ROCZNICA INTERESUJĄCEGO UKŁADU
2024-05-08
Dokładnie czterysta lat temu 8 maja 1624 roku w Wiedniu cesarz niemiecki zawarł pokój z królem Węgier Gabrielem Bethlenem (węg. Bethlen Gábor). Jego wielkie znaczenie odkrywamy w szerszym kontekście. Jest znakomitą okazją do zainteresowania się przeróżnymi czynnikami, które miały w XVII wieku wpływ na całą Europę, na skutki, będące korzeniami sytuacji dzisiejszej.
WOJNA TRZYDZIESTOLETNIA
Skrajne interpretacje wydarzeń historycznych wyrażają się w opiniach, że wszystko, co wydarzyło się kiedykolwiek, miało – choćby najmniejszy – wpływ na to, w jakich warunkach żyjemy dziś. Wojnę trzydziestoletnią (węg. Harmincéves háború) (1618-48) jako długi ciąg zmagań wojskowo-cywilnych i towarzyszących jej kulis dyplomatycznych wszyscy uznają za naczelne wydarzenie XVII wieku, które zmieniło oblicze Europy, a nawet zdecydowało o trendzie dalszych zmian w przyszłości.
Zaczęła się od znieważenia posłów cesarskich na hradczańskim zamku w Pradze, ale ponieważ zwaśnione strony szykowały się do wielkiej rozgrywki od dawna, więc incydent praski był tylko rzuceniem iskry na nagromadzone prochy. Wkrótce Czesi obrali na władcę, konkurującego z Habsburgami kandydata protestanckiego Fryderyka i cała Rzesza stanęła w ogniu. W największym uproszczeniu podział rysował się na zasadzie religijnej: katolicy kontra protestanci. Ale to był tylko antagonizm wewnątrzniemiecki. W rzeczywistości problem polegał na rywalizacji państw habsburskich z koalicją burbońską, w której obok Francji główną rolę odgrywały Szwecja i Turcja. Pokazują to doskonale mapy, na których jednym kolorem pomalowane kraje sojusznicze Habsburgów okalają Francję, ale za to polityczny trójkąt muzułmańsko-protestancko-katolicki okrąża Niemcy. Ale i to jeszcze nie wszystko, bo dla odzwierciedlenia całości ówczesnego zjawiska politycznego można stwierdzić, że właściwie każdy władca europejski w sytuacji tego konfliktu musiał opowiedzieć się po jednej ze stron. Jeśli nawet nie włączył się oficjalnie do wojny trzydziestoletniej to albo brał udział w zmaganiach na innych scenach tej wojny (poza Niemcami), albo jakkolwiek wspomagał rywalizujące strony. Ogromną rolę odgrywało w konflikcie papiestwo, które najlepszą na świecie dyplomacją sterowało polityką zagraniczną większości państw europejskich, co wykazał niedawno doskonale Paweł Duda w pracy „Krzyż i karabela: polityka zagraniczna Rzeczypospolitej Obojga Narodów w ocenie dyplomacji papieskiej w latach 1623-1635” (wyd. Uniwersytetu Śląskiego, 2019 r.), a co warto zgłębiać przez wydawnictwa źródłowe korespondencji nuncjuszów papieskich z watykańskim Sekretariatem Stanu, długą i ambitną serię, zainicjowaną przez prof. Karolinę Lanckorońską.
Pod wpływem papieskich nuncjuszy pozostawali władcy polscy. Z kolei Węgrzy, podzieleni na zwolenników Habsburgów i sułtanów próbowali wykorzystać sytuację do poprawy własnej pozycji, a ponieważ osiągnięcie pełnej suwerenności było w dalekiej perspektywie, więc najczęściej myśleli choćby o połączenie ziem dawnej Korony Świętego Stefana w jedność – choćby od kogoś zależną. Ta gra polskiemu czytelnikowi może nasunąć na myśl – uczciwszy wszelkie różnice – sytuację Polaków z XIX wieku, gdy myśleli, że jakikolwiek jeden zaborca byłby już lepszy niż trójka, bo naród nie byłby podzielony.
POLACY I WĘGRZY W DYPLOMATYCZNYM TYGLU
Rzeczpospolita Obojga Narodów nie brała oficjalnie udziału w wojnie trzydziestoletniej, do której była wciągana przez Habsburgów i papiestwo, ale za to musiała walczyć z przeciwnikami Habsburgów (Szwecją i Turcją), z którymi miała zadawnione spory. Od dłuższego czasu (połowy XV wieku) nie biliśmy się wprost z Turcją, ale konflikty dotyczyły wpływów w księstwach naddunajskich. Ich szczególne ożywienie oraz rabunkowe tzw. „chadzki” kozackie na ziemie sułtańskie przebrały miarkę i już w 1617 roku doszło do najazdu tureckiego, zażegnanego traktatem w Buszy przez hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Do potężnego zwarcia doszło jednak po interwencji polskiej w Transylwanii w 1619 roku (także w związku z wojną trzydziestoletnią, bo po atakach Węgrów na Wiedeń) i skończyło się klęską cecorską (1620 r.). Na następny rok spodziewano się wielkiego najazdu sułtańskiego na Rzeczpospolitą, co mogło też przesądzić nawet o wyeliminowaniu państwa życzliwego Habsburgom z polityki. W sytuacji śmiertelnego zagrożenia Rzeczpospolitej ze strony tureckiej, rozpoczynający swój krótki pontyfikat 1621 roku Grzegorz XV Ludovisius poprzez dyrygenta nuncjaturami – czyli swego nepota – instruował posyłanego do Zygmunta III stałego przedstawiciela Cosmasa de Torresa słowami: „powinienby cesarz i xiążęta niemieccy nie tylko pozwolić swym ludziom zaciągnąć się pod chorągwie polskie, ale nawet posłać im wojska na pomoc, powinienby cesarz, podczas gdy Turek obróci się na Polskę, uderzyć na niego przez Węgry, jeżeli stan rzeczy w tym kraju i innych jego państwach pozwoli mu to uczynić”. Wszelkie pozory wspierania Rzeczpospolitej przez cesarza Ferdynanda II (węg. II. Ferdinánd magyar király) miały w istocie za główny cel całkowite związanie nas z losem Habsburgów i dołączenie nas do Ligii, która z Wenecją i Hiszpanią oraz państewkami włoskimi mogłaby w ostatecznym efekcie pokonać wrogów papiestwa. Przybyły w początkach 1622 roku do Warszawy dyplomata cesarski Hans Jakob Kurtz von Senftenau spotykał się z nuncjuszem Torresem i uzgadniali taktykę postępowania. Celem najbliższym było związanie w walce Rzeczpospolitej z Wysoką Portą Otomańską (węg. Török Porta), by ta nie mogła wspierać Węgrów pod wodzą Grzegorza Bethlena w jego walkach z cesarzem. Wyrażał to doskonale fragment instrukcji papieskiego Sekretariatu Stanu dla kolejnego nuncjusza papieskiego przy królu Zygmuncie III, czyli bp. Lancelottiego: „Wstępując na Tron Piotrowy, Jego Świątobliwość nabrał zarazem wielkiej nadziei, że zdoła dokonać tego, o co daremnie trudzono się przez wiele wieków, a mianowicie zjednoczyć wieczystym przymierzem Polskę i Niemcy przeciwko Turcji i skłonić resztę Chrześcijaństwa do połączenia się z nimi”, a informacja o zawarciu pokoju polsko-tureckiego w Chocimiu została przyjęta przez cesarstwo i papiestwo z największym smutkiem, bo przegapiona została okazja do utworzenia szerokiego sojuszu antytureckiego.
UKŁAD WIEDEŃSKI
Książę transylwański Grzegorz Bethlen (węg. Bethlen Gábor), tytułujący się w latach 1620-21 nawet królem Węgier, przewodził powstaniu przeciw Habsburgom. W 1619 roku przyszedł z pomocą Czechom, ale rajd lisowczyków, wynajętych przez cesarza Ferdynanda II, a pustoszących Transylwanię zmusił go do wycofania z pustoszenia okolic Wiednia. Toczył jednak inne działania wojenne i był skłonny do wspomożenia każdego wroga Habsburgów. Ekscytowany przez kard. Armanda de Richelieu w 1623 roku podjął kolejną akcję dywersyjną przeciw Niemcom i udało m się nawet otoczyć pod Hodoninem na Morawach duże wojska cesarskie, dowodzone przez Albrechta Wallensteina, co groziło załamaniem możliwości wojennych Ferdynanda II. Przerażony cesarz zaproponował Bethlenowi zawarcie pokoju na wzór tego, który podpisali w Nikolsburgu (węg. Nikolsburgi béke) w styczniu 1622 roku, czyli przywracający granice sprzed działań wojennych.
HISTORIA NAUCZYCIELKĄ ŻYCIA
Choć prawdą jest, że historia się nie powtarza to jednak mamy szansę uniknąć pewnych błędów poprzez właściwą analizę dziejów. Geopolityka zaś ma to do siebie, że położenie geograficzne stwarza podobieństwo intryg i rozwiązań politycznych po wielekroć, choć zadaniem dyplomatów jest takie zakamuflowanie swych projektów, aby maksymalnie osłabić możliwość przejrzenia ich przez innych uczestników polityki.
Do informacji z powyższych podrozdziałów dodać koniecznie należy, że Francja osobiście jak najdłużej nie angażowała się do wojny trzydziestoletniej, a Anglii udało się w nią wcale nie włączyć przy uzyskaniu sporych profitów ze szczucia kolejnych sił przeciw swym własnym wrogom. Zarówno Polacy jak i Węgrzy mieli być wykorzystywani i nawet przejściowo dali się wciągnąć w ofiarną działalność na rzecz podmiotów, które cudzymi rękami chciały pokonywać wrogów. Szykowano nawet Polakom i Węgrom znacznie cięższe starcie, wyniszczające nas wzajemnie.
Wycofanie się Rzeczpospolitej z konfliktu z Wysoką Portą Otomańską uchroniło nas przed wojną także przeciw Węgrom, a pokój w Wiedniu, kładący (przynajmniej na jakiś czas) kres wojnie w środku Europy uchronił być może nawet miliony ludzi przed utratą życia. (Dla porównania: oblicza się, że represje habsburskie wobec Czechów pomniejszyły populację czeską z czterech milionów czterokrotnie!) Nie sposób oprzeć się pytaniu, czy po czterystu latach potrafimy być na tyle rozsądni, aby nie dać się szczuć ku naszym konfliktom i stratom…
Piotr Boroń