Back to top
Publikacja: 17.04.2019
Zrośnięci z katolicyzmem

 


 


 

 

Mimo alarmujących raportów i dużych oczekiwań lewicy młodzi Polacysą wciąż najbardziej religijni w Europie. Impulsu do szybkiej i masowej sekularyzacji nie widać

 

 

Jest bardziej niż oczywiste, że część polityków, komentatorów i ludzi o lewicowych poglądach w Polsce z dużą nadzieją oczekuje laicyzacji społeczeństwa. Upatrują w tym zmiany kraju. Wiadomo, jak miałby wyglądać ten zmieniony kraj: większa swoboda przeprowadzania aborcji, legalizacja związków jednopłciowych i ewentualnie legalizacja eutanazji. Oczekiwania narosły do tego stopnia, że już samo przygotowywanie filmu „Kler” część wiązała z rychłym kryzysem religijności. I oczywiście jeśli CBOS wykonał badanie przed emisją w kinach „Kleru” Smarzowskiego i po niej, to wykazał, że pojawiło się więcej negatywnych ocen w postrzeganiu Kościoła. – Fakt, że 5 mln ludzi obejrzało ten film, nie przełożył się jednak na spadek zaufania do Kościoła w dłuższej perspektywie i z badania CBOS wynika, że pod koniec 2017 r. to zaufanie deklarowało 55 proc. Polaków, a jesienią 2018 r., czyli już po emisji filmu w kinach, zaufanie wzrosło do 57 proc. – wskazuje Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej. Głośny film nie miał też przełożenia na deklarowaną religijność Polaków (nadal ponad 90 proc. deklaruje się jako katolicy). Wydaje się więc, że polscy katolicy dość dobrze oddzielają sprawę istoty samej wiary od instytucji kościelnych. I to jest wniosek, który, z wiadomych względów, w lewicowej prasie marginalizowano. To naprawdę już koniec? Przeciwnicy Kościoła tworzą entuzjastyczne nagłówki artykułów. „Polska globalnym liderem... w spadku religijności” – pisał kilka miesięcy temu Krzysztof Pacewicz w OKO.press (choć już z samego tytułu wynika, że  interpretuje wyniki badania tak, by pasowały do przyjętej tezy); „Polska religijność w kryzysie” – twierdził Sławomir Sierakowski w „Polityce” (jemu z kolei wydawało się, że rekordowa oglądalność „Kleru” to znak desakralizacji Kościoła, który wszędzie był wstępem do sekularyzacji; przywoływał też artykuł Pacewicza o badaniach); „Młodzi Polacy. Religijni bez wiary, pobożni bez modlitwy” – wytykał w marcu tego roku w „Newsweeku” Jarosław Makowski (oczywiście też przywołał badanie Pew Research Center opisane wcześniej w OKO.press i „Polityce”).  Warto bliżej przyjrzeć się opublikowanym w połowie ubiegłego roku danym Pew Research Center, które dotyczyły 106 krajów świata. Porównano stopień religijności (religia jako coś bardzo ważnego w życiu) osób w wieku 18–39 lat z osobami powyżej lat 40. Okazało się, że tylko w dwóch krajach młodsi deklarowali większą religijność (w Gruzji i Ghanie), w reszcie krajów zawsze osoby starsze okazywały się bardziej religijne. Największy rozdźwięk dzielił Polaków. Różnica w przyznawaniu religii wielkiej wagi w życiu sięgała prawie 25 punktów procentowych. Bardzo podobnie jest w Grecji, Chinach czy Rumunii. Czy na tej podstawie można stawiać tezę o spadku religijności Polaków? – Nie mamy zasadniczego pokoleniowego rozdźwięku – mówi Przeciszewski. I tłumaczy: – Taka tendencja, że młode pokolenie jest mniej religijne niż starsze, istnieje od dawna, od kiedy prowadzone są badania socjologiczne. Nie można do tego podchodzić alarmistycznie i wieszczyć, że za 50 lat nie będzie nikogo w kościołach, bo starsi wymrą. Wniosek o silnej sekularyzacji jest nieuprawniony. Natomiast fakt, że religijność młodych ludzi jest mniejsza, powinien być impulsem dla duszpasterstwa. I przecież nim jest – mieliśmy w ubiegłym roku specjalny synod poświęcony młodym. A w tym roku adhortację apostolską posynodalną do młodych. Oni powinni być w centrum uwagi Kościoła, zawsze o tym przypominał św. Jan Paweł II. Badanie CBOS z 2018 r. wskazało np., że odsetek głęboko wierzących Polaków wśród najmłodszych grup wiekowych wynosi 5 proc. i jest trzykrotnie niższy niż wśród mających 65–74 lata oraz sześciokrotnie niższy niż wśród osób mających 75 lat i więcej. To dużo większa różnica niż w badaniu Pew Research Center, które ma zwiastować rychłą laicyzację następnego pokolenia rodaków. Oczywiście dane dotyczące aktywnego uczestnictwa wiernych w obrzędach publikowane przez Instytut Statystyki Kościoła pokazują, że uczestnictwo we mszach i przyjmowaniu komunii św. wśród wiernych jest mniejsze niż przed laty. – Nie sprawdziły się jednak prognozy sprzed 30 lat, że wraz z przyjściem wolności czy gospodarki liberalnej doświadczymy gwałtownej sekularyzacji, jednak mamy do czynienia z pełzającą sekularyzacją – wskazuje prezes KAI. – Jeśli porównamy wskaźnik uczestnictwa we mszach z końcówką lat 80. czy 90., to widzimy spadek z ok. 50 proc. Wiernych do niecałych 40. Ten trend wydaje się jednak stabilizować od roku 2012. Ostatnie badanie – obejmujące rok 2017 – wykazało (wprawdzie niewielki, ale jednak) przyrost wiernych uczestniczących we mszach – o 1,6 punktu procentowego. Wzrósł też odsetek przystępujących do komunii św. – o 1 punkt procentowy. – To jest pewna sinusoida, nie wiemy, co będzie dalej. Oby wzrost w 2017 r. okazał się trwały – komentuje Przeciszewski.

Bastion religii w Europie

W polskich mediach nie przebiło się inne, ciekawe badanie opublikowane w ubiegłym roku. To badanie „Europejscy młodzi dorośli i religia” przeprowadzone w latach 2014–2016 przez Stephena Bullivanta, profesora teologii i socjologii religii w St Mary’s University w Londynie. Wynika z niego jednoznacznie, że Europa się dechrystianizuje. Postępuje proces laicyzacji społeczeństw. W nowej generacji, czyli osób w wieku 16–29 lat, najbardziej zlaicyzowani są Czesi. 91 proc. z nich deklaruje, że nie ma związku z żadną religią. Podobnie jest w Estonii, gdzie niezwiązanych z religią jest pomiędzy 70 a 80 proc. badanych. Ponad 70 proc. deklarujących brak związku z wiarą jest też w Szwecji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Na tej mapie ucieczki od religii jest przeciwny biegun. Tam są młodzi Polacy. To oni najczęściej w Europie potwierdzają swoją religijność. Aż 83 proc. czuje się z nią związanych. Jako niereligijni definiuje się zaledwie 17 proc. z nich. I są to przecież prawie bez wyjątku katolicy – ponad 80 proc. z nich określa się jako chrześcijanie. Inaczej też niż na poziomie krajowym postrzegać można uczestnictwo w obrzędach religijnych młodych Polaków. Mocno wyróżniają się na tle Europy. Blisko 40 proc. z nich chodzi do kościoła poza świętami i specjalnymi okazjami raz na tydzień lub częściej. Doliczając 49 proc. tych, którzy deklarują przychodzenie rzadziej niż raz w tygodniu, mamy tylko 12 proc. niechodzących do kościoła nigdy. To najmniej ze wszystkich badanych krajów. Wśród tych, którzy najczęściej po Polakach chodzą do kościoła co najmniej raz w tygodniu, są Portugalczycy – deklaruje to 20 proc. z nich, czyli dwa razy mniej niż naszych młodych rodaków. Na trzecim miejscu są Irlandczycy – 15 proc. z nich deklaruje uczestnictwo w obrzędach co najmniej raz w tygodniu. Przy czym w Irlandii i Portugali mniej deklaruje się jako chrześcijanie – odpowiednio 59 i 57 proc. Młodzi Polacy najczęściej się też modlą. Co najmniej raz w tygodniu czas na modlitwie spędza połowa z nich. Nigdy nie modli się 17 proc. To najniższy wskaźnik w całym badaniu. W Czechach nigdy nie modli się 80 proc. młodych, w Szwecji, Danii, Estonii, Holandii – ok. 70 proc. – Dawno temu pod względem religijności wyprzedzały nas Irlandia i Malta, ale to się zmieniło. Jesteśmy dziś na pierwszym miejscu w Europie i palmę pierwszeństwa dzierżymy dziś z obszarem zachodniej Ukrainy. Na Litwie już się pogorszyło – mówi Marcin Przeciszewski. – Coraz więcej socjologów zaczyna mówić o tym, że obszar masowej sekularyzacji może być zjawiskiem wyłącznie zachodnioeuropejskim, czyli dość ograniczonym. Sztandarowa teza socjologów lewicy o tym, że modernizacja społeczeństwa oznacza sekularyzację, okazuje się nieprawdziwa, biorąc pod uwagę globalne trendy – zaznacza.  

Kto zamiast chrześcijan?

A patrząc globalnie, można też zastanawiać się, co czeka nas, gdybyśmy wpisali się jednak w europejski trend, choć z dużo bardziej rozciągniętą w czasie przemianą społeczną. Wydaje się, że nie czeka nas powszechny ateizm. Chociaż to paradoksalne, to religijność na świecie rośnie. W ubiegłym roku przekrojowe dane opublikował „The Guardian”. Wynika z nich, że w sumie na świecie 84 proc. ludzi deklaruje przynależność do jakiejś grupy religijnej. I religijność społeczeństwa rośnie wszędzie na świecie poza Europą Zachodnią i Ameryką Północną. A najszybciej rozwijającą się religią na świecie jest islam. Powód jest dość oczywisty. To demografia. Średni wiek chrześcijanina to 30 lat, muzułmanina– 23, hindusa – 26. Muzułmanki rodzą średnio 2,9 dziecka, wszystkie pozostałe kobiety na świecie średnio – 2,2 potomka. Chrześcijanki średnio rodzą 2,6 dziecka, ale biorąc pod uwagę wymiar globalny, w samej Europie liczba zgonów chrześcijan przewyższa liczbę narodzin. Można zaryzykować tezę, że gdy Europa całkowicie przestanie być chrześcijańska, to społeczeństwa nie staną się jakimś dojrzałym ateistycznym tworem przyszłości. Raczej dobrze wiadomo, kto nas zastąpi. Na szczęście nas, Polaków, jako ostatnich.

 

Łukasz Zboralski

 

Tekst ukazał się w tygodniku DoRzeczy