Sport

RUN! – rozmowa z Ádámem Dergánem, uczestnikiem Maratonu Warszawskiego, zastępcą dyrektora generalnego węgierskiej Komisji Pamięci Narodowej (NEB)

2024-10-04

46. Maraton Warszawski odbył się w niedzielę 29 września i cieszył się ogromnym zainteresowaniem – wzięło w nim udział ponad osiem i pół tysiąca biegaczy z całego świata. Z tej okazji rozmawialiśmy z Ádámem Dergánem, zastępcą dyrektora generalnego węgierskiej Komisji Pamięci Narodowej (NEB), który przybył do stolicy Polski jako uczestnik maratonu.


Fotó: KGy


To już Pana czwarty maraton i co ważne – wszystkie cztery maratony przebiegł Pan w stolicach Grupy Wyszehradzkiej. To chyba nie przypadek?

Było to świadome, jak najbardziej. W 2019 roku wziąłem udział w pierwszym maratonie w Budapeszcie, w moim rodzinnym mieście, i wtedy wpadłem na pomysł, aby w kolejnych latach przebiec maratony w innych stolicach V4. Jednak z powodu epidemii koronawirusa musiałem poczekać do 2022 roku. Wtedy wystartowałem w maratonie w Pradze, w 2023 roku w Bratysławie i tak się złożyło, że akurat w tym roku mogłem przyjechać do Warszawy, co jest bardzo ważne z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że w tym roku przypada 100. rocznica pierwszego maratonu w Polsce, po drugie 80. rocznica Powstania Warszawskiego z 1944 roku, a po trzecie, dzisiejszy bieg wygrał nasz rodak, Levente Szemerei, który zwyciężył w naprawdę niezwykły sposób: pobił węgierski rekord, który utrzymuje się od ponad 30 lat, z wynikiem 2 godzin 10 minut 43 sekund. Wyjątkowe było dla mnie również zakończenie mojego maratonu stolic V4 maratonem warszawskim, ponieważ w tym roku Polska sprawuje rotacyjną prezydencję V4. Do okrągłych rocznic mogę dorzucić jeszcze jedną – moje miejsce pracy, Komisja Pamięci Narodowej, kończy w tym roku 10 lat, więc dzisiejszy bieg był naznaczony takimi rocznicami.

Jestem jednym z tych, którzy mogli uczestniczyć w działaniach Komisji Pamięci Narodowej od samego początku. Miałem okazję pracować w tym zespole od 1 marca 2014 roku i z biegiem lat stało się dla mnie jasne, że współpraca Grupy Wyszehradzkiej jest bardzo ważna z tego prostego powodu, że nasze kraje, Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, znalazły się po złej stronie żelaznej kurtyny, miały takie same doświadczenia dyktatury komunistycznej i przeszły przez to samo. Uważam, że zamiast patrzeć na to, co nas dzieli, powinniśmy skupić się na tym, co nas łączy. A to, co nas łączy, to jest właśnie wspólna przeszłość, wspólne doświadczenie i związana z nimi wspólna działalność naukowa. W trakcie mojej pracy miałem okazję odwiedzać te kraje i organizować wspólne wydarzenia, a także rozwijać osobiste kontakty z pracownikami tych instytucji. Tak naprawdę, kiedy pod koniec 2017 roku zacząłem biegać i doszedłem do takiego etapu, że mogłem przebiec maraton, pomyślałem, że nie będę startował w bardzo popularnych maratonach, takich jak maraton berliński, londyński czy bostoński, ale chciałbym pobiec w stolicach krajów Grupy Wyszehradzkiej, które osobiście są mi znacznie bliższe.

 

Jeśli ktoś wejdzie na stronę NEB, zobaczy, że ściśle współpracujecie Państwo z polskim Instytutem Pamięci Narodowej, zakładam więc, że nie jest to pierwsza wizyta w Warszawie. To partnerstwo jest ważnym elementem przyjaźni polsko-węgierskiej i współpracy w Europie Środkowo-Wschodniej. Jak to się zaczęło i jak to wygląda obecnie?

To moja czwarta wizyta w Warszawie, z czego pierwsze trzy były podróżami służbowymi, ponieważ, jak Pani wspomniała, mamy właściwie bliźniacze relacje z IPN, polskim Instytutem Pamięci Narodowej. Kiedy na początku 2014 roku utworzono węgierską Komisję Pamięci Narodowej, pierwsza oficjalna podróż zagraniczna Komisji odbyła się do Warszawy, a pierwsze oficjalne porozumienie o współpracy z naszymi zagranicznymi instytucjami partnerskimi zostało również podpisane z IPN na początku 2015 roku i od tego czasu mamy bardzo aktywną i owocną współpracę. Miałem okazję odwiedzić siedzibę tej organizacji w Warszawie, wydaliśmy wspólne publikacje, przygotowaliśmy wspólne wystawy, zorganizowaliśmy wspólne konferencje, więc myślę, że współpraca polsko-węgierska miała ogromne znaczenie również w naszej pracy w ciągu ostatnich 10 lat.

Kiedy ustawodawca zaczął badać możliwości utworzenia takiego rodzaju państwowego instytutu naukowego na Węgrzech – w państwie należącym do Europy Środkowo-Wschodniej – który zajmowałby się zachowaniem pamięci narodowej i badaniami naukowymi nad dyktaturą komunistyczną, ważnym elementem tego badania było zapoznanie się z działalnością IPN. Podobnie było z instytutami pamięci narodowej w Czecha i Słowacji, z którymi również nawiązaliśmy przez te lata bardzo ścisłą współpracę. Poza V4 mamy także dobre relacje z naszymi rumuńskimi, słoweńskimi, niemieckimi, amerykańskimi i hiszpańskimi partnerami.

 

Jak Pan wspomniał, nie była to Pana pierwsza wizyta w Warszawie, ale tym razem z pewnością zobaczył Pan miasto z zupełnie innej perspektywy. Jakie to było doświadczenie? Czy człowiek biegnący na takiej długiej trasie ma czas lub energię na zwiedzanie?

Wiele lat temu, gdy byłem dziennikarzem, pracowałem dla Biura Sportowego w Budapeszcie (BSI), które organizuje budapeszteńskie maratony, a moim zadaniem było przeprowadzanie wywiadów z zagranicznymi biegaczami. Z Nowej Zelandii, Kanady, Japonii, Francji, Holandii i wielu innych, miałem okazję rozmawiać z przedstawicielami licznych narodów i mogę powiedzieć, że wielu z nich podróżuje z kraju do kraju, a nawet z kontynentu na kontynent, właśnie dlatego, że mogą w ten sposób połączyć przyjemne z pożytecznym. Ponieważ bieganie jest jedną z ich ulubionych rozrywek, a druga to podróżowanie, więc półmaraton lub maraton to świetny sposób na zwiedzenie miasta. Można dotrzeć do wielu miejsc w mieście, do których inaczej nie byłoby się w stanie dotrzeć w tak krótkim czasie. Dla mnie bardzo miłe było to, że naprawdę wszyscy, których pytałem, jednogłośnie twierdzili – i myślę, że szczerze – że maraton w Budapeszcie był jednym z najpiękniejszych biegów, w jakich brali udział. Myślę, że organizatorzy maratonów w dużych miastach starają się pokazać uczestnikom swoje miasta od jak najpiękniejszej strony, ale równie ważne jest, aby w miarę możliwości unikać dużych przewyższeń. Pod tym względem maraton warszawski odbył się na trasie przyjaznej dla biegaczy, z niewielkim przewyższeniem wynoszącym około 112 metrów. Jest to w zasadzie płaska trasa i można powiedzieć, że szybka, ale oznacza to również, że nie biegliśmy cały czas przez miejsca wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mój pogląd jest taki, że dopóki mam energię na zwiedzanie, cieszę się, że mogę trochę pozwiedzać, a tutaj w Warszawie na przykład obiegnięcie Stadionu Narodowego było wspaniałym doświadczeniem, Stare Miasto było piękne, ale na ostatnich 10–15 kilometrach chodziło nam bardziej o przetrwanie, wtedy człowiek już mniej koncentruje się na zabytkach, a bardziej na tym, by móc przez chwilę jeszcze postawić jedną nogę przed drugą. Wybrzeże Wisły nie było w tym roku częścią wyścigu, ale miałem przyjemność biec tam w 2019 roku, kiedy byłem tu służbowo.

 

Przygotowywanie się do maratonu to ogromny wysiłek i ciężki trening, ale chyba nie dla kogoś, kto czerpie z tego frajdę? Czy miał Pan już okazję biegać w innych miejscach w Polsce?

Polska ma wielką tradycję tzw. biegów pamięci, a kiedy dowiedziałem się, że Polacy od wielu lat organizują biegi pamięci w całym kraju z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych (1 marca), pomyślałem, że chciałbym przyjrzeć się temu bliżej. Miałem okazję pojechać do Krakowa 1 marca 2020 roku, tuż przed pierwszą falą epidemii koronawirusa, i według mojej najlepszej wiedzy byłem pierwszym Węgrem, który wziął udział w biegu „Tropem Wilczym”. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby można było tradycję takich biegów wprowadzić również na Węgrzech.

Dokądkolwiek podróżuję za granicę, czy to służbowo, czy wypoczynkowo, bez względu na to, jak mała jest moja torba, zawsze jest w niej miejsce na strój do biegania. Dla mnie to faktycznie hobby, na każdym wyjeździe muszę mieć czas przynajmniej na jeden bieg. Ukończyłem maraton warszawski w 4 godziny 11 minut 10 sekund, co jest poniżej mojego osobistego rekordu, ale nie mogłem trenować tyle, ile powinienem. Dlatego nie przyjechałem tu dziś z nadzieją na indywidualny rekord, ale na ukończenie biegu, co mi się udało.