Back to top
Publikacja: 09.03.2023
Sieci Przetrwania: Czerwona transformacja biznesu i mediów
Historia

Majątki narodowe Polski i Węgier w podobny sposób ucierpiały podczas transformacji ustrojowej. Proces ten dotknął również media, a jego efekty widać było jeszcze wiele lat po zmianie systemu. O tym między innymi dyskutowali paneliści biorący udział w konferencji Sieci Przetrwania.


Piotr Włoczyk

Zbliżający się koniec systemu komunistycznego sprawił, że funkcjonariusze resortów siłowych zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech postanowili zadbać o swoją przyszłość, wykorzystując do tego swoją pozycję i majątek państwowy. W Polsce przykładem takiego działania było stworzenie w 1989 roku firmy Dyskam, która miała się zajmować świadczeniem usług ochroniarskich. Stał za tym generał milicji Jerzy Gruba, który wykorzystał do tego majątek podlegającego mu klubu sportowego GTS Wisła Kraków. Przykład ten przywołał w swoim wystąpieniu dr hab. Daniel Wincenty z Uniwersytetu Gdańskiego, znawca transformacji ustrojowej w Polsce. Podkreślił jednak, że nie sposób traktować komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jako zbiorowego aktora, który nadzorował przechodzenie funkcjonariuszy do nowych realiów.

Profesor Őze Sándor z Katolickiego Uniwersytetu im. Pétera Pázmánya wygłosił z kolei ciekawą prelekcję pt. „Inteligencja humanistyczna a transformacja ustrojowa”, opisując, jak różne i zawiłe były życiorysy węgierskiej inteligencji w czasach komunistycznych. Podobnie jak w przypadku Polski, część humanistycznej elity zdecydowała się na jawną kolaborację z władzami komunistycznymi, czerpiąc z tego pokaźne profity. To swoiste intelektualne „skażenie” powodowało następnie, że po zmianie systemu ta część intelektualistów zawarła sojusz z ideowymi przeciwnikami narodowej, antykomunistycznej tradycji, takimi jak m.in. George Soros. Z drugiej jednak strony również na Węgrzech większość inteligencji humanistycznej, mimo pokus materialnych, nie pozwoliła się zaprzęgnąć komunistom do firmowania czerwonych porządków.

W dalszej części konferencji dr Judit Tóth przedstawiła życie pierwszych sekretarzy wojewódzkich po transformacji na Węgrzech. Węgierscy komuniści w latach 80. postanowili wymienić kadry na tym szczeblu, stawiając na młodsze pokolenie. I choć nowi sekretarze wojewódzcy nosili dżinsy i modne fryzury, to ta PR-owska w gruncie rzeczy zmiana nie była w stanie w żaden sposób uratować systemu, który był skazany na niepowodzenie. Potransformacyjne losy węgierskich pierwszych sekretarzy wojewódzkich pokazują, jak „aksamitna” była dla nich ta zmiana.



Bezpieka na swoim

W połowie 1989 roku Służba Bezpieczeństwa liczyła 24 tys. funkcjonariuszy. Obawiając się głębokich przemian, w ciągu kolejnego roku ze służby na emerytury, renty, do biznesu lub do milicji przeszło ok. 10 tys. z nich. W połowie 1990 roku do weryfikacji przez nowe, niekomunistyczne władze Polski przystąpiło 14 tys. funkcjonariuszy policji politycznej. Tematowi przepoczwarzenia się SB w UOP wykład poświęcił dr Tomasz Kozłowski z IPN.

Ostatecznie 10 tys. funkcjonariuszy przeszło weryfikację pozytywnie. Resztę uznano za pracowników niegodnych zaufania.

Urząd Ochrony Państwa, który powołano zamiast SB, miał jedynie 5 tysięcy etatów. W związku z tym jego trzon stanowili funkcjonariusze reżimu komunistycznego, co miało swoje negatywne konsekwencje dla funkcjonowania niepodległej Polski.

– W 1996 roku wciąż dwie trzecie funkcjonariuszy wywodziło się z SB. Jak widać, zbyt wolno postępował proces wymiany kadr. Szczególna sytuacja panowała pod tym względem w wywiadzie. Poza pojedynczymi przypadkami nikt nie został tam zweryfikowany. Wynikało to z faktu, że nowe elity polityczne w Polsce uznawały ludzi wywiadu komunistycznego za profesjonalistów, którzy nie zajmowali się sprawami politycznymi, nie prześladowali Kościoła – tłumaczył dr Kozłowski.

Dużą rolę odgrywało w tej kwestii poparcie udzielane funkcjonariuszom wywiadu przez USA. Ameryka korzystała w latach 90. z pomocy polskiego wywiadu, głównie w operacjach prowadzonych na Bliskim Wschodzie, w związku z czym Waszyngton w roztoczył nad tymi oficerami coś na kształt parasola ochronnego.



Gospodarka i media

Na temat styku polityki i gospodarki w trakcie transformacji w Polsce i na Węgrzech dyskutowali dr Borvendég Zsuzsanna z Centrum Badań Historycznych Węgierskiego Instytutu Badawczego, Mező Gábor – dziennikarz MTVA – oraz dr Michał Przeperski z Instytutu Historii Nauki PAN.

O skali trudności, jaką czekały Węgry w trakcie przechodzenia od komunizmu do kapitalizmu, dobrze świadczy powiedzenie: „Kiedyś robiono zupę rybną z ryby, a teraz z zupy rybnej trzeba zrobić rybę”. Dyskutanci zgodzili się, że o ile w Polsce trudno mówić o wykształceniu się oligarchii postkomunistycznej, o tyle w przypadku Węgier doszło do takiego procesu. Jak zwróciła uwagę dr Borvendég, tragedią Węgier było to, że tamtejsi oligarchowie nie kierowali się interesem swojego państwa, lecz ich myślenie zawsze nastawione było w „kierunku imperialnym” – najpierw była to Moskwa, a później stolice państwa zachodnich.

O podobieństwie trudności Węgrów i Polaków w procesie transformacji wiele mówi los cukrowni w obu tych państwa. Zarówno nad Wisłą, jak i nad Dunajem te świetnie prosperujące zakłady przeszły w ogromnej większości w ręce zachodnich koncernów, które wykorzystały słabość obu gospodarek w okresie przechodzeni od komunizmu do kapitalizmu.

Ostatni panel poświęcony był drodze, jaką przeszły media w Polsce i na Węgrzech na przełomie lat 80. i 90. Prowadzący panel red. Marcin Bąk zwrócił uwagę, że prawica w Polsce musiała czekać aż do 2013 roku na swoją pierwszą telewizję – TV Republika (jeżeli nie liczyć katolickiej TV Trwam). – To pokazuje, jak zablokowane były media przez stary układ – mówił red. Bąk.

W dyskusji brała również udział red. Dorota Kania, która jest współautorką serii książek „Resortowe dzieci”, opisujących związki polskich elit medialnych i biznesowych z przedstawicielami reżimu komunistycznego. – To nie tylko związki krwi, ale przede wszystkim resortowy sposób myślenia, który pracownicy mediów przejęli od swoich poprzedników – wskazywała red. Kania, przywołując historię Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”, która w czasach PRL była potężnym koncernem medialnym. Po upadku PRL majątek czołowych mediów trafił w znacznej mierze w zarząd lewicy, która wykorzystała to do budowania wpływów politycznych.

Redaktor Kania przywołała przykład Jerzego Urbana, który w latach 80. był rzecznikiem reżimu gen. Wojciecha Jaruzelskiego, a po 1989 roku był właścicielem wpływowego tygodnika „NIE”, który zajmował się głównie zwalczaniem Kościoła i tradycji narodowych.

W dyskusji na temat rynków medialnych w Polsce i na Węgrzech brali też udział Szadai Károly, członek Węgierskiej Rady Mediów, oraz dr Soós Viktor Attila z Komitetu Pamięci Narodowej oraz z Katolickiego Uniwersytetu im. Pétera Pázmánya.

Jak podkreślili węgierscy dyskutanci, na Węgrzech komunizm nie upadł – jak określa się ten proces w Polsce – lecz doszło do zmiany systemu. Nad Dunajem większość mediów trafiła po transformacji w ręce kapitału zagranicznego, co zostało odwrócone w trakcie rządów Viktora Orbána. Redaktor Kania podkreśliła, że podobnie wygląda sytuacja w Polsce, gdzie po wykupieniu większości tytułów lokalnych przez niemiecki kapitał PKN Orlen odkupił w 2021 roku od Niemców wydawnictwo Polska Press.