Back to top
Publikacja: 08.10.2019
Nowa książka Łukasza Kobeszki
Kultura


Ze Wstępu:

 

 

Dobra zmiana”, „koniec imposybilizmu”, „zerwanie z polityką TINA” (od angielskiego powiedzenia „there is no alternative”), „kres państwa z dykty”, „odejście od neokolonializmu”, „wstawanie z kolan”, „sprzeciw wobec ideologii multi-kulti”, „powrót do korzeni chrześcijańskich”. Pojęcia, które od kilku lat nie schodzą z pierwszych stron gazet i portali internetowych pod różnymi szerokościami geograficznymi. Używane od Warszawy, Budapesztu, Pragi i Bratysławy, po Bukareszt, Sofię, Wiedeń i Rzym, nie wspominając o drugiej stronie Atlantyku. Słowa-klucze, tworzone już nie tylko przez publicystów, autorów niszowych opracowań lub znanych w wąskich kręgach specjalistów z dziedziny badań społecznych, ale pojęcia które weszły do realnej polityki i realnie toczącej się debaty publicznej. Dyskusji, w której padają najbardziej fundamentalne pytania o przyszłość Polski, Węgier, Czech i Słowacji, Austrii, Włoch i całej Europy.

 

Jakie są idee przyświecające ekipom rządzącym w coraz większej ilości krajów Starego Kontynentu, wyniesionych do władzy na fali sprzeciwu społeczeństw doświadczonych przez wielki kryzys przełomu pierwszych dekad XXI wieku? A raczej całą sekwencję kryzysów: od kryzysu wartości, przez finansowo-gospodarcze, po migracyjny? Czym chcą trafić do narodów przeoranych lękami przed terroryzmem i niekontrolowaną migracją, niestabilnością instytucji państwowych, nieprzewidywalnością rynku pracy i coraz bardziej zanikającą sferą publiczną, zastępowaną przez wirtualny świat bez jasnych reguł i punktów oparcia? Co oferują  wspólnotom coraz mocniej odczuwającym na własnej skórze podcinanie własnych korzeni, wierzeń i tradycji, zanikającą obecność kultury chrześcijańskiej i skutki niezrozumiałej i aberracyjnej niekiedy niechęci przed akcentowaniem tożsamości oraz poczuciem związków z ojczystą historią?

 

***

Amerykański ekonomista John Williamson, na progu wielkich zmian 1989 roku prezentujący w Waszyngtonie swój słynny „dekalog” nowego, post-zimnowojennego porządku globalnego systemu gospodarczego i finansowego nie przewidział zapewne, że po blisko trzydziestu latach tzw. Konsensus Waszyngtoński zostanie uznany za szkodliwy anachronizm. Postulaty szybkiej prywatyzacji nie robią dzisiaj na nikim wrażenia, a zwłaszcza w naszej części Europy, gdzie funkcjonujące przez lata przedsiębiorstwa z oryginalną myślą techniczną, własnymi rynkami zbytu i stałym kręgiem konsumentów zostały nieomal z dnia na dzień sprzedane w obce ręce i często doprowadzone do upadku. Czym może być likwidacja barier dla agresywnie działającego kapitału zagranicznego przekonali się właściciele małych sklepów w Białymstoku, Katowicach czy Przemyślu, których małe, rodzinne biznesy upadły pod naporem centrów handlowych. Przez lata zwalnianych z podatków, transferujących swoje zyski poza granice, a dla swoich pracowników mających tak „atrakcyjne” propozycje jak praca w niedziele i święta.

 

Janusowe oblicze deregulacji rynków i konkurencji poznali szeregowi odbiorcy mediów, przez długi czas karmieni, niezależnie od poszczególnych tytułów, identyczną narracją miłą uszom wielkich, zagranicznych konsorcjów wydawniczych. Tak zwane reformy podatkowe skoncentrowane na obniżaniu stóp i tworzeniu nieprzejrzystego systemu, w którym wyłudzenia podatku VAT stały się normą działania dla wielu firm i całych branż, są odczuwalne w krajowych budżetach po dziś dzień. Cięcia wydatków publicznych i świadczeń socjalnych, mające rzekomo doprowadzić do bardziej efektywnego i sprawnego państwa, wyrzuciły poza jego nawias tysiące słabszych, mniej radzących sobie w dynamicznej współczesnej rzeczywistości. Finalnie zresztą zupełnie podważając zaufanie do tego, że współczesne państwo, obok wymagań, jest im również w stanie coś zaoferować. Gwarancja praw własności szybko przerodziła się we własną karykaturę, pozwalającą działającym poza wszelką kontrolą kastom prawników powoływać dla ponad stu letnich - ponoć wciąż żyjących – właścicieli kuratorów dla kamienic wykupowanych masowo przez handlarzy roszczeń w Warszawie. Uelastycznienie prawa i warunków pracy szybko zaowocowało największą ilością umów śmieciowych i brakiem perspektyw emerytalnych dla młodego pokolenia. Skomercjalizowanie sfery usług publicznych, w tym edukacji, służby zdrowia i komunikacji nie stały się cudownym wynalazkiem poprawiającym dobrostan społeczny. Ludzie nie stali się od nich bardziej zdrowi, a poziom wiedzy o świecie nie uległ w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych wielkiej zmianie na lepsze. Paradoksalnie, prywatyzacja tych dziedzin doprowadziła wręcz do uwstecznienia wielu obszarów życia. Dobitnym tego przykładem stało się odcięcie komunikacyjne małych miejscowości od metropolii i w konsekwencji, wykluczenie kulturowe i obywatelskie mieszkańców wielu gmin i powiatów w całej Polsce.

 

Jakże fatalnie pomylił się Francis Fukuyama w ogłoszonej w 1992 roku pracy „Koniec historii i ostatni człowiek”. Liberalna demokracja traktowana jako niepodważalna, zdogmatyzowana religia, której szczytem i źródłem jest integracja dotychczasowych państw narodowych, wolny handel, walka z protekcjonizmem gospodarczym i globalizacja, która jak przypływ podnosi wszystkie łodzie, w Polsce - podobnie jak na Węgrzech i innych państwach, którym udało się zrzucić jarzmo komunizmu w 1989 roku, nie okazało się zadziałać niczym magiczne zaklęcie z bajki.

 

W Polsce coraz mniej pociągającym okazał się plan transferowania środków i inwestycji jedynie do wielkich metropolii i tworzenie obszernych strategii o „polaryzacyjno-dyfuzyjnym” rozwoju społeczeństw i krajów. Pomysły te nie polepszyły życia milionów zwykłych ludzi, a przez swoją sztuczność, pompatyczność i źle rozumianą elitarność pokazały, że polityki i wizje rozwoju mogą i muszą być inne. Uwzględniające trendy demograficzne i stratyfikację społeczną, odmienne kultury i prawa życia zbiorowego oraz różnorakie wzory tworzenia i działania instytucji, tradycje duchowe i last but not least - aspiracje obywateli. Podobnie jak ma to dzisiaj miejsce w wielu innych państwach, coraz mocniejszym okazywało się w Polsce pęknięcie pomiędzy mającymi nierzadko swoje korzenie jeszcze w komunizmie, powstałymi  po 1989 roku elitami, doskonale czującymi się i poruszającymi w złożonej, sieciowej konstrukcji życia społeczno-gospodarczego, a zwykłymi obywatelami. "

 

Książka "Reformy "Dobrej Zmiany" w Polsce 2015 - 2019" Łukasza Kobeszki wydana przez Instytut Współpracy Polsko Węgierskiej im. Wacława Felczaka i SZÁZADVÉG FOUNDATION