Back to top
Publikacja: 21.11.2018
Wojciech Frazik o prof. Felczaku, Węgrach i Instytucie

wywiad z doktorem. Wojciechem Frazikiem 

- Dlaczego jest Pan w Radzie Instytutu?

Zadecydowała sprawa moich związków z Wacławem Felczakiem, to że byłem jego studentem, a raczej uczniem - Profesor był moim mistrzem, uważam się za jego ucznia, a to coś więcej niż student. Jestem autorem jego obszernej biografii politycznej "Emisariusz Wolnej Polski".

- Jak Pan wspomina Profesora?

Zacząłem studia w 81 roku, a wtedy Profesor był osobą legendarną i to jako naukowiec, nie postać historyczna. Toteż od razu starałem się dostać na jego seminarium i udało mi się to już na drugim roku. To mi dało bardzo dużo, przez lata studiów miałem możliwość obcować z wybitnym naukowcem. Nie byłem więc tylko słuchaczem legendarnych wykładów Profesora. Seminarium było szkołą pracy naukowej, ale wiązały się z nim też zajęcia nieoficjalne. Profesor nieraz brał studentów po seminarium, a czasami zamiast niego, do kawiarni i tam omawialiśmy różne problemy: historyczne i polityczne. To był taki galicyjski zwyczaj prowadzenia życia politycznego w kawiarni. Dużo się dyskutowało o sprawach bieżących, ale miało to bardzo silną podbudowę historyczną. Felczak sam był członkiem nieformalnego klubu skupionego wokół profesora Henryka  Wereszyckiego, który ściągnął go po 56 roku na Uniwersytet Jagielloński i uczynił swym asystentem. 

Szukaliśmy wtedy argumentów dających nadzieję w tamtej sytuacji politycznej, a Profesor pokazywał nam na podstawie historii XIX wieku, że komunizm musi upaść. To wynikało z analizy zjawisk w wielonarodowych imperiach, gdyż oficjalnie zajmowaliśmy się problematyką narodową w monarchii habsburskiej. 

- Czy Profesor skracał dystans ze studentami takimi jak Pan? 

Profesor budził szacunek w sposób naturalny, nie można się było z profesorem spoufalić, ale z drugiej strony był to człowiek bardzo ciepły, otwarty, wręcz ojcowski w stosunku do studentów.  Więc czasem te spotkania były bardzo nieformalne. A już szczególnie gdy w 1985 roku wyjechaliśmy na Węgry. Oficjalnie był to wyjazd seminaryjny, ale profesor pokazał nam Węgry takie, jakie pamiętał ze swoich czasów studenckich. Poznał nas z wieloma Węgrami, którzy pomagali nam się tam utrzymać, żeby przez te 10 dni poznać ludzi, poznać kraj, głównie Budapeszt, chłonąc atmosferę miasta, siedząc w kawiarniach, poznając żywych ludzi. Wtedy ten dystans był najmniejszy między nami i Profesorem. Choć nadmierne spoufalanie się nie wchodziło w grę. 

- Jakie Węgry pokazał wam Wacław Felczak? 

Profesor napisał kiedyś w liście, że w Budapeszcie nie ma co zwiedzać, trzeba siedzieć w kawiarniach, rozmawiać z ludźmi i chłonąć atmosferę miasta. Oczywiście zwiedzaliśmy muzea, oglądaliśmy zabytki, byliśmy w Esztergomie, w Szentendre pod Budapesztem, ale duża część pobytu to były spotkania z ludźmi. I to oni, parę lat później, objęli wysokie funkcje państwowe na Węgrzech, gdyż Profesor znał osoby  z węgierskiej opozycji, niezbyt licznej, ale rozwijającej się wówczas. Był wręcz ojcem duchowym jej części narodowo-demokratycznej, nie tej wywodzącej się z dysydentów partyjnych, ale tej z kręgów narodowych. 

- Czy te związku z Węgrami przetrwały, kontynuuje je Pan do dzisiaj?

Tak, nawiązałem wtedy osobiste kontakty z osobami, które są wręcz sztandarowe dla związków polsko-węgierskich. Poznałem wtedy Istvána Kovácsa, Csabę Kissa, a już w Polsce Ákosa Engelmayera, który zaprosił mnie do Podkowy Leśnej na rocznicę Powstania Węgierskiego, gdzie odsłonięto wtedy tablicę, a ja miałem wykład historyczny. Te znajomości przetrwały, a dzięki nim poznawałem Węgrów także z następnego, młodszego pokolenia, jak Tibor Gerencsér czy Miklós Mitrovics, ludzie młodszego pokolenia, bardzo zaangażowani w związki polsko-węgierskie, w badanie ich historii. 

- Jak powstawała pana książka o Profesorze? 

Gdy Profesor umarł w 1993 roku, okazało się, że jako historycy niewiele wiemy, jak wyglądało jego życie, choć znaliśmy wszyscy anegdoty, które opowiadał, bo opowiadał je świetnie, głównie zresztą o innych osobach, on sam był gdzieś w tle. Więc zrodził się pomysł, żeby napisać biografię Profesora i Ela Orman, moja koleżanka z seminarium, stwierdziła "no to ty napiszesz". Zacząłem się więc rozglądać za materiałami. Pierwsze były dostępne, gdyż Profesor dostał z UOP-u kserokopie protokołów swoich przesłuchań. On to wszystko znał na pamięć, więc był bardzo rozczarowany. Ale dla mnie to był punkt zaczepienia, były nazwiska, fakty, wiadomo było, czego szukać.

W styczniu 1995 roku połączyłem to z tworzeniem filmu o profesorze przez Artura Janickiego. Pojechałem na parę dni do Londynu, gdzie znalazłem sporo materiałów. I przez następne lata wciąż gromadziłem materiały. To była ostatnia chwila, by dotrzeć do osób, które współpracowały z Profesorem w czasie lub po wojnie. Udało mi się z nimi porozmawiać, choć nie wszyscy się godzili nagrać swoje relacje, albo uzyskać archiwalia z prywatnych zbiorów.  To mnie ukierunkowało zawodowo, gdyż zetknąłem się z fascynującymi materiałami źródłowymi. Trafiłem też do Tadeusza Chciuka-Celta, który był przyjacielem Wacława Felczaka jeszcze z okresu wojennego, i uzyskałem po jego śmierci ogromne archiwum, którego on sam chyba nie przeglądnął. To duże wrażenie, gdy ma się dostęp jako pierwszy do materiałów archiwalnych, łącznie z łamaniem pieczęci, gdzie jest napisane "otworzyć po odzyskaniu niepodległości". Robi się to z wzruszeniem, wręcz z drżeniem serca. 

- Co stawia Pan na pierwszym miejscu pośród działań Instytutu im. Felczaka? 

Mnie zależałoby najbardziej, żeby kontakty międzyludzkie dzięki Instytutowi były jak najżywsze, żeby nie zamieniło się to w coś, co tworzy laurki, imprezy okolicznościowe, ale żeby służyło kontaktom międzyludzkim. Na własnym przykładzie wiem, jak są one ważne, jak wiele dają. Według mnie powinny być połączone z poznawaniem języka, bo choć młodzież dzisiaj powszechnie mówi po angielsku, to jednak nic nie zastąpi kontaktów bezpośrednio w języku danego kraju. Powinniśmy skupić się na tym, żeby istniała grupa młodych ludzi, którzy chcą się uczyć węgierskiego, którzy poznają dzięki temu Węgrów w bezpośrednim kontakcie. A te więzi będą się przekładać na więzy między narodami, więzy międzypaństwowe. Bo muszą być w społeczeństwie ludzie dobrze znający problematykę drugiego kraju, od strony historycznej, społecznej, gospodarczej.  

 

 

Dr Wojciech Frazik – polski historyk, bibliograf, działacz opozycji niepodległościowej w PRL. Jako członek Niezależnego Zrzeszenia Studentów uczestniczył w strajku studenckim na przełomie listopada i grudnia 1981 r. W latach 80. kolporter podziemnych wydawnictw. W 2012 roku obronił doktorat z historii najnowszej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 1991-2000 zatrudniony na stanowisku asystenta w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, a od 2000 roku pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej/Oddziałowego Biura Badań Historycznych w Krakowie. Autor monografii pt. Emisariusz Wolnej Polski. Biografia polityczna Wacława Felczaka (1916–1993)