Back to top
Publikacja: 31.10.2019
Pamięć i modlitwa. Refleksje wokół 1 listopada
Kultura


Zwiększony ruch wokół cmentarzy zaczyna się w Polsce i na Węgrzech na wiele dni przed Uroczystością Wszystkich Świętych, kiedy zarówno na wielkie i znane jak i na te małe, lokalne nekropolie zjadą się tłumy. Przed listopadowymi świętami, na tydzień z górą, parkingi przed cmentarzami wypełniają się, a na samych cmentarzach można spotkać wielu ludzi. Polacy i Węgrzy zawczasu porządkują groby swoich bliskich zmarłych. 1 listopada – w Uroczystość Wszystkich Świętych, po węgiersku Mindenszentek, kiedy przyjadą odwiedzić je krewni i znajomi, będą już czyste i udekorowane kwiatami. Odwiedzający postawią znicze, opowiedzą o pochowanym dziadku, czy ciotce towarzyszącym im dzieciom, jeśli są wierzący zmówią modlitwę za duszę zmarłego. Tak, by trwała pamięć, a z nią nasza rodzinna, społeczna i narodowa tożsamość. By kultywować miłość, wiarę i nadzieję na spotkanie w innym świecie.

 

 

ZNANI I NIEZNANI

Zarówno w tradycji węgierskiej jak i polskiej żywy jest zwyczaj nawiedzania nie tylko grobów krewnych, ale też osób znanych i znaczących dla historii, nauki, sztuki i kultury narodu. I tak mieszkańcy Budapesztu tłumnie przychodzą na otwarty w połowie XIX wieku cmentarz przy ulicy Fiumei (dawniej Kerepesi), który stał się najbardziej prestiżowym miejscem pochówku na Węgrzech. Tutaj znajdują się groby takich słynnych Węgrów jak poeta Endre Ady de Diósad, pisarz i parlamentarzysta Mór Jókai de Ásva, bohater narodowy i przywódca rewolucji węgierskiej Lajos Kossuth, pierwszy premier Węgier Lajos Batthyány, czy pisarz i laureat Nagrody Nobla Imre Kertész. Nie brakuje na tej słynnej nekropolii także polskich akcentów. Jest tu pochowany między innymi książę Mieczysław Korybut Woroniecki – uczestnik węgierskiej Wiosny Ludów, pułkownik jazdy oddziału polskiego 1848-49. Cmentarz Fiumei to świadectwo ponad stu siedemdziesięciu lat węgierskich dziejów, gdzie secesyjne nagrobki i potężne mauzolea, zaprojektowane przez największych artystów, są historią same w sobie.

Warszawiacy z kolei licznie odwiedzają cmentarze na Powązkach – zarówno założone pod koniec XVIII wieku piękne, zabytkowe Stare Powązki, gdzie pochowanych jest wielu wybitnych i zasłużonych Polaków, z działaczami narodowymi i żołnierzami powstań niepodległościowych włącznie, jak i założone w 1912 roku Powązki Wojskowe, na których zgodnie spoczywają żołnierze obu wojen światowych, obrońcy Warszawy z 1920 roku, powstańcy warszawscy i cywile polegli podczas powstania, budowniczowie komunistycznego nowego ładu złożeni w starej alei zasłużonych i ofiary mordów dokonanych przez służący im Urząd Bezpieczeństwa. Leżą tu ofiary katastrowy polskiego samolotu rządowego pod Smoleńskiem w 2010 roku i spoczywają ludzie zasłużeni dla polskiej kultury, nauki i historii jak rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz, badacz Antarktydy Henryk Arctowski, aktor Jan Machulski, lekkoatletka Kamila Skolimowska, piłkarz Kazimierz Deyna, Alina i Czesław Centkiewiczowie – małżeństwo reportażystów i pisarzy, bard Jacek Kaczmarski, Marian Falski, z którego elementarza uczyły się czytać pokolenia Polaków i bardzo wielu innych. 1 listopada znicze zapłoną zarówno na grobach tych znanych i uznanych jak i na starych, zapomnianych nagrobkach, o które nie dba już nikt z rodziny.

 

 

GDY GROBY BLISKICH SĄ DALEKO

Dla Timei Balajczy, Węgierki z Budapesztu, która od czasu ślubu z Polakiem – Robertem – mieszka i prowadzi firmę lingwistyczną w Warszawie, wyjazd na groby bliskich 1 listopada często nie wchodzi w rachubę, bo praca zawodowa i obowiązki rodzinne wykluczają taką eskapadę. To nie znaczy, że nie pamięta o swoich zmarłych. Zazwyczaj jeździ na Węgry we wcześniejszym terminie i razem z mamą odwiedzają cmentarze i palą światła na grobach bliskich. Timea, odwiedzając węgierskie cmentarze, lubi również przystawać przy ogrodach pamięci, gdzie coraz częściej bliscy rozsypują skremowane prochy swoich zmarłych. To pięknie zaaranżowane przestrzenie, z płynącą wodą i miejscem, gdzie można zapalić znicze lub położyć kwiaty. W Polsce, inaczej niż na Węgrzech, obowiązujące prawo nie pozwala na taką formę pochówku.

Z obserwacji Timei wynika, że zarówno Polacy, którzy w większości identyfikują się z katolicyzmem, jak i Węgrzy, którzy są społeczeństwem bardziej zróżnicowanym pod względem religijnym i mają większy odsetek osób niewierzących, prezentują podobne podejście do pamięci o swoich zmarłych – dbają o ich nagrobki, starają się w rodzinach kultywować pamięć o tych, którzy odeszli. Ona sama opowiada swoim trzem córkom o węgierskich przodkach, których nie ma już wśród żywych, starając się zaszczepić w nich świadomość korzeni i rodzinnego dziedzictwa.

Angelika Korszyńska-Górny, Węgierka z Zakarpacia, 1 listopada też nie odwiedzi grobów swoich najbliższych. Są w Użhorodzie na Ukrainie, siedem godzin jazdy samochodem od Warszawy, gdzie mieszka z mężem Grzegorzem i piątką ich dzieci. Grzegorz pochodzi z Wrocławia, jego krewni również pochowani są daleko od stolicy, więc we Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny idą całą rodziną na grób księdza Popiełuszki przy kościele św. Stanisława Kostki, a potem na Cmentarz Powązkowski. Stawiają też światła i kładą kwiaty na grobach, na które dziś już nikt nie przychodzi. Modlą się za pochowanych tam ludzi, pamiętając też o swych bliskich zmarłych.

Dla większości z nas to oczywiste, że 1 listopada tłumnie odwiedzamy groby bliskich, a wierzący dokładają starań, aby nawiedzić cmentarze także 2 listopada. Doświadczenie Angeliki uświadamia, że takie świętowanie to przywilej ludzi wolnych: „Na radzieckiej Ukrainie wszelkie praktyki religijne, w tym chodzenie na groby, były zakazane. To był bardzo trudny okres i w takim czasie się wychowywałam. Kiedy w 1991 roku otworzono kościoły i pozwolono na kult religijny, mnóstwo ludzi nawet nie wiedziało, jakie są te dotąd zakazane zwyczaje, to pamiętały tylko staruszki. Świadomość zmieniała się powoli, jakby po omacku. Ale pamiętam, że wieczorem 1 listopada 1991 roku na cmentarzu blisko mojego domu, jak nigdy dotąd pojawiło się bardzo dużo ludzi z kwiatami i ze świecami. Szłam wraz z nimi i byłam bardzo wzruszona.”

Rodzice Angeliki dbali to to, by ich trzy córki znały historię rodziny. Dziś ta wiedza przekazywana jest kolejnemu pokoleniu, bo groby mogą być daleko, ale rodzina i jej historia powinny być bliskie sercu i żyć w pamięci: „Moi przodkowie byli ludźmi, którzy brali aktywny udział w życiu lokalnej społeczności. Pradziadek mojej mamy był burmistrzem miasteczka. Z tego, co wiem, to mieliśmy dwóch księży z rodziny Korszyńskich, a ze strony babci – mnichów prawosławnych. Jeden z nich – ojciec Bazyli (Wasyl) – dwa razy szedł na piechotę z Zakarpacia na półwysep Athos. Za drugim razem już tam pozostał. To byli piękni ludzie i czuję się z nimi mocno związana.”

Szczególnie bliski sercu Angeliki jest mnich Bazyli. Ma jego zdjęcie i poczucie, że opiekuje się on jej rodziną. „To był bardzo emocjonalny człowiek, o którym mówiono, że albo będzie święty, albo skończy w więzieniu. Kiedy dotarł za drugim razem na Athos, rodzina straciła z nim kontakt. Próbowaliśmy się dowiedzieć, jak potoczyły się jego losy i okazało się, że wszedł w konflikt ze swoim przełożonym – bardzo trudnym człowiekiem i poturbował go fizycznie. Bazyli tak bardzo cierpiał z powodu, że się nie powstrzymał i doszło do rękoczynów, że założył wór pokutny, poszedł w świat i ślad po nim zaginął. Często się za niego modlę i proszę go o modlitwę za jednego z naszych synów, który też jest raptusem.”

 

 

POLSKIE GROBY W BUDAPESZCIE

Większość obecnych parafian polskiej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Budapeszcie jedzie na Wszystkich Świętych do Polski. W stolicy Węgier zostaje niewielu, wśród nich ci, którzy od pokoleń są związani z tym miastem i których przodkowie spoczywają na cmentarzu Rákoskeresztúr w X Dzielnicy. To potomkowie XIX-wiecznej emigracji za pracą i chlebem, która ściągnęła ubogich mieszkańców Galicji do rozbudowującego się Budapesztu, łaknącego rąk do pracy – głównie w kamieniołomach, przy wydobyciu gliny, wyrobie cegły i pracach budowlanych. „Na przełomie XIX i XX wieku w kolonii mieszkało kilka tysięcy Polaków. Na początku XX wieku mieli już tutaj swojego polskiego księdza z Lwowa – Wincentego Danka, który organizował ich życie religijne, społeczne i kulturalne. Pojawiła się idea budowy kościoła, którą zrealizowano dopiero po I wojnie światowej. Kościół został poświęcony w 1926 roku i wybudowano go ze zbiórki przeprowadzonej wśród Polaków.” – opowiada ksiądz Krzysztof Grzelak SChr., który od pięciu lat jest proboszczem polskiej parafii w stolicy Węgier. W latach czterdziestych zawierucha wojenna i powojenne roszady spowodowały, że większość Polaków wyjechała i w Budapeszcie została tylko garstka. Po latach dołączyła do nich nowa grupa emigrantów – ci, którzy przyjechali tu w okresie od lat 60-tych do 80-tych w ramach wymian studenckich oraz Polki, które wyszły za Węgrów. Ksiądz Krzysztof nazywa tę grupę „emigracją sercową”. Dziś ci ludzie to gros jego parafii.

 

 

Co roku 1 listopada wspólnota parafialna gromadzi się na cmentarzu Rákoskeresztúr na Mszy Świętej. Jest tu kwatera, na której pochowano ponad stu polskich żołnierzy poległych i zmarłych podczas II wojny światowej. Wokół niej są pochowani inni Polacy, z których większość zmarła w okresie drugiej wojny. W sumie jest tu około stu czterdziestu polskich grobów. „Na Mszę przychodzi od siedemdziesięciu do dziewięćdziesięciu osób, wśród nich są przedstawiciele polskiej ambasady, wraz z ambasadorem. Wieloletnią tradycją jest, że gromadzimy się tutaj wspominając swoich bliskich zmarłych, poległych żołnierzy i tych, którzy żyli na węgierskiej ziemi i tu zostali pochowani.” – mówi ksiądz Krzysztof Grzelak i podsumowuje: „Modlitwa jest potrzebna naszym bliskim zmarłym i nam. Ta potrzeba jest oczywista dla wielu, niezależnie od tego na ile silna czy świadoma jest ich wiara. Nie można ograniczać się do samej tęsknoty za tymi, którzy odeszli.”

 

Wieczne odpoczywanie,

Racz im dać Panie,

A Światłość Wiekuista niechaj im świeci. Amen

 

tekst i zdjęcia:

Marta Dzbeńska Karpińska

politolog i fotograf, redaktorka portalu wrodzinie.pl