Back to top
Publikacja: 14.08.2019
Refleksja na temat perspektyw energetycznych Europy i Polski Po XI Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach

https://kurier.plus/sites/default/files/2018/icy-straits-glacier-e1562964289778-842x402.jpg​​


W Katowicach w dniach 13–15 maja tego roku odbył się po raz jedenasty Kongres Gospodarczy. To prestiżowe wydarzenie na skalę europejską gromadzi corocznie kilkuset eminentnych prelegentow i kilka tysięcy uczestników z całego świata. Należy pogratulować organizatorom świetnego przygotowania tak dużego kongresu. Spotkania odbywały się symultanicznie na wielu salach. Z uwagi ma mnogość tematów, nawet w wąsko wybranej dziedzinie zainteresowań, jeden uczestnik nie był w stanie jednocześnie wziąć udziału we wszystkich i musiał dokonywać trudnych wyborów. Niektóre spotkania cieszyły się tak dużym zainteresowaniem, że trudno było dostać się na salę.

W wypowiedziach wielu polityków dotyczących energii dało się zauważyć kontynuację ideologii dekarbonizacji Unii Europejskiej bez względu na merytorykę naukową, koszty ewentualnej realizacji czyjejś idée fixe i światowe trendy oraz niedostrzeganie możliwego lobbingu mogącego mieć na celu deindustrializację Europy. Część polityków w dalszym ciągu zdaje się nie rozróżniać pojęć diametralnie różnych: ‘smog’, ‘dwutlenek węgla’ i ‘trujący tlenek węgla’.

Pomimo widocznego zmęczenia związanego z licznymi wystąpieniami na kongresie, trzeba wyróżnić dużą wiedzę i merytoryczność wypowiedzi ministra Krzysztofa Tchórzewskiego. Na pewnego rodzaju wpadkę pozwolił sobie jeden z byłych polskich ministrów, który w jednej części swojej wypowiedzi zdecydowanie optował za dekarbonizacją Polski i pilnym przechodzeniu na OZE, aby w tym samym panelu zaatakować później obecny polski rząd za to, że nie stwarza korzystniejszych warunków dla kapitału zagranicznego w wydobyciu węgla w Polsce...

Tradycyjnie pozytywną postacią kolejnego już Kongresu był jego pomysłodawca, były premier, poseł do PE prof. Jerzy Buzek. Człowiek otwarty i wysokiej kultury. W wypowiedziach bardzo dyplomatyczny, nie negujący wprost paliwa węglowego, ale też nie wolny od wpływu obecnej europejskiej poprawności. Na temat dekarbonizacji otrzymał z sali pytanie: „co będzie, jeśli na drodze naukowej uda się wykazać, że teoria globalnego ocieplenia od CO2 zawiera drobne, acz niezwykle ważkie nieścisłości?”. Odpowiedź profesora nie była do końca jednoznaczna. Nawiązał do opowieści o zwolennikach teorii geocentrycznej. Trudno do końca zgadnąć, do kogo ta aluzja się odnosiła. Czy do tych, którzy uparcie bronią pochodzącej z ubiegłego wieku teorii globalnego ocieplenia powodowanego jakoby antropogenicznym CO2, czy do tych, którzy od kilkunastu lat próbują przedstawiać argumenty podważające tę teorię (właściwie wciąż tylko hipotezę).

Trochę historii.

Jak powstawała wspomniana teoria, staraliśmy się opisać w kilku kolejnych artykułach w „Kurierach WNET” z 2019 roku. W skrócie – w oparciu o spekulacje naukowe kilku naukowców, przy arbitralnym wykluczeniu licznych innych, istotnych przyczyn globalnego ocieplenia, pod koniec ubiegłego stulecia został przez Ala Gore’a, wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, wylansowany biznes spekulacyjnego handlu świadectwami emisyjnymi CO2. Jego funkcjonowanie przypomina ideologicznie zasady działania sekty (o czym było w „Kurierze WNET” nr 59). Po kilku zaledwie latach spekulacyjnej aktywności giełdowej system został w Stanach Zjednoczonych zarzucony, nawiasem mówiąc – po aferach. Szeroko zakrojona, wieloletnia akcja propagandowa, wręcz indoktrynacja kłamstwem ekologicznym, adresowana była do całych społeczeństw, w tym najmłodszych dzieci. Wykorzystano całą gamę chwytów socjotechnicznych, w tym argumenty demagogiczne. Należy do nich tzw. uderzenie uprzedzające – by wcześniej przerzucić podejrzenia na potencjalną ofiarę – czyli atak na każdego naukowca, który ośmieliłby się podważyć merytorykę ubiegłowiecznej teorii i osiąganych z niej profitów finansowych. Niemal powszechna nadgorliwość w tej aktywności dziś wprawdzie też nie skazałaby Galileusza na śmierć, ale naraziłaby na ostracyzm w środowisku, być może przewrotnie nazywając go „zacofanym płaskoziemcem”. Po wspomnianej fali w Stanach Zjednoczonych, która tam była i minęła, obecnie religia CO2 zdaje się święcić tryumfy w Europie i wkrótce zbierać żniwo wieloletniej indoktrynacji w postaci zysków ze spekulacji świadectwami emisyjnymi. Oby nie żniwo śmiertelne!

Niejednoznaczne wrażenie zaś wzbudził swoją postawą inny polityk europejski – Dominique Ristori, dyrektor generalny ds. energii Komisji Europejskiej. Trzeba mu przyznać wyjątkowe zdolności narratorskie. Jednak rzucają się w oczy pewne braki wykształcenia w dziedzinie technicznej i ekonomicznej. Chwilami sprawiał wrażenie starego wyjadacza-lobbysty. Gdyby tak było istotnie, to rodzi się pytanie – czyjego interesu? Pierwsza myśl – lobbysty Francji, mającego na celu uwikłanie Niemiec – jej odwiecznego rywala – w płacenie największych kontrybucji za emisję CO2 w Europie (przypomnijmy – Francja opiera swoją energetykę głownie na atomie; dane liczbowe i kalkulacje skutków ekonomicznych tego potencjalnego konfliktu francusko-niemieckiego zostały naszkicowane w numerze 57 „Kuriera WNET”). A może lobbysty rosyjskiego gazu lub chińskich generatorów-turbin do elektrowni wiatrowych? A może lobbysty mającego na celu deindustrializację Europy, jako przeciwwagę dla potęgi militarnej Rosji (w końcu – spadkobierczyni ZSRR). Może lobbysty potęgi Chin, które dzięki odprzemysłowieniu Europy staną się niekwestionowaną gospodarką światową numer 1 (Stany Zjednoczone wraz z Europą do tej pory wiodły prym jako tak zwany Świat Zachodni). Trzeba pamiętać, że Rosja, Chiny, Indie, Stany Zjednoczone, mając naukowców na wystarczająco zaawansowanym poziomie (czego wymaga np. nowoczesny przemysł zbrojeniowy i przemysł kosmiczny), odrzucają jako absurdalną, pochodzącą jeszcze z ubiegłego wieku teorię globalnego ocieplenia od antropogenicznego CO2 i utrzymują energetykę węglową lub wręcz ją rozwijają. Najlepszym dowodem tego jest fakt, że swoją obecność na ubiegłorocznym (2018) COP-24 w Katowicach potraktowali z przymrużeniem oka. Ewentualne nakładane tam podatki krajowe nie mają na celu niszczenia konkurencji ani wprowadzania nierówności, ani, tym bardziej, charakteru represyjnego.

Przedstawione powyżej podejrzenia wobec pana Dominique Ristoriego nie muszą być prawdziwe, więc alternatywnie na podstawie jego wypowiedzi można by dojść do wniosku, że ta determinacja w dekarbonizacji Europy to tylko jego prywatna idée fixe. Ktoś może powiedzieć, że polityk nie musi znać się na wszystkim, wystarczy, że ma od tego ekspertów i/lub sponsora. Zawsze można znaleźć lub podsunąć ekspertów, którzy przedstawią sprawę zgodnie z oczekiwaniem polityka. Innych można marginalizować lub ośmieszać.

Jednym z argumentów, na jaki powołują się politycy w lobbingu na rzecz dekarbonizacji Europy jest istnienie ponad 10 tysięcy prac naukowych. Jest to argument animatorów IPCC i handlujących emisjami; w istocie wiele z tych opracowań to tematycznie powiązane, świetne prace naukowe, tyle, że wcale nie dowodzące ocieplenia jako skutku antropogenicznego CO2. Proszę zauważyć, że nie potrzeba 10 000 prac. Wystarczyłoby ich 1000. Tu kłania się znany cytat przypisywany kilku autorom: „Kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą”.

I kilka innych cytatów:

„Żeby głosić kłamstwo, trzeba systemu – profesorów, mediów, ideałów, promowanych bohaterów...”. (abp Józef Michalik).

„Królestwo kłamstwa nie leży tam, gdzie się kłamie, lecz tam, gdzie to kłamstwo się akceptuje” (Karel Čapek, pisarz).

Jacek Musiał

Tekst pochodzi ze "Śląskiego Kuriera WNET" nr 61/2019