpośrednim atakiem na rodzinę, na dzieci, wykładnia WHO, cały ruch LGBT, gender… To jest wszystko importowane do Polski z Zachodu. To nie są mechanizmy wewnątrzpolskie. Rzeczywiście jednak zagrażają naszej tożsamości, zagrażają wobec tego naszemu narodowi, zagrażają dalszemu trwaniu i zagrażają koniec końców polskiemu państwu.

Wobec tego, w moim przekonaniu, warto sformułować coś takiego, co można by określić jako fundamenty polityki patriotycznej. Sądzę, że jeżeli przyjąć to, co moja formacja głosi od bardzo wielu lat: "Warto być Polakiem. Warto żeby Polska trwała", to trzeba uznać, że polityka wychodząca z tego bardzo krótko sformułowanego założenia, ale założenia patriotycznego, musi po pierwsze akceptować i afirmować suwerenne państwo polskie. Suwerenne dzisiaj w ramach Unii Europejskiej, w ramach NATO. Dlaczego tego dziś wymaga polski patriotyzm? Dlatego, że jeżeli spojrzeć na trzy główne wymiary polityki zewnętrznej państwa, tj. wymiar bezpieczeństwa militarnego, ale też energetycznego czy wobec cyberataków, choć to dziś postrzega się już w wymiarze militarnym, to z punktu widzenia tego wymogu, a to pierwsza przesłanka dobrze prowadzonej polityki, doprowadzić ma do tego, żeby państwo było bezpieczne; bez tej przynależności tego się nie da zrealizować.

Druga przesłanka to jest zdobywanie przez Polskę, czy każde państwo, odpowiedniego statusu. Status to pewien trwały układ, który określa sytuację państwa w relacji z innymi państwami, ale w sposób przynajmniej względnie trwały. Na przykład bycie supermocarstwem jest statusem najwyższym; łączy się w tym sensie formalnie przynależność do Rady Bezpieczeństwa ONZ i prawo weta oraz szereg innych wymogów, które łącznie tworzą ten status. Dziś takie supermocarstwa na świecie są dwa, trzecie państwo aspiruje. Są to na pewno Stany Zjednoczone i Chiny, oraz ciągle aspirująca, która straciła ten status - Rosja.

Mamy też bardziej lokalny status mocarstwowy, który jednak może się łączyć z członkostwem w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i szeregiem innych przymiotów, mam na myśli  Wielką Brytanię czy Francję. Taki status niewątpliwie mają też Niemcy, chociaż nie są członkiem Rady Bezpieczeństwa, brak im broni atomowej, ale w innych wymiarach tę pozycję mocarstwa zdołały sobie odbudować.

Są w końcu statusy niemocarstwowe państw, które mają charakter samodzielny. W potocznym języku dyplomacji mówi się czasem o państwach poważnych. To jest ten status, o który może zabiegać Polska. Może o niego zabiegać tylko w tych ramach, o których tu dziś mówiłem. Poza takimi ramami takiego statusu nie jesteśmy w stanie zdobyć. Nie twierdzę, że my już go dzisiaj mamy, ale powtarzam: on jest do zdobycia. Konstruowanie takich układów jak Międzymorze czy układ Wyszehradzki, pozwala nam zdobyć ten status tylko w tych ramach. Gdybyśmy z tych ram próbowali wystąpić, nie byłoby to w żadnym wypadku możliwe.

Wreszcie trzecia rzecz, o którą państwo musi zabiegać, to jest pozycja. Dlaczego mówię o tym oddzielnie od statusu? Dlatego, że pozycja ma to do siebie, że jest zmienna. Nawet Stany Zjednoczone mają różną pozycję. Przy końcu rządów George'a Busha miały dużo gorszą pozycję, np. niż w tym momencie. Po przegranej w Wietnamie dalej miały status supermocarstwa, ale ich pozycja międzynarodowa bardzo wyraźnie osłabła. Ta zmienność to jest coś, co różni status od pozycji. Zabiegać o pozycję, lewarować tę pozycję do góry też możemy w ramach tego układu, w którym jesteśmy, jeśli go odpowiednio dobrze rozgrywamy. Mój świętej pamięci brat to doskonale robił, lewarując tę pozycję poprzez różne układy w tej części Europy. Niektórzy tę politykę zupełnie źle zrozumieli, zupełnie naiwnie zrozumieli. Ta przynależność jest konieczna.

Państwo suwerenne musi być emanacją wspólnoty, a ta musi mieć swoją podstawę aksjologiczną. Co to oznacza w warunkach polskich? To, że niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący czy niewierzący, musi akceptować chrześcijaństwo, bo Polska kultura wyrosła z chrześcijaństwa i nie ma żadnej innej, powszechnie znanej aksjologii systemu wartości niż ten, który wyrasta z chrześcijaństwa, którego głosicielem i dzierżycielem jest kościół katolicki. Kwestionowanie pozycji kościoła katolickiego w Polsce ma charakter niepatriotyczny. Niezależnie od osobistej wiary, i niezależnie od tego, że w Kościele, który w swoim wymiarze instytucjonalnym, tym tutejszym, ziemskim, posiada wśród rzeszy duchownych i współpracujących świeckich grzeszników, musi być podstawą.

Wspólnota, poza podstawą aksjologiczną, musi mieć także podstawę realną. Nie jest wspólnotą zespół ludzi, który ma nawet wspólną aksjologię, ale których sytuacja społeczna jest zupełnie radykalnie inna, a państwo, emanacja tej wspólnoty, na to nie reaguje. Musi być prowadzona polityka społeczna, która dąży z jednej strony do likwidacji nędzy, a z drugiej strony do redukcji różnic społecznych, które w Polsce są różnicami bardzo dużymi. To jest też wymóg oczywisty.

Jest kolejny wymóg, który też w moim przekonaniu należy do kanonu polskiego współczesnego patriotyzmu - to jest wymóg polityki rozwoju. Polityki, która zmierza do tego, żeby Polska redukowała ten dystans, ciągle bardzo znaczny, który ją dzieli od państw zachodnich. Co prawda mamy już przeszło 70 proc. przeciętnej Unii Europejskiej, jeśli chodzi o produkt krajowy brutto. Zmniejszamy ten dystans. Gdy zaczynaliśmy, ten wskaźnik wynosił 47 proc.

Spójrzmy na naszego głównego partnera - Niemcy. Niemcy mają przeszło 120 proc. Ta różnica, w stosunku do naszych zachodnich sąsiadów jest cały czas bardzo duża. Naszym celem musi być osiągnięcie tego niemieckiego poziomu. Czy to jest zadanie niewykonalne? Kiedyś rozmawiałem z dziennikarzami jednego z najważniejszych pism niemieckich "Stern". Kiedy im o tym powiedziałem, to było sporo lat temu, odpowiedzieli mi: "co pan mówi? To może być za kilkaset lat". Nie proszę państwa, to może być za 20, jeżeli będzie taka różnica w tempie rozwoju, jaka jest w tej chwili. Tylko po prostu musi być uprawiana dobra polityka gospodarcza i dobra polityka w sferze finansów publicznych.

***

W Polsce jest jedna strona zaangażowana w nadawanie wojennego kształtu życiu publicznemu. I to stroną nie jest Prawo i Sprawiedliwość. Dlaczego? Jeśli weźmiemy badania socjologiczne robione poważnie, tzw. badania jakościowe, to wskazują one, że gdy zejdziemy na poziom praktyczny, to elektorat w ogromnej większości się nie różni. Ponieważ nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że my jako Prawo i Sprawiedliwość prowadzimy politykę nieporównanie efektywniejszą, sprawniejszą, dającą lepsze wyniki ekonomiczne i finansowe niż nasi polityczni przeciwnicy; gdyby tylko te względy wchodziły w grę, to praktycznie rzecz biorąc wybory byłyby niemal formalnością.

Jedyną metodą, aby utrzymać część społeczeństwa po drugiej stronie, jest budowanie muru nienawiści. Nie lubię zwrotu "język nienawiści", bo to jest wyrażenie lewactwa, służące ograniczeniu i eliminacji wolności. Dzisiaj na Zachodzie wolności słowa, wolności religii już w gruncie rzeczy nie ma albo prawie nie ma. Jeśli w Anglii nie można prowadzić poradni rodzinnych przykościelnych, bo musiałyby swatać homoseksualistów albo wręcz oddawać im dzieci, bo inaczej są instytucjami dyskryminującymi, wykluczającymi kogoś, to nie ma tam wolności religii. Nasza religia w sposób oczywisty tego zabrania. Jeśli można wylądować na komisariacie dlatego, że się powiedziało, że "z par homoseksualnych nie ma dzieci", chociaż jest to oczywista prawda, to czy to jest wolność?

Takich przykładów, włącznie z wyrokami skazującymi na więzienie, jest naprawdę bardzo dużo. Tę wolność się dziś cofa. Liczę, że pewnego dnia nastąpi jakiś odwrót, otrzeźwienie. Do tego czasu jednak musimy skorzystać z tej tradycji, o której ja w tym krótkim wystąpieniu nie mówiłem, a która oczywiście łączy się z polskim patriotyzmem.

Skoncentrowałem się na sprawie niepodległości narodu, stosunku do narodu, ponieważ tak biegła polska historia i takie problemy stawały przed tymi ruchami politycznymi czy społecznymi. Oczywiście, w polskiej historii ogromne znaczenie miała wolność. Teraz pięknie pisze o tym Andrzej Nowak. Polska musi pozostać w Europie wyspą wolności. To jeden z kanonów obecnego polskiego patriotyzmu, patriotycznej polityki polskiej. Wyspą prawdziwej wolności słowa, prawdziwej wolności religii, prawdziwej wolności politycznej.

Tekst wystąpienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego wygłoszonego na konferencji "Być Polakiem - duma i powinność" (Włocławek, 24.04.2019. Tytuł i skróty – od redakcji)