Back to top
Publikacja: 29.04.2019
Rodzina na cenzurowanym


Sprawa Denisa Lisova, Rosjanina, któremu szwedzkie władze odebrały trzy córki i oddały je muzułmańskiej rodzinie zastępczej, kolejny raz przypomina, że zniszczenie tradycyjnej rodziny jest jednym z podstawowych warunków powodzenia lewicowej inżynierii społecznej, która ma ambicje stworzyć nowego człowieka.

 

Córki Lisova trafiły do rodziny libańskich uchodźców po tym, jak żona Rosjanina zachorowała i ojciec rzekomo nie mógł sobie poradzić z wychowaniem dzieci. Rosjanin, praktykujący prawosławny, porwał swoje dzieci i poprosił o azyl w Polsce. Szwedzkie służby wysłały za nim Mohammeda A., członka rodziny zastępczej dzieci, by ten zabrał je z powrotem i przywiózł do Szwecji. Na szczęście się nie udało. Dlaczego na szczęście? – Młodsze córki nic nie rozumiały. Najstarsza mówiła, że trudno jej się przyzwyczaić do życia tej rodziny. Dowiedziałem się, że było to dla niej bardzo trudne, kiedy musiała przestrzegać ich poleceń. Podobnie, gdy była chora lub miała rożne problemy. Nie mogła przyzwyczaić się do tego surowego środowiska – zeznał Lisov w polskim sądzie.

Nowy świecki obyczaj

To już taki nowy obyczaj, że w krajach najbardziej postępowych, takich jak Niemcy, Wielka Brytania, Holandia, Belgia i cała Skandynawia, odbiera się dzieci przeważnie białym tradycyjnym rodzinom i przekazuje parom gejowskim, uchodźcom z Bliskiego Wschodu lub rodzinom „patchworkowym.” Nieznane są przypadki, by odbierano dzieci muzułmanom i dawano je aktywnie przeżywającym swoją wiarę chrześcijanom. Nie było też przypadku, by odebrane potomstwo wielodzietnych zazwyczaj  chasydów trafiło do muzułmanów. Skąd taka fobia na punkcie rodziny? Dlaczego niemieckie Jugendamty, norweskie Barnevernety czy szwedzkie służby socjalne wywołują panikę wśród normalnie wychowujących swoje dzieci rodziców? Rewolucjoniści posługujący się inżynierią społeczną twierdzą, że zmieniły się warunki życia społecznego, co narzuca konieczność innego ustawienia relacji pomiędzy państwem a rodziną. – Czasy się zmieniają, dlatego również instytucja rodziny musi dostosować się do wymogów nowoczesności, tak by nie była miejscem tłamszenia kobiet i praw seksualnych dzieci – twierdzą postępowcy. Prawda jest taka, że projekt budowy lewicowej utopii nabiera tempa, europejscy dygnitarze z pokolenia ʼ68 wierzą, że Manifest z Ventotene jest bliższy realizacji niż kiedykolwiek przedtem, dlatego nie mogą pozwolić, by dzieci tak skutecznie indoktrynowane w szkole i przez współczesną kulturę wracały do starych pojęć i „patriarchalnych” relacji w rodzinnym domu. 

Suwerenność władzy rodzicielskiej

W tak precyzyjnie nakreślonym projekcie ideologicznym, który sączony jest Europejczykom od dekad, państwo nie może sobie pozwolić na istnienie indywidualnych ośrodków władzy, nawet gdyby były to ośrodki władzy rodzicielskiej. Zazdrosne żądanie dostosowania się do ustroju charakterystyczne jest dla każdej władzy totalitarnej, nawet tej, która jak teraz w UE wprowadzana jest w aksamitnych rękawiczkach. Rodzina w planach światowej rewolucji kulturowej nie może pozostać poza kontrolą państwa. Obecnie dla przeprowadzenia rewolucji gender „konieczna jest i obowiązkowa globalna regulacja kulturowa” – twierdzi Marguerite A. Peeters, znana badaczka zagrożeń ze strony ideologii gender. Tutaj walka już idzie o suwerenność rodziny. Tak, ponieważ suwerenność nie dotyczy tylko narodu i jego stosunków zewnętrznych, ale suwerenność dotyczy także niezawisłości władzy rodzicielskiej od władzy państwowej. Dziś chrześcijańska rodzina musi walczyć o suwerenność na dwóch płaszczyznach: zewnętrznej i wewnętrznej. Pierwsza z nich to konieczność uniezależnienia władzy rodzicielskiej od uniwersalistycznych systemów ideologicznych, takich jak globalna kultura gender, rekomendacje ONZ dla rządów w tym zakresie oraz pomysły unijnych komunistów. Druga płaszczyzna to niezależność władzy rodzicielskiej od państwa. I chodzi tutaj o niezależność faktyczną, nie prawną. We wspomnianych krajach skandynawskich czy Niemczech rodzice mają prawną zwierzchność nad swoim potomstwem, ale już nie faktyczną. Tam państwo zupełnie przejęło kontrolę nad wychowaniem i duszą dziecka. Rodzice są tam de facto traktowani jako funkcjonariusze państwa realizujący oficjalny program wychowawczy narzucony z góry. Każde odchylenie od normy skutkuje interwencją innych funkcjonariuszy – ich nadzorców z ośrodków wychowawczych. Za rządów koalicji PO-PSL takie odbieranie dzieci rodzinom wielodzietnym ze względu na rzekome „ubóstwo” już się powoli zaczynało. Od czasów rządu dobrej zmiany ten trend został zahamowany, choć niestety nie zniknął.

Dzieci do przytułku

Do nas wraca to jak bumerang i w nieco zmienionej formie. Gdy po II wojnie światowej komuniści w Polsce wprowadzali nowy ustrój totalitarny, jedną z pierwszych ofiar miała być właśnie rodzina. „Skądże więc wspołcześnie rodzinę otacza tyle zgiełku jarmarcznego, krzyku i pasji? Każdy niemal włóczęga rozwiera jej podwoje i rzuca w spokojne zacisze domowe dziwne jakieś i namiętne słowa: Rodzina nie jest Boża – należy do państwa!, Małżeństwo wasze ma być cywilne! , Nie wolno wam oddawać się Bogu!, Śluby wasze są rozerwalne!, Oddajcie swe dzieci państwu, gminie – wszystko jedno komu! Te dzieci nie są wasze! Wyście im dali życie? Jesteście tylko funkcjonariuszami państwa! [...] Oto dzieło ducha pogańskiego!” – pisał w tamtym okresie zaniepokojony ks. Stefan Wyszyński. – Ten stan, który mamy w tej chwili w Europie czy szerzej w cywilizacji zachodniej, jest konkretnym skutkiem rewolucji, która przetoczyła się już przez instytucje i społeczeństwa Zachodnie i zniszczyła klasę polityczną. Rodzina, Kościół, patriotyzm są w tej chwili celem ataku rewolucyjnego. Istotą jest rozbicie każdej więzi, każdej tożsamości, zacieranie granic między kobietą a mężczyzną, dzieckiem a dorosłym, człowiekiem a zwierzęciem. To zaszło bardzo daleko, jeśli spojrzymy na amerykańskie filmy, tzw. Zapełniacze czasu, to zobaczymy, że tam normalna rodzina jest wyjątkiem. Tam zazwyczaj widzimy matkę samotnie wychowującą dziecko – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” dziennikarz i znawca sekt Robert Tekieli. Jak ważną przeszkodą dla heroldów światowej rewolucji jest rodzina, świadczą plany iluminatow i objawienia w  Fatimie. Iluminaci, tajne stowarzyszenie założone w 1776 roku przez Adama Weishaupta, postawiło sobie pięć głównych punktów w drodze ku Nowemu Porządkowi Świata. To zniszczenie istniejących rządów, likwidacja postaw patriotycznych, likwidacja własności prywatnej, likwidacja prawa dziedziczenia własności, likwidacja rodziny jako podstawowej komórki ludzkiej i wprowadzenie grupowego wychowania dzieci przez państwo oraz zniszczenie wszelkiej religii. I choć dziś iluminaci jako jeden ośrodek władzy nie istnieją, to wypracowane przez nich techniki psychomanipulacji i powyższe punkty stosowane są do dzisiaj m.in. przez loże masońskie. Brzmi jak bajka o żelaznym wilku? W 2014 roku rzecznik Kościoła Szatana w Stanach Zjednoczonych, Lucien Greaves, przyznał w wywiadzie dla dziennika „The Detroit Metro Times”, że „homoseksualne małżeństwa” to ich „sakrament”, a aborcja zajmuje wysokie wśród priorytetów ich wiary. – Ograniczenie aborcji narusza nasze satanistyczne przekonania religijne – dodał Greaves, absolwent Harvardu w dobrze skrojonym garniturze. Karol Marks też twierdził, że aborcja jest punktem, z którego rewolucja nigdy nie może zrezygnować.

Nie wyszło z likwidacją własności prywatnej, ale rewolucjoniści nie ustępują i choć tutaj w Polsce może nam się to wydawać nieprawdopodobne, to na zachodzie Europy rozkład  rodziny już się udał. Tam coraz mniej normalnych rodzin, nawet w tak katolickich tradycyjnie krajach jak Hiszpania czy Włochy. To, co zostało z tradycyjnego porządku, to resztki. We Francji, jeśli rodowici Francuzi są w stałym związku małżeńskim i mają więcej niż trojkę dzieci, każdy wie, że to „catho” – wierzący „katole”.

Fatima i rodzina

Siostra Łucja, bezpośredni świadek objawień maryjnych w Fatimie, napisała przed śmiercią poruszający list mówiący o wielkiej walce o rodzinę do kardynała Carla Caffarra. Gdy Jan Paweł II zlecił mu przygotowanie projektu powołania Papieskiego Instytutu dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną, kardynał napisał list do siostry Łucji z prośbą o modlitwę. – W niewytłumaczalny sposób, ponieważ nie spodziewałem się odpowiedzi, skoro prosiłem tylko o modlitwę, otrzymałem długi list z jej podpisem, kory jest obecnie w archiwach Instytutu.

W liście znajdziemy następujące słowa: „Ostateczna bitwa między Panem a królestwem szatana będzie o małżeństwo i rodzinę. Nie obawiaj się, ponieważ każdy, kto pracuje dla świętości małżeństwa i rodziny, zawsze będzie zwalczany i zawsze będzie napotykał wiele przeciwności, gdyż jest to kwestia kluczowa. Potem stwierdziła: „Niemniej jednak Matka Boża zmiażdży mu głowę” – tłumaczył kardynał. Jan Paweł II głęboko przejęty przesłaniem z Fatimy powołał do życia aż trzy instytucje służące rodzinie. 13 maja 1981 r., w dniu zamachu na swoje życie, utworzył Papieską Radę ds. Rodziny. W 1982 roku papież powołał Papieski Instytut Rodziny, mający swoje filie w Waszyngtonie, Meksyku i Walencji. W 1994 roku powstała Akademia Życia, złożona głownie z osób świeckich. Janowi Pawłowi II bardzo zależało na diecezjalnym duszpasterstwie rodzin. Podczas swoich pielgrzymek spotykał się z rodzinami wielodzietnymi. W Liście do rodzin „Gratissimam sane” pisał: „Pośród tych wielu dróg [Kościoła] rodzina jest drogą pierwszą i z wielu względów najważniejszą. Jest drogą powszechną, pozostając za każdym razem drogą szczególną, jedyną i niepowtarzalną, tak jak niepowtarzalny jest każdy człowiek. Rodzina jest tą drogą, od której nie może on się odłączyć”. Rodzina była duszpasterskim priorytetem Jana Pawła II. Pytany kiedyś, jak chciałby być wspominany przez potomnych, odpowiadał: „chciałbym być nazywany papieżem  rodziny”. Optymistyczne w tym wszystkim jest to, że bez tak fundamentalnej instytucji współżycia zbiorowego, jaką jest rodzina, żadne państwo, nawet totalitarne, funkcjonować nie może. Próbowało już wielu i szybko się wycofywali. I francuscy jakobini chcieli wychowywać obywateli dla państwa bez pośrednictwa rodziców, i bolszewicy propagujący w początkowym okresie wolny seks i wychowywanie dzieci w komunach, i III Rzesza, i Mao w Chinach. Bez rodziny państwo po prostu zamieniało się w chaos.

 Rodzina kształtuje obywatela

„Rodzina daje społeczeństwu najwspanialsze dary, bez których ono istnieć by nie mogło. Rodzina człowieka wychowuje i przez to wprowadza do współżycia z ludźmi. Rodzina uzdalnia człowieka nie tylko do życia fizycznego, ale i do współżycia społecznego. Z rodziny człowiek wynosi początki pojęć moralnych i społecznych. Rodzina wpaja również w duszę dziecka obywatelskie poczucie prawa i porządku, a wpaja je nie siłą i przemocą, ale miłością. Bez troski społeczeństwa, bez budżetów państwowych rodzina ponosi cały ciężar utrzymania, wychowania dzieci i uzdolnienie ich do samodzielnego życia. Co obywatel wynosi z rodziny, to wnosi do życia narodowego i państwowego. Koniec rodziny – to upadek społeczeństwa” – pisał w książce „Miłość i sprawiedliwość społeczna” – kard. Stefan Wyszyński. Zdrowa rodzina jest miejscem, które kształtuje w człowieku cnoty patriotyzmu, samodyscypliny, uczciwości, pracowitości, zdrowego rozsądku – tego wszystkiego, z czego potem korzysta państwo. Ale takie wychowanie nigdy nie jest neutralne światopoglądowo. Zresztą nie istnieje wychowanie neutralne. Wychowanie laickie jest świadomie i celowo postawą antyreligijną, która skutkuje wypuszczaniem w dorosłe życie „tych, których nie obchodzą ich przodkowie, i którzy nie będą zajmować się żadnym ze swych następców i porzucą starych rodziców” – jak pisał Richard M. Weaver.

 

Jakub Pacan 

 

Tekst ukazał się w Tygodniku Solidarność  nr 17