Back to top
Publikacja: 07.10.2019
Wybory samorządowe na Węgrzech
Polityka


Wybory samorządowe oficjalnie dotyczą kierowaniem miejscowościami. Ale w Budapeszcie i w dużych miastach rozstrzygnie się też los opozycji i okaże się, czy odniesie sukces szeroka koalicja opozycyjna, strategia jedynego kandydata opozycji startującego przeciwko kandydatowi partii rządzącej. Kolejne zwycięstwo pewnie prowadzącej partii rządzącej przyspieszy przetasowania w szeregach opozycji i zmniejszy szanse na zmianę rządu w 2022 r.

  1. Wybory samorządowe na Węgrzech

Tego samego dnia, kiedy odbędą się polskie wybory parlamentarne, 13 października, zostaną wybrani także burmistrzowie i radni w 3200 miejscowościach na Węgrzech. Szczególną uwagę przyciągają wybory burmistrza Budapesztu i wyścig o przywództwo 23 dzielnic stolicy. Polityka partyjna wpływa na losy mandatów 23 miast na prawach województwa, 167 miejscowości powyżej dziesięciu tysięcy mieszkańców i 19 sejmików wojewódzkich. W 2800 małych miejscowościach więcej szans mają kandydaci niezależni.

Wybory samorządowe odbywają się półtora roku po wyborach parlamentarnych i niecałe pół roku po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ostatnie wybory z dużą przewagą wygrał rządzący sojusz partii Fidesz-KDNP, podczas gdy w opozycji doszło do poważnych przetasowań.

Wybory bardziej więc rozstrzygają los opozycji, która od 2010 r. — bezskutecznie — szuka przepisu na obalenie rządu. Po wielu próbach próbują teraz zastosować formułę jednego kandydata opozycji przeciwko jednemu kandydatowi partii rządzącej (proporcje 1:1), ale tylko w niewielu miejscach udało się to zrealizować.

Partie rządzące też nie mogą siedzieć z założonymi rękami. W wielu dużych miastach wystawiają nowych kandydatów, a dobre dane poparcia — podobnie do przykładu wyborów parlamentarnych w 2002 r. — mogą zapewnić wygodę wyborcom, których trzeba będzie zmobilizować w dniu wyborów.

  1. Okoliczności 

Sojusz partii Fidesz–KDNP zdobył większość dwóch trzecich głosów w wyborach parlamentarnych w 2010 roku, dzięki czemu mógł zmienić ustawy kardynalne. Konstytucja przejściowa z 1989 r. została zastąpiona ustawą zasadniczą rozpoczynającą się od pierwszego wiersza hymnu narodowego Węgier: Niech Bóg błogosławi Węgrów!

Zmieniając ustawy wymagające większości dwóch trzecich głosów od 2014 r. liczbę posłów do parlamentu zmniejszono z 386 do 199, a samorządowy próg dostępu zwiększono z czterech do pięciu procent, a liczbę rad samorządowych zmniejszono o połowę. Kadencja władz lokalnych została przedłużona z czterech do pięciu lat, tak że burmistrzowie nie są już wybierani w roku wyborów parlamentarnych.

W ostatnich latach rząd przejął utrzymanie instytucji oświatowych i zdrowotnych, dzięki czemu budynki te pozostają własnością gmin, ale koszty utrzymania ponosi już państwo. W rezultacie budżety samorządów znacznie się zmniejszyły. Budżet Budapesztu stanowił wcześniej 5% węgierskiego PKB, a obecnie jedynie 2,5-3%.

  1. Otoczenie polityczne

Wybory samorządowe 13 października są kwestią być albo nie być raczej dla opozycyjnych partii i elit partyjnych. Po trzecim zwycięstwie partii rządzącej większością dwóch trzecich głosów lewicowa, liberalna i radykalna opozycja powinna wreszcie odnieść sukces, udowadniając swoim wyborcom, że można obalić rząd. Powinny również zajmować stanowiska, które posłużyłyby za odskocznię do wyborów parlamentarnych w 2022 r.

Sondaże opinii publicznej mierzą ponad 50% poparcia dla partii rządzących wśród żelaznego elektoratu, podczas gdy w sferze opozycji obserwujemy znaczące przetasowania. Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), wcześniej uważana za najsilniejszą partię opozycyjną, ma poparcie około 10% lub mniej, podobnie jak lewica francuska, holenderska lub niemiecka. Partia byłego premiera Ferenca Gyurcsánya, Koalicja Demokratyczna (DK), skutecznie odciąga wyborców socjalistycznych i przemawia do znacznie powyżej 10% wyborców.

Biegun liberalny jest obecnie reprezentowany przez partię Momentum, która wdarła się do węgierskiego życia politycznego dzięki — udanej — kampanii zbierania podpisów przeciwko igrzyskom olimpijskim w Budapeszcie i liczy obecnie również na około 10% wyborców. Po odejściu w zeszłym roku przewodniczącego byłej narodowo-radykalnej partii Jobbik Gábora Vony i po podziale partii straciła ona połowę swojego elektoratu i obecnie ma około 10%.Reprezentująca biegun zielony Lehet Más a Politika (LMP), która jest partią parlamentarną od 2010 r., nie byłaby teraz w stanie wejść do parlamentu.

Po stronie opozycyjnej zielona LMP, socjalistyczna MSZP i radykalny Jobbik stale słabną, podczas gdy ich wyborcy wędrują w kierunku lewicowo-liberalnej DK i liberalnego Momentum. Komunikacja budowana na korupcji, na wykształceniu się „dyktatury” lub autokracji oraz odejściu od UE nie może znacząco zwiększyć obozu wyborców partii opozycyjnych.

W przeciwieństwie do nich partie rządzące w swej kampanii koncentrują się na stabilności, odczuwalnym realnym wzroście płac i wzrastającym bezpieczeństwie publicznym, wobec czego opozycja nie może zaoferować atrakcyjnej alternatywy. Partie rządzące wielokrotnie mobilizowały swoich wyborców w kwestii migracji, która wciąż stanowi realne zagrożenie i przynosi wiele głosów od niezdecydowanych, zwłaszcza tych najbiedniejszych, w tym Romów.

  1. Berlin i  Bruksela znów zajmą się kontyngentem

W październiku Belin i Bruksela znów zajmą się kontyngentami migracji, co zakłada powtórzenie wydarzeń z 2015 r. Wtedy również najpierw chodziło o „dobrowolne” kontyngent i niewielu migrantów (1300 osób w przypadku Węgrzech). Następnie na posiedzeniu we wrześniu 2015 r. ministrowie spraw wewnętrznych UE większością głosów podjęli decyzji o obowiązkowym wprowadzeniu nazywanego wcześniej „dobrowolnym” kontyngentu, przeciwko czemu Słowacja i Węgry, a następnie także i Polska, złożyły pozew do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Trybunał w Luksemburgu w swym orzeczeniu uznał, że kontyngent jest do zaakceptowania, ale dwuletni termin na rozdzielenie 120 i 40 tysięcy migrantów upłynął w trakcie przedłużającej się procedury.

W swojej kampanii węgierskie partie rządzące rzetelnie przytaczają włoski przykład, kiedy to po opuszczeniu rządu przez antymigracyjną partię Liga i ministra spraw wewnętrznych Matteo Salviniego, lewica otworzyła porty dla migrantów. Za czasów poprzedniego lewicowego rządu włoskiego w ciągu trzech lat przybyło do Włoch 600 000 czarnych afrykańskich migrantów, więc w przypadku obowiązkowego wprowadzenia większością głosów maltańskiego paktu migranckiego efekt ssania znów by się zintensyfikował.

Migracja była wcześniej postrzegana przez liderów lewicowo-liberalnej opozycji jako pseudoproblem i uważali ją za propagandę rządową, więc w tej kwestii nie są oni wiarygodni w oczach wyborców i wielu lewicowych i radykalnych wyborców jest skłonnych głosować na partie rządzące w obliczu namacalnego zagrożenia migrantów.

  1. Kampania wyborcza

Partie rządzące prowadzą kampanię „zimną”, czyli są pasywne. Swych wyborców w dniu wyborów potrafią łatwo zmobilizować, a ich głównym przesłaniem jest kontynuacja harmonijnej współpracy między samorządami a rządem. Kandydatów opozycji ukazują jako nieprzydatnych, którzy zrobiliby z powierzonych im miast polityczny „cyrk”. Premier Viktor Orbán ledwo bierze udział w kampanii, która jest prowadzona przez kandydatów partii rządzących na burmistrzów.

Po stronie opozycji wybory do PE spowodowały poważną reorganizację. Wzmocniły się DK i Momentum, więc obie strony były zainteresowane renegocjacją porozumień opozycyjnych zawiązanych wiosną w stolicy. Jako środek ku temu wybrano w czerwcu przedwybory na głównego burmistrza opozycji, na które liberalna partia Momentum nominowała kandydata jako pierwsza. Z 52-letnim intelektualistą ze stolicy kierownictwo partii z generacji 25+ chciało dotrzeć do średniego pokolenia. Jako drugiego, kandydata nominowała DK. Ponieważ żona przewodniczącego partii Ferenca Gyurcsánya, osiągnęła w maju dla swojej partii wynik 18%, teraz też postawili na kobietę 50+. Popularna w mediach opozycyjnych reporterka Olga Kálmán, która przeszła później do imperium medialnego oligarchy renegata Fideszu, była poważnym wyzwaniem dla Gergelya Karácsonya, zwycięzcy pierwszych styczniowych przedwyborów opozycyjnych.

W przypadku zwycięstwa Olgi Kálmán zmieniliby wiosenną umowę, której głównym beneficjentem była nadal MSZP. Startujący w koalicji z socjalistami przewodniczący mini-partii Párbeszéd zrobił natomiast dobrą kampanię, więc druga preselekcja opozycji nie zmieniła wiosennego rozkładu sił.

Siła wyporu preselekcji latem się wyczerpała, ale uważany przez opozycję za „klucz do zwycięstwa” stosunek 1:1 został osiągnięty tylko w 6 dzielnicach stołecznych i w 2 miastach na prawach województwa. Na dodatek István Tarlós, główny burmistrz partii rządzącej, jest popularny również wśród opozycji i w kręgu wyborców niepewnych, a w Budapeszcie jest dwóch kandydatów, z których jeden (Róbert Puzsér) może z powodzeniem dotrzeć do tych, którzy nie głosują na żadną z partii, podczas gdy celebryta medialny Krisztián Berki do wyborców niepewnych.

Podobnie jak w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, w dużych miastach i teraz NGO próbują załagodzić spory między kandydatami opozycji i organizować przedwybory, co natomiast teraz się nie powiodło. Stołeczne negocjacje elit partyjnych nie zawsze były bowiem śledzone lokalnie, więc wielu lokalnie popularnych polityków opozycyjnych, zepchniętych na brzeg wystartowało przeciw kandydatowi koalicji opozycyjnej jako kandydaci niezależni. Partie opozycyjne prawie nie znalazły na kandydatów lokalnie uznanych ludzi, więc w wielu miejscach startują schowani za plecami lokalnych patriotów i organizacji pozarządowych. Poza jednym lub dwoma wyjątkami kolor polityczny kraju pozostanie pomarańczowy.

Zoltán Kiszelly